2


Zostawiam Vennys na noc pod okiem medyków, bo szarpane ugryzienia na jej przedramieniu nie wyglądały dobrze i wymagały pilnego zaszycia oraz dezynfekcji. Zmykam akurat drzwi, kiedy słyszę stłumione krzyki Vennys. Krzywię się, bo doskonale wiem, jak to boli. Sama mam wiele szkaradnych blizn na ciele oraz kilka mniejszych, nierównych na policzkach oraz czole, gdzie ostre gałęzie przecięły twarz podczas patroli.

A i tak uważam, że Agnes jest jednym z najbardziej delikatnych medyków, z jakimi miałam do czynienia. Na tyle dobrze wykonuje swoja robotę, że rany się nie paskudzą. Rok temu głównym medykiem był Sei, który raz tak opatrzył jednego z kaprali, że trzeba było potem amputować mu nogę przez gnicie. Medyk został z powrotem odesłany do pałacu, a z kapralem nie do końca wiadomo, co się stało, ale na pewno nie doczekał się ubezpieczenia z tej racji.

Po przeciwnej stronie pomieszczenia medycznego widziałam Liv, obok której siedział Belar wraz z innym chłopakiem. Każdy z nich trzymał dłoń różowowłosej dziewczyny. Co skwitowałam jedynie uniesionymi brwiami. Ogólnie Liv, gdy tu dotarła była przerażona, chciała wracać. Nigdy nie jeździła konno, nie trzymała w dłoni sztyletu, a co dopiero miecza. Teraz wygrywała większość pojedynków oraz jeździła najlepiej z całego plutonu kadetów i krążyły plotki, że miała w sobie cesarską krew. Daleką, bo daleką, ale wciąż. I do tego najwidoczniej ugania się za nią dwóch kadetów. Nieźle się jej powodzi. Od Vennys słyszałam, ponieważ jest z jej drużyny, że wszyscy mówią, że jest do tego najsprytniejsza ze wszystkich. Można być jeszcze bardziej idealnym na tej niegościnnej północy? Nie wydaje mi się.

Brzuch mi burczy akurat w momencie, gdy wchodzę do sali jadalnej. Marigold rzeczywiście wciąż stoi przy ladzie łączącym kuchnię z częścią jadalną. Przy ławach siedzi raptem kilka osób, a ogień w dużym kominku przy ścianie strzela cicho. Spoglądam na zegarek automatyczny na moim nadgarstku. Jest już prawie dwudziesta pierwsza. Tylko osoby wyjeżdżające poza mury twierdzy mają przywilej noszenia zegarków, które ładują się z każdym ruchem ręki właściciela.

Marigold jest jednym z najstarszych zwiadowców, dlatego zostały jej przydzielone inne obowiązki niż patrole w zamieciach śnieżnych. Można by rzec, że swego rodzaju emerytura. Kobieta i tak nie jest sama w kuchni, bo dużo kadetów wybiera dyżury w kuchni ze względu na dodatkową porcję żywności. W całej warowni pracuje też kilkudziesięciu służących wysłanych przez cesarza. Większość z nich to mieszkańcy niższej klasy dawnego Zerros, zagarniętego piętnaście lat temu przez Leaton za niemym przyzwoleniem innych królestw kontynentu. Mój ociec do końca swych dni nie mógł się z tym pogodzić. Ludzi Zerros wciąż nazywa się zamachowcami, skrytobójcami oraz sabotażystami za to, jak nasi rodzice oraz dziadkowie próbowali się bronić przed najeźdźcą, który nie miał litości wobec cywilów i celowo atakował szpitale oraz szkoły. Leaton jako głównie pustynne oraz stepowe cesarstwo uważało, że leśna i górskie terytorium Zerros im się należy, bo ich przodkowie sprzed Zamiecią władali tymi ziemiami. Uważali również, że od momentu, gdy Szolorvir I poślubił zerroską królową – Firene III – Zerros straciło swą niepodległość.

