Rozdział XVII
Gdy zapadł zmrok na terenie gospodarstwa zapadła cisza. Nawet zwierzęta zachowywały dziś wyjątkowy spokój. To była kolejna ciepła, bezchmurna, letnia noc. Wszystkie świece zgaszono, poza tymi które rozświetlały wnętrze gabinetu wciąż pogrążonego w pracy Jonaha Severa. W pokoju gościnnym również panował półmrok, a jednak przebywająca w nim młoda kobieta jeszcze nie spała.
Valentina Viara Volkov siedziała na brzegu swojego łóżka, nerwowo skubiąc skórki przy paznokciach. Syknęła cicho, gdy znów zadarła jedną do krwi. Był to zły i bolesny nawyk, jednak niezależny od niej. Włożyła palec do ust i skrzywiła się, gdy poczuła metaliczny smak krwi. Miała złe przeczucia, a nieprzyjemny posmak w ustach jedynie je wzmocnił. Chciała wierzyć, że wszystko potoczy się dobrze, jednak jak mogła liczyć na to w takich okolicznościach.
Książę Suflet leżał zwinięty w kłębek na poduszce, jednak również zachowywał czujność. Spoglądał na swoją panią z uwagą, a jego niebieskie oczy błyszczały w ciemnościach. Wiedział, że ma wydarzyć się coś ważnego, choć nie rozumiał w pełni powagi sytuacji. Wystarczyło jednak, że dostrzegał uczucia swojej ludzkiej przyjaciółki i choć Valentina nie była tego świadoma, był gotów w każdej chwili zaatakować źródła jej lęków. Zrobiłby to, gdyby tylko mógł.
Valentina natomiast starała się zachować spokój, ostatnie czego teraz potrzebowała to nieprzemyślane działania podjęte pod wpływem emocji. W jej głowie kłębiło się mnóstwo myśli, głównie tych nieprzyjemnych. Nie była pewna czy zamierza postąpić słusznie. Obawiała się, że wyciągnęła błędne wnioski, które popchną ją do bardzo złych decyzji.
To wszystko było dla niej nowe, a przez to przytłaczające. Nigdy wcześniej nie musiała polegać wyłącznie na sobie. Do tej pory zawsze stał obok niej ktoś starszy, mądrzejszy i bardziej doświadczony, kto wskazywał jej właściwą drogę, jeśli tylko zbytnio z niej zbaczała. Mimo że była kobietą i to wysoko urodzoną, od dziecka miała wiele swobody w podejmowaniu decyzji, jednak nie były to rzeczy wielkiej wagi. W tej chwili natomiast jeden błąd mógł kosztować ją życie, a także zaważyć na losach całego królestwa i jego obywateli.
Drgnęła przestraszona, gdy drzwi do pokoju otworzyły się nagle. Lęk jednak znikną od razu, gdy w świetle świecy zobaczyła wchodzącą do pomieszczenia Bellatrix. Włosy dziewczyny w ciepłym blasku świecy przybrały niemalże złocisty kolor, a jej bystre zielono brązowe oczy natychmiast padły na księżniczkę. Volkówna podchwyciła jej spojrzenie i na chwilę zapomniała o dręczących ją problemach. Bellatrix rozświetliła pomieszczenie, a jednocześnie jakby wraz z mrokiem przepędziła strach, który jeszcze chwilę wcześniej utrudniał Valentinie oddychanie.
Młoda Olenkin była nieco zaskoczona tym, że zastała księżniczkę wciąż niegotową do snu. Zostawiła ją samą na dłuższy czas i była pewna, że ta wykorzysta chwilę prywatności, by się przebrać, jak to robiła wcześniej. Szybko oceniła sytuację, jednak nie dostrzegła nic niepokojącego. Co prawda jej księżniczka wydawała się czymś zdenerwowana, nie roniła jednak łez, ani nie była ranna, Bellatrix byłą więc w stanie zachować spokój i użyć neutralnego tonu głosu, mimo iż wciąż była podejrzliwa.
