Rozdział 92

Na życzenie pewnej słodkiej osóbki <3

- Krystian-? - Zagaił Zarębski. 
- Co się stało? - Dopytał Olo, widząc prawdziwy rollercoaster uczuć w oczach swojego przyjaciela. Złapał go pod pachami i posadził na kanapie. Sam zajął miejsce obok. 

Chłopak zamknął rozchylone usta. Jego oczy zrobiły się jeszcze bardziej szkliste. Wlepił swoje ciemne tęczówki w granatowe oczka maskotki. Prawą dłoń przeniósł na jej policzek i parę razy delikatnie przesunął po nim kciukiem. Lewa dłoń również pojawiła się na policzku zabawki. Krystian zetknął się czołem z twarzą pluszowego misia. Na swoim nosie zamiast ciepłej skóry czuł chłodny, gładki plastik.
Zamknął oczy i wtulił głowę w szyję maskotki. Łzy skapnęły na jego przedramiona. Uparcie wtulał swoją głowę w szyję misia. Twarz miał skierowaną w dół. Maskotka dalej pachniała jego Bohaterem. Boże, jak on tęsknił za tym zapachem... Nieco przekręcił głowę i wsunął nos w miękkie, sztuczne futerko. Maskotka powoli robiła się coraz cieplejsza. ...Miło, że nadal działała.

Chłopak przysunął do siebie misia. Nogami owinął dolną część jego ciała, natomiast rękami objął jej grzbiet. Twarz zjechała po puchatej szyi i wciśnięta została w miękki, pluszowy bark.

---

Olo i Zarębski ze zdziwieniem obserwowali poczynania Krystiana. Chłopak sprawiał wrażenie, jakby miał obok siebie żywą osobę. Policjant zwilżył usta. Czuł, że powinien wykorzystać tą sytuację. Spróbować podrążyć.

Ale jak miałby się do tego zabrać-?

Chłopak wklejał się w maskotkę. Łzy powolnym tempem spływały z jego gęstych rzęs i kończyły na rozgrzanej emocjami skórze.

- Masz fajnego misia, wiesz? - Zaczął Olo. Kucnął przed nim. - Powiesz, kto ci go dał? - Spytał i zerknął na drugiego. Ten skinął głową.
- Aru... - Szepnął chłopak, wtulając nos w szyję maskotki.
- Kto to ,,Aru"? - Zapytał policjant. Chłopak nieco odsunął misia. Spojrzał przed siebie, jak gdyby zamiast zerkać na podłogę, zerkał w przeszłość.
- Mój... chłopak... - Wydusił młodszy. Policjanci spojrzeli po sobie. ,,Krystian miał chłopaka?!", pytały jasne oczy Zarębskiego. Olo wzruszył ramionami. Sam dopiero co się o tym dowiedział.
- Masz chłopaka? - Zapytał. - Gdzie on jest? - Dodał. Oddech młodszego znów zrobił się nieregularny.
- Nie żyje... - Szepnął. Zagryzł w ustach miękki materiał. Wystarczająco już dzisiaj płakał.
- Boże, Dzieciaku... - Mruknął zszokowany policjant. Wyciągnął do niego ręce i mocno go do siebie przytulił. Chłopak nie odwzajemnił jednak uścisku. Nadal kurczowo wczepiał się w maskotkę. - Tak mi przykro... - Szepnął do jego ucha.
- Powiesz gdzie się poznaliście? - Zapytał cicho szef. Chłopak pociągnął cicho nosem.
- On... mi pomógł... - Mruknął, przecierając wilgotne policzki rękawem bluzy.
- Kiedy ci pomógł?
- Po tym jak pierwszy raz mnie... skrzywdzili... - Szepnął, ostatnie słowo wypowiadając niemal samymi ustami. Nie płakał już. Po prostu odpowiadał na pytania, wtulając policzek w bark przytulanki. Miał wrażenie, że cała pachnie jego ukochanym. Chociaż... może naprawdę tak było-?