Szkoda, że my, zerrosianie, tak nie uważamy. Piętnaście lat temu wciąż mieliśmy naszą królową Torrel II, która nie ugięła karku przed Leaton i wciąż sprawowała władzę nad Zerros, chroniąc naszych ludzi. Mieliśmy innych bogów niż Leaton, bogów wspólnych z istotami, które zamieszkiwały kontynent przed Zamiecią. Odczuwaliśmy bliższą więź z naturą oraz byliśmy na nią bardziej wrażliwi. U mnie objawiało się to lepszym węchem, co było przydatne podczas wyszukiwania ziół w zimie. Mieliśmy obrzędy, których ludzie Leaton nie pojmowali i uważali za barbarzyństwo. Jednak to nie zauroczenie zerrosianami spowodowało, że cesarz Leaton wysłał swoje wojska przez granicę Zerros, łamiąc wszystkie dekrety wojenne uchwalone wspólnie, miedzy królestwami kontynentu po Zamieci. Wojska Leaton nie zostawiały za sobą nic, tylko pożogę oraz pustkę. Nawet gdy osiągnęły swój cel – kopalnie w górach oraz źródła słodkiej wody – nie poprzestali, póki cesarz nie podbił całego Zerros. Chciał odzyskać to, co uważał, że mu się należało, nie bacząc na krew, jaka się za to przelała. Niewielkie wojsko Zerros nie mogło się równać z wyposażeniem żołnierzy Leaton, toteż straciliśmy je podczas pierwszego miesiąca napaści.

Kiedy Leaton wstąpiło do obszaru stolicy, królowa nakazała ewakuację i poddała się, by ratować nasze życia. Jednak to nie zatrzymało cesarza, by w pierwszej kolejności wycelować ogień w szkoły, akademie, szpitale oraz świątynie. Kiedy płomienie buchające w stolicy sięgały nieba, cesarz osobiście się zjawił. Wywlókł z lochów królową, by osobiście przed niedobitkami pozbawić jej głowy. Nie było to czyste cięcie, potrzebował trzech zamachów, by głowa królowej spadła na schody i stoczyła się na sam dół, gdzie stali zebrani ludzie.

To był koniec Zerros oraz mojej matki. Mimo mojego młodego wieku, pamiętam to doskonale, bo stałam w pierwszym rzędzie, trzymana przez szlochającego ojca, kiedy głowa mamy spoczywała u mych stóp. Nie znałam jej dobrze, byłam jej nieślubnym dzieckiem z generałem gwardii królewskiej. Tuż po urodzeniu zostałam oddana do wykarmienia przez damę dworu, bo już wtedy sytuacja była napięta z Leaton i mama miała ważniejsze zajęcia, niż bieganie za raczkującą mną. Nie mam jej tego za złe, ja się zdarzyłam przypadkiem, a ona miała cały nasz naród na swych barkach. Gdy skończyłam dwa latka opuściłam, znaczy, nie na własnych nogach, pałac i tata przejął mnie do swej rezydencji blisko pałacu. Stąd też noszę jego nazwisko, bo królowe Zerros go nie posiadały – nie potrzebowały, bo i tak każdy wiedział, kim są. Kiedy skończyłam trzy latka, często odwiedzałam pałac pod opieką damy dworu, która chyba bardziej była moją matką, niż królowa, by rozpocząć naukę mówienia.

Sporadycznie spotykałam wtedy moją starszą o dwanaście lat siostrę, Zilress, która była uczona do zostania przyszłą królową, jako prawowita dziedziczka tronu. W momencie śmierci naszej matki, była następną osobą pod topór, gdyby nie to, że wyparła się w jednej chwili całego narodu i ślubowała wierność cesarzowi do śmierci, byle uczyniłby ją swoją konkubiną. Ojciec mówił, że Zilress często rzucała niby pustymi słowami, że Zerros jest dla niej za małe i zbyt słabo rozwinięte. Nie mieliśmy wtedy drukarni rozpowszechniających cotygodniowe podsumowanie wydarzeń oraz romansów wśród szlachty, nie mieliśmy filharmonii, ani wyścigów konnych. Teraz mieliśmy te wszystkie rzeczy, ale brakowało nam lasów oraz zwierzyny w nich. Traciliśmy również zasoby czystej wody.

Jedna rzecz, jaka wciąż łączyła wszystkich potomków Zerros, była końcówka naszego nazwiska, zawsze taka sama, nieprzerwanie od stuleci. Co niedługo może się zmienić, jak wszyscy wymrzemy, co idzie cesarzowi bardzo skutecznie, biorąc pod uwagę, problemy z żywnością oraz wodą na prowincjach.

