Rozdział II

Dwa miecze zderzyły się ze sobą z głośnym szczękiem. Nikt nie przyglądał się temu małemu pokazowi szermierki, oboje walczący dawali jednak z siebie wszystko, mimo iż był to tylko jeden z ich częstych treningów. Uderzenia siwowłosego mężczyzny były silniejsze, jednak młoda, blondwłosa kobieta była znacznie zwinniejsza. Parowała ciosy, a gdy wyczuwała, że nie ma na to wystarczającej siły, wykonywała wprawny unik. Choć mężczyzna zdecydowanie dominował nad nią pod względem siły, ona była szybsza. Przez jakiś czas pojedynek wydawał się więc wyrównany. Ruchy obojga wojowników były pewne i precyzyjne, mimo że oboje byli już wyraźnie zmęczeni.

Wystarczyło jednak, by młoda wojowniczka popełniła jeden, mały błąd i los pojedynku został przesądzony. Mężczyzna natychmiast to wykorzystał, zasypując ją gradem ciosów, na końcu wytrącając jej z dłoni ćwiczebny miecz. Oznaczało to koniec pojedynku. Jej dłonie jeszcze przez jakiś czas lekko mrowiły po tym, jak ledwo co parowała silne ciosy wyższego od niej o głowę mężczyzny. Była to zażarta walka.

– Dobra robota, jednak jeśli chcesz wygrać, nie możesz dekoncentrować się nawet na chwilę. Pamiętaj, spostrzegawczość może być twoim największym atutem.

Młoda kobieta dała sobie chwilę na uspokojenie oddechu i przetarła rękawem czoło, po którym spływały kropelki potu. Trenowali już od kilku godzin i przegrała większość pojedynków. Czuła lekkie rozczarowanie, po raz kolejny bowiem nie spełniła swoich ambicji, była jednak świadoma tego, że nie przyjdzie jej to łatwo z dnia na dzień. Dlatego skupiła się na nauce na własnych błędach. A także na swoich niewielkich sukcesach.

– Słońce mnie oślepiło.

– Dlatego pamiętaj, by w przyszłości kierować przebiegiem walki tak, by nie znaleźć się w takiej pozycji. Lepiej mieć słońce za plecami, wiele razy ci o tym mówiłem.

– Łatwiej powiedzieć niż zrobić ojcze. Nie dałeś mi nawet chwili na oddech. Jak miałam kierować walką, skoro to ty rozdawałeś karty?

– A to uczciwa walka. Może nie jest wyrównana, ale zdecydowanie uczciwa. Wróg może posunąć się do podstępu i tanich sztuczek.

– Ja również.

– Tak jak powinnaś. Pamiętaj, jeśli to pojedynek, liczą się zasady. Jeśli to walka o przetrwanie...

– Nie ma zasad.

– Dokładnie. Pokonałaś mnie dziś dwa razy. Zdarzało ci się też sprowadzić mnie do obrony. Znam twoje wszystkie mocne i słabe strony, więc to tym bardziej imponujące. Zasługujesz na nagrodę.

Zoran Olenkin podniósł upuszczony przez córkę miecz i podał jej rękojeścią skierowaną w jej stronę. Młoda kobieta przyjęła broń i podziękowała skinieniem głowy. Był to prosty miecz ćwiczebny, do którego przywykła i który lubiła. Nie mogła jednak doczekać się, aż wrócą do domu i będzie mogła poćwiczyć z własnym mieczem.

– Przegrałam pięć razy.

– Pokonałaś dowódcę królewskiej straży dwa razy. Być może dlatego, że jestem już stary, jednak to nadal imponujące. Dlatego przed powrotem do domu możemy wstąpić do pałacowej kuchni.

Na te słowa młoda kobieta wyraźnie się rozpromieniła. Była to zdecydowanie niemała nagroda. Robili to raczej sporadycznie, aby nie nadużywać dobroci pracujących tam ludzi.

