Rozdział 177
Nataniel westchnął cicho i wrócił do kuchni. Podał swojej żonie kubek herbaty. Ta uśmiechnęła się do niego lekko.
- Jak Aruś? - Spytała.
- Wreszcie zasnął. - Westchnął zmęczony strażak. - Przypomniał mi czasy kiedy był niemowlęciem i ciągle się budził. - Przyznał. Gdyby nie w zasadzie wczorajsza już sytuacja Luiza pewnie parsknęłaby śmiechem. Była godzina 2 nad ranem. Aron płakał w zasadzie do 1:30. Następne pół godziny spędził na cichym szlochaniu w tors swojego taty i proszeniu, żeby ktoś oddał mu jego Krystiana.
- Jak dorwę tego chuja, to go rozszarpię. - Splunął Natan. - Jak mógł zrobić coś takiego naszemu synowi?! - Oburzył się.
- Nat, spokojnie. - Mruknęła Luiza. - Przecież to nie jego wina.
- Przestań go bronić! - Wściekł się strażak.
- Też chcesz się pokłócić? - Spytała spokojnie kobieta. Mężczyzna spuścił z tonu.
- Przepraszam. - Szepnął.
- Myślę, że gdyby ta psycholożka była przy nich od razu nie byłoby całej tej sytuacji. - Wyznała i wzięła łyk herbaty. Na stole poza dwoma kubkami spoczywało to nieszczęsne zdjęcie. Nat złapał je w palce.
- Przecież oni byli tacy szczęśliwi... - Zaczął. - Dlaczego-? Dlaczego to wszystko tak się potoczyło?
- Nie wiem, kochanie... - Westchnęła kobieta. - Ale mam przeczucie, że przez to przejdą. - Dodała po chwili.
- Jeśli ty tak mówisz, to znaczy, że tak właśnie się stanie... - Mruknął czule. - Pytanie tylko: kiedy? - Dodał i westchnął. Spojrzał na przejście między pokojami. Aron spał w salonie. Nie miał zamiaru wrócić na górę choćby po to, żeby się przebrać. Całe szczęście, że Nat zdołał zdjąć z niego spodnie i koszulę. Przykrył syna ciepłą kołdrą i wrócił do swojej żony. Jego dziecko nigdy nie było tak załamane. Nigdy nie wylało tyle łez przez drugiego człowieka. Miał naprawdę dobre serce... ale miał też szczerą nadzieję, że Krystian teraz przechodzi przez to samo.
<><><>
Krystian skulił się nieco na chłodny wiatr. Wziął kolejnego bucha ze swojego papierosa. Gdzie był...? Siedział właśnie na kamiennym murku w ruinach, które kiedyś znalazł przemierzając ich działkę. A co robił...? Właściwie to nic. Topił smutki w wódce i papierosach, raz na jakiś czas okładając pięściami kamienne ściany. Nie mógł wytrzymać ze sobą. Dlaczego on w ogóle poszedł do tego klubu?! Co mu strzeliło do głowy?!
Oparł się o zimne kamienie i przymknął oczy. Szczelniej owinął się kurtką. Noc była zimna. A on nie miał tych ciepłych ramion, w których mógłby się rozgrzać tak, jak dotychczas.
Wypił jakieś 3/4 butelki i wypalił dobrą połowę paczki. Poczuł jak jego żołądek przewraca się na drugą stronę. Był lekko wstawiony, to fakt. Ale o wiele gorsze były papierosy. Bardzo długo nie palił. A teraz na raz przyjął dużą dawkę nikotyny. I szczerze mówiąc... nie czuł się najlepiej.
Wyrzucił ostatni niedopałek do osobnego pudełka. Może i był chujem. Ale nie aż takim, żeby zaśmiecać tak ładne i klimatyczne miejsce. Schował pudełko do kurtki, a potem dopił butelkę wódki. Ją także gdzieś odłożył, żeby zabrać ją później do domu. O ile tamto miejsce mógł nazwać domem...
Położył się na zimnym murze i spojrzał w ciemne niebo. Nie zdziwi się jeśli to będzie koniec ich związku... Gdyby ktoś jemu wykręcił taki numer, Krystian nigdy by nie wybaczył tej osobie. Nie wyobrażał sobie jak Aron miałby dalej go po tym wszystkim tolerować, nie mówiąc już o kochaniu go.
Przetarł swoje policzki i zamknął oczy, szczelniej owijając się kurtką.
<><><>
Luiza po raz ostatni spojrzała na swojego syna. Spał na kanapie, szczelnie okryty kołdrą i wtulający się w skórzane obicie mebla.
- Nic mu nie będzie. - Zapewnił Natan obejmując swoją żonę.
- Mam nadzieję. - Westchnęła.
- Chodź. Idźmy spać. - Zaproponował. Delikatnie cmoknął ją w policzek. Kobieta ruszyła z nim na górę.
