Rozdział 114
Granatowe oczy zalśniły dziką rządzą mordu.
- Idź do auta. - Powiedział do Krystiana, wkładając mu kluczyki w dłoń. Cmoknął go w głowę, a zaskoczony chłopak uniósł na niego swoje ciemne oczy. Brunet odpiął marynarkę, zdjął ją, a potem rzucił na podłogę. Odsunął ją nogą. Podwinął rękawy swojej białej koszuli.
Bez trudu odsunął Szwarca i rozwścieczony doskoczył do dwójki policjantów.
Już wyciągał do nich swoje dłonie... Już był tak blisko, by zasmakować zemsty!
Olgierd złapał go mocno i odsunął od zaskoczonych współpracowników. Ciemne oczy zalśniły ze złości. Ich właściciel sprzedał znajomemu cios w szczękę, a potem rzucił się z pięściami na mężczyznę.
Złapał go za fraki i uderzył nim o ścianę. Przerażony policjant złapał napastnika za przedramiona i z paniką w swoich oczach spojrzał w rozwścieczone, teraz czarne, tęczówki. Oddech policjanta przyspieszył. Brunet odsunął go, po czym jeszcze raz przyłożył nim o ścianę, a potem złapał go mocno i z całej siły uderzył nim o podłogę. Rzucił się na ziemię i przetarł nim wykładzinę, a następnie zaczął się z nim kotłować. Brunet poczuł smak krwi w ustach i wściekł się jeszcze bardziej, ignorując prośby swojego chłopaka.
Krystian stał przy samej ścianie, był przerażony. Kurczowo przytulał do siebie dziewczynkę. Jeszcze chwilę temu prosił swojego ukochanego, by ten się uspokoił, lecz teraz zamilkł i w przerażeniu patrzył na swojego kochanego, troskliwego chłopaka.
Kuba, Adam i Olo rzucili się na bruneta. Aron złapał jednego z nich i cisnął nim o podłogę. Krzysiek wykorzystał sytuację i skoczył mężczyźnie na plecy. Ten zamiast spróbować go z siebie zrzucić, padł na podłogę i przydusił policjanta swoim ciężarem. Ten momentalnie go puścił, więc brunet podniósł się i z łatwością rzucił dwoma mężczyznami o ścianę.
Miękko, niesłyszalnie zbliżył się do dwóch, przerażonych policjantów. Trzymał nisko spuszczoną głowę, lecz swe czarne tęczówki wbijał prosto w ich rozszerzone w panice oczy. Nikt nie będzie ruszał jego partnera! NIKT NIE MA PRAWA TKNĄĆ ANI JEGO, ANI ICH DZIECI!
- STÓJ! - Ryknął Zarębski. Aru przesunął swoje źrenice na niego. Mężczyzna trzymał w dłoni pistolet.
- Szefie, nie-! - Wtrącił się przerażony chłopak. Chciał skoczyć przed swojego mężczyznę. Ochronić go, nawet za cenę własnego życia. Jednakże dziewczyny mocno go złapały, próbując powstrzymać swojego przyjaciela przed ingerencją. - Puśćcie mnie! - Wydarł się.
Usłyszeli wściekły ryk.
Policjanci wykorzystując chwilowe rozkojarzenie rzucili się na Arona i zakuli go w kajdanki. Posadzili tą wściekłą bestię i położyli mu dłonie na ramiona, żeby nie wstał. Wbijał swój rozwścieczony wzrok w policjantkę, która była tak przerażona, że sprawiała wrażenie istoty nieoddychającej. Zerknęła szybko na zwijającego się na podłodze, zakrwawionego kolegę, po czym znów popatrzyła na 'sponsora'.
- Macie jeszcze te strzykawki z lekiem uspokajającym, co kiedyś daliście mi? - Spytał tylko Olo. Kuba wyjął wspomniany przedmiot i szybko podał środek brunetowi.
---
- Dajcie mu drugą dawkę. - Polecił Zarębski, kiedy wzrok skutego mężczyzny znów zaczął lśnić złowrogo.
- Nie chcę drugiej. - Wtrącił Aru.
- Nie obchodzi mnie co ty chcesz. - Rzucił. - Mogłeś go zabić! - Dodał.