– Księżniczko, nie jesteś zmęczona? Dlaczego siedzisz sama w ciemnościach? Coś się wydarzyło?
– Chciałam z tobą pomówić. Mogłabyś zgasić świecę?
Bellatrix nie rozumiała skąd taka prośba, ale natychmiast wykonała prośbę księżniczki. Księżyc oświetlał pokój wystarczająco, by móc się po nim swobodnie poruszać. Starała się być ostrożna, w końcu nie miała pojęcia, dlaczego jej droga pani jest zaniepokojona. Bellatrix nie mogła jednak nie dostrzec, że mimo silnych emocji Valentina panowała nad sobą. Siedziała wyprostowana i spoglądała na nią pewnie, odwzajemniając jej spojrzenie, mimo że w fioletowych oczach dziewczyny widoczny był lęk.
Srebrzyste światło natomiast sprawiało, że jasna karnacja księżniczki wydawała się jeszcze bledsza i jakby świetlista. Bellatrix pomyślała, że jej przyszła królowa mogłaby uchodzić za leśne bóstwo i być może nie myliła się zbytnio, w końcu Volkov została obdarzona niezwykłym, magicznym darem. Olenkinówna odłożyła świecę na stolik, po czym usiadła na brzegu swojego łóżka, naprzeciw swojej księżniczki, gotowa na to, co miało nadejść.
– Zamieniam się w słuch.
Poważny wyraz twarzy Bellatrix Olenkin dodał księżniczce nieco otuchy, miała bowiem pewność, że zostanie potraktowana poważnie, nawet jeśli rzeczywiście jej podejrzenia nie były słuszne. Choć nie spędziła z Olenkinówną zbyt wiele czasu, była w stanie jej zaufać. Poruszyła się nerwowo i odetchnęła głęboko, nim zaczęła mówić.
– Mogę najpierw zapytać, gdzie byłaś?
– Oczywiście. – Nie wahała się nawet chwili. – W stajni. Sprawdzałam, czy Szarlotka i Jutrzenka wciąż mają odpowiednią opiekę. – Po chwili zawahała się, niepewna czy nie popełniła jakiegoś błędu. – Przepraszam, że ci o tym nie powiedziałam, nie pomyślałam.
– Ależ nie. Dobrze, że się tym zajęłaś. Sama powinnam była to zrobić. Jak się mają?
– Są najedzone, wyczesane, napojone i wypoczęte. Bez zarzutów.
– To dobrze. Bardzo dobrze. – Valentina poczuła lekką ulgę, jej plan mógł udać się jedynie, jeśli ich konie były gotowe do podróży.
– Księżniczko... – Bellatrix zaczęła niepewnie. Nie wiedziała czego się spodziewać, nie dostrzegła bowiem niczego, co mogłoby wyjaśniać zachowania Valentiny. – Zaczynam się niepokoić. Czy coś się stało? Wyglądasz... – Zawahał się, nie wiedząc jak dobrać słowa. – Blado. Źle się czujesz?
– Nie. Czuję się dobrze. Naprawdę. Po prostu... – Nie mogła się już z tego wycofać. – Bellatrix bądź ze mną szczera. Czy uważasz, że Jonah Sever jest osobą godną zaufania? A może jest coś, co budzi twoje wątpliwości? Cokolwiek. Jeśli tak to powiedz mi teraz. Nawet jeśli to według ciebie coś niemającego znaczenia.
– Cóż, nie mogę powiedzieć, by wzbudzał moje bezgraniczne zaufanie, jednak podtrzymuję to, co dziś mówiłam. Jest naszą najlepszą opcją.
– Możesz mi wytłumaczyć, dlaczego masz wątpliwości?
Olenkin namyśliła się chwilę, zastanawiając się jak ubrać w słowa swoje odczucia na temat Jonaha Severa.
