Rozdział 183
Do wieczora Krystian nie robił w sumie nic ciekawego. Sebastian wrócił około godziny 19:30. Wykończony jak nigdy wcześniej.
- Chodź, zrobiłem ci coś do jedzenia. - Rzucił.
- Życie mi ratujesz. - Odparł blondyn i ziewnął szeroko. Gdy wszedł do kuchni do jego nosa dotarł piękny zapach pieczonego mięsa. - Nie wierzę, zrobiłeś mi swojego słynnego kurczaka? - Zapytał zaskoczony.
- Dla ciebie wszystko. - Wzruszył ramionami. Nałożył im mięsa i dodał trochę warzyw.
Blondyn wbił widelec w posiłek, włożył go do ust i zamruczał.
- Coraz lepsze ci to wychodzi. - Skomentował i w chwilę pochłonął swoją porcję. Od razu uzupełnił swój talerz.
- Dzięki. - Odparł uradowany policjant. Sam też ochoczo zabrał się za jedzenie.
W posiłku przeszkodził im pewien jegomość. Nagle wskoczył na stół, sięgnął głową do kurczaka i porwał kawałek mięsa wprost z talerza policjanta.
- VERGIL! - Wrzasnął Sebastian. Krystian ryknął śmiechem. Blondyn zerwał się na równe nogi i pobiegł za kotem. Brunet spadł z krzesła i zaczął tarzać się po podłodze ze śmiechu.
---
Gdy dziennikarz wrócił do kuchni, jego brat nadal zwijał się na podłodze i śmiał do rozpuku. Widząc całą sytuację blondyn też zaczął rechotać. I śmiali się tak we dwójkę, aż telefon Krystiania nie dał się im we znaki.
- Dam ci go. - Powiedział Sebastian i szybko podał mu urządzenie. Brunet spojrzał na wyświetlacz.
Szef:
Masz chwilę?
Chłopak westchnął, po czym wstał z podłogi, usiadł na krześle i wybrał numer swojego przełożonego.
- Cześć, Krystian. - Przywitał się Zarębski. - Jak się masz? - Policjant skrzywił się wymownie.
- Świetnie, jak zwykle. - Oznajmił swobodnie. - Coś się stało? - Spytał zręcznie zmieniając temat.
- Ja... nawet nie wiesz jak mi głupio cię o to prosić... - Westchnął jego szef. - Dostaliśmy informację, że siatka pedofilska planuje przerzut dzieci przez Polskę na dużą skalę. Prawdopodobnie jest tam kilkadziesiąt maluchów z różnych krajów Europy. To wielka akcja, a my musimy ich powstrzymać. Jak przerzucą te dzieci już ich nie namierzymy. Właśnie wymyślamy plan przechwycenia. Musisz być na komendzie. Ściągamy każdego policjanta, bo brakuje nam rąk do pracy. - Wyjaśnił.
- Daj mi godzinę. - Odparł tylko Krystian i zerwał się na równe nogi. - Muszę lecieć. - Rzucił do blondyna. Wsunął telefon do kieszeni i pobiegł do drzwi.
- Czekaj! Podwiozę cię! - Rzucił za nim Sebastian. Podbiegł do brata.
- Dobra. Tylko szybko. - Westchnął Krystian.
- Do ciebie czy na komendę? - Spytał odpalając silnik.
- Do mnie. Muszę wziąć blachy, broń i się przebrać. - Skrzywił się. Nie chciał wracać do domu. - Możesz przyspieszyć? - Poprosił zirytowany.
- Co się stało? - Zapytał troskliwie blondyn, jednak posłusznie dodał gazu.
- Przerzut dzieci przez siatkę pedofilów. - Westchnął policjant.
- Mój Boże. - Szepnął.
- Kilkadziesiąt dzieciaków z różnych krajów Europy. Musimy zatrzymać ten przerzut. - Mruknął.
- Dacie radę. Jesteś najlepszym gliną jakiego znam. - Sebastian uśmiechnął się lekko.
