Rozdział VII
Zoran Olenkin z ciężkim sercem spoglądał na dno srebrnego kielicha. Na ściankach widoczny był delikatny, biały osad. Nie było go wiele, jednak jego obecność wyraźnie wskazywała na to, że w metalowym naczyniu było coś jeszcze poza wodą. Gdy jej resztki wyparowały, ta substancja osadziła się na dnie naczynia. Nie było więc żadnych wątpliwości, że zawartość kielicha była zatruta. Tyle wiedzieli już wcześniej i nie potrzebowali kolejnego potwierdzenia. A jednak to, co właśnie znalazł, miało ogromne znaczenie nie tylko dla tej sprawy a dla całego państwa.
Wszystkie dowody zostały zebrane w jednym miejscu i zabezpieczone na jego polecenie. Gdyby nie to, osad nigdy nie zostałby zauważony, nie widać go było bowiem dnia, w którym prowadzono śledztwo.
Jeszcze raz spojrzał na wazę, w której przyniesiono królowi wodę tej nieszczęsnej nocy. Tam nie było nawet śladu tego dziwnego osadu. Resztki trucizny znajdowały się jedynie na dnie kielicha. To musiało znaczyć tylko jedno. W dzbanie nigdy nie było trucizny. Ktoś musiał wcześniej umieścić ją w srebrnym naczyniu.
To musiało być coś niepozornego. Coś, czego król by nie zauważył. Może była to pojedyncza kropla. Dworski lekarz nie był w stanie rozpoznać jakiej trucizny użyto. To kolejny aspekt tej sprawy, który nie dawał Zoranowi spokoju. Nie wiedział skąd tak prosty mężczyzna, którym był Laurys, miałby zdobyć truciznę, która zabija w tak dogodny dla mordercy sposób. Zaczęła działać po kilku godzinach, więc sprawca miał pewność, że król będzie samotny w swoich komnatach i nikt mu nie pomoże. Sama śmierć według lekarza była dość szybka i bezbolesna. Trucizna zaatakowała serce. Nie miała też na pewno smaku ani zapachu, bo król by się zorientował. Coś co ma smak, trudniej byłoby wyczuć w jedzeniu lub winie, jednak bardzo łatwo wyczuć jakiekolwiek zmiany w wodzie. Doszedł do prostego wniosku, że ta trucizna jest niespotykana w tych rejonach. Sługa króla nie wydawał się kimś, kto z łatwością uzyskałby dostęp do takiej trucizny, zwłaszcza że nie był kimś, kto posiadałby, chociażby podstawową wiedzę na ten temat.
Wszystko wskazywało więc na to, że wierny sługa króla był niewinny i został wrobiony w to morderstwo, a następnie sam padł ofiarą tego samego mordercy po to, by nie móc bronić się przed oskarżeniami. Zoran Olenkin poczuł ulgę. Mógł w końcu oczyścić dobre imię przyjaciela. Nie było to jednak takie proste. Sytuacja nagle stała się jeszcze bardziej pogmatwana i nie mógł pozwolić sobie na działanie bez namysłu. Wiedział już, kto odpowiadał za śmierć obu jego najlepszych przyjaciół i całym sobą pragnął jak najszybciej wymierzyć sprawiedliwość. Wciąż istniało wiele niewiadomych, jednak nie miał żadnych wątpliwości, że zna imię mordercy. Była bowiem tylko jedna osoba, która mogła dokonać tej zbrodni.
Tego dnia według zeznań strażników i służby, komnaty króla odwiedzały tylko dwie osoby. Pierwsza, która była tam jako ostatnia, przed wizytą Laurysa to księżniczka Valentina. Jej jednak Zoran nie podejrzewał. Wiedział, jak silne więzi łączyły ojca i córkę oraz na własne oczy widział rozpacz księżniczki. Do tej pory miał czasem wrażenie, że nocą słyszy jej krzyk. Między innymi to nie pozwalało mu odpuścić i dawało siłę, by dalej badać tę sprawę. Księżniczka była poza kręgiem podejrzanych. Zostawał więc jeden możliwy sprawca, ten, który odwiedził Mirana Volkova zaledwie chwilę wcześniej. Jego brat Velibor Volkov.
