Rozdział IX
Bellatrix Olenkin wiedziała już, że podjęła dobrą decyzję. Wszelkie wątpliwości rozwiały się, gdy strażnik odprawił ją, mówiąc, iż dostał rozkaz nie wpuszczać nikogo na teren pałacu. Odmówił jej również, gdy poprosiła o sprowadzenie jej ojca lub któregoś z jego podwładnych. Zrobił to w sposób szorstki, a wręcz chamski. Jeszcze nigdy nie spotkała się z takim traktowaniem ze strony straży pałacowej i natychmiast wzbudziło to jej podejrzenia. W końcu nie była byle kim, za to o tym niesympatycznym człowieku niewiele mogła powiedzieć. Mogła jedynie stwierdzić, że pracuje w pałacu od niedawna, prawdopodobnie, od kiedy pomieszkuje w nim królewski brat.
Kobieta nie zamierzała jednak się poddawać. Jako że praktycznie dorastała za murami pałacu, bawiła się tu, ale i towarzyszyła ojcu, gdy rozmawiał ze strażnikami, służącymi, a nawet samym królem wiedziała o tym miejscu bardzo wiele. Znała sekrety tego budynku, ale i jego słabe punkty, o których nikt wiedzieć nie powinien. Dzieci są jednak spostrzegawcze i pomysłowe i potrafiły znaleźć najbardziej kreatywne drogi do miejsc, w które chciały się dostać. Skorzystała więc z drogi za pałacowe mury, której ostatni raz użyła właśnie jako dziecko. Wymagało to wspinaczki, przeciśnięcia się przez dość wąską dziurę i przekradnięcie się do wejścia dla służby. Udało jej się to bez większych problemów, choć szczelina wydawała jej się znacznie ciaśniejsza niż zapamiętała. Musiała dość mocno się wykręcić, aby przecisnąć przez nią biodra.
Kłopoty zaczęły się dopiero po dotarciu za mury. Wiedziała, że jest tu nieproszonym gościem, dlatego starała się nie wychylać. Ponownie skorzystała ze swojej znajomości pałacu i wybrała najmniej uczęszczane korytarze, przez które przemykała sprawnie i pewnie. Po drodze zauważyła kilka rzeczy, które wzbudziły jej czujność. Z jakiegoś powodu nie minęła nikogo ze służby, co wydawało się dość nieprawdopodobne. Ponadto w pałacu było wręcz niepokojąco cicho.
Złe przeczucie rosło w niej z każdym krokiem, a korytarze wydawały jej się coraz węższe, ciaśniejsze i bardziej klaustrofobiczne. Miała wrażenie, jakby miejsce to nie było dla niej bezpieczne, a przecież spędziła tu większość dzieciństwa i zawsze traktowała pałac jak drugi dom. Coś jednak się zmieniło. Jakby atmosfera tego miejsca stała się mniej przyjazna i ciepła.
W panującej ciszy usłyszała jakieś odgłosy. Na początku nie była w stanie ich rozpoznać, jednak gdy zbliżyła się bardziej do gabinetu ojca, zrozumiała, iż były to odgłosy walki, przyśpieszyła więc kroku. Świeczniki zawieszone na ścianach były zgaszone, a przez okna wpadało już niewiele światła. Mimo to, gdy skręciła w kolejny korytarz, od razu dostrzegła ludzką sylwetkę leżącą na ziemi.