– Jest bardzo miły i skory do pomocy. Nie podważał naszych słów ani razu. Od razu nam uwierzył. Oczywiście nie jest to nic złego, wręcz przeciwnie, na każdym kroku udowadnia, że jest oddany naszej sprawie. Sprawia wrażenie bardzo uczciwej, altruistycznej, honorowej osoby. Jest wręcz zbyt... idealny. Jest bogaty, wpływowy i zdecydowanie utalentowany w swoim fachu. A cechy, które właśnie wymieniłam, nie są cechami mężczyzn, którzy zdobyli bogactwo i wpływy. Nie wiem, czy rozumiesz mój tok myślenia księżniczko.
– Rozumiem. Pan Sever sprawia wrażenie człowieka, który wie co, kiedy i jak powiedzieć. Jakby zawsze mówił dokładnie to, co chcemy usłyszeć.
– Tak. – Odpowiedziała nieco zbyt głośno, szybko jednak zapanowała nad swoim tonem i kontynuowała spokojnie. – Właśnie tak to postrzegam.
– Czy jest coś jeszcze?
– Nic konkretnego. Nie zrobił nic, co wzbudziłoby moje podejrzenia na tyle, by zaprzątać ci tym głowę. Dlaczego teraz o to wypytujesz? Myślałam, że dziś stałaś się pewna swojej decyzji. Masz wątpliwości co do jego planu?
– Bellatrix ja... – Odetchnęła głęboko i wypowiedziała słowa, od których wiedziała, że nie będzie odwrotu. – Uważam, że powinnyśmy stąd zniknąć. Dziś. Teraz.
Młoda Olenkin szybko otrząsnęła się z pierwszego szoku i natychmiast zaczęła analizować sytuację. Nie wiedziała skąd taka decyzja, jednak nie zamierzała jej podważać. Wiedziała, że Valentina ma swoje powody. Szybko oceniła, jakie są ich szanse. Dopiero po tym zadała nurtujące ją pytanie.
– Dlaczego? Księżniczko, czy ten człowiek coś ci zrobił? – Bellatrix poczuła, jak ogarnia ją gniew, jej pani jednak szybko ją uspokoiła.
– Nie. – Odparła pewnie. – Po prostu mam pewne podejrzenia. Wiem, że to może niewiele, ale przeczucie mówi mi, że nie powinnam ich ignorować.
– Podejrzenia? Jakie podejrzenia?
– To jak opisałaś pana Severa... Muszę się z tym zgodzić. Choć na początku zupełnie tak tego nie postrzegałam. Zaczęłam nad tym dużo myśleć, po tym, jak rozmawiałam z nim dzisiaj w jego gabinecie. Zwróciłam uwagę na kilka rzeczy, ale nie jestem pewna czy nie popadam w paranoję.
– Panienko Valentino, jeśli coś cię niepokoi, nie wahaj mi się o tym powiedzieć. Co się wydarzyło?
– W jego gabinecie znajduje się mapa. Mojemu ojcu bardzo zależało na tym, bym była wyedukowana kobietą. Bo kraj potrzebuje wykształconego władcy. Geografia mojego królestwa jest mi więc bardzo dobrze znana, tak samo jest w przypadku naszych sąsiadów i nie tylko.
– Nie wątpię. Nasi ojcowie, mieli w tej sprawie podobne podejście.
– Podobnie jest z polityką. Wiem, co się dzieje. Ojciec nie trzymał mnie pod kloszem. Dlatego, choć była to tylko chwila, zauważyłam tam kilka rzeczy, które mnie zaniepokoiły.
– Rozumiem. Kontynuuj.