- Co... się z nim stało? - Spytał niepewnie Piotr. Naprawdę nie był pewien, czy powinien zadawać to pytanie.
- Zabili go... - Mruknął. Znowu poczuł łzy w oczach. Zagryzł wargę.
- Kto-? - Dopytał zszokowany Olgierd. W najśmielszych snach nie przypuszczałby, że jego przyjaciel zostanie tak skopany przez los.
- M-mój właściciel... - Szepnął, znowu wycierając mokre policzki. - Przejeżdżaliśmy obok jego domu... widziałem, jak się palił... - Mruknął. - Cały dom stał w ogniu... - Zapłakał i mocno wcisnął twarz w maskotkę.
- Chodź tu, Mały... - Westchnął Olo i przysunął go do siebie.
- Tak bardzo go kochałem... - Zapłakał nagle, wtulając twarz w obojczyk policjanta. - Jego dzieci mnie kochały... Jego córeczka mówiła do mnie ,,tatusiu"... - Wydusił. - Gdybym go posłuchał... może by żyli... - Dokończył.
- Posłuchał-? - Powtórzył Zarębski. Jego głos był ledwie słyszalny.
- Aru prosił, żebym to gdzieś zgłosił... Powiedział, że we wszystkim mi pomoże... A ja... tak cholernie się bałem... - Wyznał. Położył się na kolanach policjanta i wtulił głowę w jego ciepłe udo. Od razu poczuł znajomą dłoń na głowie. - Było mi tak cholernie wstyd... - Zapłakał znowu. Olo złapał go i podniósł, a następnie mocno do siebie przycisnął, kładąc policzek na jego ciemnych włosach. Zerknął na szefa. Ten stał kilka kroków od nich. Na twarzy miał istną mieszankę wybuchową. Złość mieszała się ze smutkiem, współczuciem, zrozumieniem i nutką czystej, niczym niepochamowanej wściekłości na tę podłą kreaturę, która zgotowała takie piekło niewinnemu chłopakowi.

Szef wyjął telefon i szybko coś napisał, po czym pokazał to policjantowi.

,,Idę szukać tego skurwysyna. Zajmij się nim. Jakby coś jeszcze powiedział to daj znać."

Olo skinął głową i westchnął, po czym wsunął nos w miękkie, ciemne włosy. Chłopak siedział u niego na kolanach, mocno wciskając się w jego klatkę piersiową. Zarębski po cichu wyszedł z mieszkania. Policjant zgarnął koc z oparcia i szczelnie owinął im tą biedną istotkę. W życiu nie powiedziałby, że chłopak może być po takiej traumie... Gdyby wtedy wiedział... Zrobiłby wszystko, żeby mu pomóc... Oddałby mu każdy grosz i każdą sekundę swojego życia... Zabiłby tego skurwiela gołymi rękami...
Rozumiał jednak emocje, które kierowały jego przyjacielem. Mężczyźni rzadko zgłaszają gwałt... Rzadziej niż kobiety... Boją się, wstydzą...
Policjant westchnął i zamknął oczy. Nie chciał o tym myśleć.
- Chcesz herbaty? - Spytał nagle. Chłopak mruknął coś niezrozumiale, wtulając się w jego klatkę piersiową. - Zrobię ci. - Rzucił i odłożył młodszego. Ten położył się na kanapie wtulając policzek w białą skórę.

---

Wrócił niosąc ze sobą dwa kubki pełne ciemnego, słodkiego płynu.
- Głowa mnie boli... - Wyjęczał chłopak, kładąc wspomnianą część ciała na udzie przyjaciela.
- To pewnie od płaczu. - Mruknął współczująco policjant. Położył dłoń na chłodnym stoliku, a po chwili wplótł palce w ciemne, gęste włosy. Chłopak westchnął z ulgą. - Lepiej? - Spytał.
- Mhm... - Zamruczał młodszy.

- Przepraszam... - Szepnął nagle.
- Za co? - Zapytał Olo.
- Za to, że tak płaczę... - Mruknął. - Za to, że czasami zachowuję się jak pies... Za to, że zrobiłem się taki... pierdołowaty. - Ciągnął dalej. - Za to, że musisz się mną zajmować jak małym dzieckiem... Ja... prosiłem, żebyś mnie puścił... Nie chciałeś słuchać... - Zakończył i zamknął oczy.
- Co ma wypuszczenie cię wspólnego z twoim zachowaniem? - Spytał cicho policjant.
- Gdybyś mnie wypuścił... może w końcu bym się ogarnął. - Westchnął. - Nie wiem... Może spróbowałbym wrócić do Bartka... A może poszukał sobie nowego mentora... - Dodał. - Nie byłbym taki... dziwny... jak teraz.
- Dzieciaku... - Westchnął zmartwiony. Potarł jego plecy. - Ty nie jesteś dziwny... - Mruknął tonem jakby tłumaczył coś małemu dziecku.

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top