Rozdział 85
Olgierd zauważył zbliżającą się kobiecą postać. Zagryzł wargę. Zerknął na młodszego. Ten siedział oparty o ścianę budynku, skulony niczym zbity szczeniaczek. Z jego strony stale dobiegał cichy płacz.
Policjant poszedł kilka kroków i gestem ręki nakazał Mai, by się zatrzymała.
- Co się stało? - Spytała kobieta. - Olo, ty płaczesz? Co się dzieje?! - Rzuciła spanikowana, widząc łzy w oczach swojego przyjaciela.
- Majka... - Wydusił z trudem. - Znalazłem go.
---
Kobieta zamrugała, zdziwiona. Trochę zajęło jej dojście do siebie.
- Co? - Spytała odruchowo. - Kogo? - Dodała.
- Krystiana... - Szepnął policjant. Usilnie starał się nie rozklejać, lecz łzy same ściekały z jego oczu wprost na rozgrzaną emocjami skórę. Blondynka otworzyła usta.
- Pierdolisz... - Szepnęła, kręcąc głową na boki.
- Znalazłem go... - Powtórzył zapłakany policjant, po czym odwrócił się.
Jego serce znów stanęło.
Przy ścianie na chodniku leżała jego kurtka.
---
Jego mięśnie zareagowały same. Rzucił się wzdłuż ulicy. Łzy coraz bardziej rozmazywały mu widok. ON ŻYŁ. ŻYŁ! Nie mógł sobie pozwolić na ponowną utratę przyjaciela.
Jednak z każdym jego krokiem, ściekające po twarzy słone krople coraz bardziej utrudniały mu pościg. Zdał sobie sprawę, że chłopak zniknął. Łzy istnym wodospadem polały się z jego oczu. Odwrócił się z zamiarem pójścia po samochód. I stanął.
Chłopak stał skulony przy ścianie burdelu, w którym rozgrywała się policyjna akcja. Przyciskał dłoń do ust i z całych sił wciskał się w kąt między ścianą budynku, a jakimś jego elementem dekoracyjnym, wystającym nieco poza jego krawędź.
Mazur podszedł do najbliższego drzewa i kucnął obok. Krystian nawet nie drgnął. Policjant powoli przysunął się do niego. Ostrożnie przedarł się przez krzaki, a następnie pojawił się z drugiej strony chłopaka. Ten wrzasnął, przerażony. Starszy już widział jak jego mięśnie spinają się do ucieczki, gdy dopadł do niego i złapał go za ramiona.
- P-prze-praszam-! - Zapłakał chłopak. Padł na kolana i znów prawie dotknął czołem ziemi. - Bę-dę grze-ecznym chłop-cem, t-tylko-o nie rób mi krzy-wdy! - Zawył błagalnie. Mężczyzna poczuł, jakby ktoś dźgał jego serce metalowymi szpikulcami.
Kucnął i złapał chłopaka za ramiona. Ten pisnął, gdy poczuł jak zostaje podnoszony do pionu.
- Nie bij mnie! - Zapłakał znowu.
- Chodź, mały. - Powiedział spokojnie. Położył dłoń na jego policzku, przy okazji ścierając z niego nieco łez. - Nakarmimy cię, opatrzymy i pójdziesz spać. Nie będzie żadnego gwałtu ani bicia, obiecuję. - Mówił spokojnie i cicho, nie chcąc jeszcze bardziej wystraszyć tego przerażonego chłopaka. Uniósł na niego swoje przeszklone oczy. Lśniły niedowierzaniem, lecz Mazur dostrzegł w nich też delikatny płomyczek nadziei. Uśmiechnął się delikatnie. - Pójdziesz ze mną, tak? - Spytał. Chłopak spuścił głowę.
Brunet westchnął cicho i nadal trzymając go za ramiona zaczął prowadzić go w kierunku samochodu. Krystian zorientował się, że policjant ciągnie go w kierunku budynku, z którego właśnie uciekł. Wpadł w panikę. Zaczął się wyrywać.
- P-puść-! - Błagał, rozpaczliwie szarpiąc rękami. Mężczyzna trzymał go teraz za nadgarstki i w dalszym ciągu starał się zaciągnąć go do samochodu. Miał złe doświadczenia z samochodami. - N-nie chcę już-! - Pisnął. - Wrócę tam, tylko mnie nie bij! - Obiecał. Jasne oczy policjanta ponownie się zaszkliły.
