Rozdział 275
Hubert w milczeniu obserwował jak doktorzy zajmują się jego znajomym. Położyli chłopaka na łóżku i gdzieś go zawieźli. Kalicki usłyszał jeszcze jak lekarz, który pierwszy zajął się Krystianem mówi coś o OIOM-ie. Mężczyzna czuł jakby jego nogi wrosły w jasną, szpitalną podłogę. Po prostu stał tam jak słup soli i wpatrywał się w miejsce, gdzie zniknęli lekarze wraz z jego kolegą.
W tym momencie z pomieszczenia obok wyszła pielęgniarka pchając przed sobą wózek z dziwnie znajomą dziewczynką.
- Tata! - Ucieszyła się mała na widok Kalickiego. Dopiero po chwili dotarło do niej, że to nie jej rodzic. - Pan nie jest moim tatą... - Zauważyła cicho. - Gdzie on jest? Mówił, że tu będzie... - Powiedziała smutno. Hubert bez słowa wlepił w nią swoje spojrzenie. Jej ciemne oczy coraz bardziej się rozszerzały. Mężczyzna cofnął się o krok.
- Nie wiesz? - Spytał nagle ledwo wypowiadając słowa. - Poszedł ci po sok. - Wypalił pierwsze, co przyszło mu do głowy. - Powiedział, że zaraz wróci. - Dodał jeszcze.
- Wolałabym, żeby był tu ze mną. - Posmutniała. Pielęgniarka uniosła na niego zmieszane spojrzenie. Wymownie uniosła brew. Hubert spuścił tylko wzrok.
- Wezmę cię już na salę, kochanie. - Podjęła kobieta. - Tata zaraz do ciebie przyjdzie. - Dodała jeszcze i pogłaskała ją po głowie. Poszła w sobie znanym kierunku posyłając mu jeszcze pytające spojrzenie przez ramię. Hubert wypuścił drżący oddech.
---
Po błąkaniu się przez chwilę wreszcie znalazł OIOM. Podszedł do dużych, przeszklonych drzwi i zerknął do środka. Przy jednym z łóżek stało paru lekarzy i parę pielęgniarek. Wszyscy w bezruchu wpatrywali się w coś na łóżku. Kalicki dopiero po dłuższej chwili zauważył, że ktoś leży na wcześniej wspomnianym łóżku. Przyjrzał się dokładniej i zauważył kawałek boleśnie znajomej, metalowej obroży. Po jej ułożeniu wywnioskował, że chłopak leży na boku. I że miejsce, w które tak intensywnie wszyscy się wpatrują to jego plecy. A konkretniej rany na jego plecach. Wyglądało na to, że jego obrażenia szokowały nawet profesjonalistów.
Po chwili Hubert westchnął cicho i usiadł na jednym z krzesełek. Schował twarz w dłoniach.
Nagle usłyszał, że ktoś wychodzi z pomieszczenia i uniósł głowę.
- Pan jest jego kolegą? - Spytał cicho doktor. Kalicki tylko na niego spojrzał. - Może nam pan wyjaśnić, co mu się, do cholery, stało? - Zapytał.
- Uratujecie go? - Spytał.
- Gdybym na własnej skórze nie poczuł, że ciało jest ciepłe, powiedziałbym z całą pewnością, że już nie żyje. - Odparł brutalnie szczerze.
- Na miłość boską, zróbcie coś! Jesteście od tego, żeby ratować, tak?! - Wściekł się mężczyzna.
- Czy pan nie rozumie, że musimy wiedzieć, co się w ogóle stało?! - Warknął lekarz.
- Przepraszam... - Westchnął Hubert. - On... Nawet nie wiem jak zacząć... - Rzucił. - Mój kolega został porwany... Ja... Nie wiem jak to wytłumaczyć... Porywacze zmuszali jego i inne ofiary do walki... - Spróbował wytłumaczyć.
- A to coś na jego szyi? - Zapytał doktor. - Wygląda jak jakaś metalowa obroża.
- Tak, to... urządzenie, którego porywacze używali do trzymania ich w ryzach. Raziło ich prądem. - Wymamrotał. Lekarz aż otworzył usta.
- C-czy pan jest kimś z rodziny-? - Spytał jeszcze.
- Nie... - Mruknął.
