Rozdział 7

Obudziły go ciche kroki i ledwie słyszalne warczenie psa. Wydawało mu się, że to mu się śni, więc tylko leżał tak, z zamkniętymi oczami i jedną ręką ułożoną na talii Krystiana, który nadal spał w niego wtulony.

Usłyszał ciche kliknięcie i dopiero wtedy uchylił oczy. W wejściu do salonu zobaczył swojego uśmiechniętego przyjaciela, z telefonem w dłoni.
- Mówiłem, żebyś się nie przywiązywał. - Zaśmiał się cicho mężczyzna. Wysoki blondyn o ciemnoniebieskich oczach. 
Aron pogłaskał chłopaka po plecach, po czym ostrożnie odłożył go na kanapę i przykrył kołdrą. Ten nawet się nie poruszył. 

Brunet podszedł do przyjaciela i objął go w krótkim uścisku.
- Dobra, chodź do kuchni, nie chcę go budzić. - Mruknął, po czym ruszył do wcześniej wspomnianego pomieszczenia. 

---

Usiedli przy stole, z kubkami pełnymi kawy.
- Dobra, od początku. - Poprosił blondyn.
Aron opowiedział całą historię jeszcze raz, ze szczegółami. Lekarz chwilę drapał się w kark.
- Darek, proszę cię, ja muszę mu jakoś pomóc. - Blondyn westchnął.
- Spróbujemy go przekonać, żeby chociaż dał sobie zrobić podstawowe badania. To gardło nie brzmi zbyt dobrze. - Mruknął. - Wiesz chociaż, jak się nazywa? - Spytał, unosząc kubek do ust.
- Krystian. - Odparł brunet. - Ładne imię, prawda? - Uśmiechnął się. Lekarz parsknął śmiechem.
- Nie wyobrażaj sobie za wiele, debilu. Przypominam ci, że to praktycznie obcy dla ciebie człowiek, a w dodatku ofiara gwałtu. 
- Wiem, wiem... Ale nic nie poradzę na to, że jest w moim typie. - Brunet upił łyk kawy. 
- Dobra, obejrzę go, przepiszę mu leki i niech śpi. - Mruknął. - Obudzisz go? - Spytał. Drugi skinął głową i ruszył do salonu.

---

Był zawieszony w czarnej przestrzeni. Była ciepła, miękka i wygodna. Dająca... Bezpieczeństwo. 

Najpierw poczuł delikatny dotyk dłoni na głowie. Dłoń nagle zacisnęła się i odgięła jego twarz. Przed sobą zobaczył lodowato-niebieskie punkciki. Lśniły od podniecenia. 
Brązowe oczy w momencie całe się zeszkliły. 

Zerwał się z ochrypłym krzykiem do siadu. Trzymał głowę nisko spuszczoną i brał szybkie, urywane oddechy. Poczuł dłonie na ramionach i uniósł wzrok. Zobaczył granatowe, zmartwione spojrzenie, wbite w jego wilgotne oczy. Zanim zdążył pomyśleć, pochylił się i wtulił twarz w ubranie swojego wybawcy. 
Aron chwilę stał tak, zbyt zszokowany, by coś powiedzieć, ale potem klęknął obok kanapy i mocno przytulił wystraszonego chłopaka. Ten złapał kilka głębszych oddechów, po czym, już lekko uspokojony, odsunął się i spuścił głowę.
- Wszystko dobrze? - Spytał zmartwiony brunet. Chłopak kiwnął głową i niedbałym gestem przetarł oczy z łez. Uniósł głowę i zobaczył jedną dodatkową osobę. Jego oczy znów zrobiły się wilgotne. Brunet widocznie to zauważył, bo postanowił zainterweniować. - Posłuchaj, to jest mój przyjaciel. Nic ci nie zrobi, okej? - Chłopak niepewnie skinął głową, a starszy kontynuował. - Jest lekarzem i- - Nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo młodszy na słowo ,,lekarz" wpadł w panikę. Spróbował wstać, gorączkowo się rozglądając, ale ból ciała mu to uniemożliwił. Zachwiał się i zanim coś sobie zrobił, brunet wyciągnął do niego ręce i przycisnął go mocno do siebie, słysząc ciche, przerażone piski. W dalszym ciągu klęczał, ale nie robiło to na nim wrażenia. Przycisnął do siebie chłopaka, po czym zaczął miarowo go kołysać. Naprawdę, nie spodziewał się takiej reakcji na zwykłe słowo. 