Weszli do swojej tymczasowej sypialni.
- Nie wiem jak ty, ale ja nie mam zamiaru się dzisiaj kąpać. - Ziewnęła. Zsunęła z siebie ubranie i założyła świeżą bieliznę. Na górę tradycyjnie narzuciła jedną z koszulek swojego męża.
- Wiesz co? - Zagaił Nat zsuwając ze swoich nóg spodnie.
- Co? - Odparła kobieta nakładając na twarz jakiś krem.
- Kocham cię. - Przyznał i uśmiechnął się do niej. Luiza odwzajemniła gest.
- Ja ciebie też, kochanie. - Odpowiedziała czule.
Gdy wróciła z łazienki zobaczyła Nataniela, który leżał na łóżku z jednym ramieniem wyciągniętym na jej stronie. Zgadła, że to właśnie z tego ramienia zrobi sobie poduszkę na dzisiejszą noc. Uśmiechnęła się do swoich myśli. Położyła się obok męża i wtuliła w jego bok. Głowę ułożyła na jego ramieniu. Mężczyzna przykrył ją kołdrą i objął ręką, z ramienia której zrobił poduszkę dla swojej żony. Chwilę leżeli w ciszy, wpatrując się w czarny sufit i wsłuchując się w swoje ciche oddechy.
- Wiesz co? - Zagaił Nat.
- Co?
- Oglądając to, co się dzisiaj stało... - Zaczął cicho. - Doszedłem do wniosku, że nie zdajesz sobie sprawy jak cholernie cieszę się z tego, że cię mam. - Uśmiechnął się do niej. Zobaczyła jego lśniące oczy w delikatnym świetle wpadającym przez okna i drzwi balkonowe. Złożyła na jego ustach delikatny pocałunek. Wtuliła się w swojego męża i cicho westchnęła.
- Coś się stało? - Spytał cicho Nat.
- Wiem, że pewnie uznasz, że nie powinnam... ale martwię się o Krystiana... - Westchnęła ponownie. Strażak przez chwilę milczał.
- Zastanowiłem się nad tym, wiesz? - Zapytał. Lekko się uśmiechnął. - Doszedłem do wniosku, że może masz rację. Jak ci policjanci opowiedzieli mi co się działo u nich na komendzie to naprawdę myślałem, że sobie żartują. - Przyznał. - Co nie zmienia faktu, że cholernie mnie wkurwił jak podniósł rękę na małą. - Dodał zirytowany.
- Wiem, Natan. - Westchnęła.
- Będzie musiał solidnie się nam wytłumaczyć. - Rzucił jeszcze. Przytulił do siebie swoją żonę i zamknął oczy. Zasnął prawie że od razu.
<><><>
Krystian przebudził się. Leżał właśnie na kamiennym murku w dziwnie znajomym miejscu. Dopiero po chwili przypomniał sobie co się stało. Westchnął ponuro. Cicho kichnął.
- Zajebiście. - Wymruczał. Wódka nadal przyjemnie szumiała mu w głowie. Wiadomo, że po wódce ma się najlepsze pomysły. A on właśnie wpadł na jeden.
Mur w najwyższym punkcie znajdował się może z dwadzieścia, dwadzieścia pięć metrów nad ziemią. Nie mógł się po nim wspiąć, bo jego brzeg zaczynał się około piętnastu metrów nad ziemią. Ale za to inne fragmenty robiły z siebie swoistą drogę do tego wysokiego i niebezpiecznego miejsca.
Krystian stanął na murku i chwilę zbierał się na odwagę. Zrobił parę kroków i przeskoczył na inny fragment muru. Zachwiał się, ale szybko odzyskał równowagę. Wznowił swoją wędrówkę.
---
Wreszcie zrobił ostatni skok i wylądował na upragnionej, najwyższej części. Wydrapał się na jej najwyższy punkt i stanął na równe nogi. Popatrzył przed siebie i otworzył usta. Jeśli miał w swoim krwioobiegu jakieś resztki alkoholu, zostały one momentalnie zniwelowane.
Przed nim rozciągał się piękny widok bujnie zielonych drzew. Ciepłe promienie wchodzącego słońca gładziły zielone rośliny i oświetlały jego twarz. Nad nim nadal lśniły gwiazdy, jednakże były coraz mniej widoczne. Był zaskoczony, że widzi tak daleko. Z dołu wydawało się, że drzewa były większe. A tu proszę! Było zupełnie na odwrót. Krystian stojąc na szczycie muru górował nad wszystkimi drzewami w okolicy. Widział w oddali niebieską, lśniącą wstęgę. Czuł się jak bohater filmu, który odkrywa piękną, nietkniętą przez człowieka krainę. Obejrzał się na miasto za sobą. Szkoda tylko, że nie miał z kim dzielić tego piękna...
***
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top