Rozdział V
Valentina Viara Volkow była dzielną młodą damą. Przez dwa dni opłakiwała śmierć swojego ojca, ale też zdradę kogoś, kogo uważała za członka rodziny. Nie mogła jeść, a gdy akurat nie płakała, spała. Od czasu do czasu odwiedzał ją Zoran Olenkin, by opowiedzieć jej o tym, czego dowiedziano się o śmierci jej ojca, oraz co ustaliła rada w kwestiach dotyczących państwa. Obecnie interesowało ją przede wszystkim to pierwsze, choć nic czego się dowiedziała, nie ukoiło jej bólu. Było jedynie gorzej.
Najpierw straciła ojca, a później kogoś, kogo uważała za jednego z najbliższych jego przyjaciół. Laurys Rens, który przez lata służył królowi jako jego najbliższy sługa, został znaleziony martwy w swoim domu. Valentina nie mogła uwierzyć, że mężczyzna, który obserwował jej pierwsze kroki i robił jej wykłady, za nie jedzenie warzyw, odpowiadał za śmierć jej ojca. Nikt nie wątpił w jego winę, w końcu przed popełnieniem samobójstwa zostawił list, w którym tłumaczył wszystko. Księżniczka traktowała Laurysa jak członka rodziny, jego zdrada była więc wielkim ciosem. Nie mogła uwierzyć, że nie dostrzegła żadnych znaków. W liście mężczyzna pisał o swojej głęboko skrywanej zawiści, o tym, jak czuł się niedoceniony i wzgardzony. Służący pochodził z ubogiej szlachty i jak twierdził, liczył na znacznie większe korzyści ze swojej długoletniej służby. Gdy król Miran miał po raz kolejny odmówić mu nadania ziem sługa, który kilka lat wcześniej stracił żonę i jedynego syna nie mając już nic więcej do stracenia, postanowił posunąć się do drastycznych czynów.
Dla młodej księżniczki to wszystko było nierealne. Nie była w stanie w to uwierzyć, jednak nikt nie był w stanie podważyć znalezionych dowodów. Wszystko było dokładnie opisane w liście. To jak przyniósł swojemu panu zatrutą wodę, nalał ją do srebrnego kielicha i skazał króla na śmierć. Straciła dwie ważne dla niej osoby w jednej chwili i czuła się za to częściowo odpowiedzialna. W końcu może gdyby zauważyła, że Laurys nie radzi sobie po śmierci bliskich, zapobiegłaby katastrofie. Było już jednak za późno i zostały jej tylko łzy.
Trzeciego dnia odbył się pogrzeb króla. Ceremonia była długa oraz piękna, choć zorganizowana w tak krótkim czasie. Valentina zjawiła się na pogrzebie, ubrana w skromną, czarną suknię z wysokim stanem i bufiastymi rękawami. Włosy miała rozpuszczone i ozdobione jedynie niewielką przepaską wysadzaną kryształami górskimi. Wyglądała jak księżniczka i zachowywała się, jak na księżniczkę przystało. Uroniła kilka łez, jednak zrobiła to dyskretnie i niemal natychmiast otarła je chusteczką. Wygłosiła przemowę, która sprawiła, że wielu uroniło łzy i pożegnała ojca delikatnym pocałunkiem w czoło. U jej boku przez cały ten czas stał wuj oraz jego małżonka.
Ciało jej ojca złożono w rodzinnej krypcie w lesie niedaleko pałacu. Gdy ceremonia się skończyła, wszyscy goście zebrali się w pałacu, by porozmawiać, powspominać oraz nieco ochłonąć. Podano jedzenie oraz wino, jednak spotkanie toczyło się w ponurej atmosferze. Księżniczka wysłuchiwała kondolencji od lordów i wysoko urodzonych dam. Czuła się w tym wszystkim samotna i obarczona zbyt wielkim ciężarem. W końcu nie wypadało jej nawet płakać publicznie, a za każdym razem, gdy podszedł do niej kolejny gość, by wyrazić swoje współczucie, łzy cisnęły jej się do oczu.