Chłopak po chwili zaczął cicho płakać. Brunet poczuł ból w sercu. Cholera, nie powinien ot tak budzić młodszego i przedstawiać mu lekarza, gdy ten wyraźnie pokazywał, że nie chce go widzieć.
- Spokojnie, nic ci nie zrobi... Martwię się o twoje gardło i dlatego go wezwałem... Po prostu zwyczajnie cię zbada... Nic się nie dzieje... Już dobrze... - W dalszym ciągu miarowo go bujał i przyciskał do swojej klatki piersiowej. Cholera, to będzie cięższe, niż na początku zakładał. - Dasz się zbadać? - Chłopak zagryzł wargę. Wyraźnie chciał się sprzeciwić. W końcu zamknął oczy i spuścił głowę, jakby przyjmując swoją porażkę. Kiwnął lekko głową, a Aron odetchnął cicho z ulgą. - Brawo... To dla twojego dobra, pamiętaj... Jestem tu z tobą, nic ci się nie stanie... - Mruczał dalej, aż chłopak całkowicie się uspokoił. Drżał lekko, ale i tak był niesamowicie spokojny, biorąc pod uwagę jego wcześniejszą panikę.

Krystian zobaczył, jak blondyn podchodzi do niego. Uświadomił sobie, że lekarz ma niebieskie oczy. Momentalnie znów spanikował. Brunet złapał go mocno za rękę i ścisnął ją. 
- Nic się nie dzieje, tak? - Spytał swoim czarodziejskim, kojącym tonem. Chłopak kiwnął niepewnie głową. 

---

Darek postarał się i naprawdę sprawie przeprowadził badanie.
- Dobra, skończone. - Oznajmił z ulgą. Nie chodzi o to, że był przeciwny temu wszystkiemu. Po prostu badając chłopaka, zauważył, że ten jest tak przerażony, że ledwo oddycha ze strachu. To zdecydowanie nie było dla niego dobre. 
Gdy tylko lekarz się od niego odsunął, ten podwinął kolana pod klatkę piersiową i oparł o nie czoło. Poczuł, że coś miękkiego powoli się wokół niego zacieśnia. 
- Widzisz? - Spytał spokojnie brunet, owijając go w kołdrę. - Wcale nie bolało, prawda? - Zapytał. - Już po wszystkim, nie będziemy cię już męczyć. - Powiedział spokojnie i odruchowo pogłaskał ciemne, miękkie włosy. Młodszy wyraźnie zadrżał. Przypomniał mu się jego sen. Aron przeniósł dłoń na jego plecy. To już bardziej przypadło chłopakowi do gustu. 

Brunet poczekał, aż jego gość zaśnie, po czym okrył go dokładnie i ruszył do kuchni.
Darek siedział przy stole, z łokciami opartymi na stole oraz twarzą schowaną w dłoni.
- Aron, paskudnie to wygląda. - Westchnął załamany. - Chłopak ma tyle obrażeń i ran, że nawet nie wiem, gdzie jedna się kończy, a druga zaczyna. - Zrobił krótką przerwę. - To się kurwa do kryminału nadaje. - Ponownie westchnął. Przetarł twarz dłońmi, po czym wrócił do poprzedniej pozycji. - Równocześnie nie możemy wystawiać go na taki stres, bo naprawdę mu to zaszkodzi.
- A co z jego gardłem? - Spytał brunet.
- Zdarte na wiór. Prawdopodobnie od krzyku. - Westchnął.
- Kurwa, jak mi go żal... - Aron zacisnął pięści. 
- Chciałeś mu pomóc, prawda? - Spytał lekarz, kładąc mu dłoń na rękę. - Masz okazję. - Podał mu karteczkę. - Tu masz leki, które powinien brać, bo poza tym wszystkim ma cholernie poważne zapalenie płuc i jeśli nie zacznie się leczyć TERAZ, to nie wróżę mu świetlanej kariery wśród żywych. - Mruknął. 

Aron, ty musisz mu pomóc... 

On zginie, jeśli zostanie sam...

***

Podoba mi się ten rozdział w sumie. 

Co myślicie?

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top