- A ON CO?! - Ryknął. - Jak mogłeś pozwolić, żeby TWOI LUDZIE wpadali na takie pomysły?! - Zapytał wściekły. - Jesteście kretynami, jeśli myślicie, że dam obrażać mojego chłopaka i grozić mojej rodzinie! - Warknął. - Jak wy byście się czuli gdybym rozmawiał z Krystianem o tym, że chętnie zaadoptowałbym wasze dzieci?! Chcielibyście, żebym zmieniał im nadane przez was imiona?! To jest ostatnia pamiątka po ich biologicznych rodzicach! - Ryknął, głową wskazując swojego chłopaka, który nadal trzymał w ramionach dziewczynkę.
- Potrzymaj ją. - Poprosił Olgierda. Jego ukochany dalej krzyczał i się im odgrażał. Policjant wziął na ręce dziewczynkę i oparł sobie na biodrze. Mała zdążyła się już uspokoić, a teraz znów przysypiała, przytulając się do Ola.
Krystian podszedł do bruneta i kucnął przed nim. Położył dłonie na jego policzkach i pogłaskał je kciukami.
- Już jest okay, naprawdę. - Mruknął cichym, spokojnym tonem, którym zazwyczaj uspokajał poszkodowanych w swojej pracy. - Dostali już ode mnie, a ty jeszcze im poprawiłeś. Naprawdę już im wystarczy. Uwierz mi. - Mruczał, palcami delikatnie gładząc jego spiętą szczękę. - Też jestem na nich wściekły, ale myślę, że dostali już wystarczająco... I zakładam, że jeszcze spotkają ich jakieś konsekwencje tutaj, więc naprawdę Aru, wystarczy już. - Mruknął, wpatrując się w jego ciemne oczy. - Nie chcę, żebyś szedł do aresztu. - Dodał czule i przysunął do siebie jego twarz, po czym złożył szybkiego całusa na jego ustach. - Naprawdę wystarczy. - Podkreślił jeszcze, patrząc mu w oczy. Aru chwilę patrzył w te śliczne, sarnie oczęta, a potem z grymasem na twarzy spiorunował wzrokiem dwójkę policjantów. Ci skulili się pod jego wściekłym spojrzeniem. Wbili wzrok w czubki swoich butów. Brunet przymknął oczy i ułożył twarz w zagłębieniu między szyją, a ramieniem swojego Kotka. Wziął głęboki wdech i z radością zaciągnął się jego słodkim, owocowym zapachem.
- Przeszło ci już? - Spytał Krystian, unosząc na siebie jego twarz. Ten westchnął i mruknął coś na potwierdzenie. - Daj klucz. - Poprosił Kubę. Ten zerknął na Zarębskiego. Szef skinął głową. Chłopak odpiął swojego mężczyznę. Aru wstał i objął młodszego, odgradzając go od dwójki policjantów. Posłał im ostatnie, wściekłe i ostrzegawcze spojrzenie, a potem wyciągnął ręce po dziewczynkę. Olo podał mu ją ostrożnie.
- Zastanowię się nad tym kontraktem. - Rzucił jeszcze do Zarębskiego. Szef aż otworzył usta. - Nie pamiętasz już? - Zagaił miękko. - Zgodziłeś się na tygodniowy okres próbny. - Przypomniał. Mężczyzna zacisnął szczęki. Jeśli przez tych dwóch idiotów straci tak korzystny kontrakt, chętnie własnoręcznie ich wyrzuci.
- Chodź, Kotku. Idziemy. - Zdecydował i otworzył młodszemu drzwi. Ten przemknął przez nie i odetchnął, opierając się o ścianę na korytarzu. Brunet zatrzasnął za sobą drzwi i złapał swojego malucha za rękę, po czym niosąc swoją córeczkę ruszył do wyjścia.
---
Posadził ją w foteliku i zapiął pas, po czym zgarnął koc i okrył nim swojego śpiącego aniołka.
Usiadł za kierownicą i westchnął.
- Przepraszam. - Mruknął w końcu. Krystian spojrzał na niego i zamrugał. W końcu uśmiechnął się lekko i korzystając z tego, że nikt ich nie widział, czule pocałował swojego bohatera.
- Przeprosiny przyjęte. - Uśmiechnął się i jeszcze raz go pocałował.
- Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak się wściekłem. - Przyznał.
- Kotku...? - Zagaił nagle.
- Hm? - Odparł chłopak, wpatrując się w mijające za oknem obrazy.
- Pójdę z tobą na tą terapię. - Postanowił w końcu. - Przyłożę się do niej... Obiecuję.
***
Ależ się działo :>
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top