– Naprawdę? Jesteś pewien? Zaledwie tydzień temu wynieśliśmy stamtąd całą tartę.

– Poczęstowano nas. Nie wątpię, że i tym razem uda nam się na coś załapać.

– Nie musisz mnie namawiać.

Dwójka szermierzy schowała swoje miecze, po czym opuścili niewielki, znajdujący się za pałacem plac i ruszyli do części służebnej, gdzie znajdowały się kuchnie. Zoran Olenkin był znany przez każdego pracownika pałacu, był tam bowiem stałym bywalcem i bardzo często stał u boku króla jako jego doradca, obrońca, ale i przyjaciel. Pałac był jego drugim domem, wiedział też, że on i jego rodzina są tu zawsze mile widziani. Spędzał tu bowiem więcej czasu niż w rodzinnym domu, a co najważniejsze odpowiadał za bezpieczeństwo króla i jego najbliższych.

– Rozpuść włosy Bello. Bo jeszcze wezmą cię za mojego giermka. A od dawna spławiam tylu giermków, że zaraz dostanę mnóstwo zażaleń od oburzonych lordów.

Dziewczyna rozwiązała cieniutką tasiemkę, którą związała włosy. Sięgały jej zaledwie podbródka, różnica nie była więc zbyt duża. Jednak gdy uwolniła złote fale, jej oblicze znacząco złagodniało. Jej włosy były w nieładzie, przygładziła je więc lekko. Nie zamierzała pokazywać się w głównej części pałacu, dlatego jej ubiór nie miał zbyt wielkiego znaczenia, mimo to nie chciała wyglądać jak strach na wróble. Wiedziała, że to, iż miała właśnie na sobie spodnie, tunikę i ciężkie buty nie wywoła zgorszenia, wszyscy służący w pałacu przywykli już bowiem do tego widoku. Dworzanie kojarzyli ją głównie z krótkich jak na kobietę włosów, które ścięła trzy miesiące wcześniej, zaraz po swoich osiemnastych urodzinach. W towarzystwie pokazywała się zazwyczaj w sukniach, te jednak zdecydowanie nie sprawdzały się podczas treningów. Mimo to od czasu do czasu ćwiczyła walkę mieczem w starych sukienkach, których nie szkoda było jej zniszczyć. Uważała, że skoro na co dzień ma w zwyczaju nosić suknie to w nich także powinna potrafić walczyć.

Garderoba Bellatrix Olenkin była zróżnicowana, gdyż prowadziła dość ciekawe życie. Z jednej strony była jedyną córką wysoko postawionego człowieka, uczestniczyła więc w bankietach i balach. Z drugiej, wyruszała z ojcem na górskie wyprawy, uczyła się szermierki i od czasu do czasu nocowała gdzieś w lesie. Gdy była z matką, pomagała w dbaniu o dom, jak przystało na dobra córkę. Gdy była z ojcem wymachiwała mieczem, tarzała po ziemi i nabijała sobie kolejne siniaki. Od czasu do czasu uczestniczyła w dworskich wydarzeniach z obojgiem rodziców, a wówczas była przykładną damą. Lubiła wszystkie trzy aspekty swojego życia.

– Myślisz, że tak wcześnie rano znajdziemy w kuchni jakieś łakocie? – W głosie dziewczyny zabrzmiała nuta niepokoju. W końcu dzień w pałacu dopiero się zaczynał.

– Myślę, że w najgorszym wypadku natrafimy na pozostałości z wczoraj, czyli nie będzie tak źle. Może weźmiemy też coś dla mamy.

– A właśnie. Mama prosiła, żebyśmy w najbliższym czasie zrezygnowali z treningów.

– A to dlaczego?

– Nie chce, żebym miała rany, czy sińce na przyjęciu. Boi się też, że słońce mnie przypiecze. Ostatnio wróciłam cała czerwona, ale to nie nasza wina, że wszystko się przeciągnęło. Zresztą wszyscy już chyba przywykli do tego, że tak wyglądam.

