Rozdział 274
Półprzytomny Krystian wysiadł z samochodu.
- Dzięki. - Mruknął i posłał Hubertowi zmęczony uśmiech. Mężczyzna wyciągnął dłoń i złapał jego nadgarstek przez otwarte na oścież okno.
- Krystian... Cholernie źle wyglądasz... - Westchnął wpatrując się w ciemne, lśniące gorączką oczy policjanta. - Przyłóż się do tego leczenia... Dobrze? - Zapytał poważnie.
- Okay. - Mruknął posłusznie chłopak. Hubert jeszcze chwilę przytrzymał jego rękę, a potem puścił ją i pozwolił policjantowi się oddalić. Zagryzł wargę.
W końcu westchnął ciężko, zgasił silnik, odpiął pasy i poszedł za kolegą.
---
Kalicki ostrożnie i powoli wszedł do budynku i rozejrzał się. W pomieszczeniu panował zaskakująco duży tłok. Dopiero po dłuższej chwili udało mu się rozpoznać chłopaka wśród tłumu. Stał właśnie przy recepcji i rozmawiał z pracującą tam kobietą. Hubert wykorzystując zamieszanie podszedł do niego i stanął parę metrów dalej. Przez to, że było tyle ludzi chłopak nie powinien go zauważyć. Za to on był w stanie podsłuchać ich rozmowę.
- ...muszę się dowiedzieć gdzie ona jest, rozumie pani? Obiecałem jej, że przyjdę. - Wyjaśnił zmęczony.
- Pan jest kimś z rodziny? - Spytała kobieta.
- Tak, jestem jej tatą. - Rzucił. Zmierzyła go zmieszanym spojrzeniem.
- Nie wygląda pan najlepiej. - Rzuciła w końcu niepewnie. - Może jednak powinien pan dać się przebadać? - Zasugerowała. Chłopak machnął ręką.
- Moje dziecko jest ważniejsze. - Powiedział po prostu. - Powie mi pani gdzie ją znajdę czy mam sam iść poszukać? - Spytał. Recepcjonistka podała mu oddział i numer sali, a chłopak po krótkim podziękowaniu odszedł we wskazanym przez nią kierunku. Hubert zacisnął pięści i ruszył za nim utrzymując stały dystans.
---
Chłopak błądził trochę po placówce ale w końcu znalazł odpowiednią salę. Stanął przed drzwiami nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Hubert już miał do niego podchodzić gdy nagle drzwi otworzyły się. Krystian odskoczył na bok. Z pokoju wyjechała starsza już pielęgniarka. Pchała ze sobą wózek z pacjentem. Dziewczynka uniosła głowę i zobaczyła policjanta.
- Tata! - Ucieszyła się, zeskoczyła z wózka i podbiegła do niego. Chłopak klęknął na kolano, a Ami rzuciła mu się na szyję. - Przyszedłeś! - Dodała jeszcze. Górski przytulił ją do siebie.
- No przecież obiecałem. - Wymruczał rozbawiony i zamknął oczy.
- Kochanie, przecież tyle razy ci już tłumaczyłam, że jesteś zmęczona i nie powinnaś wstawać. - Westchnęła pielęgniarka. A następnie spojrzała na policjanta. Jej oczy rozszerzyły się w szoku. - N-nic panu nie jest? - Zająknęła się.
- To mój tata! - Rzuciła Ami i odwróciła głowę w jej stronę. - Jest bohaterem! Pomógł nam uciec od złych ludzi. Prawda, tatusiu? Prawda? - Spytała podskakując przed nim jak piłeczka. Policjant lekko się uśmiechnął.
- Prawda, mała. - Westchnął. Z trudem podniósł się na nogi.
- Naprawdę kiepsko pan wygląda. - Szepnęła do niego. Chłopak westchnął.
- Wracaj na wózek, Kotku. - Rzucił do córki ignorując pielęgniarkę. Pogłaskał małą po głowie. - Korzystaj, że cię wożą. - Ami zaśmiała się, ale grzecznie wróciła na swoje miejsce. - Gdzie ją pani wiezie? - Spytał jeszcze.
- Musimy jej zrobić parę badań. - Wyjaśniła kobieta i ruszyła przed siebie. Krystian powlókł się za nią. A Kalicki za nim. Nie wiedział dlaczego jego kolega nie chce przyjąć pomocy. Musiał cierpieć niewyobrażalne katusze, a i tak nie chciał się zgodzić na pomoc lekarzy.
---
W końcu pielęgniarka weszła do jakiegoś pomieszczenia rzucając za sobą, że policjant niestety nie może wejść z nią. Krystian westchnął i usiadł na krzesełku w rogu korytarza. Westchnął cicho i przetarł twarz dłonią.
Hubert usiadł obok.