Zoran nie chciał podejrzewać królewskiego brata, choć myśl o tym, że to on może być sprawcą, pojawiła się w jego głowie już na samym początku. Szybko jednak odrzucił takie prawdopodobieństwo, w końcu bracia byli ze sobą dość blisko. Nie był w stanie uwierzyć, że brat mógłby zamordować brata, jednak teraz wszystko na to wskazywało. Miran Volkov chciał ustanowić nowe prawo, które przekazałoby władzę w ręce księżniczki i ostatecznie odcięło Velibora od możliwości przejęcia władzy. Velibor był też bardzo przeciwny tym zmianom ze względu na swoje przekonania, miał więc co najmniej dwa motywy zbrodni. Miał też sposobność, by otruć króla oraz jego zaufanie, które ułatwiłoby dokonanie tej zbrodni. Był też wpływową i szanowaną osobą, na pewno więc miał większe szanse na dyskretne zdobycie trucizny spoza Virsewii.
Choć Zoran Olenkin miał pewność, że znalazł prawdziwego mordercę, wiedział, że to, co odkrył, może nie wystarczyć, gdy mowa o tak wpływowej i wysoko postawionej personie. Musiał znaleźć coś jeszcze. Coś, co nie pozostawi żadnych wątpliwości. Być może jakiegoś świadka lub kolejny dowód. Coś, co nie pozwoliłoby mordercy wywinąć się od kary. Nie wiedział jednak, czy ma czas na takie powolne i ostrożne działania. W ciągu najbliższych kilku dni miało się wiele wydarzyć, a to mogło sprowokować zbrodniarza do podjęcia kolejnych działań. Olenkin obawiał się, że mężczyzna, który posunął się do zabicia własnego brata, nie ma żadnych skrupułów i może posunąć się do kolejnego niecnego czynu, byleby tylko mieć pewność, że zachowa władzę.
Zoran nie mógł wybaczyć sobie, że zawiódł swojego króla, nie dostrzegając w porę zagrożenia. Nie mógł już cofnąć swoich błędów, więc w tej chwili nie miał czasu, by się tym zadręczać. Nie zamierzał bowiem ich powtarzać. Jego obowiązkiem było chronienie rodziny królewskiej i był zdeterminowany, by nie dopuścić do kolejnej tragedii. Odłożył kielich na miejsce i postanowił zaryzykować, choć w ten sposób stawiał na szali nie tylko życie swoje, ale i swoich bliskich. W tej chwili liczyło się dla niego jednak tylko jedno. Bezpieczeństwo prawowitej królowej.
Przemierzając długie korytarze, mijał służbę i strażników. Znał tych ludzi. Wszystkich. Niektórych lepiej a innych gorzej. Każdy, kto pracował w pałacu, był uprzednio zaakceptowany przez niego, więc z każdym zamienił, choć kilka zdań. Musiał mieć pewność, że są to ludzie godni tego stanowiska. Było ich jednak tak wielu, że nie mógł powiedzieć, by im ufał. Do tej pory nie podejrzewałby ich o nic złego, żył bowiem w przekonaniu, że nikt nie życzyłby źle dobremu królowi Miranowi. Teraz jednak za każdym razem, gdy witał się z podlegającym mu strażnikiem, zastanawiał się, czy człowiek ten naprawdę pragnął służyć królowi i był gotowy chronić go za wszelką cenę. W końcu człowiek tak wpływowy, jak Velibor Volkov musi mieć w pałacu wielu wiernych sobie podwładnych. Nie umknęło również uwadze starego rycerza, że odkąd Velibor sprowadził się na zamek, widzi coraz więcej nowych twarzy. Czegoś takiego jak zamach na króla nie da się zorganizować w kilka dni. Musiał planować to od dawna, a więc miał mnóstwo czasu, by umieścić w pałacu swoich sojuszników. Na szczęście w trakcie wielu lat służby Zoran zebrał wśród pałacowej straży ludzi, którym byłby w stanie bez wahania powierzyć własne życie. Co do ich wierności, nie miał żadnych wątpliwości.