Udało jej się w końcu stanąć gdzieś na uboczu i wyrwać z centrum uwagi. Zastanawiała się, czy nie może zniknąć gdzieś na chwilę, jednak nie było szans, by jej zniknięcie pozostało niezauważone. Jej przemyślenia przerwał znajomy głos.
– Valentino? Słabo wyglądasz. Może powinnaś coś zjeść.
Ciotka podeszła do niej ze smutnym, ale i łagodnym uśmiechem na ustach. Roza Volkov upięła swoje długie, czarne włosy w zmyślny warkocz. Jej jasnoniebieskie oczy, przepełniało wiele emocji, jednak pozostawały ciepłe jak zawsze. Miała na sobie suknię z czarnego aksamitu z wysokim stanem oraz długimi, szerokimi rękawami. Jej szyję zdobił ciężki naszyjnik z diamentów i onyksów. Była piękną kobietą. Miała trzydzieści pięć lat, jednak wyglądała niemal dziesięć lat młodziej. Miała jasną karnację i łagodne rysy twarzy. Od pięciu lat była żoną Velibora Volkova.
– Nie mam apetytu.
– To zrozumiałe zważywszy na sytuację. Martwię się jednak o ciebie. Jesteś taka bladziutka. I tak już jesteś chudziutka. Jak nie będziesz jeść, to nam znikniesz. A kolejnej straty z twoim wujem nie zniesiemy.
– Zjem, gdy już wszyscy pójdą. Teraz czuję się ciągle obserwowana, a to nie pomaga.
– Rzeczywiście jesteś teraz w centrum zainteresowania. Sytuacja nieco się skomplikowała. Nie martw się tym jednak. Daj sobie czas na odpoczynek i żałobę. A jeśli byś czegoś potrzebowała, to pamiętaj, że możesz się do mnie zwrócić. Wiem, że nie należę do waszej rodziny zbyt długo, jednak podziwiałam twego ojca. Cieszę się też, że mogę być ciotką dla takiej cudownej młodej kobiety jak ty, choć nie miałyśmy jeszcze okazji, by się do siebie zbliżyć.
– Dziękuję. Miło mi to słyszeć. Cieszę się, że tu jesteś ciociu. Owszem nie znamy się długo, ale zawsze okazywałaś mi dobroć.
Kobieta uśmiechnęła się i pogładziła bratanicę po włosach w czułym, niemalże matczynym geście. Valentina rzeczywiście nie była z żoną swego wuja zbyt blisko, kobieta wżeniła się w rodzinę stosunkowo niedawno, a jako że wuj nie był zbyt rodzinny, nie mieli okazji spotykać się zbyt często.
– Pójdę już i zajmę gości, może zostawią cię wtedy w spokoju. Jeśli będziesz czegoś potrzebować, nie krępuj się.
Roza Volkov była charyzmatyczną kobietą, co do tego Valentina nie miała wątpliwości. W końcu udało jej się zdobyć serce jej wuja, który należał do ludzi raczej zamkniętych. Pochodziła z dość małego rodu, jak na kogoś, kto wyszedł za królewskiego brata. Valentina uznała, że jak najbardziej może zostawić jej zabawianie gości. Sama rozejrzała się za damą z krótkimi, blond włosami. Widziała ją podczas ceremonii, jednak nie mogła znaleźć jej na przyjęciu. Wyglądało na to, że została sama.
***
Całe królestwo pogrążyło się w żałobie po swoim kochanym, mądrym i oddanym sprawie królu. Miran Volkov nie zostawił jednak po sobie tylko smutku i pustki, ale też chaos. Już następnego dnia głośniej niż o śmierci króla było mowa o jego sukcesji. Nie zostawił bowiem żadnego męskiego potomka, a to oznaczało, że królestwo nie miało pewnego następcy. Powszechnie wiadomo było, iż król planował przekazać władzę swojej córce, według prawa jednak to brat króla miał większe prawo do objęcia władzy. Zarówno królewska córka, jak i królewski brat mieli swoich zwolenników i przeciwników.
