Rozdział 272
Krystian zerknął na nich przez ramię.
- ...Co mi się stało? - Powtórzył z niedowierzaniem. - ...Sprawdźcie telefony. - Powiedział cicho. Szwarc zmarszczył brwi lecz w końcu sięgnął po urządzenie. Odblokował ekran i uniósł brwi na widok wiadomości od policjanta. Jego twarz z każdą chwilą analizowania tekstu robiła się coraz bledsza. Aż w końcu skończył czytać i uniósł swój przerażony, pełen niedowierzania wzrok na Krystiana. Chłopak zauważył, że reszta policjantów poszła w ślady Szwarca i wlepia w niego swoje zszokowane spojrzenie. Powoli się odwrócił.
- ...Chcecie wiedzieć co mi się stało? - Spytał cicho. Zdarł z siebie koszulkę, która wylądowała na podłodze i powoli odwrócił się wokół własnej osi. Stanął plecami do Szwarca i spojrzał na niego przez ramię. Policjanci wpatrywali się w jego ciało z otwartymi w przerażeniu ustami. Na jego szyi znajdowała się jakaś dziwna, gruba, metalowa obroża. Była oblepiona krwią, która wypływała spod niej i spływała czerwonym wodospadem na jego plecy... Na jego łopatkach zaczynały się głębokie, paskudne rany. Ciągnęły się przez całą długość pleców i kończyły tuż nad linią czarnych bokserek. Były pełne krwi, ropy i małych, białych robaczków. Krew była również na jego ramionach. Spływała po jego rękach, wpływając do niezliczonej ilości ran i wypływając z powrotem z otarć na jego dłoniach. Jego tors również pokrywały mniejsze lub większe rany. Po przyjrzeniu się można było nawet zauważyć kolce, które wczepiły się w ciało policjanta, gdy ten wpadł w krzaki podczas akcji ratunkowej. Chłopak dłuższą chwilę czekał na jakąkolwiek reakcję pozostałych.
- I co? - Spytał z mieszaniną złości, rozbawienia i smutku w głosie. - Nikt nic nie powie? - Prychnął. - Chyba, że taki był plan... Nie prościej było mnie zwolnić? - Spytał Roberta. Odwrócił się w jego stronę. - Nie musiałbyś odgrywać całej tej szopki z porwaniem, handlem ludźmi, nielegalnymi walkami i wszystkim innym... Jeśli tak bardzo chciałeś się mnie pozbyć trzeba było po prostu mi to powiedzieć. - Warknął zaciskając pięści.
- J-ja ni-e chcia-ałem się c-cieb-ie poz-być. - Wykrztusił Robert gdy w końcu choć w niewielkim stopniu otrząsnął się z szoku. Chłopak parsknął zachrypniętym śmiechem.
- Świetny kawał, naprawdę. - Rzucił rozbawiony. Jego oczy jarzyły się ze złości. - Wprost cudowny... - Powolutku, kroczek za kroczkiem, zaczął zbliżać się do biurka swojego przełożonego. Jego twarz z rozbawionej stała się zimna i obca. Mięśnie szczęki drżały pod skórą. Robert nie spuszczając wzroku z policjanta powolutku opadł na miękkie siedzisko fotela i zaczął wciskać się w mebel, żeby tylko uciec przed jarzącym się wzrokiem czarnych oczu. Chłopak podszedł blisko. Bardzo blisko. Oparł się dłońmi o blat. Na przed chwilą czyszczoną powierzchnię spadły kropelki ciemnej krwi i kilka białych robaczków. Krystian nachylił się w jego stronę. Między ich twarzami było zaledwie parę centymetrów.
- Nie marzę o niczym innym, niż o uduszeniu cię gołymi rękami. - Wymruczał chłopak, wpatrując się w szefa. - Chciałbym własnoręcznie powyrywać ci wnętrzności, wiesz...? - Dodał cicho. - Oskórować cię kuchennym nożykiem... Zadźgać długopisem, które zawsze nosisz w kieszeni... Udusić twoim własnym krawatem... - Wymruczał i w złości wyszczerzył brudne od krwi zęby w stronę szefa. Z kącika ust pociekło mu trochę czerwonej cieszy. Szwarc w bezruchu wpatrywał się w niego szeroko otwartymi ze strachu oczami. Nagle z jego ust uciekł pisk gdy chłopak złapał go za śnieżnobiałą koszulę, przeciągnął go po blacie, a potem postawił obok siebie i położył plecami na biurku. Uniósł pięść, gotów do własnoręcznego wymierzenia sprawiedliwości własnemu szefowi.