Dwójkę ze swoich najbardziej zaufanych podwładnych spotkał tam, gdzie rozkazał im być. Patrolujących część pałacu, w której znajdowały się komnaty księżniczki Valentiny. Mężczyźni wydawali się mile zaskoczeni, widząc swojego przełożonego, jednak nie trwało to długo. Natychmiast dostrzegli jego poważny wyraz twarzy i wzmogli swoją czujność. Byli to doświadczeni i utalentowani wojownicy. Zoran Olenkin wiedział, że może na nich polegać i zasłużyli sobie na jego szacunek, dlatego właśnie powierzył im bezpieczeństwo księżniczki. Skinęli głowami, witając przełożonego i byli gotowi natychmiast wykonać każdy rozkaz, który padnie z jego ust.
– Retkin, Sokolov. Czy ktoś odwiedzał dziś księżniczkę Valentinę?
– Kilka godzin temu widzieliśmy tu pana Velibora. – Odpowiedział Retkin, starszy stopniem z tej dwójki. – Oprócz niego była tu służba. Nikt nowy. Nikt podejrzany.
– Gdzie teraz przebywa księżniczka?
– Jest w bibliotece.
– Rozumiem. W takim razie porozmawiam z nią. Upewnię się, że wszystko jest w porządku. Retkin, ty zostań tutaj, kontynuuj patrol. Sokolov, ty poinformuj wszystkich najwyższych stopniem strażników, że za godzinę zwołuję zebranie w moim gabinecie. Zrób to dyskretnie. I przekaż innym, by też zachowali dyskrecję.
Mężczyźni skinęli głowami, dając znak, że wiedzą co mają robić, po czym rozdzielili się. Zoran Olenkin tymczasem ruszył do biblioteki, znajdującej się niemalże obok komnat księżniczki. Była to jedna z trzech znajdujących się w pałacu bibliotek. Była najnowsza, pojawiła się tam bowiem po narodzinach księżniczki, która pałała ogromną miłością do książek, odkąd tylko nauczyła się czytać.
Wszedł do przestronnego pomieszczenia opanowany, lecz nieco zaniepokojony. Martwił się o księżniczkę, zwłaszcza po tym, co usłyszał od swojego podwładnego. Skoro Velibor Volkov u niej był, musiał coś planować, co tylko utwierdziło starego rycerza w przekonaniu, że musi działać natychmiast i bez wahania.
Olenkin uspokoił się nieco, gdy zobaczył księżniczkę całą i zdrową, jednocześnie jednak poczuł bolesny ucisk w sercu. Młoda dziewczyna siedziała z podkulonymi nogami na parapecie dużego, szeroko otwartego okna, a lekki, letni wiatr rozwiewał jej kruczoczarne włosy. Czytała książkę w czerwonej oprawie, a po jej bladych policzkach spływały łzy. Przypominała mu jego własną córkę. Obie były uparte, ale wrażliwe. Nie potrafił sobie wyobrazić bólu, który czuła właśnie młoda Volkov. Niewiele mógł zrobić, nie zdołałby bowiem zastąpić swojego drogiego przyjaciela, mógł jednak spróbować być dla młodej kobiety pewnym oparciem. Odetchnął głęboko i podszedł bliżej.
– Witaj księżniczko. Przepraszam, że ci przeszkadzam. Czy mam przyjść w innej chwili?
Dziewczyna otarła łzy wierzchem dłoni, po czym uśmiechnęła się smutno. Zamknęła książkę i odłożyła ją na bok. Podkuliła też bardziej nogi, robiąc więcej miejsca obok siebie. Zoran Olenkin skorzystał z niewypowiedzianego zaproszenia i przysiadł obok księżniczki. Przez chwilę oboje milczeli. To Valentina przerwała tę ciszę.
– Czytam legendy o świętych damach.
– To dość ciężka lektura.
– Zależy jak na to spojrzeć. Z jednej strony te kobiety wiele wycierpiały, jednak z drugiej tak wiele dokonały.
– Twój ojciec opowiadał, że specjalnie dla ciebie zakupił do biblioteki kilka egzemplarzy. Wspominał, że musi zlecić zakup kolejnych, bo te muszą cię już nudzić.
Księżniczka ponownie uśmiechnęła się, tym razem jednak było w tym nieco więcej radości. Odetchnęła głęboko i na chwilę odpłynęła gdzieś myślami. Po chwili zaczęła mówić.
– Większość tych historii znam już na pamięć. Tata mi je czytał, odkąd zaczęłam cokolwiek rozumieć. Uwielbiałam słuchać o tych silnych, dzielnych i mądrych kobietach. Są wzorem dla tak wielu ludzi. Pokonały wielkie trudności. Takie, którym wielu mężczyzn by nie podołało.
