Rozdział 245

Olo złapał go na parkingu przy samochodzie. Chłopak ze zirytowaniem wpatrywał się w ekran telefonu, zapewne czekając na wiadomość od Żanety.
- Jak się cieszę, że jeszcze cię złapałem! - Sapnął Olo. - Szwarc nas zabije jak się dowie. - Dodał. Zauważył, że młodszy pod tą maską irytacji ukrył lekkie zaskoczenie.
- O czym? - Zapytał.
- Zapomnieliśmy zrobić listę podejrzanych, pamiętasz? - Podsunął. Odetchnął w duchu gdy młodszy dał się wciągnąć w jego grę.
- Ty, faktycznie. - Zauważył. - Cholera... - Syknął.
- Słuchaj, zrobimy tak: zajmiesz się tą listą. Wszyscy podejrzewają Zielińskiego albo Wierzbickiego, ale może ktoś jeszcze zalazł wam za skórę. Ja wyzbieram ludzi i pojadę sprawdzić tego typa od auta. - Powiedział. Modlił się, żeby chłopak połknął haczyk.
- Chyba nie mamy wyboru. - Mruknął młodszy. - Dobra. - Powiedział wkładając mu w dłoń kluczyki do samochodu. Bez słowa ruszył na górę. Olgierd miał ochotę skakać ze szczęścia.

:Ja

Udało się. Dzieciak poszedł robić listę.

Odpowiedź przyszła po chwili.

Bartek:

Niesamowite.
Będziesz musiał opowiedzieć jak tego dokonałeś.
Zaraz do ciebie zejdę, Żaneta wysyła nam właśnie pinezkę.

Olo odetchnął i wsunął telefon do kieszeni. Wsiadł za kierownicę.

---

Krystian postawił kubek z kawą na blacie i usiadł w fotelu. Skrzywił się nieco na nieprzyjemne uczucie. Bartek musiał jakoś inaczej założyć mu te szwy, bo odczuwał je wyjątkowo intensywnie.
Westchnął cicho, wziął łyk kawy i wyjął czystą kartkę. Od razu zanotował dwa nazwiska.

Artur Zieliński
Józef Wierzbicki 

Postukał długopisem w blat biurka.
Po chwili dopisał jeszcze jedną linijkę.

N.N. - listy

Wziął kolejny łyk kawy. Wyjrzał za okno.
Z tego co mówił mu Aru, jego mężczyzna nie miał żadnych wrogów. Szanowany, lubiany biznesmen. W firmie wszyscy pracownicy zadowoleni z atmosfery, z wynagrodzeń... Chłopak westchnął i spojrzał na listę. Wygląda na to, że będzie musiał skoczyć do firmy swojego partnera i wszystkich wypytać.
Uruchomił tablet i wszedł w policyjną bazę. Wyszukał kilku przestępców, którzy zajmowali się handlem ludźmi czy porwaniami dla okupu i zaczął przetrzepywać ich kartoteki.
- Ten zajmuje się dragami... Ten działa po drugiej stronie kraju... Ten wrócił już do pierdla... Ten jest za młody, żeby wymyślić taki plan... - Mruczał do siebie, scrollując akta za aktami. Wziął kolejny łyk kawy. Dopisał kolejne nazwisko.