– To prawda. Zawsze trudno było utrzymać cię w domu. Kochasz słońce, a ono kocha ciebie. Jednak jeśli tego chce twoja mama, to tak też zrobimy. I tak będę bardzo zajęty w ostatni tydzień przed przyjęciem. Odpowiadam za bezpieczeństwo króla i solenizantki. Będę więc miał mnóstwo pracy. Przyjedzie wiele ważnych person, tak więc i ich zdrowie będę mieć na głowie.

– Czy mogę jakoś pomóc?

– Niestety jesteś jeszcze za młoda, by mieszać cię w sprawy królestwa.

– I jestem kobietą.

– Wbrew pozorom to ten mniejszy problem. Nasz król na wczorajszym spotkaniu rady zaproponował pewne znaczące zmiany obyczajowe.

– To znaczy?

– Księżniczka Valentina będzie w przyszłości naszą królową. A sądząc po tym, jakie inne pomysły ma Miran, to kwestia czasu, aż przyjmiemy bardziej Laerllijski model.

– Myślisz, że król wprowadzi kobiety na inne wysokie stanowiska?

– Tak. Sądzę, że to pewne i stanie się prędzej niż później. Ponadto, pytał o ciebie. O to, jak radzisz sobie z mieczem. Nasza rodzina od pokoleń służyła rodzinie królewskiej i przyznał, że wielką szkodą byłoby zaniechania tego zwyczaju tylko dlatego, że nie mam męskiego potomka.

– To byłoby wspaniałe, jednak szczerze wątpię, czy wykonalne. Nawet jeśli księżniczka będzie następczynią, kolejne zmiany będą blokowane z jeszcze większym zapałem. Prawdopodobnie cokolwiek zmieni się w tej kwestii, gdy będę już za stara, żeby utrzymać miecz.

– Nie myśl w ten sposób. Jakieś ponad dwadzieścia lat temu pewnie sam zagłosowałbym przeciwko takim zmianom. Zostałem jednak obrońcą i przyjacielem Mirana. Poznałem jego mądrą i silną żonę, a ona przedstawiła mi swoją służkę, twoją cudowną matkę. A później urodziłaś się ty. Byłaś idealna. Całe życie słyszałem, że tylko spłodzenie syna sprawi, że spełnię się jako ojciec, tymczasem nie mógłbym być szczęśliwszy. Jestem zupełnie innym człowiekiem niż za czasów mojej młodości i najlepszym dowodem na to, że da się zmienić myślenie ludzi.

– Czyli zajęło ci to prawie trzydzieści lat.

– Zwracasz uwagę nie na to, co trzeba. Morał tej historii jest taki, że każdy może się zmienić. Wystarczy pokazać mu inną drogę. Laerllia ma zupełnie inne zwyczaje niż my, a jednak to państwo, które kwitnie. Owszem wielu z nas nie chce wyzbyć się naszej kultury, jednak zdecydowanie sednem naszej kultury nie jest ograniczanie kobiet. To jedzenie, tradycje, muzyka, historia i wiele innych. Zmieniając nieco prawa i obyczaje, nie wymażemy tego, kim jesteśmy, a to przede wszystkim tego boją się przeciwnicy zmian. Tego i utracenia pewnych przywilejów.

Virsewia miała bogatą historię i kulturę, od wieków też panowały tu pewna hierarchia społeczna. Bellatrix wiedziała, że nie zawsze była ona taka sama jak teraz. Wiele wieków temu, gdy ich państwo było jeszcze podzielone, małe i słabe poszczególne rejony miały swoje własne przekonania. Z czasem zostały połączone pod jedną silną władzą i wówczas ujednolicono większość aspektów życia społecznego, a stało się to w sposób, który niektórym odbierał, a innym dawał pewne prawa. Gdy Virsewia powstawała była państwem wielu kultur i tolerancji. Z czasem oddalono się od tych wartości, jednak obecny król wyraźnie próbował do nich wrócić.