- Nigdzie nie wrócisz. - Obiecał, stawiając go pod ścianą. Chłopak uniósł na niego swoje spojrzenie. Policjant wściekł się, gdy w świetle policyjnych lamp zobaczył na twarzy młodszego parę siniaków i otarć. Delikatnie przejechał po nich palcami, a potem spojrzał w jego przerażone oczy. - Daj rękę. - Poprosił cicho. Chłopak niepewnie wysunął przed siebie dłoń. Jego oczy rozszerzyły się w szoku i panice, gdy policjant zapiął na jego nadgarstku obrączkę kajdanki, drugą przypinając do siebie. Młodszy szarpnął nimi na próbę, ale ku jego rozpaczy, nic się nie stało.
- B-błagam, Panie, d-daj mi odejść. - Spróbował znowu, skutą ręką łapiąc się swetra na jego przedramieniu. - Z-zrobię ci do-brze, tylko m-nie wypuść-! - Obiecał, zaciskając mocno powieki. Policjant poczuł się jakby ktoś dał mu w twarz. Miał ochotę wrócić do tego burdelu i rozstrzelać ich wszystkich. Te gnidy nie zasługiwały na życie.
Udał, że słowa chłopaka nie zrobiły na nim wrażenia i pociągnął go w stronę samochodów. Ten po chwili walki poddał się i grzecznie szedł za starszym mężczyzną, co jakiś czas w ciszy ścierając łzy ze swojej bladej skóry.
---
Wrócili na miejsce akcji. Olo najpierw zobaczył Majkę. Niemalże siedziała, opierając się o maskę samochodu. Uniosła głowę na dźwięk zbliżających się kroków. Jej oczy rozszerzyły się w szoku, gdy dojrzała drugą, mniejszą postać, skrytą za policjantem. Zerwała się na równe nogi i szybkim krokiem podeszła do nich, stale wlepiając swój wzrok w mniejszego chłopaka.
Gdy była jakieś 4 metry od nich, Olo stopująco wyciągnął dłoń. Kobieta zatrzymała się, zdziwiona jego zachowaniem. Oddała mu kurtkę.
- Dzięki. - Mruknął i odwrócił się. Chłopak stał za nim, kurczowo przyciskając wolne przedramię do piersi. Zakutą rękę przyciskał do uda, zaciskając dłoń na materiale ciemnych, krótkich spodenek. Głowę trzymał nisko spuszczoną, jednak policjant widział jak łzy nadal rzeźbią mokre ślady na jego policzkach.
Maja wpatrywała się w bruneta z mieszanką współczucia, szoku i przerażenia na twarzy. Jej usta były lekko rozchylone, a jedna dłoń uniesiona na wysokość klatki piersiowej, jak gdyby chciała sięgnąć do chłopaka. Nagle zamknęła oczy i zacisnęła pięść, po czym powoli opuściła rękę. Zrobiła krok w tył. ,,Zajmij się nim.", mówiły jej jasne oczy, wlepione w tęczówki policjanta. Ten skinął głową, po czym powolnym krokiem zaprowadził przerażonego przyjaciela do samochodu.
Chłopak posłusznie usiadł na fotelu pasażera. Wtedy Olo odpiął bransoletkę ze swojego nadgarstka i przypiął ją do fotela, tak, by miał pewność, że ten nie ucieknie. Naprawdę, nie chciał stracić go ponownie.
Obszedł samochód i usiadł na miejscu kierowcy. Uruchomił silnik. Stojąca niedaleko latarnia rozświetlała wnętrze pojazdu na tyle, że Olo mógł bez problemu dostrzec każdy siniak i zadrapanie na nogach swojego przyjaciela. Widział sine ślady dłoni, a także podłużne pasy, zadane prawdopodobnie paskiem od spodni. Na udach chłopak znajdowały się małe plamki zaschniętej krwi, oraz kilka białawych, zaschniętych już śladów. Zacisnął dłonie na kierownicy. Był tak wściekły, że bał się prowadzić. Spuścił głowę pomiędzy ramiona i wziął parę głębokich oddechów.
Zerknął w bok. Chłopak trzymał głowę nisko spuszczoną. Każdy mięsień w jego ciele zdawał się drżeć.
Policjant sięgnął po swoją kurtkę. Młodszy pisnął czując jak oparcie fotela odsuwa się lekko w tył.
- Połóż się, jeśli chcesz. - Polecił cicho Olo. - Już nikt nie zrobi ci krzywdy. - Obiecał, szczelnie przykrywając go swoją kurtką.
***
I jak? Osobiście mi się podoba.
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top