– Zakładam, że była to mapa, na której pan Sever zaznaczył swoich wspólników, szlaki handlowe, kontrahentów i tym podobne. Tak to wyglądało i przyznam, że nie widzę powodów, by miałoby być to cokolwiek innego. Na terenie Rizji tych oznaczeń było dość wiele, a przecież ojciec zakazał współpracy i handlu z Rizją, gdy rozpoczęli wojnę z Astrią. Nie chciał, by wspierano agresorów, nie mówiąc już o tym, że nie popierał rizyjskiej polityki. Jego decyzje w tej kwestii były dość kontrowersyjne i surowe.
– Myślisz, że Sever handluje z Rizją? To dość poważne oskarżenia.
– Wiem. Dlatego rozejrzałam się dokładniej, by znaleźć coś więcej, nim zacznę szukać dziury w całym. Handluje alkoholami. Powiedział, że w swoim gabinecie trzyma próbki, które dostał od potencjalnych wspólników. Znajdowały się tam alkohole z Rizji. Konflikt trwa już ponad dwa lata i od tego czasu blokujemy handel z Rizją, więc dlaczego miałby trzymać tam ichniejszy towar? Ponadto, choć wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, jedna z sukni, które mi podarował, ma krój modny w tamtejszych rejonach. Nie jest może typowo Rizyjska, ale w kontekście tego wszystkiego jest to nieco niepokojące. Czy uważasz, że nadinterpretuję to wszystko?
– Nie. Zdecydowanie nie. – Bellatrix wiedziała, że to nie czas, by obwiniać się za to, że dopuściła do takiej sytuacji. – To wszystko rzeczywiście wskazuje na to, że Jonah Sever nie jest tak uczciwy, jak się prezentuje. Jeśli naprawdę prowadzi swoje interesy w Rizji, łamie prawo.
– Prawo, które wprowadził mój ojciec, a którego nie popierał mój wuj.
– Gdyby ktoś się o tym dowiedział, za rządów twego ojca, Sever zostałby surowo ukarany. Jeśli tak ryzykuje kontakty handlowe z Rizją, musiałyby być dla niego istotne.
– Przez to, że są niedozwolone, nie miałby zbyt wielkiej konkurencji. Jeśli mój wuj przejmie władzę, na pewno zniesie zakazy.
– A wówczas Sever będzie miał znaczną przewagę, jeśli rzeczywiście podpisał tam jakieś kontrakty i znalazł wspólników. Mógłby bardzo się na tym wzbogacić.
Bellatrix nagle poczuła tę samą mieszankę silnych emocji, którą poczuła Valentina, gdy połączyła wszystkie swoje podejrzenia w całość i doszła właśnie do takich wniosków.
– Nie opłaca mu się nam pomagać. Więc dlaczego to robi? – Valentina znała odpowiedź, ale chciała usłyszeć ją z ust towarzyszki, by mieć pewność.
– Może wcale nam nie pomaga.
– Pomyślałam sobie to samo. Ne widziałam zbyt dobrze, jednak zwróciłam uwagę na jego korespondencję. Jestem pewna, że widziałam, jak pisze do kogoś po rizyjsku. Nie jestem w stanie powiedzieć co, ale ich alfabet jest bardzo charakterystycznym. Trudno jest go pomylić z czymkolwiek innym. Właśnie dziś pisał do kogoś taki list. Dlaczego? W takich okolicznościach? Gdy jego księżniczka prosi go o pomoc w ucieczce z kraju?
– Wysyła więc jakąś bardzo ważną wiadomość do Rizji lub kogoś, kto posługuje się rizyjskim. Prawdopodobnie ważną dla jego interesów, bo na pewno nie dla naszej sprawy.
– Może ma wydarzyć się coś dużego. Coś, co będzie mieć ogromny wpływ na handel.
– Na przykład... Gdyby miał pewność, że wkrótce granica między Rizją a Virsewią zostanie otwarta, a wymiana handlowa wznowiona.
– A to byłoby bardzo prawdopodobne, gdyby mój wuj zasiadł na tronie. W końcu był za wsparciem konfliktu i współpracy z Rizją. Dla zysków kosztem pokoju na kontynencie.