- A-a zna pan kogoś takiego?
- Nie. Ale wiem kogoś, kto może znać. - Wymruczał.
- Bardzo proszę ich zawiadomić... - Poprosił i szybko wrócił do sali. Hubert wstał i podszedł do szyby. Zauważył, że chłopak leży na plecach, z rurką w ustach i różnymi maszynami podpiętymi do siebie. Widok ten znów przykuł go do ziemi. Dopiero dzwonek telefonu był w stanie go otrzeźwić.
Mężczyzna odebrał bez patrzenia na ekran i przyłożył telefon do ucha w dalszym ciągu wpatrując się w nieprzytomnego kolegę.
- No nareszcie! - Odezwała się Justyna. - Gdzie ty jesteś? Musisz być na komendzie. Krystian zaczął pieprzoną apokalipsę. - Powiedziała szybko. W tle rozbrzmiewały dźwięki jakieś awantury. Hubert pozostawił jej słowa bez komentarza. - Halo? ...Hubert, jesteś tam? - Spytała.
- Ty wiedziałaś, że on ma brata? - Spytał nagle cicho.
- Co-?
- Wiedziałaś, że Krystian ma brata? - Powtórzył.
- Stary, my mamy teraz poważniejsze problemy na głowie niż jego-
- Wiesz, co mi powiedział...? - Spytał wchodząc jej w słowo. - ...Nawet nie wiem jak ci to powtórzyć... - Wyznał. - Powiedział, że ma dość... Że tęskni za rodziną, za domem... Że chciałby rzucić się do wody i przeczekać to wszystko... - Powiedział cicho.
- Gdzie on teraz w ogóle jest? - Spytała kobieta. - Mam nadzieję, że poszedł wreszcie d-
- Leży na OIOM-ie. - Powiedział cicho. Justyna potrzebowała chwili na przetrawienie jego słów.
- Co? - Spytała tylko.
- Leży na OIOM-ie... - Powtórzył. - A jego córka czeka, aż do niej przyjdzie. - Dodał wilgotnym głosem.
- O rany... - Wyszeptała.
- W końcu zasnął ze zmęczenia, a ja poszedłem po lekarza, żeby się nim zajął... A jak wróciłem z jakąś pielęgniarką, to jakiś doktor już przy nim był. Powiedział, że chłopak nie ma pulsu. - Powiedział.
- Czy-
- ...Masz numer do tego jego chłopaka? - Spytał od razu znów jej przerywając. - Wydaje mi się, że powinien tu być... - Dodał.
- O tym właśnie chciałam ci powiedzieć! - Rzuciła zniecierpliwiona. - Stary... On chyba nie żyje. ...słyszałam jak Natalia z Kubą rozmawiali o tym... Podobno jak wracał z delegacji to jego samolot się rozbił.
- O kurwa... - Wyszeptał.
- Zadzwoń lepiej do Olgierda albo Bartka, oni chyba powinni znać numer do brata Górskiego. - Poleciła.
- Masz rację... Zadzwonię i wrócę. - Odetchnął.
- Okay. - Odparła i pożegnała się z nim. Hubert przetarł twarz dłonią i wybrał numer Olgierda. Policjant odebrał po trzecim sygnale.
- Niezbyt mogę gadać. - Rzucił zdyszany. W tle ponownie rozbrzmiewały odgłosy kłótni.
- Co się dzieje na tej komendzie?! - Zapytał w końcu Hubert.
- Armagedon. - Odparł krótko. - Chciałeś czegoś? - Spytał.
- Górski ma brata, no nie? Potrzebuję jego numeru.
- Co? Po co ci? - Zdziwił się Mazur.
- BO KRYSTIAN LEŻY NA OIOMIE I NIE WIADOMO CZY W OGÓLE DOŻYJE JUTRA-! - Wrzasnął w końcu nie mogąc już dłużej wytrzymać.
<><><>
Olgierd słysząc słowa znajomego po fachu znieruchomiał. Reszta zgromadzonych wlepiła zszokowane spojrzenie w trzymany przez niego telefon.
- ...I BYŁOBY, KURWA, MIŁO Z NASZEJ STRONY, GDYBYŚMY POINFORMOWALI O TYM JEGO RODZINĘ! - Dokończył wściekły.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top