***
Księżniczka Valentina nerwowo mięła w palcach rąbek sukienki. Martwiła się o Jarę, nie była bowiem pewna, w jak złej sytuacji się teraz znajdują. Nie była też w stanie tak po prostu zaakceptować rozkazu wuja. Nie wierzyła, że ten mógłby zrobić coś złego lub skrzywdzić ją w jakiś sposób, jednak działo się zbyt wiele niepokojących rzeczy, by miała, tak po prostu akceptować wszystko, co powie. Zamknięto ją w pokoju z powodu jakiegoś nieznanego niebezpieczeństwa, a przecież w murach tego pałacu zamordowano jej ojca. Wierzyła strażnikom, gdy mówili, że w pałacu dzieje się coś złego, jednak trudno jej było powiedzieć, skąd pochodzi to zagrożenie. Zoran Olenkin był dla niej kimś, komu bez wahania powierzyłaby swoje życie, a także życia wszystkich swoich najbliższych i w chwili, w której odcięto ją od niego, wiedziała, że zdecydowanie powinna mieć się na baczności. Nie wiedziała, dlaczego jej wuj miałby postawić ją w takiej sytuacji, jednak nie potrafiła znaleźć wyjaśnienia, które nie stawiałoby go w złym świetle.
Jara wyszła zaledwie kilka minut wcześniej, a Valentina już miała wątpliwości co do tego, czy powinna była wysyłać służkę z takim zadaniem. Miała wyrzuty sumienia, że być może wysłała bezbronną dziewczynę w paszczę lwa, a sama siedziała w swoim pokoju. Nie chciała narażać jej na niebezpieczeństwo. Jednak tylko Jara miała szansę wydostać się z tej złotej, pełnej puchów i jedwabi klatki.
Odetchnęła głęboko i postarała się nieco uspokoić oraz jeszcze raz przemyśleć wszystko od początku do końca. Miała pewność, że to, co właśnie się działo było jakoś powiązane z innymi dziwnymi wydarzeniami z ostatniego miesiąca. Wszystko zaczęło się w dniu, gdy straciła ojca. Później wszystko potoczyło się szybko. Winny nie żył, a przynajmniej taką wersję przyjęto, Valentina jednak wciąż miała co do tego pewne wątpliwości. Jej wuj natychmiast wprowadził się do pałacu i wziął na siebie ciężar władzy, jednocześnie wprowadzając do jej domu kolejnych swoich podwładnych. Żałowała, że mu na to pozwoliła, jednak żałoba zbyt ją osłabiła i na pewien czas zignorowała swoje powinności.
Dziewczyna zaczynała mieć coraz większe wątpliwości co do dobrych intencji wuja, a nie chciała myśleć o nim w ten sposób. Podjęła decyzję, by na razie cierpliwie czekać i skupić się na czymś innym. Nie chciała wyciągnąć złych wniosków na temat kogoś bliskiego, nie mając przy tym żadnych dowodów a jedynie złe przeczucia.
Widziała, gdy Książę Suflet wbiegł do pokoju, ale z jakiegoś powodu się z nią nie przywitał, postanowiła więc znaleźć go i sprawdzić, czy ma się dobrze. W końcu jej pupil cały dzień wałęsał się gdzieś po pałacu. Uspokoiła się więc i skupiła na swoim kocim przyjacielu, próbując wyczuć jak najwięcej. Przyklękła przy łóżku, pod którym ten się schował i starała się z nim porozumieć.
Był to dla niej dość naturalny proces i nie była pewna, kiedy właściwie się tego nauczyła. Jej dar ujawniał się stopniowo na przestrzeni lat. Od zawsze była bardzo empatyczną osobą i czuła ogromną więź ze zwierzętami. Z czasem zauważyła, że łatwo jej jest je zrozumieć, a one wydawały się lubić ją bardziej niż innych. Ich emocje wydawały jej się oczywiste. Wiedziała, kiedy czują dyskomfort, ból lub są po prostu zestresowane. Było to jak przeczucie, jednak za każdym razem się sprawdzało. Z czasem te przeczucia stawały się coraz bardziej konkretne i szczegółowe. Wiedziała, co zwierzęta chcą jej przekazać, jednak nie była pewna, skąd ma tę wiedzę. Aż w końcu w jej głowie zaczęły wybrzmiewać słowa. Dotyczyło to głównie psów, kotów lub niektórych gatunków ptaków. To ojciec pomógł jej zrozumieć co się z nią dzieje i okazało się, że nie było to nic złego. Starała się rozwijać swój talent i dowiedzieć się więcej o swoim dziedzictwie. Obecnie była w stanie w mniejszym lub większym stopniu nad nim panować, choć miała pewność, że nie osiągnęła jeszcze pełni swojego potencjału.