– Sever chce wyruszyć jutro.
– Tak. I obawiam się, że nie doprowadzi nas do Karpowii, a wyda prosto w ręce mojego wuja. Nie wiem tylko dlaczego nie zrobił tego do tej pory. Miał na to mnóstwo czasu, a gdyby chciał, mógłby nas tu uwięzić.
Bellatrix znała odpowiedź. Jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o władzę lub pieniądze. W przypadku arystokracji zazwyczaj chodziło o to pierwsze. W przypadku kupców i przedsiębiorców o to drugie.
– Nie wiedział, czy mu się to opłaci. Dlatego zwlekał. Chciał wybadać sytuację. Napisał do swoich wspólników, jednak nie w tym celu, w jakim miał. Może po prostu chciał się upewnić, że jak najwięcej na tym zyska. Chciał postawić na właściwego konia.
– Uważasz, że mam rację? To poważne oskarżenia, a ja wyciągam je na podstawie mapy, którą widziałam jakąś minutę, butelki alkoholu i wiadomości, której nawet nie przeczytałam, a rozpoznałam jedynie kilka liter alfabetu.
– To nie są drobiazgi księżniczko. To wiele. A biorąc pod uwagę również nasze odczucia... Wszystko wydaje się łączyć w całość. Czy Sever może wiedzieć o twoich podejrzeniach?
– Nie wydaje mi się. Starałam się nie dać po sobie zauważyć, że się niepokoję. – Nie miała już takiej pewności. – Czy w czasie kolacji zachowywałam się dziwnie?
– Nie... Wiedziałaś o tym wszystkim jeszcze przed kolacją? – Bellatrix nie udało się ukryć zaskoczenia. Jednak Valentina wspominała o tym, że wątpliwości dręczył ją już od jakiegoś czasu. – Rozmawiałaś z nami jak gdyby nigdy nic. Myślę, że skoro nie zwróciłaś mojej uwagi, to jego tym bardziej.
– To nie było łatwe, jednak starałam się jakoś nad sobą zapanować. To nie był pierwszy raz, gdy musiałam trzymać swoje emocje na wodzy.
Bellatrix przypomniała sobie dzień pogrzebu króla Mirana. Księżniczkę Valentinę w ciemnej żałobnej sukni, z zaczerwienionymi od łez oczami, lecz poważnym wyrazem twarzy. Ze spokojem przyjmowała kondolencje od osób, które przybyły na ceremonię. Zdawała sobie sprawę, ile siły musiało to wymagać. Potrafiła postawić się na jej miejscu.
– Jestem pewna, że Sever nic nie podejrzewa, tak więc to nasza jedyna szansa. Masz rację księżniczko. Musimy zniknąć stąd natychmiast. Zabierz wszystkie swoje rzeczy i ubierz się do dłuższej podróży. Nie będziemy ryzykować. Weźmiemy tylko to, co mamy tutaj.
W tej chwili księżniczkę przytłoczyła nowa fala wątpliwości. Towarzyszka jej uwierzyła i tak jak ona, uznała, że ich jedyną możliwością jest ucieczka. To nie było jednak takie proste.
– Uda nam się? Mamy w ogóle jakieś szanse? Gdzie mamy się udać?
– Do Karpowii. – Odparła Olenkinówna bez wahania. – To nasza jedyna możliwość.
– To ponad dwa tygodnie drogi. Głównymi drogami mogłybyśmy dotrzeć w piętnaście dni. Tyle zajmowało mojemu ojcu dotarcie do granicy, gdy wyruszał w delegacje. Podejrzewam, że bez orszaku i straży zyskałybyśmy dwa dni, ale przecież nie ruszymy głównym szlakiem. Prędzej czy później ktoś nas znajdzie, zwłaszcza że mój wuj zapewne założy, że ruszymy prosto do Karpowii i większość swych ludzi skieruje w te strony.
