Rozdział 297
Aron wysiadł z samochodu i westchnął cicho. Zdawało mu się, że przez te kilkadziesiąt minut, które spędził we wnętrzu klimatyzowanego pojazdu, temperatura na zewnątrz podniosła się o kilkadziesiąt stopni. Czuł pot spływający mu po plecach i w tamtej chwili zaczął żałować decyzji o założeniu garnituru do pracy. W jego głowie pojawił się chytry plan. Wyjął telefon i zapisał od razu przypomnienie, żeby nie wypadło mu to z głowy po uwinięciu się z tą sekretarką. Na samo jej wspomnienie westchnął ciężko i przeczesał palcami ciemne włosy. Okulary przeciwsłoneczne dodawały mu pewności siebie. Założył jeden ze swoich firmowych uśmiechów i wszedł do budynku.
Na wejściu powitał go przyjemny chłód klimatyzowanego pomieszczenia. Bywał tu codziennie, a nadal nie mógł wyjść z podziwu widząc to miejsce budzące się do życia. Zasadzone rośliny nadawały życia całemu miejscu, z oddali dochodził go cichy, pogodny szmer rozmów pracowników i potencjalnych klientów, a w powietrzu roznosił się aromat świeżo mielonej kawy i jeszcze ciepłych drożdżówek z lokalnego sklepiku, który prowadziła emerytowana pani z sąsiedztwa. Znajdował się on na przeciwko jego firmy i dawał pracownikom potrzebną dawkę cukru, żeby przeżyć dany dzień. Pomijając to, na parterze znajdowała się również otwarta już stołówka, która zwykle ściągała nie tylko pracowników czy klientów. To był dodatkowy biznes, współgrający z całą jego firmą. Pracownicy dostawali całkiem spore zniżki, jedzenie było zdrowe i smaczne, kuchnia korzystała z dostępnych lokalnie produktów, a na drugim piętrze stołówki znajdowały się wygodne kanapy ze stolikami dla pracowników, którzy mieli akurat długą przerwę. Na początku ludzie z jakiegoś powodu obawiali się tego miejsca. Teraz nikogo nie dziwił widok drzemiącej w kącie sekretarki, czy wyciągniętego na kanapie woźnego i ochroniarzy grających w karty zaraz obok. Ci często się tam spotykali, ponieważ ich pokój był raczej ciasny, wypełniony monitorami i niektórymi dokumentami, a Aron zatrudniał kilkunastu ochroniarzy na cały budynek. I to na jedną zmianę. Nic więc dziwnego, że gdy jedni siedzieli zamknięci w Klitce, jak pieszczotliwie określali swoje miejsce pracy, drudzy urządzali kolejne karciane potyczki. Czasem inni pracownicy przychodzili popatrzeć, czasami dołączyć. Warunek był taki, że nie grają na pieniądze. I tego się trzymali. Po kilku miesiącach takich wydarzeń Aron z zaskoczeniem przyłapał ich kiedyś na graniu w... Scrabble. I takim oto sposobem dowiedział się, że wszyscy ci mierzący powyżej 190 centymetrów wzrostu i ważący średnio 100 kilogramów goryle mają słabość do wszelkiego rodzaju karcianek i planszówek, a nie hazardu, jak na początku zakładał. Na następny dzień obdarował ich więc sporym pudełkiem wszelkiego rodzaju kart i gier jakie udało mu się znaleźć przez dwie godziny chodzenia po galerii. Mężczyźni cieszyli się jak dzieci przeglądając zawartość kartonu. Od razu przenieśli je na górę stołówki, gdzie obecnie stworzył się mini klub gier. Pracownicy przychodzili zagrać partyjkę remika, zjeść obiad przy grze w chińczyka, czy po prostu zdrzemnąć się na piętnaście minutek w zaciszu klimatyzowanego pomieszczenia.
Przeszedł kilka kolejnych metrów i dotarł do recepcji gdzie czekała na niego jakaś kobieta, której ewidentnie nie kojarzył.
- Cześć. - Rzuciła Kamila, jego recepcjonistka.