Nie od razu wyczuła nastrój Księcia Sufleta, jednak gdy tylko się na tym skupiła, niemal straciła dech przez ilość negatywnych emocji odczuwanych przez zwierzę. Zajrzała pod łóżko, gdzie zobaczyła ciemny kształt i dwa odbijające światło ślepia. Czuła mieszaninę strachu, złości i zagubienia. Nie rozumiała skąd tak silne emocje, wiedziała jednak, że jej koci przyjaciel potrzebuje pomocy.
– Książę? – Zaczęła łagodnie, zachowując spokój, który chciała przenieść na swojego kociego towarzysza. – Książę, choć do mnie proszę. Czy coś się stało? Coś cię boli?
Kot poruszył się nerwowo, lecz pozostał w miejscu i dopiero po dłuższej chwili, powoli wyszedł spod łóżka. Księżniczka natychmiast wsunęła dłoń w jego gęstą sierść, by okazać mu uczucie i zapewnić swoje wsparcie, jednak wzdrygnęła się lekko, gdy poczuła na kocim futrze coś mokrego. Odsunęła dłoń i spojrzała na nią, a jej serce zamarło, gdy zobaczyła czerwień krwi.
Na krótką chwilę ogarnęła ją panika. W jej życiu było zbyt wiele śmierci i nie mogła stracić swojego przyjaciela. Ostrożnie podniosła kota i położyła go na swoich kolanach. Starała się zachować spokój, wiedziała bowiem, że zwierzę wyczuwa jej emocje.
– Książę co ci się stało? Gdzie cię boli? Gdzie jesteś ranny?
Krew pokrywała jego prawy bok i jedną z łap, jednak nie była w stanie dostrzec żadnej rany. Dopiero po chwili zwróciła uwagę na to, iż choć jej przyjaciel czuje wiele złych emocji, nie wyczuwała w nim bólu. Odczuła ulgę, gdy zrozumiała, że krew nie należy do jej pupila i jest on cały i zdrowy. Po krótkiej chwili spokoju ponownie pojawił się strach. Krew nie należała do Księcia, ale należała do kogoś innego. Nie mogła siedzieć bezczynnie, gdy w jej domu rozlewano krew.
– Książę? Książę proszę, powiedz mi, co się stało.
Kot wtulił się we właścicielkę i poczuła, jak powoli uspokaja się i w miejsce jego lęku pojawia się irytacja i złość. Był to dobry znak, Książę był bowiem dość odważnym, choć nieco niezdarnym kotem. Potrafiła mu pomóc, gdy się bez powodu złościł, jednak nie wiedziała jak go uspokoić, gdy był taki przerażony. Głaskała go i cierpliwie czekała, aż uspokoi się na tyle, by być w stanie coś jej przekazać. A czuła, że przyjaciel chce jej coś powiedzieć. Dlatego zapytała po raz kolejny.
– Książę... Kto cię tak zdenerwował?
'Wuj.'
Jedno słowo wystarczyło. Od zwierzęcia nie mogła oczekiwać więcej. Zdawała sobie sprawę, że dla jej puszystego przyjaciela, było to trudne zadanie. Na szczęście natychmiast zrozumiała, o kogo chodzi. Gdy mówiła o swoim wuju, zazwyczaj nie używała jego imienia. Książę nie znał więc Velibora Volkova pod jego imieniem czy nazwiskiem a pod słowem „wuj".
– Co takiego zrobił? Co zrobił mój wuj?
'Zły. Księżniczka. Krzywda. Głośno. Śmierć'.