- Coś mi obiecałeś. - Mruknął krzyżując ramiona na piersi. Uniósł brew i zerknął na kolegę. Ten dopiero po chwili zarejestrował obecność Kalickiego. Ku jego zaskoczeniu, ciemne oczy policjanta zaczęły się szklić.
- ...Dlaczego nie dacie mi spokoju? - Zapytał łamiącym się głosem i spojrzał w oczy drugiemu policjantowi. - Mam dosyć... - Wykrztusił. - Mam po prostu dosyć... - Dodał i schował twarz w dłoniach. - Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem chwilę, choć chwilę, żeby pójść spać bez strachu, że jak się obudzę, to już będzie za późno, żeby znaleźć małą... Zaniedbałem całe życie, żeby ją uratować... Sam prawie przy tym zginąłem! I to kilka razy-! - Pociągnął cicho nosem i otarł łzy z policzków. Położył głowę na kolanach. - Za każdym razem jak w końcu odnajduję choć trochę szczęścia coś zawsze się pierdoli... - Wykrztusił przez łzy. - Ktoś, na kim mi zależy, zawsze cierpi... A ja stoję i patrzę, i wiem, że nic nie mogę zrobić... I jeszcze zostałem z tym wszystkim sam... Mam dość, wiesz? Mam dosyć... Jeśli tak ma wyglądać to życie, to wolę zginąć. Wolę zamknąć oczy i już się nie obudzić, niż dalej trwać w tym koszmarze... Mam ochotę rzucić się w wodę... Żeby nikt nic ode mnie nie chciał... Żeby nikt mnie nie szukał... Opaść na dno, zagrzebać się w mule i przeczekać ten sztorm... - Hubert wyciągnął dłoń, żeby położyć ją na ramieniu policjanta. Zrezygnował w ostatnim momencie i ponownie położył rękę na kolanie. - Chcę, żeby ktoś chociaż na chwilę wszystko za mnie zrobił... Ledwo się ruszam ze zmęczenia... Wszystko mnie boli... I jeszcze czuję jak to cholerne robactwo mnie zżera... Ja... Mam po prostu dość... - Wykrztusił. - Tęsknię za domem... Za dziećmi... Za psem... Za bratem... Za chłopakiem... - Wyszeptał. - Tęsknię za tym wszystkim, co zawsze znika jak coś tylko się zepsuje... Dlaczego ja nie mogę być szczęśliwy, co? - Spytał i spojrzał mu w oczy. - Dlaczego? Co ja takiego robię, że na to nie zasługuję-? - Dodał, a potem pociągnął cicho nosem i oparł głowę o ścianę obok. Siedział w rogu, więc miał wygodne oparcie z dwóch stron. Zamknął oczy i pozwolił łzom płynąć.
Hubert zawahał się chwilę, a potem wyciągnął dłoń i złapał jego nadgarstek. Zacisnął palce. Poczuł jak jego kolega drży. Zapanowała cisza.
---
Hubert zauważył, że Krystian przestał płakać. Jego cholernie rozgrzane od gorączki ciało było strasznie blade, mimo pokrywających je siniaków i ran. Chłopak oddychał miarowo i spokojnie. Wyglądało na to, że zasnął.
- Wiem, że tego nie chcesz... - Szepnął Hubert i powoli wstał. - Ale nie dam ci zginąć. - Obiecał i po cichu odszedł poszukać jakiejś pomocy.
Poszedł do recepcji. Zastał tam jakąś pielęgniarkę układającą wózki. Poprosił, żeby poszła z nim. Po szybkim tłumaczeniu całej sytuacji ochoczo się zgodziła.
---
Hubert wraz z pielęgniarką wyszli zza zakrętu i ujrzeli niecodzienny widok. Jakiś doktor kucał przy Krystianie i coś mu robił. Lekarz najwidoczniej usłyszał ich kroki, bo odwrócił głowę w ich stronę.
- Paula, wezwij ratowników i dawajcie łóżko! NATYCHMIAST! - Ryknął. Kobieta podskoczyła, a potem pobiegła wykonać polecenie. Hubert zbliżył się do doktora.
- Co pan mu robi? - Spytał Kalicki gdy zauważył, że doktor przesuwa bezwładne ciało Krystiana. Położył je na podłodze i ku przerażeniu Huberta zaczął wykonywać masaż serca.
- ...Jak wyszedłem z sali to już tu siedział. Podszedłem, spytałem czy nic mu nie jest ale nie odpowiedział. Było widać, że coś jest nie tak i chciałem mu pomóc. Nie miał pulsu. - Wyjaśnił i spojrzał w rozszerzone ze strachu oczy Kalickiego.
***
Rany, jestem tak zmęczony, że ledwo widzę na oczy. I mam wrażenie, że bardzo to widać po rozdziale.
O 8 wieczór miałem zamiar się położyć, ale uznałem, że Wam jeszcze napiszę rozdział.
Także miłego weekendu, idę odsypiać tydzień jazd.
Do przeczytania,
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top