– To prawda.
– Moją ulubioną jest chyba święta Veronica. Czyniła cuda. Uzdrawiała. Czy może być coś bardziej chwalebnego niż ratowanie żyć niewinnych? Straciła bliskich przez epidemię, a wiele lat później powstrzymała wybuch kolejnej. Używała magii i nauki. Dokonała czegoś, czego wcześniej nie zrobił żaden uczony mężczyzna. Nie jest jednak jedyna. Jest dziesiątki takich kobiet. Te, które walczyły słowem. Te, które walczyły mieczem. Nie każda potrafiła używać magii. Nie każda potrafiła czytać. A jednak wszystkie czymś mi imponują i inspirują mnie do bycia lepszą wersją siebie.
– To wspaniałe. Moja Bellatrix, zawsze lubiła historię o świętej Jarze.
– Wojowniczce, która przywdziała zbroję poległego w boju brata i poprowadziła armię w jego imieniu. Tak... to pasuje do Bellatrix. Myślę, że byłaby zdolna do czegoś takiego. Nie miała jeszcze okazji pokazać swojej siły, ale nie można jej odmówić determinacji. Czasem oglądam wasze potyczki przez okno.
– Nie wiedziałem, że mamy publikę. Gdybym wiedział, pewnie zżarłaby mnie trema.
– Nie sądzę.
– No dobrze... Może nie mnie. Myślę, że Bellatrix mogłaby czuć się nieco nerwowo.
– Dlatego proszę, byś jej nic nie mówił.
– To nasz sekret księżniczko.
Zoran dostrzegł, że Valentina rozluźniła się nieco. Po chwili jednak na jej twarzy ponownie pojawił się wyraźny smutek, a oczy zaszkliły się od łez.
– Veronica... Jara... Tata chciał, bym była jak one. Bym się nie poddawała. I próbuję. Próbuję być taka jak one. Nie uginać się pod ciężarem. Los postawił mnie przed próbą i staram się ją przejść. Ale... – Głos księżniczki zadrżał. – To trudne. Tak bardzo za nim tęsknię. Chcę tylko móc pogrążyć się w żałobie. Zniknąć. Płakać. Chcę... – Odetchnęła, powstrzymując cisnące jej się do oczu łzy. – Być sama. A jednocześnie tak bardzo nie chcę być sama. Nie mogę jednak tego zrobić. Nie mogę być słaba. Muszę... Muszę wstać. Założyć ładną suknię, adekwatną do tego, co będę tego dnia robić. Muszę uczesać włosy. Muszę być piękną księżniczką. Bo nikt nie potraktuje poważnie rozhisteryzowanej dziewczynki, która nie jest w stanie nawet doprowadzić się do porządku. Muszę wydzierać strzępki władzy, która mi się należy, bo inaczej będę nikim. A przysięgłam mojemu ojcu, że będę kimś. Nie poddam się Zoranie. Nie zrobię tego, bo nie tego chciałby mój ojciec. Jednak... To takie trudne, że momentami zastanawiam się, czy podołam. Czy jestem wystarczająco silna. Chcę być jak te kobiety, o których czytał mi mój ojciec, ale może po prostu taka nie jestem. Tak bardzo mi go brak. Co mam robić? Proszę, powiedz mi co mam robić.
– Księżniczko... Król byłby z ciebie bardzo dumny. Zawsze był z ciebie dumny. Radzisz sobie doskonale. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak mi imponujesz. Miran był moim przyjacielem i jego śmierć mnie dotknęła, nie mogę, więc sobie nawet wyobrazić jak ty cierpisz w tej sytuacji. A jednak jesteś taka dzielna i silna. Będziesz doskonałą królową.
– Jeszcze nie wiemy, czy kiedykolwiek będę królową.
– Zostaniesz nią. Już wkrótce. Ten tron należy do ciebie i nikt inny nie ma do niego prawa. Walcz. To jest moja rada i prośba. Moja rodzina od wieków stała u boku prawowitych władców. Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Będę stać u twojego boku, moja młoda królowo. Przysięgam.
– Dziękuję Zoranie. Dziękuję.