Słowa Księcia na początku nie miały dla Valentiny sensu. Zazwyczaj Książę używał dwóch lub trzech słów na raz. Tym razem dał z siebie wiele i wytężył swój koci umysł, by przekazać ludzkiej przyjaciółce coś bardzo ważnego. Skupiła się na każdym słowie po kolei, odczytując ukryty w nich przekaz. Zastanowiła się między innymi nad uczuciami, które wyczuła przy każdym z nich, były bowiem różnorodne i pomagały zrozumieć kocie intencje.
Nie miała wątpliwości co do tego, iż Książę Suflet uważał, że jej wuj jest zły lub zrobił coś złego. Twierdził też, że grozi jej coś lub stanie jej się jakaś krzywda. Nie wiedziała jednak, co rozumiał przez to, że było głośno. Zdecydowanie hałasy łączyły się w tym przypadku z lękiem. Najbardziej niepokojące było jednak ostatnie słowo.
Valentina spojrzała na krew na swojej dłoni i choć nie chciała dopuścić do siebie tej myśli, wszystko wskazywało na to, że w pałacu stało się coś strasznego, a jej życie naprawdę było w niebezpieczeństwie.
***
Retkin, Petrev, Sokolov... Bellatrix rozpoznała podwładnych swojego ojca i całą sobą chciała im pomóc. Nie miała jednak wątpliwości, że nie może już nic zrobić. Ludzie jej ojca zostali zaszlachtowani. Nie mogła przyjrzeć się ich obrażeniom, jednak mogła stwierdzić, że nie zginęli w uczciwej walce. Ci ludzie nie daliby się tak łatwo pokonać, tymczasem ich ciała leżały w kompletnym bezruchu, porzucone na korytarzu jak szmaciane laleczki.
Powstrzymała łzy cisnące jej się do oczu, nie miała bowiem czasu na żałobę. Mężczyźni ci nie byli jej bardzo bliscy, ale znała ich od lat i wiedziała wiele o ich życiu. Znała imiona ich żon, dzieci i ukochanych pupilów. Wielu z nich było nie tylko podwładnymi, ale i przyjaciółmi jej ojca. Gdy przebywała na terenie pałacu, a rodzic nie miał dla niej czasu, zajmowali się nią, grali z nią i zabawiali ją. Sokolov kiedyś zgodził się ćwiczyć z nią szermierkę i traktował jej pasję poważnie, mimo iż była tylko dziewczynką z wielkimi i nierealnymi marzeniami. Lubili ją, a ona lubił ich. A teraz wszyscy nie żyli. Ktoś zamordował ich z zimną krwią. Przemierzając korytarze, zauważyła też ciała obcych jej mężczyzn, którzy również ubrani byli jak pałacowa straż. Nie rozumiała, co się dziej i kto w takim razie jest teraz wrogiem.
Dziewczyna biegła przez korytarz w stronę coraz głośniejszych odgłosów walki. Miała nadzieję, że nie przybyła za późno i uda jej się pomóc przynajmniej jej ojcu. Jest to jeden z najbardziej utalentowanych szermierzy Virsewii, nie mógł więc tak po prostu przegrać. Bellatrix powtarzała to zdanie w kółko, jakby w ten sposób mogło stać się niezaprzeczalnym faktem. Dłoń przez cały czas trzymała na głowicy miecza, gotowa w każdej chwili po niego sięgnąć, nie była jednak pewna, co na nią czeka i czy jest na to gotowa. Ćwiczyła walkę mieczem przez lata, jednak nigdy nie stoczyła prawdziwej walki, której los mógł zaważyć na czyimś życiu.
Drzwi gabinetu jej ojca były uchylone, a wewnątrz paliło się światło. To stamtąd dochodziły hałasy. Dawało jej to nadzieję, iż jej ojciec wciąż walczy, ale jednocześnie wzbudzało strach. Słyszała męskie głosy i szczęk stali uderzającej o stal. Wierzyła, że jeszcze nie jest za późno, że przybyła na czas. Bez wahania wpadła do pomieszczenia, jednak zamarła niczym spłoszona łania, gdy zobaczyła scenę, która rozgrywała się wewnątrz.