– Rozumiem ojcze. Przecież wiesz, że jestem pierwsza do wprowadzania zmian. Po prostu jestem też zmęczona czekaniem na nie.

– I to w pełni uzasadnione. Chciałbym jednak, byś dalej miała ten sam zapał, który towarzyszył ci od dziecka. Ten, który pozwolił ci znieść tyle lat ciężkich treningów, mimo że wielu tego nie popierało.

– Śmiali się ze mnie. Przynajmniej dopóki nie skopałam im tyłków. Tak jak mi zresztą radziłeś.

– Moja krew.

Bellatrix Zora Olenkin zdecydowanie była krwią z krwi swojego ojca. Urodziła się z włosami w tym samym złocistym kolorze, chociaż w tej chwili broda i głowa mężczyzny były pokryte głównie siwizną. Po nim też odziedziczyła zielono-brązowe oczy i wyrazisty nos. Kształt oczu, kształt twarzy, a także liczne piegi wyraźniejsze im bardziej się opaliła, odziedziczyła po matce, mimo to wszyscy widzieli w niej lustrzane odbicie ojca, była bowiem równie zdeterminowana, ambitna, odpowiedzialna i dumna jak on. Każdy, kto bliżej znał Zorana Olenkina, znał też jego córkę, ta bowiem odkąd tylko nauczyła się chodzić, podążała za nim, gdzie tylko mogła, a i on lubił zabierać ją wszędzie, gdzie mógł. Byli duetem, partnerami i przyjaciółmi.

Gdy dotarli w pobliże kuchni, zaczęli czuć smakowite zapachy, co sprawiło, że nieco przyśpieszyli kroku. Zazwyczaj trenowali bardzo wcześnie rano. Wstawali jeszcze przed wschodem słońca, tak więc w kuchniach zazwyczaj dopiero przygotowywano śniadania. O tej porze nie spodziewali się, zastać służby przy jakichś większych pracach. W pałacu znajdowały się dwie kuchnie, główna i druga nieco mniejsza, w której praca wrzała głównie tuż przed bankietami czy przyjęciami organizowanymi w pałacu. Hałasy docierały dziś także z mniejszego pomieszczenia, dlatego z zainteresowaniem zajrzeli najpierw tam.

W środku dojrzeli tylko jedną osobę. Kobieta stała odwrócona do nich tyłem i właśnie wyciągała coś z pieca. Miała ciemne, związane w długi warkocz włosy i nosiła prostą suknię w kolorze bladego różu. Zbliżyli się nieco, aż nagle Bellatrix zatrzymała się, uświadamiając sobie, z kim mają do czynienia. Nie było to nic szokującego, wszyscy bowiem wiedzieli, że od czasu do czasu można spotkać ją w kuchni, jednak nie spodziewali się, że przydarzy się im to właśnie dziś.

– Księżniczko Valentino. Niech święci mają cię w opiece.

Kobieta odwróciła się nieco zaskoczona, wówczas oboje skłonili się w charakterystyczny żołnierski sposób. Nieco sztywne, a jednocześnie bardziej praktyczny niż dworskie ukłony. Księżniczka uśmiechnęła się, widząc, jak zsynchronizowana była ta dwójka. Od żadnego z nich nigdy nie oczekiwała ukłonów, jednak wiedziała, że ważne jest dla nich uszanowanie pewnych granic. Była dla nich księżniczką i nie przeszkadzało jej, że chcą ją traktować jak swoją księżniczkę, jednak tego nie oczekiwała. Skinęła im lekko głową w odpowiedzi.

– Panie Zoranie. Bellatrix. Miło was widzieć.

– Ciebie również miło widzieć księżniczko. – Odpowiedział jej mężczyzna. Młoda kobieta była mu niemal jak druga córka. Był u boku jej ojca tak często, że był świadkiem tego, jak dziewczyna dorastała. – Co sprowadza cię w te rejony i to tak wcześnie?

– Piekę suflety na podwieczorek. Mój pan ojciec znalazł dla mnie nieco czasu w swoim napiętym grafiku.