Podczas gdy Velibor Volkov przeniósł się ze swoją małżonką do pałacu, by mieć kontrolę nad sytuacją, siedemnastoletnia księżniczka została całkowicie odsunięta od obrad królewskiej rady. Jako że wciąż nie ukończyła osiemnastego roku życia, a więc nie mogła sama decydować o sobie a tym bardziej losach królestwa, tymczasowo władza przypadła jej wujowi, choć póki nie odbyła się koronacja, to rada rządziła państwem, a brat zmarłego króla jedynie stał na jej czele.
Księżniczka Valentina tymczasem nie miała sił, by walczyć o swoje prawa. Wciąż przeżywała żałobę. Zostało zaledwie dwa dni do jej osiemnastych urodzin, jednak nie zamierzała ich świętować. W zaistniałych okolicznościach jej przyjęcie zostało odwołane, a ona sama nie chciała, by organizowano niczego w zamian. Ledwo miała siły, by ubierać się rano i przebierać w strój nocny wieczorem. Tego dnia również obudziła ją Jara. Służka przygotowała jej kąpiel, po której pomogła przywdziać prostą ciemnoszarą suknię przepasaną czarną wstęgą oraz zaplotła włosy je w prosty warkocz.
Choć Valentina chciała cały dzień spędzić w swoim pokoju, postanowiła, że nie może dłużej tak postępować. Służka skończyła ścielić jej łóżko, po czym miała wyjść, by przygotować księżniczce śniadanie i przynieść do jej pokoju jak robiła przez ostatnie dni. Zatrzymał ją jednak głos jej pani.
– Jaro dziś zjem śniadanie w jadalni.
– Och... – Kobieta zawahała się nieco zaskoczona. Po chwili jednak uśmiechnęła się delikatnie. – Oczywiście księżniczko. Czy masz ochotę na coś konkretnego?
– Jajka. Obojętne w jakiej formie. I sok. Może też coś słodkiego na deser. Tylko żeby nie było zbyt słodkie.
– Oczywiście. Każę panience coś takiego przygotować.
– Przed śniadaniem chcę się udać na spacer. Zabiorę ze sobą Księcia. Zje ze mną w jadalni.
– Rozumiem. Dla Księcia również każę coś przygotować. Czy księżniczka chce spacerować samotnie?
– Tak. To będzie tylko krótka przechadzka po ogrodzie.
– W takim razie miłego spaceru księżniczko. Pogoda dopisuje, ale proszę uważać na słońce.
– Dziękuję za troskę Jaro.
Służka wyszła lekkim krokiem, szczęśliwa widząc, że jej pani najwyraźniej czuje się lepiej. Choć księżniczka miała wiele służek, ostatnimi czasy prosiła głównie o Jarę, z czego młoda dziewczyna była bardzo dumna. Cieszyła się też, że jej księżniczka tak bardzo jej ufa. Postanowiła więc, że zrobi wszystko by umilić swej pani posiłek. Po jej głowie już chodziły myśli o tym, skąd weźmie świeże kwiaty.
Valentina Volkov tymczasem przejrzała się w lustrze i choć nie była zaskoczona tym, jak wygląda, wciąż była nieco rozczarowana. Oczy miała lekko zaczerwienione od płaczu, a przez to, że niemal nie wychodziła z pokoju, wydawała się wręcz chorowicie blada. Wciąż czuła się źle, jednak zdawała sobie sprawę ze swojej sytuacji. Wiedziała, że jeśli pogrąży się w żałobie, zostanie całkowicie odsunięta od władzy. A nie tego życzyłby sobie jej ojciec. Wiedziała, że musi być silna.
– Książę? Książę gdzie jesteś? Chodźmy na spacer.
Dziewczyna przez chwilę krążyła po pokoju w poszukiwania kota, aż w końcu ten wyszedł spod jej łóżka, przeciągnął się i usiadł, wpatrując się w nią wyczekująco. Jego ogon poruszał się powoli po podłodze. Nie tylko był podekscytowany wizją spaceru, ale i cieszył się, widząc, że jego właścicielka wstała z łóżka i wydawała się zdrowsza. Był przy niej przez cały ten czas, gdy leżała, płakała i cierpiała.