Gabinet Zorana Olenkina był przestronnym pomieszczeniem, w którym zawsze panował porządek. Teraz był kompletnie zdemolowany, a wszędzie wokół widniały plamy i smugi krwi. Walka musiała toczyć się tu od dłuższego czasu i Zoran Olenkin zdecydowanie nie okazał się łatwym przeciwnikiem nawet w nierównej na jego niekorzyść walce. Wyglądało na to, że wojownik pokonał już co najmniej trzech wrogów, jednak jak każdy człowiek, miał swoje ograniczenia.
Gdy Bellatrix Olenkin weszła do pomieszczenia, zignorowała to wszystko, była bowiem w stanie dostrzec tylko sylwetkę swojego ojca, przebitego mieczem. Mężczyzna ubrany w strój strażnika wyciągnął broń z ciała jej ojca i przygotował się do kolejnego ciosu, który miał zakończyć jego życie, drugi natomiast odwrócił się w jej stronę zaskoczony jej nagłym wtargnięciem.
Młoda kobieta sięgnęła po miecz i szybkim, płynnym ruchem wyjęła go z pochwy, po czym bez chwili wahania zmniejszyła dzielącą ją od mężczyzny odległość i zaatakowała. Zaskoczony strażnik nie zdążył poprawnie sparować ciosu, zaatakowała więc ponownie i przeszyła go mieczem, zadając śmiertelną ranę. Zdawała sobie sprawę z tego, że właśnie zabiła człowieka, nie miała jednak czasu, by cokolwiek z tego powodu poczuć. W tej chwili w jej głowie nie było ani jednej myśli, a jej ciało przepełniał gniew i kierował nim jedynie instynkt. Były to lata treningów i wyćwiczonych gestów, które potrafiła powtarzać bez chwili zastanowienia.
Drugi z mężczyzn dostrzegając nowe zagrożenie, skierował swoją uwagę na intruzkę i ruszył prosto na nią. Bellatrix sparowała pierwszy cios oraz kilka następnych, tym razem nie było to jednak tak proste, ponieważ zniknął efekt zaskoczenia. Dziewczyna walczyła jednak z zawziętością i siłą, której sama się po sobie nie spodziewała.
Gdy tylko dostrzegła okazję, zaatakowała, mierząc w odsłonięty punktu przeciwnika, jednak mężczyzna był znacznie wyższy i silniejszy od niej, z łatwością więc sparował jej cios, po czym natychmiast zalał ją gradem własnych ataków. Unikała i parowała każdy z nich, jednak pomieszczenie było dość małe i nie miała wielkiego pola manewru, a wróg z premedytacją spychał ją w stronę ściany. Wiedziała, co przeciwnik chce osiągnąć i nie zamierzała pozwolić, by zagonił ją w kozi róg. Starała się zapamiętać jak najwięcej szczegółów na temat otoczenia i dostrzegła swoją szansę.
Wokół było wiele rozrzuconych książek, zniszczonych mebli, a także ciała trzech strażników pokonanych przez jej ojca i jednego, którego życie skróciła własnoręcznie. Gdy zaatakował po raz kolejny udała, że traci równowagę, przez jeden z rozrzuconych na ziemi przedmiotów, co wróg natychmiast spróbował wykorzystać. Młoda Olenkin tymczasem sięgnęła stopą po roztrzaskany stolik i kopnęła go prosto pod nogi strażnika, który potknął się i stał łatwy celem. Kobieta nie zastanawiała się dwa razy, gdy tylko dostrzegła słaby punkt, cięła mieczem, który na chwilę utknął w ciele mężczyzny. Jego krzyk wstrząsnął jej ciałem. Był to odgłos niemal zwierzęcy i miała wrażenie, że wyrwano z niej coś ważnego, jakiś fragment jej osoby. Wyszarpnęła miecz z ciała, co wywołało kolejny okrzyk bólu, tym razem jednak nagle się urwał.