– Ach tak. Teraz pamiętam. Wspominał o tym. Cieszył się bardzo. Mówił, że upieczesz coś pysznego.

Słysząc to, księżniczka uśmiechnęła się promiennie. Mimo iż wiedziała jak ważny dla jej ojca, jest wspólnie spędzany czas, miło było usłyszeć o tym, jak dużą sprawia mu to radość.

– Piekę kilka różnych wersji. Dwie są już gotowe. Możecie je zabrać.

– Ależ nie moglibyśmy...

– Proszę. Nie są idealne, ale na pewno są smaczne. Jestem pewna, że ciężko pracowaliście. Należy się wam. Zawsze przychodzicie po wyjątkowo pracowitym dniu. Przynajmniej tak słyszałam, a nie wątpię, że dajecie z siebie wszystko. Ponadto chciałabym, żebyście skosztowali i powiedzieli mi, co mogę poprawić. Proszę, zanieście jeden pani Enorze. Na pewno się ucieszy.

– Dziękujemy bardzo księżniczko. Na pewno są doskonałe.

Wzrok księżniczki przesunął się z ojca na córkę. Ze względu na to, jak blisko byli ich ojcowie, naturalnie znały się dość dobrze. Często widywały się na wszelkiego rodzaju uroczystościach i chętnie wówczas rozmawiały. Poza nimi widywały się raczej rzadko.

– Jak się masz Bellatrix? Dawno nie miałyśmy okazji, by się spotkać. Mam nadzieję, że pojawisz się na moim przyjęciu.

– Oczywiście, że tak. Jestem zaszczycona, że mnie zaprosiłaś.

– Ależ byłaś na samym początku listy. Uwielbiam nasze rozmowy. Moje przyjęcie byłoby nudne, gdybyś w nim nie uczestniczyła. Jak większość pałacowych przyjęć. Same grzecznościowe dyskusje, a ja chciałabym porozmawiać o czymś istotnym. Lub nieistotnym, ale ciekawym.

– Bardzo mnie to cieszy. Ja również lubię nasze rozmowy. Lubię słuchać twoich opinii i pomysłów księżniczko. Wierzę też, że gdy zostaniesz naszą królową, czeka nas wiele lat szczęścia.

– Nie wiadomo jeszcze czy nią zostanę. Polityka bywa niezwykle... frustrująca.

Obie kobiety wiedziały, że nie jest to słowo w pełni obrazujące to zjawisko, jednak nie wypadało używać żadnych mocniejszych.

– Ponoć niedługo zostanie to oficjalnie ustalone. Bardzo uradowała mnie ta wieść księżniczko.

– To prawda, jednak lepiej nie zapeszać.

– Racja. Mam jednak nadzieję, że niedługo będziemy mogli to świętować. Wiele ludzi na to czeka.

– Tak też mówi mój ojciec. To głównie ta sprawa tak bardzo go teraz zajmuje. Cieszę się więc, że znalazł dla mnie chwilę.

– W takim razie dziękujemy za twój podarek i nie będziemy ci już przeszkadzać. Miłego dnia. Mam nadzieję, że podwieczorek będzie udany.

– Dziękuje. Wam również miłego dnia. A i Bellatrix, ty również mogłabyś kiedyś przyjść do pałacu i napić się ze mną herbaty.

– To byłby dla mnie zaszczyt księżniczko.

– Zawsze tak mówisz, jednak jeszcze nigdy nie przyjęłaś mojego zaproszenia.

Valentina Volkov nie wydawała się tą sytuacją urażona, jednak mimo to młoda rycerka poczuła delikatny ucisk wyrzutów sumienia. Rzeczywiście, kilkakrotnie była zapraszana do pałacu, zawsze znajdowała jednak jakąś wymówkę.

– Przepraszam księżniczko.

– Nie przepraszaj. Odwiedź mnie kiedyś. W pałacu bywa samotnie.