Arkadiusz ,,Hula" Hulicki - ukradł samochód wykorzystany do porwania

Cicho westchnął. Wstał zza biurka i rozejrzał się. Wiedział, że Olgierd miał ze sobą wszystkie akta zaginionych dzieci. Tylko gdzie on je dał...?
Policjant kucnął przy biurku kolegi i zaczął po kolei przetrzepywać szafki.
Ktoś nagle wszedł do pomieszczenia.
- Hej. - Zaczęła Dominika. 
- Cześć. - Mruknął nawet nie unosząc głowy.
- Co ty robisz? - Spytała.
- Wiem, że Olo miał ze sobą taki plik akt dotyczących zaginięć tych dzieciaków, tylko nie mogę go teraz znaleźć. - Wymruczał i wstał. Coś nagle rzuciło mu się w oczy. - AHA! - Oznajmił tryumfalnie i przeszedł parę kroków. Schylił się po leżące na blacie dokumenty. - Znalazłem! - Rzucił i wreszcie odwrócił się do koleżanki z lekkim uśmiechem na ustach. Kobieta zamrugała, zdziwiona.
- Masz ochotę na kawę? - Spytała. Chłopak wskazał głową swoje biurko.
- Spóźniłaś się, moja droga. Już jedną piję. Muszę zrobić listę podejrzanych. Zaczynamy myśleć, że to handlarze żywym towarem. - Powiedział i wrócił na swoje miejsce. Kobieta przysunęła sobie krzesło i usiadła obok niego. Nachyliła się nad kartką.
- N.N. - listy? - Przeczytała i spojrzała na kolegę. Ten westchnął cicho.
- Ostatnio dostałem całą stertę listów. Z treści i zeznań wynika, że napisała i wysłała je kobieta. Problem jest taki, że nikt nie wie kim ona jest. Pisała w nich, żebym do niej wrócił, że dalej mnie kocha.
- Okaaay... A czy poza tym coś było w tych listach? Coś podejrzanego? - Spytała. Chłopak zastanowił się chwilę.
- W sumie, to tak. Kojarzę na przykład, że było w nich coś o wspólnym gotowaniu. I w sumie to się zastanawiam czemu wtedy tego nie zauważyłem. Przecież ja nigdy nie gotowałem ze swoją dziewczyną. Z żadną z nich. - Wymruczał w zamyśleniu pocierając brodę. - Ale skoro tego nie było, to może oznaczać, że- 
- To tylko przykrywka. - Dokończyła za niego kobieta.
- No właśnie... - Westchnął. - Tylko po co jakaś kobieta miałaby porywać małą? I musiałaby mieć do tego wspólnika, bo na nagraniu było ich dwóch. I jeszcze obu porywaczy miało typowo męskie sylwetki. Więc albo zostali wynajęci, albo to jeszcze inna sprawa i autorka listów nie jest w ogóle powiązana z porwaniami. - Wymamrotał. Sięgnął po kubek i wypił parę łyków kawy.
- Mogę zerknąć na sprawy tych dzieci? - Spytała. Chłopak podał jej akta. Szybko je przejrzała.
- Jak dla mnie to te dzieci nie mają żadnego, wspólnego punktu. - Wymamrotała. - Są z różnych części miasta, z różnych rodzin, różnych płci i w różnym wieku. - Mruknęła. 
- Najprawdopodobniej handel. - Westchnął chłopak.
- Niestety możesz mieć rację... Tylko... Dlaczego jeszcze nikt nic nie znalazł?
- Najprawdopodobniej dlatego, że nikt wcześniej nie połączył tych zaginięć. - Podsunął. Dominika zmarszczyła brwi.
- Były prowadzone przez różne ekipy z różnych komend. Dopiero dostaliśmy wszystkie akta.
- Okay... A co z waszymi wrogami? Chyba sam najlepiej wiesz ile macie pieniędzy. - Podsunęła.
- Tak, wiem. Ale minął cały dzień, a ani ja, ani Aron nie dostaliśmy żądania okupu. - Rzucił. - Chyba, że... - Zaczął nagle i aż się podniósł.
- Chyba, że...? - Powtórzyła cicho.
- Zaczekaj, muszę gdzieś wyskoczyć. Możesz dopić moją kawę jeśli masz ochotę. - Rzucił szybko, zgarnął telefon i odznakę, i wybiegł z pokoju. Kobieta zamrugała zaskoczona.

---

Chłopak wrócił po godzinie.
- Co się stało? - Zapytała, gdy kolega usiadł na krześle i odetchnął.
- Pomyślałem, że może nie dostaliśmy żądania okupu, bo ktoś wrzucił je nam do skrzynki. Więc pojechałem do domu, przeszukałem całe podwórko, ale nic nie ma. Chyba to nie ten trop. - Sapnął.
- Gdy cię nie było przejrzałam jeszcze raz te akta. Myślę, że możemy pójść tropem handlarzy. Za dużo rzeczy się nie zgadza. Nawet to, że niektórzy rodzice nadal szukają swoich pociech, a inni nawet nie zgłosili zaginięcia. Zrobili to za nich nauczyciele czy znajomi.
- Kurwa. - Jęknął chłopak i położył dłoń na swojej twarzy. Przetarł oczy.
- Nie bój się. Odnajdziemy i je, i Amelkę. - Powiedziała cicho. Ten tylko westchnął.
- Cholerne kamery. - Warknął nagle. - Porywacze wiedzieli, gdzie one są, a gdzie ich nie ma.
- Co masz na myśli? 
- To, że pomijając tą kamerę przy szkole, która zarejestrowała moment porwania i moment wyrzucenia plecaka, to unikali wszystkich kamer. Musieli przejechać uliczkami, a potem zmienić samochód, bo one wszystkie w pewnym momencie się urywają. U wylotu każdej znajdują się kamery. Czy to przy sklepach, czy przy szkole i- - Chłopak nagle urwał swój monolog. - To jest to! - Powiedział nagle podnosząc się na równe nogi. - Chyba wymyśliłem jak wpaść na ich trop! - Dodał.

***

:>

Do przeczytania,
- HareHeart

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top