Bellatrix wiedziała, że dokonała czegoś strasznego, nie miała jednak nawet sekundy, by żałować swojego czynu. Podbiegła do ojca, który wciąż żył jednak był ciężko ranny. Była przerażona, jednak starała się zachować zimną krew. Musiała jakoś pomóc ojcu, a nie mogłaby tego zrobić, panikując.
Zoran Olenkin próbował usiąść, jednak jego ciało było już zbyt słabe. Miecz przebił jego bok, jednak nie była to jedyna rana, którą mu zadano. Bellatrix objęła ojca i pomogła mu, jednocześnie starała się lepiej ocenić sytuację. Wiedziała, że stan jej ojca jest bardzo zły, mimo to próbowała uciskać ranę, z której wciąż sączyła się krew.
– Ojcze sprowadzę pomoc. Proszę, wytrzymaj chwilę. – W jej głosie słychać było desperację i strach.
– Bello musisz mnie wysłuchać. – Choć mężczyzna był słaby, mówił wyraźnie, zwyczajowym dla siebie poważnym tonem.
– Nie ma na to czasu. Uciskaj ranę a ja...
– Nie. – Przerwał jej twardo. – Nie znajdziesz tu naszych sojuszników. Nie możesz mi pomóc moje słońce.
– Tato proszę... – Resztki siły opuściły dziewczynę. Jej głos łamał się i drżał.
– Wysłuchaj mnie. Nie byłem w stanie wykonać mojego obowiązku. Zawiodłem naszego króla.
– Nie. Jesteś bohaterem. Jesteś...
– Jestem tylko staruszkiem, który dał się pokonać. Nie dałem rady i przepraszam cię Bello. Muszę przekazać moje brzemię tobie.
– Jeśli dotrzemy do lekarza, pomoże ci.
– Nie słońce.
Dziewczyna zagryzła dolną wargę, by powstrzymać szloch. Poczuła w ustach smak krwi, a kilka łez spłynęło po jej policzkach. Zoran Olenkin chwycił dłoń córki i resztkami sił zmusił się do wypowiedzenia kolejnych słów.
– Księżniczka Valentina jest w niebezpieczeństwie. Velibor zamordował naszego króla. Chce przejąć tron, a księżniczka stoi mu na drodze. Nim się zorientowałam, przejął kontrolę nad pałacem. Ma tu mnóstwo swoich sojuszników, o których nie wiemy. Valentina jest naszą królową. Musisz ją chronić. Musisz pomóc naszej księżniczce. Obiecaj mi Bello. Obiecaj, że zrobisz to, do czego tak długo cię przygotowywałem.
– Nie dam rady ojcze. Nie bez ciebie. – Łzy płynęły po jej policzkach, spadały i wsiąkały w ciemnoniebieski kaftan, który miał na sobie jej ojciec. Tak bardzo podobny do tego, który sama nosiła.
– Jesteś silną młodą damą. Poradzisz sobie. Valentina nie ma teraz nikogo, oprócz ciebie. Chroń ją i dopilnuj, by zasiadła na należnym jej miejscu. Uratuj honor naszej rodziny.
Młoda Olenkin widziała, jak światło gasło w oczach jej ojca. Wiedziała, że nie powstrzyma tego, co miało nadejść. Przełknęła ból, żal i wściekłość i ścisnęła mocno dłoń ojca. Spojrzała mu głęboko w oczy i odpowiedziała twardo.
– Będę chronić księżniczkę Valentinę i dopilnuję, by zasiadła na tronie. Valentina zostanie królową Virsewii a ja, twoja córka, będę stać u jej boku jako jej rycerz i przyjaciółka. Przysięgam.