Młoda kobieta przysunęła się do niego bliżej, a ten objął ją w ojcowskim geście. Nie miał już wątpliwości, że nie może zwlekać. Każda godzina, gdy Velibor był wolny, znaczyła niebezpieczeństwo dla księżniczki. Musiał wziąć sprawy w swoje ręce.
***
W pomieszczeniu panowała kompletna cisza. Przynajmniej dopóki drzwi nie otworzyły się z cichym skrzypnięciem, po którym pojawiły się odgłosy kroków a później trzaśnięcie i męskie głosy. Książę Suflet był zdegustowany pojawieniem się dwójki ludzi w pokoju, który wybrał sobie na miejsce drzemki. Wemknął się do środka, gdy służba przyszła tu posprzątać i od tego czasu cieszył się błogim spokojem. Liczył, że aż do wieczora, będzie mógł pozostać tu niezauważony, tymczasem ktoś postanowił przerwać mu odpoczynek.
Był to niewielki i rzadko używany salonik w części przeznaczonej dla gości i raczej nikt nie powinien tu przebywać. Dwójka mężczyzn pojawiła się znienacka, zwierzę nie mogło jednak wiedzieć, że w teorii nie powinno ich tam być. Książę postanowił zignorować niezapowiedziane towarzystwo i choć zastrzegł lekko uszami, nie wykonał żadnego innego ruchu. Leżał pod szezlongiem ukryty w cieniu i zamierzał pozostać niezauważony, nie byli to bowiem ludzie, których lubił czy chociażby tolerował.
Jeden z mężczyzn był mu nieznajomy, choć kojarzył jego zapach, musiał więc kiedyś kręcić się po pałacu. Drugi z kolei był przez Księcia nielubiany ze zrozumiałych tylko dla niego powodów. Kot natychmiast rozpoznał nieprzyjemny, mdły zapach, jak i niski głos. Choć mężczyzna nigdy nie okazał mu wrogości, Książę nie akceptował jego osoby. Coś podpowiadało zwierzęciu, że nie jest to jego przyjaciel czy chociażby sojusznik, jednocześnie jednak nie był na tyle zdeterminowany, by otwarcie okazywać irytującemu go swoim zapachem mężczyźnie wrogość. Dlatego też zignorował go tak, jak zazwyczaj to robi. Mężczyźni jednak ku jego niezadowoleniu, nie zamierzali być cicho.
– Jesteś pewien? – Zapytał bardziej irytujący z mężczyzn.
– Tak. Wszystko na to wskazuje.
Mężczyźni weszli głębiej i zatrzymali się na środku pomieszczenia. Jeden z nich zasłonił dokładniej okna, mimo iż znajdowali się na tyle wysoko, że nikt z zewnątrz nie mógłby ich zobaczyć.
– A co z księżniczką? – Po tych słowach Książę Suflet wytężył nieco słuch, miało ono bowiem dla niego duże znaczenie. Znaczyło to samo co Valentina, a to była przecież jego najbliższa ludzka towarzyszka.
– Dalej spędza czas w bibliotece. Wygląda na to, że czuje się dobrze. Myślałem, że mieliśmy dziś się z nią pożegnać.
– Najwyraźniej postanowiła nie skorzystać z mojego miłego gestu. Może to i lepiej. Załatwimy to inaczej. Na początek musimy upewnić się, że już ze sobą nie pomówią. Weź dwóch strażników, którzy dopilnują, by księżniczka w najbliższym czasie nie opuściła swojej sypialni. Dla własnego bezpieczeństwa. W końcu w pałacu ma miejsce spisek. Jej życie może być zagrożone.
– Rozumiem. Spisek. – Młodszy i mniej znany Księciu mężczyzna powtórzył to słowo powoli i z pewnym zadowoleniem. – Mający na celu?
– Odsunięcie rodu Volkov od władzy rzecz jasna.
– Tak. Oczywiście. Odetniemy księżniczkę od tego zamieszania, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Jednak co potem? Spotkanie rady i tak się jutro odbędzie, a księżniczka na pewno będzie chciała się na nim pojawić.
– Nie poruszymy na nim kwestii władzy. Nie w momencie, gdy zabraknie jednego z członków rady.
Książę Suflet nie rozumiał niemal nic z tego, co mówili, czuł się jednak nieco nerwowo. Był w stanie wywnioskować tyle, że nie działo się nic dobrego, a słowo „księżniczka" padało zbyt często.