Odbieram od Marigold, z krótkim podziękowaniem, drewnianą misę z nieco chłodną potrawką jagnięcą. Dzień Pogoni chyba stał się świętem, że dostaliśmy jagnię na kolację. Na najniższej partii zbocza znajduje się owczarnia, gdzie, również służący, doglądają ponad setki owiec, które są hodowane w twierdzy na wełnę, mleko oraz mięso. W razie, kiedy warunki pogodowe uniemożliwiają dostawy surowców. Co wcale nie dzieje się rzadko przy takiej pogodzie, również cesarskie kruki często nie docierają z wiadomościami w zimę.

Jeśli jest jedna rzecz, jakiej boi się cesarz, to ziem bestii. Dlatego niemal maniakalnie sprawuje pieczę nad twierdzą, by mieć uspokojone sumienie, że mur wciąż chroni nas przed diabelskimi stworzeniami.

Tyle, że ostatnio już nie chroni. I nie wiem, czy cesarz jest tego świadomy, czy krąg próbuje na razie sam działać, na własną rękę, zanim nasz niewielki problem się wyda. Siadam na końcu jednej z pustych ław. Po Pogoni kadeci mają pół dnia wolnego na wyspanie się, dlatego z moją drużyną zobaczę się dopiero po obiedzie na treningu na sali, a sama mam od rana zajęcia z obronności i historii. Odkładam płaszcz na ławę i rozpinam kurtkę z naszywką rangi kaprala oraz poluzowuję szal. Pod kurtką mam jeszcze skórzane naramienniki oraz ochroną klatki piersiowej i pleców. Przy takich mrozach zakładanie stalowej zbroi na warstwy ciepłych ubrań mijałoby się z celem, bo nie bylibyśmy w stanie się poruszać, nie mówiąc już o manewrach z siodła.

Przyglądam się zwiadowcom okupującym inne stoły. Kilku z nich kojarzę z widzenia, ale od żadnego nie czuję emanującego ciepła. Tata mnie tak nauczył rozpoznawać innych zerrosian. Mówił, że przez to, że Zerros przez wieki było terytorium magicznych istot, ich magia w niewielkim stopniu w nas pozostała, dlatego odczuwaliśmy bliższą więź z naturą niż inni ludzie i potrafiliśmy wyczuć siebie nawzajem w tłumie, bez konieczności rozmowy. Również, wszyscy mieszkańcy Zerros mieli charakterystyczną końcówkę nazwiska „ros".

Połykam całą potrawkę niemal na raz i ocieram usta rękawem kurtki. Kamienna podłoga jest wyłożona wytartymi dywanami, a drewniane ściany w większości przyozdobione są trofeami łowieckimi oraz herbami szlacheckich rodzin Leaton, jak i samego cesarza. Drzwi do kuchni są już zamknięte i Marigold musiała udać się do swoich krater. Podziękuję jej jutro przy śniadaniu, że na mnie poczekała. O ile to na mnie czekała, by nie wyjść na zbyt egocentryczną osobę.

Opłukuję miskę oraz łyżkę w wiadrze z wodą w rogu pomieszczenia i odkładam naczynia na skrzypiący wózek. Ogień w kominku zaczyna dogasać i jego światło rzuca na ścianę mój długi cień. Pachnie tu wciąż palącym się drewnem oraz jagnięciną gotowaną w rosole. No i spoconą skórą, w twierdzy zwiadowców zawsze tak pachnie, zwłaszcza gdy co chwile ktoś trenuje albo wraca z długich patroli, a w ciepłym wnętrzu łatwo się zgrzać w zimowych ciuchach, których nikt nie kłopocze się wszystkich zdejmować, jeśli co chwile trzeba wychodzić na mróz, by się przemieszczać między budynkami administracji, salą jadalną i medykiem, a kompleksem sypialnianym. Nie wspominając już o kilku rzędach stajni oraz hali i pola do ćwiczeń.

Zanim pójdę do kręgu, zaglądam jeszcze, jak sytuacja u Vennys. Na zbiegu korytarzy pod salą medyków wpadam niemal na Evenona. Chłopak ma zaczerwienioną twarz albo od mrozu albo od tego, że tu biegł. Oddycha raptownie i odsuwa się ode mnie na krok. Jest niewiele ode mnie wyższy, co oznacza, że Ven sięga mu do podbródka.