Zoran Olenkin uśmiechnął się smutno. Wiedział, że zrzuca na barki córki ogromną odpowiedzialność. Nie mógł oczekiwać od młodej dziewczyny, zrobienia czegoś, czego sam nie dał rady zrobić. Była to jednak jego doskonała, utalentowana córka i wierzył, że da radę. Była przecież wyjątkowa.
– Kocham cię Bello. Jestem z ciebie dumny.
– Też cię kocham tato.
Bellatrix bała się tego, co miało nadejść. Bała się życia, w którym nie ma jej ojca, człowieka, który zawsze ją prowadził i pilnował, by nie zeszła z właściwej ścieżki.
– Opiekuj się mamą. I powiedz jej, że bardzo ją kocham.
– Ona to wie. Powiem jej, mimo to.
– Pilnuj, by się nie zadręczała.
– Będę.
Zoran Olenkin po raz ostatni spojrzał na swoją piękną córkę. Mówiono mu, że jest podobna do niego, ale on zawsze widział w niej wiele ze swej ukochanej żony. Musiał opuścić dwie najważniejsze kobiety w swoim życiu, jednak wiedział, że są silne i że dadzą radę.
– Idź Bello. Nie trać czasu.
– Tato... – Dziewczyna przerwała, wiedząc, że ojciec i tak nie usłyszy jej kolejnych słów.
***
– Zaufaj mi Książę. Wiem, co robię. Nie możemy tu zostać. Tutaj nie jest bezpiecznie.
Kot nie wydawał się zachwycony pomysłem swojej właścicielki, jednak postanowił jej posłuchać i niechętnie wszedł do kosza. Valentina zamknęła dokładnie kosz i jeszcze raz przemyślała swój plan. Nie była pewna czy postępuje słusznie. Być może powinna była poczekać na pomoc, w końcu Jara miała sprowadzić tu kogoś zaufanego. Czuła jednak, że nie może w ten sposób ryzykować, gdy bowiem drzwi otworzą się następnym razem, zamiast sojusznika może spotkać śmierć. Z drugiej jednak strony jej plan był co najmniej ryzykowany i jeden niewłaściwy ruch może sprawić, że spojrzy śmierci w oczy jeszcze szybciej. Podjęła już jednak decyzję i nie zamierzała się wycofywać. Dokładniej zawiązała buty i pożałowała, że jej szafę wypełniały tylko suknie. Wybrała jednak najwygodniejszą i najbardziej praktyczną ze swoich sukni. Związała włosy w ciasny warkocz, włożyła cienki płaszcz, w którym zazwyczaj wybierała się na konne przejażdżki. Do niewielkiej sakiewki włożyła kilka monet, a także kilka jej zdaniem przydatnych drobiazgów.
– No dobrze Książę. Robimy to. Damy radę.
Kot miauknął w sposób, który sugerował, że nie jest tego taki pewien. Valentina nie brała jednak tego do siebie i postanowiła działać, puki jeszcze determinacja w niej nie osłabła. Dość długo zastanawiała się jak uciec z tej złotej klatki i wpadła na wiele pomysłów. Im dłużej jednak widziała, tym szybciej odrzucała każdy z nich. W pewnym momencie prawie się poddała, aż przypomniała sobie pewien szczegół. Nie zamknęła okna w bibliotece i jeśli nikt inny go nie zamknął, wciąż było otwarte. W tym dostrzegła swoją drogę ucieczki, była jednak ona niebezpieczna i dość brawurowa. Wierzyła jednak, że jest w stanie to zrobić. Założyła kosz na plecy i upewniła się, że uprzęże nie zsuną się jej z ramion, po czym przeszła do realizacji planu. Otworzyła szeroko okno i wyjrzała na zewnątrz. Każde okno otaczały ozdobne gzymsy i parapety na tyle szerokie, że mogła postawić na nie stopę. Odległości między oknami nie były duże, jednak miała bardzo małe pole manewru. Zerknęła w dół i zakręciło jej się w głowie. Jej komnaty znajdowały się wysoko i upadek oznaczał pewną i szybką śmierć. Przez dłuższy czas zastanawiała się, czy jest to warte ryzyka i zdecydowała, że tak, dlatego nie wahała się dłużej. Zrobiła pierwszy a później drugi krok. Kosz na plecach bardzo utrudniał jej zadanie, nie zamierzała jednak zostawiać Księcia Sufleta samego. Był członkiem rodziny i obawiała się, że jeśli jej zabraknie, spotka go zły los.
