Rozdział 51

Krystian szedł przed siebie. Ręce miał w kieszeniach, a głowę okrytą kapturem. Łzy lały mu się po twarzy. Miał ochotę wrócić. Wtulić się w bruneta i błagać go na kolanach o to, by mu wybaczył...
Ale nie mógł... Po prostu nie mógł... 

Coś zawibrowało mu w kieszeni. Zdziwił się nieco, bo nie pamiętał, żeby brał ze sobą telefon... Albo żeby brunet wkładał mu go do kieszeni. Na myśl o swoim, już byłym, chłopaku poczuł falę smutku, który znowu zaczął wyciskać mu łzy z oczu.

Nagle z ciemniejącego nieba lunął deszcz ze śniegiem. Chłopak momentalnie przemókł. Łzy coraz bardziej moczyły mu twarz. 
Do mieszkania zostało mu jakieś 20 minut, jednak nie chciał tam wracać. A przynajmniej chciał maksymalnie opóźnić swój powrót.

Ruszył do jakiegoś parku, który znajdował się po drodze. Usiadł na ławce i schował załzawioną twarz w dłoniach. Zapragnął się urżnąć. Może cały ten spierdolony dzień okaże się być zwykłym koszmarem, a on obudzi się w ramionach swojego rycerza i z płaczem mu o nim opowie. Łzy znów zatańczyły mu w oczach.

Wstał, zatoczył się lekko, a potem poszedł do jakiegoś sklepu.

Wszedł do budynku i od razu uderzyła w niego fala ciepłego powietrza. Od razu skierował się w stronę lodówek z alkoholami. Niby procenty działają nawet na ciepło, ale miał nadzieję, że gdy upije się zimną wódką, zaśnie gdzieś na deszczu i już się nie obudzi. Miał dosyć. Miał tak bardzo dosyć, że nawet nie chciało mu się popełniać samobójstwa.
Wybrał dwie butelki czystej i skierował się do lady, gdzie wziął jeszcze paczkę papierosów. Zapłacił telefonem.
Czuł na sobie dziwny wzrok kasjera, lecz nie miał zamiaru z nikim rozmawiać. Chciał w spokoju się najebać. Nawet nie upić, a po prostu schlać się do nieprzytomności. Najlepiej tak, żeby już nie wytrzeźwiał.

Papierosy włożył do kieszeni bluzy, a butelki wziął do ręki.
Podszedł do parku. Usiadł w tym samym miejscu i odkręcił pierwszą butelkę. Upił solidny łyk i odetchnął. Z jego ust uciekła para. Wódka naprawdę była zimna.
Wziął parę łyków i otworzył paczkę papierosów. Poklepał się po kieszeniach i warknął, gdy zorientował się, że nie ma przy sobie zapalniczki. Wyglądało na to, że i tak musiał wrócić do domu.

Nie chciało mu się targać tych dwóch butelek, więc uznał, że najpierw jednak wyzeruje zaczętą już flaszkę.

- Przepraszam bardzo, a co to za picie w miejscu publicznym? - Spytał nagle jakiś policjant. Krystian warknął cicho. Zignorował delikwenta i pociągnął kolejny łyk wódki. - Nie wie pan, że to nielegalne? - Kontynuował funkcjonariusz. Krystian tylko prychnął. Miał już dosyć. Zdecydowanie dosyć.

- Widzę, że nie dojdziemy do porozumienia po dobroci. - Mruknął i podszedł do siedzącego. - Boże, człowieku... Nie żal ci było tych pieniędzy? Może znalazłbyś za nie jakiś kąt na jedną noc. - Rzucił policjant, gdy zorientował się, że chłopak nie ma na sobie kurtki. - Chodź, znajdziemy coś dla ciebie. - Klepnął go przyjaźnie po plecach. - Już podaruję ci ten mandat, ale chodź, bo mi tu zamarzniesz. - Rzucił ciepło. 
Chłopak nadal wpatrywał się w pustą przestrzeń przed sobą, co jakiś czas wypijając po parę łyków alkoholu. Ten przyjemnie palił go w gardło. Potrzebował się urżnąć. 
- Halo, wstajemy! - Rzucił glina i pociągnął go za ramię. Skrzywił się nieco, gdy woda z bluzy chłopaka pociekła mu do rękawa. Była lodowata. - Nie zostawię cię tu, bo zamarzniesz, więc wstawaj i idziemy. - Zakomunikował, a potem pociągnął go i postawił do pionu. Chłopak chciał schylić się po wódkę, lecz policjant mu to uniemożliwił. - O nie, kolego, to zostawiamy. Już masz dosyć. - Uśmiechnął się.