– Co tutaj robisz, Linderos?

Zaciskam szczęki i już któryś raz w tym tygodniu żałuję, że nie podałam wraz z moim przybyciem wymyślonego imienia albo przezwiska. Ksywki, czegokolwiek. Nikt by się nie zorientował i to nie tak, że cesarz by osobiście się udał do twierdzy, by sprawdzić, czy rzeczywiście udałam się do zwiadowców, a nie dałam nogi do krainy bestii.

– Mogłabym cię zapytać o to samo

Spoglądam mu w oczy. Evenon ma typową, klasyczną urodę ludzi Leaton, ciemne, gęste włosy, opaloną karnację okalającą ostre rysy twarzy oraz niebieskie oczy zdające się świecić w półmroku korytarza. Po części rozumiem, dlaczego wzbudzał tyle zachwytów wśród damskiej części naszego rocznika. Nie był kapralem, ani nie pełnił funkcji monitorującej treningi kadetów. Nie wszyscy musieli się, jak to raz ujął „użerać" z dzieciakami, on wolał ten czas poświęcić na własny trening, to w pewnym stopniu również rozumiem, bo w końcu to od naszego stopnia wyszkolenia zależy nasze życie podczas patroli.

Zwłaszcza ze słabnącą mocą muru.

– Słyszałem, że Ven trafiła do Agnes. – Zakłada ramiona na piersi.

– Sama się raczej tam nie zaniosła. – Unoszę zaczepnie brew.

– Wiesz co, mogę cię tolerować, póki się nie odzywasz. Nie pojmuję, jak Ven może się z tobą przyjaźnić. – Wymija mnie i otwiera drzwi.

A mnie skręca z zazdrości od tego, jak wymawia zdrobnienie Vennys, która sama jej nadałam na pierwszym roku. Szemram pod nosem coś o burakach w zimę, gdy podążam za Evenonem, na co ten rzuca mi tylko zirytowane spojrzenie. Wychylam głowę przez kotarkę i widzę śpiącą Ven. Lewą rękę ma całą zabandażowaną i unieruchomioną przez prowizoryczny temblak. Poprawiam koc, którym jest okryta, ale Evenon przepycha mnie na bok i robi dokładnie raz jeszcze to samo co ja. Chłopak gestem pokazuje, bym spadała. Nie będę się z nim użerać, bo obudzę dziewczynę, więc wycofuję się. Jak jej jutro powiem, że Evenon ją odwiedził, to zapieje z zachwytu. Odwracam głowę, ale chłopak już zasłonił kotarkę. Nie wiem, co ona w nim widzi. Żegnam się z Agnes, wręczywszy jej bukiecik księżycowych ziół, które znalazłam podczas Pogoni. Wcale nie dałam Belarowi forów, po prostu nie miałoby sensu, gdybym go złapała za wcześnie, dlatego poszłam zbierać zioła w międzyczasie. Chłopak był pracowity i naprawdę się starał, dlatego nie uważałam, by ktoś taki miał nie zaliczyć testu tylko przez własne gapiostwo, bo zapomniał co jakiś czas zacierać śladów. Jest młody, więc mam nadzieję, że się zdąży nauczyć. W drodze powrotnej napomknęłam tylko o śladach i, biorąc pod uwagę, jak się spiął, był świadomy swojej gafy. Jasne, gdybyśmy byli na prawdziwym patrolu i mieliśmy ogon magicznych bestii, nie byłoby to bez znaczenia. Uważam po prostu, że to moja wina, że niewystarczająco podkreśliłam kadetom istotę przemieszczania się przez las niczym duch. Jadąc konno, nie ma sensu zsiadać co chwilę i zasypywać śladów, wystarczy zmieniać raz na jakiś czas ścieżki i grunt. Często jeździłam przez strumienie, jak nie były zamarznięte.