– Zapewnię ci bezpieczeństwo. – Jej głos wybrzmiał pewnie. – Wybierzemy najbezpieczniejsze ścieżki. Być może do granicy dotrzemy najwcześniej za trzy tygodnie, ale gdy już ją przekroczymy, zyskamy ochronę króla. Uda nam się. Musimy tylko zachować ostrożność.
Królewna wiedziała, że nie mają innej opcji. Nie stała teraz przed wyborem. Jeśli chciała żyć, musiała działać. Strach był jednak niemal paraliżujący.
– Bellatrix ja... – Jej głos zadrżał. Nie chciała być postrzegana jako ciężar, jednak czuła, że przed Bellatrix Olenkin mogła się otworzyć. – Boję się. Już nic nie jestem pewne. Przez to w mojej głowie jest tyle myśli.
– To zrozumiałe. Ja również wciąż jestem w szoku. To wszystko, co się wydarzyło, jest po prostu niepojęte.
– Nie mogę nawet zaufać własnym wspomnieniom. Zawsze postrzegałam wuja jako surowego, ale w głębi serca dobrego człowieka. Nie mam z nim zbyt wiele wspomnień, gdyż nie należał do rodzinnych osób, ale wszystkie są... dobre. Kochałam tego człowieka. Jest moją rodziną. Dwa lata temu byłam gościem na jego ślubie. Świętowaliśmy wspólnie. Tańczyłam z nim. Trzymał mnie delikatnie za dłonie, tak jakby bał się, że połamie mi palce. Jak mój ojciec. Zawsze tańczyliśmy razem na balach i trzymał mnie wtedy tak lekko, jakbym była czymś kruchym, ale wiedziałam, że jeśli się potknę, natychmiast stanie się dla mnie oparciem. Z moim wujem czułam się tak samo. Bezpiecznie. – Pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. – A teraz się boję. Boję się, co może mi zrobić. Wtrąci mnie do lochu? Zabije mnie? Otruje? Każe komuś poderżnąć mi gardło? Upozoruje wypadek lub samobójstwo? Czy to będzie bolesne? Będzie trwało długo? Oszczędzi mi cierpienia, a może będzie się mścił za to, że pokrzyżowałam mu plany?
Bellatrix uświadomiła sobie, że w pewien sposób zawiodła swoją księżniczkę. Starała się ją chronić, ale zapomniała o tym, że to nie tylko przyszła królowa, ale też młoda dziewczyna, której świat runął. Przez te dni spędzone w gospodarstwie Jonaha Severa wydawała się w końcu taka spokojna, że młoda Olenkin nie zamartwiała się o jej samopoczucie. Nie wiedziała jak być dla księżniczki przyjaciółką, ale powinna była spróbować, a stchórzyła. Obiecała sobie, że to naprawi.
– Nie dojedzie do tego. Księżniczko, proszę, spójrz mi w oczy. – Valentina niepewnie odwzajemniła pewne spojrzenie Bellatrix. – Wiem, że jestem nikim ważnym. Jestem córką człowieka, który był kimś, lecz ja jestem nikim więcej niż modą arystokratką. Damą, której należy się szacunek z racji urodzenia. Jestem Olenkinówną i nikim więcej. Jednak mój ojciec we mnie wierzył. Dał mi misję. Mam cię chronić. Zaufał mi i powierzył mi twoje bezpieczeństwo. Zrobię więc wszystko, naprawdę wszystko. Do mojego ostatniego tchu. Zaufałaś mi i przyjęłaś moją dłoń, teraz proszę, zrób to ponownie. Wyprowadziłam cię z pałacu, pełnego wrogów, więc ta licha posiadłość w środku lasu nie stanowi dla mnie wyzwania. Mimo że jestem tylko dziewczyną ze znanym nazwiskiem i mieczem, którym potrafię władać.