- Cześć, Kami. Pani do mnie? - Spytał i korzystając z tego, że jego oczy przysłaniają okulary przeciwsłoneczne, otaksował wzrokiem stojącą przed nim kobietę. Miała około 40 lat, była szczupła, lecz nie określiłby jej figury jako "jak u modelki", miała jasną karnację i nieco opaloną twarz, ręce do łokci oraz nogi. Na sobie miała neonową, różową bluzkę z cekinami oraz dużym dekoltem, do tego czarną marynarkę i parę okazów biżuterii: gruby, złoty naszyjnik oraz grube, również złote, bransolety na nadgarstkach. Na dół jej garderoby składała się zdecydowanie zbyt krótka spódniczka, podkolanówki oraz neonowo różowe buty na zdecydowanie zbyt wysokim obcasie. Aron skrzywił się wewnętrznie, założył okulary na włosy i uniósł wzrok na jej oczy. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę jak musiało wyglądać to z zewnątrz: poważny szef firmy, zdeklarowany gej, partner i ojciec dwójki dzieci, od stóp do głów mierzy potencjalną pracownicę wzrokiem, zakładając przeciwsłoneczne okulary na głowę jak jakiś maczo na plaży szukający potencjalnej partnerki na szybki numerek za wydmami. Miał ochotę schować głowę w białe płytki pod jego stopami. Kobieta chyba odniosła takie samo wrażenie, bo wyszczerzyła się do niego słodko, ukazując lekko pożółkłe od papierosów zęby, na których widok poczuł skręt w żołądku.
- Ja w sprawie pracy. - Odezwała się lekko ochrypłym głosem.
- Och, to pani. - Wymruczał i przelotnie zerknął na Kamilę. Ta również spojrzała mu w oczy. Jej dezaprobata była wręcz wyczuwalna w powietrzu. Aron westchnął tylko cicho. - Aron Górski. - Odparł i wyciągnął w jej stronę dłoń. Ta uścisnęła ją lekko, lecz ku jego zaskoczeniu nie puściła jej, jakby czekała na coś jeszcze. W końcu niezręczność sytuacji wyszła poza możliwości tolerancji Kamili, bo przeprosiła cicho i udała się jak najdalej od swojego stanowiska. Czy on mógł ją winić...?
- Alicja Wanda Celin. - Przedstawiła się uroczyście.
- Ma pani ciekawie brzmiące nazwisko. - Odparł i pierwszy puścił jej dłoń. Z jakiegoś powodu miał wrażenie, że wyczuł od niej jakąś dziwną dezaprobatę.
- Mój były mąż mówił, że jestem piękna jak cekiny. - Odparła. ,,Oczywiście.", pomyślał Aron, ostatkiem sił powstrzymując się od przewrócenia oczami. Po sekundzie dotarło do niego, że Alicja położyła subtelny nacisk na drugie i trzecie słowo. Aron westchnął. Domyślał się już, dlaczego tak walczyła o tę posadę.
- Proszę do mojego gabinetu. - Powiedział zrezygnowany i zaprowadził ją do windy.
---
Był z nią sam na sam zaledwie minutę, a już czuł, że długo tak nie pociągnie. Atmosfera była tak gęsta, że miał wrażenie, że będzie musiał wykroić sobie drogę maczetą. Uśmiechnął się do swoich myśli.
- Słucham, o co tak usilnie chce mnie pani zapytać? - Westchnął nie zaszczycając jej spojrzeniem. Tak, kobieta wydawała mu się okropna, ale na gwałt potrzebował kogokolwiek, kto choć trochę by go odciążył, a jak na złość Alicja była jedyną osobą, która zgłosiła się na to stanowisko. ,,Że też musiało trafić na nią...", pomyślał wpatrując się ponuro we własne odbicie.
- Ma pan żonę? - Spytała nagle.
- Czytała pani regulamin firmy? - Od razu zmienił temat.
- Tak, każdy podpunkt. - Powiedziała gorliwie kiwając głową. ,,Muszę dodać do niego punkt o zakazie wypytywania szefa o jego życie prywatne.", pomyślał i westchnął cicho. - Czy coś nie tak? - Spytała.
- Upał mnie wykańcza. - Mruknął.
- Proponuję drinka z lodem.
- W pracy? - Zmierzył ją spojrzeniem.
- Nie, oczywiście, że nie. Za rogiem jest dobry bar. - Powiedziała. - Często tam bywam w takie upały. - Dodała również wpatrując się w lustro na ścianach windy. ,,Boże, daj mi cierpliwość...", pomyślał Aron i westchnął po raz kolejny, odwracając się i wlepiając spojrzenie w panoramę Warszawy.
***
Czas na zabawę xd
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top