– Niech święci mają nas w opiece.
Przycisnęła się mocno do ściany i powoli przesuwała się wzdłuż gzymsu. Kot nie utrudniał jej pracy i siedział w koszu bez ruchu. Valentina miała wrażenie, że trwa to w nieskończoność, a odległość między nią a oknem do biblioteki nie malała. Każdy jej mięsień był spięty, a materiał sukni zaczepiał się o nierówną powierzchnię ściany. Brnęła dalej. Nie pozwalała sobie na odpoczynek i nie spoglądała w dół. Krok po kroku zbliżała się do celu, aż w końcu mogła pozwolić sobie na głębszy oddech. Okno było otwarte, a gdy jej stopy stanęły na drewnianej podłodze opadła na ziemię i przez kilka minut siedziała w bezruchu. Oddychała głęboko i starała się zapanować nad emocjami. Udało jej się. Wydostała się ze swojego pokoju. Nadal jednak nie była wolna. Drzwi do biblioteki znajdowały się w tym samym korytarzu co te do jej sypialni, co znaczyło, że jeśli wyjdzie na zewnątrz, natychmiast zostanie zauważona.
– Książę udało nam się, co jest zaskakujące, ale cudowne. Teraz czas na drugą część. Obawiam się, że nie będzie dużo łatwiejsza. Musimy jakoś odwrócić ich uwagę.
Książę nie wypowiedział się w tej kwestii. Valentina wstała i otrzepała sukienkę, po czym ostrożnie podeszła do drzwi. Uchyliła je delikatnie, jak tylko mogła, ale tak by być w stanie coś dostrzec. Zauważyła obu strażników, którzy wyglądali na dość znudzonych. Opierali się o ścianę po obu stronach drzwi do jej sypialni, na co w teorii nie powinni sobie pozwalać. Księżniczka pomyślała, że są zdecydowanie mniej profesjonalni niż strażnicy wybrani przez Zorana Olenkina. To, że nie byli tak zaangażowani w swoją pracę, jak powinni, zdecydowanie było jej na rękę, jednak nie mogła tak po prostu przejść korytarzem. Zamknęła drzwi i rozejrzała się po wnętrzu biblioteki w poszukiwaniu czegoś, co może jej się przydać. Nie dostrzegła jednak nic takiego. Wyglądało na to, że musiała zrobić to, czego robić nie chciała.
– Książę czy myślisz, że mógłbyś mi pomóc?
Kot miauknął cicho, co Valentina odczytała jako zgodę. Wypuściła przyjaciela z kosza i przyklękła przy nim.
– Posłuchaj mnie książę. Musisz wyjść na korytarz i skręcić w lewo a później w prawo. Stoi tam szafka a na niej wazon. Zwal go na podłogę, a później zawróć i biegnij szybko w stronę kuchni. Rozumiesz?
Książę patrzył jej w oczy z dość pustym wyrazem, miała więc podejrzenia, że mógł nie zrozumieć.
– No dobrze... Spróbujmy.
Valentina ponownie podeszła do drzwi i uchyliła je delikatnie by wypuścić Księcia, jednak ku swemu zaskoczeniu zobaczyła, jak obaj mężczyźni odchodzą gdzieś w pośpiechu.
– No cóż... Już nieważne. W każdym razie jestem pewna, że poszłoby ci świetnie. A teraz wskakuj do kosza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top