Bellatrix wyciągnęła dłoń w stronę przestraszonej dziewczyny, a ta po chwili przyjęła ją. Valentina odetchnęła lekko, czując ciepło ciała swojej towarzyszki. Jej skóra była zdecydowanie bardziej szorstka, ale jednocześnie jej dłoń była niemal równie drobna i smukła. Bellatrix natomiast mogła myśleć tylko o tym, jak delikatna jest dłoń, którą właśnie trzyma. Gdyby z nią tańczyła, również bałaby się chwycić ją zbyt mocno.
Olenkin odetchnęła głęboko, wstała z łóżka, po czym ścisnęła lekko dłoń księżniczki i pomogła jej wstać. Skupiła się na celu. Nie miały zbyt wiele czasu, nie mogły więc dalej zwlekać.
– Przygotuj się do drogi księżniczko. Ja zrobię to samo.
Valentina skinęła jedynie głową, po czym niepewnie puściła dłoń towarzyszki. Nagle poczuła coś jak nieprzyjemny chłód. Brakowało jej tego pokrzepiającego ciepła. Otrząsnęła się jednak i wzięła do pracy. Większość rzeczy przygotowała już do podróży, więc nie trwało to długo. Włożyła buty i płaszcz, upewniła się, że wzięła wszystko, co może się przyda, a to, co może okazać się pomocne w nagłych wypadkach, ma pod ręką. Na samym końcu zajęła się Księciem Sufletem, który grzecznie wszedł do kosza, gdy go o to poprosiła, choć wyczuwała jego niezadowolenie.
Bellatrix tymczasem równie sprawnie zajęła się swoimi rzeczami. Przebrała się w wygodniejsze należące do niej ubrania, na wszelki wypadek zapakowała jednak suknię, którą dostała od Jonaha Severa. Uznała, że być może w niektórych miejscach przyda jej się mniej praktyczny, ale i mniej rzucając się w oczy ubiór. W końcu nieczęsto widywano kobiety noszące się niemalże po męsku.
Valentina zajęta sobą nie wydawała się zwracać uwagi na to, że jej towarzyszka w pośpiechu zdejmuje ubrania. Bellatrix uznała, że jako iż obie są kobietami, nie będzie to stanowiło żadnego problemu. Przebrała się jednak szybko, starając się jednocześnie odsłaniać jak najmniej.
Na końcu zajęła się bronią. Miecz przypięła do pasa, nie zapomniała jednak o reszcie. Wbrew sugestiom gospodarza, cały swój arsenał trzymała w ich pokoju i w tej chwili była dumna z tego, że zachowała tak dużą ostrożność w tej kwestii. Zabrała łuk, choć w kołczanie miała tylko pięć strzał. W jej rękach mogły jednak zdziałać wiele. Miała przy sobie również kilka mniejszych ostrzy. Zawahała się, gdy wzięła do ręki niewielki nóż, który znalazły przy leśnej kapliczce. Był dość ciężki, jednak dobrze wykonany i wyważony, a ostrze było skryte w bardzo prostej, skórzanej pochwie. Rękojeść doskonale leżała w drobnej, kobiecej dłoni. To była dobra broń i ktokolwiek zostawił ją podróżnym, był bardzo hojnym człowiekiem.
Bez wahania zwróciła się w stronę księżniczki i wyciągnęła do niej nóż, trzymając go za ostrze. Valentina na początku nieco zaskoczona, przyjęła od niej broń i przyjrzała mu się z fascynacją. Był wielkości jej dłoni, z krótkim, lecz stanowiącym zagrożenie ostrzem.