Próbował pociągnąć go do radiowozu, ale młodszy bardzo się stawiał. W końcu zaczęli się szamotać. Glina zrzucił mu kaptur z głowy i zamarł.
- Krystian-? - Spytał. Chłopak podniósł lekko głowę. Olo. Kurwa mać. Chłopak odsunął się, narzucił mokry kaptur na głowę, a potem schylił się po butelki. - Krystian, co ty tu robisz? Czemu tu pijesz? Co się stało? - Spytał zaniepokojony.

Chłopak zignorował go i lekko chwiejnym krokiem ruszył przed siebie. Chciał znaleźć jakieś miejsce, w którym będzie mógł spokojnie uchlać się i pójść spać.
Policjant nagle znalazł się przed nim. Chłopak zamrugał chcąc pozbyć się łez z oczu. Dobrze, że twarz miał tak mokrą, iż nie można było zobaczyć, że płakał. Jak na złość facet zrzucił mu kaptur z głowy i spojrzał mu w oczy.
- Krystian... - Westchnął czule i potarł jego ramiona. - Chodź... Wracamy do domu... - Rzucił, a potem objął go ramieniem i poprowadził do auta.

Wszedł z nim do jego mieszkania i zdziwił się na panujący tu bałagan.
- Krycha, wszystko dobrze? - Spytał obserwując jak chłopak w mokrym ubraniu siada na kanapie i znów bierze łyka wódki. Od razu ugryzł się w język. Zdecydowanie nie było z nim dobrze. Poszedł do łazienki, a po chwili wrócił z ręcznikiem. Owinął nim chłopaka i trochę go wytarł. Ten siedział grzecznie na kanapie, ze spuszczoną głową i łzami w oczach. Jego Aru też by go tak wycierał...

Facet zdjął kurtkę i poszedł ją odwiesić, a potem ruszył do kuchni. Wrócił po chwili z dwoma parującymi kubkami. Położył je na stole i jeden przesunął w stronę młodszego policjanta. Mimo wytarcia ręcznikiem, kropelki z jego mokrych włosów co jakiś czas spadały na jego ręce lub spływały mu po twarzy.
- Napij się. - Zachęcił go cicho jego przyjaciel. Przyjaciel, który nieraz ratował mu życie. Przyjaciel, który zawsze pomagał... Przyjaciel, który dzielił z nim śmiech i łzy... Przyjaciel... Który był.

Olgierd zmartwił się widząc łzy w oczach swojego przyjaciela. Chłopak przypominał teraz samobójcę po nieudanej próbie. Gdyby tylko wiedział, jak bardzo prawdziwe było to stwierdzenie...
- Co ty robiłeś w tym parku? - Spytał cicho. Chłopak zamknął oczy. - Powiedz. Będzie ci lepiej. - Przekonywał go. Młodszy sięgnął po butelkę, która stała na podłodze koło jego nogi. Olo był jednak szybszy. - Nie. - Rzucił, biorąc od niego butelkę. - W parku mówiłem, że tobie już wystarczy. I miałem rację. A teraz... Chcę znać prawdę. Całą prawdę, Krycha. Co się stało te dwa miesiące temu? - Chłopak schował twarz w dłoniach. Cały się trząsł. Olgierd nie wiedział już, czy chłopak drży z zimna czy emocji.

- Chodź, zdejmiemy to. - Rzucił ciepło i wstał.

***

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top