- K-Krystian, zostaw go! - Sprzeciwił się Olo. Chłopak zamarł. Tylko jego oczy przesunęły się na policjanta. Mazur przełknął ślinę. Krystian powoli się wyprostował, tym razem wpatrując się w swojego kolegę.
- Masz rację. - Powiedział przerażająco spokojnym głosem. - Może powinienem zacząć od ciebie. - Dodał i w sekundę znalazł się obok. Starszy aż zadrżał gdy wyczuł jak wysoką gorączkę ma jego przyjaciel. Młodszy nagle uniósł kolano i przyłożył mu w brzuch. Mazur zgiął się i zaniósł kaszlem. Osunął się na kolana. - Byłeś dla mnie jak brat... I co mi z tego? - Prychnął. - Pamiętasz jak ratowałeś mnie przed Zielińskim...? Uznałeś, że już nie jesteś mi nic winien, no nie? Że już wystarczająco mi pomogłeś? A może, że masz już dość...? Wiesz co-? ...Już dla mnie nie żyjesz. - Zakończył gorzko. Przez chwilę wpatrywał się w niego, a potem przesunął wzrok na Bartka stojącego obok.
- Ty jesteś dla mnie zagadką. - Powiedział i lekko się uśmiechnął. Bartek cofnął się o parę kroków, aż w końcu natrafił na ścianę za swoimi plecami. - Powiedz mi... - Chłopak zbliżył się do niego. - Jak można żyć z kimś w jednym domu i nie zorientować się, że tej osoby nie ma od tygodnia? - Spytał lekko przekrzywiając głowę. - Bo ja nie jestem w stanie tego pojąć. - Warknął nagle w momencie gubiąc swój uśmiech. Wymierzył mu silny cios w szczękę. Mężczyzna oparł się o ścianę. Krystian wrócił wzrokiem do Szwarca. Ten zdążył schronić się za biurkiem. ,,Urocze.", pomyślał chłopak.
- No... na czym my stanęliśmy? - Spytał i znów lekko się uśmiechnął. - Ach, już wiem! - Zbliżył się do szefa. Znów oparł się dłońmi o blat. Przez to, że Szwarc siedział na krześle chłopak sprawiał wrażenie wściekłego giganta. - Tyle rzeczy, które chciałbym ci powiedzieć... Tyle rzeczy, które chciałbym ci zrobić. - Warknął i zazgrzytał zębami. W końcu cicho odetchnął. - Naprawdę, Robert? Naprawdę tyle warte jest dla ciebie ludzkie życie? Tyle jest dla ciebie warte życie tych maluchów? - Spytał rozkładając lekko ramiona, którymi wskazał jego biurko. Nadal wpatrywał się w jego oczy. - Naprawdę, co...? Jeszcze pewnie chcesz wiedzieć, co jest w tej torbie, no nie? W tej torbie są dowody. Dowody, które wsadzą podejrzanych na długie lata. Pewnie teraz zapytałbyś ,,Ale jakich podejrzanych?" gdybyś nie był tak przerażony. Otóż chodzi mi o podejrzanych w sprawie porwań dzieci... Widzisz, okazało się, że ci, którzy mnie porwali są powiązani z siatką pedofili z zachodniej Europy. I tak się szczęśliwie złożyło, że wszyscy siedzą teraz u nas w areszcie i czekają na wyrok. Teraz chcesz pewnie wiedzieć jak udało mi się ich złapać, co nie? Widzisz... Mam kumpla w antyterrorystach, który wisiał mi przysługę... I okazało się, że ma więcej honoru niż ty kiedykolwiek będziesz mieć. Pozbierał ludzi i przyszedł mi z pomocą... A chcesz wiedzieć, skąd mam te wszystkie dowody-? Pewnie, że chcesz... Widzisz, mam kumpla, który siedzi w kryminalistyce. I nie zgadniesz - też wisiał mi przysługę. I też jej dotrzymał... W torbie jest jego wizytówka, ma do ciebie zadzwonić jak wyczyści całą dziuplę. - Dodał jeszcze. - Wiem jak bardzo kochasz te wszystkie papierki... - Skrzywił się i sięgnął po raport ze śledztwa. Wyciągnął dłoń z dokumentami do szefa. - Proszę. Weź je sobie. - Powiedział z odrazą. - Przecież tak bardzo kochasz papierki... - Nikt się nie poruszył. Chłopak prychnął. Położył