Narzucam na ramiona płaszcz, nie kłopocząc się zapinaniem go, gdy przechodzę przez korytarze z nieszczelnymi oknami w stronę wieży kręgu. To tam mieli swoje sypialnie oficerzy oraz generałowie i to tam spotykali się podczas swych sprawozdań, bądź z porucznikami i kapitanami podczas ich cotygodniowych raportów z postępów kadetów, uczniów oraz ich własnych plutonów. Mój pluton był bardziej formą treningową, by nauczyć się podstaw dowodzenia ludźmi, zupełnie inaczej to wygląda, kiedy się już jest prawdziwym zwiadowcą i podlega się cesarskiemu wojsku.

Zatrzymuję się na schodach, wzdłuż których wywieszone są gobeliny. Biorę jeden z nich w dłoń i palcami śledzę szew. Zanim tu trafiłam, uwielbiałam sama wyszywać gobeliny. Co prawda nie takie duże, ani z tak skomplikowanymi wzorami, ale siedzenie z włóczką wełny na kolanach, z trzaskającym ogniem w rogu pokoju i z widokiem przez okno na pałacowe budynki na wzniesieniu ponad miastem przypominały mi dom. Oraz wszystko to, czego już nie ma.

Pukam trzy razy w wyżłobione, dębowe drzwi. Dostaję pozwolenie, więc wchodzę do pomieszczenia, gdzie jest zawsze ktoś z dowództwa na zmianie. Dziś przypada ona kapitanowi Callisto, który po nowym roku dostanie pod sobą wszystkich trzecioroczniaków. Ale mam szczęście. Mam z nim zajęcia z formacji jutro rano. Słyszałam w zeszłym roku od starszego rocznika, że przysłał go tu sam cesarz, by był jego prawą ręką w twierdzy. Nic dziwnego, że jako rodowity leatończyk, nie darzył mnie sympatią i przez niego niemal nie zdałam ostatniego egzaminu z praktyki, gdy ubiegałam się o pozycję kaprala wśród studentów. Łączę stopy i z pięścią przyłożoną między piersi, pochylam się głęboko.

– Czego chcesz, Linderos?

Staram się nie zgrzytnąć zębami na jego oschły ton. W zeszłym toku zapytał mnie, skąd mam to nazwisko. Powiedziałam tą samą historyjkę, którą powtarzałam tu wszystkie sto razy, ale nie wydawał się przekonany. Był na oko w wieku mojego ojca, gdyby ten wciąż żył. Przełykam cicho ślinę i prostuję się.

– Kapral Eckhart zameldowała, że podczas Pogoni z kadetem natknęła się na parę zguli.

Kapitan z trzaskiem odkłada księgę, którą dotychczas trzymał w dłoniach i okrąża stół, by stanąć naprzeciw mnie. Marszczy krzaczaste brwi i opiera dłoń na głowicy rękojeści miecza przy pasie.

– To jest niemożliwe, mur wciąż chroni nas przed bestiami, więc żadne zgule ani inne stworzenia nie mają prawa się przez niego przedostać. Za fałszywe meldunki, będzie cię czekać chłosta, Linderos.

– Raport kaprala Eckhart jest prawdziwy.

– Hmpf, to w takim razie, gdzie jest ów kapral? – Kapitan posyła mi uśmiech pełen dezaprobaty.

– W skrzydle medycznym, odpoczywa po opatrzeniu jej ran zadanych przez zgule. – Unoszę podbródek i zrównuję wzrok z kapitanem. Aż tak się nie proszę o chłostę, by mu wytknąć, że zapomniał dodać kaprala przed moim nazwiskiem. Cały zeszły rok harowałam jak wół na ten stopień.

– Módl się, by kapral Eckhart obudziła się do świtu i potwierdziła twe zeznania. Inaczej osobiście cię wychłostam przed formacją.

Zaciskam mocno usta. Awansując, mam okazję się wyrwać z siedzenia cały rok w twierdzy oraz dostając większy immunitet wraz z postawieniem mnie przed trybunałem w razie zarzutów złamania kodeksu. W przypadku kadetów osąd może zostać wymierzony natychmiast, jakie zostanie uznany za odpowiedni przed wyższego stopniem, jednak kaprali już to nie obejmuje.

– Zapis z trzeciego rozdziału kodeksu uznaje, że sąd wymierzony w kaprala musi odbyć się wraz z aprobatą dwóch jednostek z korpusu oficerów. Bez majora, nie ma kapitan prawa mnie wychłostać...