– Pójdziemy dziś tylko do ogrodu. Na razie tylko na tyle mam sił. Nie chcę spotkać zbyt wielu osób.
Książę Suflet niewiele miał do powiedzenia na ten temat. Lubił ogród, ponieważ tam mógł chodzić, gdzie chciał. Gdy wybierali się poza mury, a więc na przykład do lasu, czuł znacznie więcej ciekawych zapachów i słyszał dużo więcej podejrzanych odgłosów, jednak nie pozwalano mu odejść zbyt daleko. Musiał siedzieć w koszu lub być na sznurku, a tego zbytnio nie lubił.
– Cieszysz się?
Valentina otrzymała twierdzącą odpowiedź, co nieco poprawiło jej humor. Książę Suflet był jej najbliższym przyjacielem i choć sama była przygnębiona, nie chciała, by i on źle się czuł. Otworzyła szafę wypełnioną po brzegi rzeczami swojego ukochanego pupila i wyjęła z niej stworzony specjalnie dla niego wiklinowy kosz. Gdy Książę miał zaledwie rok, księżniczka przedstawiła swój projekt ojcu, a ten zlecił jego wykonanie. Było to coś pomiędzy koszem a plecakiem. Z jednej strony był płaski, tak by wygodnie nosiło się go na plecach. Z drugiej, zrobiono małe okienko, aby kot mógł wyglądać na zewnątrz. Skórzane pasy na ramiona pozwalały wygodnie go nosić. Był też zamykany od góry, aby pupil księżniczki był w nim bezpieczny i nie uciekł. W pierwszych latach ich więź nie była tak silna i nie potrafili się ze sobą porozumiewać. Teraz wystarczyło, by Velentina poprosiła, aby Książę nie wychodził z koszyka. Dzięki temu księżniczka nie musiała zamykać kosza, a on mógł wyglądać z niego do woli.
Gdy tylko wyjęła koszyk z szafy, kot zwinnie do niego wskoczył i czekał grzecznie, choć wyraźnie się niecierpliwił. Valentina Volkov założyła kosz na plecy i odetchnęła głęboko. Wiedziała, że będzie przyciągać spojrzenia służby. Prawdopodobnie usłyszy wiele pytań wynikających z troski o nią, na które nie będzie chciała odpowiadać. Postanowiła jednak, że nie będzie się dłużej chować. I tak opuściła swój pokój.
Jara miała rację. Pogoda okazała się idealna na spacer. Świeże powietrze i zapach kwiatów było tym, czego potrzebowała. Gdy już znaleźli się w głębi ogrodu, księżniczka pozwoliła zniecierpliwionemu kotu wyjść z kosza i pobiegać nieco po trawie. Siedzenie na ławce i patrzenie jak Książę Suflet biega za owadami, sprawiło, że po raz pierwszy od dawna poczuła się lekko. Uświadomiła też sobie, jak bardzo tęskniła za ciepłymi promieniami słońca na skórze.
– Jaka słodka kruszyna.
Valentina skupiona na swoim pupilu nie usłyszała, że ktoś się do niej zbliża. Dlatego też drgnęła, gdy usłyszała głos ciotki.
– Przepraszam. – Wyraz zmartwienia pojawił się na twarzy kobiety. – Nie chciałam cię przestraszyć.
– Nic się nie stało. Zamyśliłam się.
– Czy mogę? – Mówiąc to, wskazała na wolne miejsce obok dziewczyny.
Valentina skinęła głową i przesunęło się lekko by zrobić ciotce więcej miejsca. Roza Volkow była ubrana w czarną suknię z niskim stanem. Także nosiła żałobę po swoim królu i bracie męża. Jak zawsze wyglądała jednak pięknie i dostojnie.
– Miło cię widzieć. Zastanawiałam się, czy nie zaprosić cię na podwieczorek lub spacer. Jednak nie chciałam zmuszać cię do takich towarzyskich spotkań, jeśli nie będziesz jeszcze gotowa.