– Powinnaś zawsze mieć przy sobie jakąś broń. – Dziwnie czuła się, wkładając w tę drobną dłoń coś związanego z przemocą i okrucieństwem. Zastanawiała się, czy tak samo czuł się jej ojciec, gdy wkładał w dłonie dwunastoletniej dziewczynki sztylet, by następnie nauczyć ją, jak ma obronić się przed złem tego świata. – Zamierzam dopilnować, żebyś nie musiała go użyć, jednak będę spokojniejsza, wiedząc, że nie jesteś całkowicie bezbronna. – Miała wrażenie, że usłyszała wtedy od ojca bardzo podobne słowa.
– Dziękuję... – Spojrzała na Bellatrix niepewnie. – Jednak nie wiem, czy w ogóle będę w stanie go użyć. Nie wiem jak. To znaczy... Wiem. To dość oczywiste. Jednak... – Zaczęła gubić się w swoich własnych słowach. – Sama rozumiesz.
– Tak. Wiem, co masz na myśli. Jednak w sytuacji zagrożenia, twoje ciało będzie wiedzieć jak się zachować. Uwierz mi. Trzymaj go gdzieś blisko, tak byś mogła łatwo po niego sięgnąć. Nie skalecz się tylko.
Valentina schowała broń do kieszeni płaszcza, choć planowała znaleźć dla niego lepsze miejsce, gdy już będą miały więcej czasu.
– Damy radę prawda? Uda nam się?
– Oczywiście Musimy tylko wyjść przez kuchnię. Drzwi otwierają się od środka. Stamtąd droga do stajni jest łatwa. Sever ma trzech strażników, lecz są zajęci pilnowaniem, by nikt się tu nie dostał. Będą przy ogrodzeniach. Najtrudniej będzie przemknąć przez główną bramę. Najlepiej byłoby jakoś odwrócić ich uwagę. Tylko jak. – Zaczęła zastanawiać się na głos. – Możemy wzniecić ogień, jednak to może wyrządzić duże szkody.
– Nie. – Stwierdziła Valentina, nieznoszącym sprzeciwu głosem. – Część służby przebywa na terenie gospodarstwa. To niewinni ludzie. Katerina to dobra kobieta. Janek śpi na sianie w stodole. Może stać im się krzywda.
– Janek? – Bellatrix była pewna, że pierwszy raz słyszy to imię.
– Chłopiec stajenny.
Bellatrix nie była pewna, kiedy księżniczka zdążyła bliżej zapoznać się ze służbą, ale nie zaskoczyło jej to. Nieraz widziała, jak Valentina błyskawicznie nawiązuje kontakty z prostymi ludźmi, choć z wysoko urodzonymi często radziła sobie równie dobrze.
– Dobrze. Więc wymyślimy coś innego.
– Wypuśćmy konie. Jeśli je spłoszymy, zrobią nieco zamieszania.
– Tak. To może się udać. Przemkniemy za budynkami gospodarczymi, żeby się na nich nie natknąć. – Bellatrix wiedziała, że ten plan trzeba jeszcze dopracować, ale wierzyła, że temu podoła. – Czy jesteś gotowa? Zauważą, że zniknęłyśmy. Dość szybko. Więc będziemy musiały oddalić się jak najszybciej.
– A co jeśli coś się stanie? Jest noc. Wystarczy, że jeden z koni źle stąpnie i to będzie koniec.
– Damy radę. Najpierw ruszymy ścieżką, a później zboczymy z drogi, by zgubić pościg. W pobliżu jest osada. Bardzo niewielka. Międzylesie. Udamy się tam. To dobry punkt orientacyjny. Może nawet zdobędziemy prowiant. Stamtąd już ruszymy w drogę z większym rozmysłem. To jedna z wielu okolicznych wiosek, więc jest małe prawdopodobieństwo, że będą nas szukać właśnie tam.
– Dobrze. Zróbmy tak. Dziękuję Bellatrix.
Olenkin nie była wcalepewna, czy ten plan zadziała, jednak wiedziała, że nie może dać tego po sobiepoznać. Odetchnęła głęboko i zrobiła pierwszy krok.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top