Nie udaje mi się dokończyć, bo dostaję siarczysty policzek. Szyja boleśnie się napina, gdy głowa gwałtownie odchyla się do tyłu. Kapitan ma wręcz wymalowaną furię na twarzy, wskazując palcem na drzwi.

– Nie będzie zerrosianin mi cytował cesarskiego kodeksu. Wynoś się, zanim dobiorę takich majorów oraz generałów, że nie wyjdziesz nigdy więcej z lochów.

Przełykam krew zmieszaną ze śliną z rozciętego policzka. Nie wysilam się na ukłon, gdy wychodzę, zamykając cicho drzwi za sobą. Schodzę na dół wieży i ocieram rękawkiem łzawiące oko, policzek szczypie nieprzyjemnie, a z kącika ust wciąż z wolna płynie krew. To jest już trzecia sytuacja, gdy tłumaczy swe wybuchowe zachowanie moim pochodzeniem. Nie wnikam, czy ma jakiś powód, by nienawidzić Zerros, bo mnie to nie obchodzi. Leaton zamordowało mi ojca oraz matkę i jakoś nie jestem furiatem wobec leatończyków. Zapinam płaszcz, bo noce są tej zimy wyjątkowo mroźne. Żwawym krokiem zmierzam do budynku, gdzie mieszczą się sypialnie ludzi, którzy pomyślnie przeszli Pogoń. Mamy ten przywilej, że posiadamy własne sypialnie, jako kadet, bądź uczeń, gdy tu od razu trafiłam, miała tylko łóżko oraz szafkę i wieszak w pokoju sześcioosobowym oraz wspólną łazienkę z trzema innymi pokojami. Czasem warunki były... wymagające, zwłaszcza jak natura wzywała na dłuższe posiedzenie.

Sieroty mające mniej niż dwanaście lat tutaj nie trafiają, bo, z tego co przynajmniej słyszałam, żaden młodszy dzieciak wcześniej nie przeżył pierwszej zimy. Były za słabe, nawet jeśli miałyby głównie pomagać w stajniach i owczarni oraz uczyć się jazdy konnej wraz z władaniem drewnianymi mieczami. Dokąd trafiają młodsze sieroty albo te nienadające się do wojska? Bladego pojęcia nie mam, może były sierocińce w cesarstwie, jak to było w Leaton. Wchodzę po skrzypiących schodach na trzecie piętro budynku, jest tu znacznie chłodniej, niż w wieży kręgu. Z moich ust ucieka widoczna para, gdy wchodzę na zacieniony korytarz wyłożony owczymi skórami, jakby komuś było za zimno w nocy, może jedną pożyczyć.

Przez uchylone drzwi słyszę stłumiony głos Ievy wraz z niewyraźnymi męskimi pomrukami. Domykam jej drzwi z cieniem uśmiechu na ustach i idę na koniec korytarza. Nie mamy zamków w drzwiach, bo kto i co miałby mi ukraść? Mój egzemplarz kodeksu? Płaszcz z naszywkami, które noszą tylko kaprale? Dobiega mnie przytłumiony śmiech z pokoju naprzeciw oraz skrzypnięcie drzwi. krzywię się i błyskawicznie chowam się we własnych czterech ścianach. Nie chcę również, by ktokolwiek widział mój policzek.

Ieva powiedziałaby, bym już dała mu spokój, bo minęły cztery lata i nie wiem, ile razy się od niej nasłuchałam, że to nie była jego wina. Ta, trzeba było lepiej się siodła trzymać. I ciężko o Lunarii zapomnieć, jak Arther jest niemal jej kopią, z wyjątkiem kilku drobnych szczegółów. Nie powiem, że nie będę tęsknić za ciszą po stronie jego drzwi, gdy wyjechał na swój pierwszy patrol tydzień temu.

Zmęczona i zmarznięta przysiadam na piętach przed robą, gdzie trzymam flakonika alkoholu do dezynfekcji oraz prowizoryczne opatrunki. Rozcięcie szczypie, gdy przebieram się w ciuchy do spania i rozpalam ogień w niewielkim palenisku w rogu pokoju, czekając, aż kamienie się ogrzeją, by włożyć je potem pod materac. Inaczej zamarzłabym na kość.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top