dłoń na biurku. - Ty nigdy nie nadawałeś się na policjanta. - Warknął. - Nie wierzę, że tego nie widzisz... Dlaczego zostałeś gliną, skoro bardziej interesują cię pączki i drukarka niż pomoc drugiemu człowiekowi? A już zupełnie nie rozumiem jakim cudem zostałeś szefem. Nie wierzę, że dostałeś tę posadę ze względu na służbę. Komu dałeś dupy, co? ...Albo wróć, chyba jednak nie chcę wiedzieć. Ale naprawdę musiałeś zrobić mu dobrze, skoro dostałeś tak dobrze płatną posadkę. Posadkę, do której totalnie się nie nadajesz. Nie zrozum mnie źle, byłbyś idealnym korposzczurem. Ale szok-! To nie biuro, tylko komisariat! Najbliższy biurowiec jest dwie ulice dalej. Naprawdę tak bardzo pomyliłeś adresy-? Ile ty masz lat, Robercik? - Syknął przez zęby, jeszcze bardziej nachylając się nad szefem. - Ile jeszcze ludzi przez ciebie zginie, co? - Warknął. - Ile jeszcze żyć odbierzesz przez swoje papierki-? Jak na ulicy, prawo swoje, życie swoje. Widzisz... według prawa, teraz powinienem siedzieć w kajdankach, wiesz? Bo zabiłem, żeby uciec. Zabiłem współwięźniów... A wiesz dlaczego? Bo miałem do wyboru ich, albo siebie. I co teraz, Robercik? Zaaresztujesz mnie? - Zaśmiał się krótko i wyciągnął do niego dłonie. - Nie-? No proszę, co za niespodzianka! Jednak nie egzekwujesz prawa tak, jak twierdzisz... - Chłopak ponownie oparł się dłońmi o biurko szefa. - Wiesz, co kazali mi zrobić? - Spytał cicho. - Kazali mi rozpalić trociny w piecu... I wrzucić tam zwłoki. - Syknął. - Dobrze słyszałeś. Kazali mi spalić ludzkie zwłoki... I co teraz, Robert? Dalej klasyfikuję się jako policjant? Tak-? Nie wierzę! Nie chciałeś pomóc gromadce dzieci uciec z rąk pedofilów, a teraz przyjmujesz mordercę z otwartymi ramionami-? Poważnie, Robert-? - Chłopak wyprostował się i z wyższością spojrzał na Szwarca. Zazgrzytał zębami. Nagle złapał raport, zamachnął się i przyłożył nim w twarz szefa. Rzucił go na biurko. - Trzymaj te swoje papierki. - Warknął. - Bo to jedyna rzecz, którą kochasz nad samego siebie. - Spiorunował go wzrokiem. - Nie cierpię tego, że zagarniasz sobie każdy sukces. Że spijasz śmietankę z każdej sprawy. ...Proszę, spij śmietankę i z tego śledztwa. Nie zdziw się tylko jak moja krew i moje łzy zepsują ci smak. - Zakończył i podszedł do swojej koszulki, podniósł ją i założył na siebie. Podszedł do drzwi. Położył dłoń na klamce.
- Jak będziesz chciał wysłać mi wypowiedzenie, to pofatyguj się do mojego domu. Bo moja noga więcej tu nie postanie. - Powiedział. Zacisnął dłoń na klamce. Odwrócił głowę i spojrzał na Szwarca przez swoje ramię. - Pilnuj się, Robert. Bo nie znasz dnia, ani godziny. - Powiedział spokojnie, po czym otworzył drzwi i wyszedł. Przeciąg zamknął je za nim z hukiem.
***
Do przeczytania,
- HareHeart
1546. Rozdział jest w całości, żeby reklamy nie przerywały wam tej pięknej sceny.
Ogólnie... To jest najlepszy rozdział jaki napisałem w całym swoim życiu.
Na pewno mógłby być jeszcze lepszy, ale wydaje mi się, że zawarłem w nim wszystko, co chciałem.
Notka jest tak nisko dlatego, że z jednej strony bardzo chciałem ją tu zawrzeć, a z drugiej cholernie pasuje mi koniec bez żadnego słowa ode mnie.
Anyway, mam nadzieję, że przejdziecie przez życie tak jak Krystian przeszedł przez umysł Szwarca. Robercik długo nie zapomni tej sceny :D
Do przeczytania (#2 :D),
- HareHeart
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top