– Mam rozumieć, że zdecydował już pan o losie rycerza?
– Tak. Chciałem tego w miarę możliwości uniknąć, jednak nie mam innego wyjścia. Wszystko wskazuje na to, że połączył kropki. Musimy skupić się na tym, by zapobiec większemu zamieszaniu. To da nam więcej czasu i pozwoli na mniej ryzykowne działania w kwestii królewny. W radzie musi być nas dokładnie dziesięciu. Nim temat następcy w ogóle wypłynie, będziemy musieli wybrać nowego członka. Do tego czasu księżniczka niewiele zdziała. Zwłaszcza pogrążona w żałobie. Zdradzona po raz kolejny.
– Myśli pan, że po tym odpuści?
– Nie. Nie odpuści. Ponadto nawet bez Olenkina, będzie miała swoich zwolenników w radzie. Dlatego los księżniczki dalej jest przesądzony. Upór Olenkina będzie nam jednak na rękę. Jest dla niej jak rodzina. Można rzec, że jest jej bardziej wujem niż ja. Starta kogoś takiego tuż po stracie ojca i zaufanego guwernanta, będzie dla tak młodej, czułej i delikatnej panienki ogromnym szokiem. Wszyscy wiedzą, że księżniczka ma złote serduszko. Takie osoby bardzo łatwo złamać.
– Niewątpliwie. Kobiece serca są delikatne.
– Dlatego w przyszłym tygodniu popełni samobójstwo. Będziemy mieli czas obmyślić, jak dokładnie to zrobi. Tak, by nikt nie miał wątpliwości, że nieszczęsna nie była w stanie wytrzymać presji.
– Biedna księżniczka. – W głosie mężczyzny nie był współczucia a jedynie znudzenie. – Mimo wszystko to nieco zmarnowany potencjał.
– Tak... Gdyby była bardziej potulna, może zostałaby królową Karpowii. Syn króla Roberta jest niewiele starszy i wciąż wolny. Jestem pewien, że Robert z chęcią wziąłby dla niego Valentinę. Głupia dziewczyna jest jednak zbyt uparta, a ja nie zamierzam ryzykować. Jest tu zbyt lubiana. Ponadto jest równie zawzięta co jej ojciec. Dlatego księżniczka Valentina zginie.
Kot przemknął bezgłośnie w kąt pomieszczenia, mimo swoich rozmiarów pozostając niezauważonym. Jego ogon poruszał się powoli, ale nerwowo.
– Czy tak wiele śmierci w tak krótkim czasie nie będzie zbyt podejrzane? Śmierć króla Mirana była szokiem samym w sobie. Ponadto okoliczności jego śmierci nie dla każdego były przekonujące. Udało się nam ze sługą, jeśli jednak oskarżymy o to tak lubianą i darzoną zaufaniem personę, ktoś na pewno to podważy.
– Od samego początku brałem pod uwagę, że ten stary jeleń nie odpuści. Nie martw się o to. Znajdą się odpowiednie dowody. Teraz skup się na tym, by księżniczka była bezpieczna w swoim pokoju, a zdrajcy odpowiedzialni za śmierć naszego drogiego króla martwi co do jednego.
– Możesz na mnie liczyć.
– Bardzo dobrze Medvedev. Nie zawiedź mnie, a jeszcze jutro zostaniesz polecony do objęcia nagle zwolnionego stanowiska.
Młodszy mężczyzna skinął głową i wyszedł. Książę Suflet wykorzystał ten moment i wymknął się tuż za nim. Nie był już w stanie znieść mdlącego zapachu, który wydawał mu się jeszcze silniejszy niż kiedyś. Czuł się też rozzłoszczony i lekko przestraszony. Był tylko kotem, jednak spędzał z ludźmi dużo czasu, a jego pani uczyła go wielu niemających sensu ludzkich dźwięków. Znał imię swojej pani i wiedział, że jest nazywana księżniczką. Potrafił wyczuwać, kiedy ktoś ma dobre, a kiedy złe intencje. Wiedział też, czym jest śmierć. Śmierć znaczyła, że kogoś nie ma. Rozumiał wystarczająco dużo, by jego instynkty popchnęły go do działania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top