– Musiałam nieco odpocząć. Przepraszam, że się odcięłam.
– To zrozumiałe. Dziwnie jednak było przebywać w pałacu całymi dniami i cię nie widzieć. W końcu to ty jesteś panią domu.
Po śmierci jej ojca wuj Velibor przeniósł się do pałacu wraz ze swoją żoną i służbą. Księżniczka nie mogła bowiem samodzielnie wszystkim zarządzać. Mimo to prawie się z nimi nie widywała.
– Czuję się już nieco lepiej. Pomyślałam, że zjem śniadanie w jadalni. Wcześniej jednak chciałam nieco pospacerować.
– Och, gdybym wiedziała, zjedlibyśmy śniadanie we trójkę. Może dołączysz do nas przy obiedzie?
– Z chęcią. Dawno nie miałam okazji porozmawiać z wujem.
– Jest bardzo zajęty. Ma teraz na głowie całe królestwo. To ciężka praca. Staram się mu jakoś ulżyć, jednak... cóż, jestem tylko jego żoną. Niewiele mogę zrobić. Obiecałam mu jednak, że zajmę się tobą.
– Mną?
– Potrzebujesz teraz wsparcia. Jesteś sierotą. Nie mam jeszcze swoich dzieci, zamierzam jednak zająć się tobą jak córką. Nie może być tak, że taka młoda dama zostanie pozostawiona sama sobie. Co to, to nie.
– Jestem już dorosła. Według prawa za dwa dni będę mogła być samodzielna.
– Ależ tak. Jednak... Sama rozumiesz. Teraz gdy twojego ojca nie ma, potrzebujesz kogoś, kto będzie twoim patronem.
– Nie. Muszę przyznać, że nie do końca rozumiem.
– Valentino wiem, że twój ojciec chciał, byś została królową. Też jestem kobietą i uważam, że nie byłybyśmy gorszymi władcami od naszych ojców, braci czy mężów. Jednak prawo to prawo. Twój ojciec nie zdążył spisać odpowiedniego dokumentu, który pozwoliłby ci dzierżyć władzę. Bez niego rada niewiele może zrobić. Mój mąż nie jest wcale tak chętny do objęcia władzy. Uważa, że do tego urodził się twój ojciec. Jednak jeśli rada postanowi, że to on powinien być władcą, na pewno nie odmówi.
– Rozumiem i nie mam mu tego za złe. Nie zamierzam jednak odpuścić. Z całym szacunkiem do mojego wuja a twojego męża. Uważam, że jest cennym członkiem rady, jednak tron należy się mnie. Bo taka była wola mojego ojca. Ja jestem jego dziedzicem. Byłam do tego przygotowywana od dziecka. A teraz gdy czuję się już lepiej, zamierzam przypomnieć o tym radzie.
– Jesteś naprawdę dzielną i silną młodą damą. Tak czułam, że nie odpuścisz bez walki.
– Oczywiście, że nie. To moje dziedzictwo. Jeśli nie zostanę królową, to kim miałabym być?
– Żoną. To nie taki straszny los. Matką. Ponoć to najlepsze co może cię spotkać. Bycie matką.
– Być może kiedyś nią zostanę. Jednak najpierw chcę zostać matką każdego dziecka Virsewii. Chcę dopilnować, by mój naród żył w dobrobycie. Virsewia ma wiele sierot i uważam, że żaden król nie będzie w stanie zająć się nimi tak, jak zrobi to królowa. Mężczyźni myślą inaczej. Ja mam plan. Setki pomysłów, o których godzinami rozmawiałam z ojcem. Które poparł. Nie mógł się doczekać, aż zobaczy, jak wprowadzam je w życie. Mój ojciec miał marzenie. Pragnął zobaczyć mnie na tronie. Chciał, bym zmieniła ten kraj na lepsze. I zamierzam to zrobić. Więc nie chowaj do mnie urazy ciotko, ale zamierzam zająć należne mi miejsce. Dziś pozwolę sobie na powolny powrót do siebie. Zwłaszcza że wciąż według prawa jestem dzieckiem. Jednak za dwa dni, w moje osiemnaste urodziny, pojawię się na spotkaniu rady i będę reprezentować swoją sprawę. Być może powinnam spotkać się jutro z przychylnymi mi członkami rady... To dobry pomysł. Może choć jeden znajdzie dla mnie czas, mimo że poproszę o to tak nagle.