- Mam nadzieję, że to wystarczy. - Westchnął policjant. Przetarł twarz dłońmi.
- Krycha... będzie dobrze. Dacie radę. - Jego brat naprawdę chciał go pocieszyć.
- Seba...?
- No?
- Możemy o tym nie rozmawiać? - Poprosił ponuro.
- ...jasne, wybacz. - Mruknął dziennikarz.
---
- Dzięki za podwózkę. - Rzucił policjant i wyskoczył z samochodu brata.
Wpadł do domu niczym burza i pobiegł na górę. Na korytarzu nieco zwolnił. Szybkim krokiem przemierzał pomieszczenie, aż nagle z sypialni, do której zmierzał wyszedł znajomy brunet. Wyglądał... inaczej. Bardziej smutno. Szedł w jego kierunku, nie zauważając nic wokół.
Aron kątem oka zobaczył jakiś ruch. Uniósł głowę i zaskoczony ujrzał swojego chłopaka. Tuż obok siebie. Tak blisko, że prawie dotykali się swoimi ciałami. Minęli się nadal utrzymując kontakt wzrokowy. Nagle obaj odwrócili głowy, próbując ukryć swoje łzy. ,,On naprawdę musi mnie nienawidzić...", pomyśleli.
Krystian wszedł do ich sypialni. Szybko się przebrał, a potem skoczył do łazienki umyć zęby i przepłukać swoją twarz. Wziął swoją odznakę i broń, a na górę zarzucił ciemną bluzę. Sprawdził, czy niczego nie zapomniał, a potem zgarnął telefon oraz portfel i udał się do samochodu. Słyszał cichą rozmowę dobiegającą z salonu, ale naprawdę nie miał czasu do nich iść. Wypadł z domu i szybko wsiał do samochodu. Odpalił silnik i wyjechał na ulice Warszawy.
<><><>
Aron nie mógł uwierzyć, że właśnie spotkał swoją drugą połówkę. Chciał wrócić do swojej sypialni i ostatecznie przekonać się czy to naprawdę był jego partner, czy został już wariatem.
Zatrzymał się jednak i kompletnie zmienił swoją koncepcję. Zamiast do swojego chłopaka, udał się na dół, do salonu. Na kanapie siedziała jego rodzicielka. Czytała jakąś książkę.
- Minąłem się z nim... Nawet się nie przywitał... - Wyszeptał. - Spojrzał tylko na mnie, a potem poszedł...
- Powinieneś z nim porozmawiać. - Przekonywała Luiza.
- Może masz rację... - Westchnął. - Porozmawiam z nim. - Obiecał. Był zdeterminowany, żeby uratować ich rodzinę. Kochał tego skrzywdzonego chłopca nad życie i nie mógł znieść, że tak się od siebie oddalili.
W chwili, gdy podnosił się ze swojego miejsca usłyszał trzask drzwi wejściowych. Z powrotem opadł na kanapę.
- Nawet się do mnie nie odezwał. - Wyszeptał załamany.
- Aruś... ja rozumiem jak się czujesz... Rozumiem, że obaj potrzebujecie czasu. Ale musicie ze sobą porozmawiać. Jeśli tego nie zrobicie, to w końcu się rozejdziecie. - Przekonywała dalej.
- Ja nie wiem czy w ogóle mamy o czym rozmawiać... - Wyszeptał brunet. Położył głowę na ramieniu swojej rodzicielki. - Kocham go... ale nie chcę, żeby był ze mną z litości... Chcę, żeby sam chciał ze mną być...
- A skąd możesz wiedzieć, że on nie czuje tego samego, co ty? Że nie obwinia się o to, co się stało? Skąd wiesz, że nie żałuje swoich słów? - Podsunęła. Brunet westchnął. - Czyli nie wiesz. - Zgadła z przekąsem. - Aruś, idź do niego. Zaczekaj aż wróci, a potem po prostu z nim porozmawiaj. - Poradziła i pogłaskała jego miękkie włosy.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top