– Widzę, że jesteś zdeterminowana księżniczko.
– Owszem. Będę walczyć. Na swój sposób. Mam nadzieję, że nie sprawiam ci tym przykrości.
– Ależ skąd. To dla mnie nic wielkiego.
– Cieszę się. Jakby nie patrzeć, jesteśmy w podobnej sytuacji. Dwie kobiety na królewskim dworze. Obie mamy szansę na tytuł królowej.
– Owszem. W pełni rozumiem twoją determinację. Uważam też, że jest doprawdy urocza. A teraz pozwól, że zostawię cię samą. Muszę zająć się kilkoma sprawami. Sama rozumiesz. Staram się być dobrą małżonką, a mój drogi mąż mi tego nie ułatwia.
– Cieszę się, że wuj nie jest teraz sam.
Roza Volkov wstała i lekko skłoniła się przed swoją księżniczką nim odeszła. Kobieta zostawiła po sobie bardzo słodki zapach. Dla Valentiny perfumy ciotki wydawały się nieco zbyt mdłe, jednak nie miała w zwyczaju oceniać wyborów innych kobiet. Wiedziała, że każdy lubił co innego.
– Książę! Książę chodźmy już! Czas na śniadanie!
Słowo śniadanie było Księciu bardzo dobrze znane, dlatego też prędko przybiegł do swojej pani. Valentina zaśmiała się lekko, widząc jak wiele rzeczy, przyczepiło się do sierści jej pupila. Ten wydawał się jednak tym nieprzejęty. Myślał już tylko o posiłku, który mu obiecano. Wskoczył więc do kosza i miauknął rozkazująco. Valentina posłusznie założyła kosz na plecy i ruszyła do środka.
– Na co ma ochotę mój Książę?
W głowie księżniczki pojawiła się obca, ale bardzo wyraźna myśl 'Ryba'. Nie dziwiło jej to, był to bowiem ulubiony posiłek jej puszystego przyjaciela.
– Wydaje mi się, że dziś nie podadzą ryby. Jednak mogę ci obiecać, że każę przygotować ci rybę na kolację. I te smakołyki, które ci obiecałam. Przyjęcie się co prawda nie odbędzie, ale obietnica to obietnica.
Valentina wyczuła, że pupil w pełni zgadza się z jej słowami. Jako że ani król, ani księżniczka nie jadali ryb, te nie pojawiały się w pałacowej kuchni zbyt często. Przywożono je zazwyczaj na przyjęcia lub specjalnie dla ukochanego i rozpieszczanego pupila księżniczki. Wszyscy w pałacu znali Księcia i traktowali go z odpowiednim szacunkiem, nawet gdy kradł z pałacowej kuchni, wchodził na strażników lub spał na środku korytarza.
– Jestem bardzo głodna. A ty?
'Głodny' – odpowiedział z pewną determinacją.
– Miło jednak było rozprostować trochę kości przed posiłkiem. Książę? Czy gdy zostanę królową... Powinnam cię nazywać Królem Sufletem?
Kot nie miał nic do powiedzenia w tej kwestii. Nieważne było dla niego, jak go nazywają, choć przywykł już do swojego imienia.
– Pomyślę nad tym. Na razie muszę dać z siebie wszystko, by starania ojca nie poszły na marne. Zbyt długo byłam bierna. Nie zdawałam sobie sprawy, że wuj tak szybko wszystkim się zajmie. Teraz jestem na straconej pozycji. Jednak nie martw się Książę. Jestem prawowitym dziedzicem tronu. Nie odpuszczę tak łatwo. Bo taka była wola mojego ojca.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top