Rycerz i jego córka skłonili się na pożegnanie, po czym przyjęli podarek od księżniczki, jeszcze raz podziękowali i opuścili kuchnię. Ciasta były jeszcze ciepłe i pachniały wyśmienicie. Pospiesznie więc ruszyli w drogę, oboje nie mogli się doczekać, aż ich skosztują, a nie chcieli wykluczać pani domu Olenkin z tego doświadczenia. Dopiero gdy wyszli poza teren pałacu i ruszyli do ich oddalonego o nieco ponad godzinę drogi domu, starszy rycerz zaczął rozmowę.

– Czemu nie odwiedzasz księżniczki? Jesteście w tym samym wieku, macie wiele wspólnego i dobrze się dogadujecie. W dzieciństwie czasem się razem bawiłyście.

– Owszem. Nasze relacje są zdecydowanie pozytywne. Jednak... To księżniczka.

– A cóż to zmienia?

– Jest nieco... – Kobieta przez chwilę szukała właściwego słowa. – ... onieśmielająca.

– Onieśmielająca? Księżniczka jest bardzo otwarta i sympatyczna. Wielu ludzi z łatwością się przed nią otwiera. Przysięgam, że czasem nawet jej na coś narzekam, bo na chwilę zapominam, kim jest.

– Cóż to prawda. Być może dlatego nieco się od niej dystansuję. Księżniczka jest niezwykle inteligentną i bystrą młodą kobietą. Jest piękna, a na wszelkich wydarzeniach towarzyskich wręcz lśni. Wyglądam przy niej jak prosta służka i nawet nie jestem o to zazdrosna. Wręcz przeciwnie. Podziwiam ją. Jest doskonałą damą. W dodatku ma w sobie krew Laerllijskich czarownic. Jest jak... Jak żywa święta.

– Nasza księżniczka jest wyjątkowa. Nie da się tego nie zauważyć.

– Tak. Wyjątkowa. Urodzona królowa. Powinna otaczać się więc wyjątkowymi ludźmi, a nie zadawać się z taką obdartuską jak ja. Mogę być w przyszłości jej strażniczką, ale nigdy nie będę nadawać się na jej przyjaciółkę.

– Ależ nie mów tak. Jesteś damą. Masz szlachetną krew, a twoja matka dobrze cię wychowała. Jesteś też śliczna jak rusałka.

– Właściwie moja krew jest szlachetna jedynie w połowie.

– Jesteś Olenkin. Szlachcianką. Twoja matka także wywodzi się ze szlachty, po prostu uboższej i nieco już zapomnianej. Pamiętaj jednak, że była służką naszej świętej pamięci królowej, a niewielu doświadczyło tego zaszczytu.

– Ojcze nie umniejszam w żaden sposób mojej matce. Chcę tylko powiedzieć, że nie jestem idealną damą.

– Jesteś doskonała Bello. Taka, jaka jesteś. Księżniczka na pewno to dostrzega, dlatego chce się do ciebie zbliżyć. Kiedyś prawdopodobnie będziesz jej doradzać, warto więc już teraz bliżej się poznać. Budować zaufanie.

– Dobrze ojcze. Obiecuję, że po urodzinach księżniczki zacznę przyjmować jej zaproszenia. Chociaż jak mówiłam... Czasem czuję się przy niej... Jakby... słabo. Onieśmiela mnie. Jednak w ten dobry sposób. Mam na myśli, że ją podziwiam. Trudno mi przy niej pozostać profesjonalną.

– Rozumiem. Przynajmniej wydaje mi się, że rozumiem.

Zoran nie kontynuował tej rozmowy, miał bowiem wrażenie, że jego córka czuje się nieco niezręcznie. Wiedział, że młoda dziewczyna przez to, że od małego interesowała się głównie męskimi zajęciami, nie miała okazji zbliżyć się do innych dziewcząt w jej wieku. Śmiały się z niej i wykluczały ją z ich kręgu, mimo iż młoda Olenkinówna interesowała się zabawą lalkami i innymi dziewczęcymi zabawami. Chłopcy natomiast nie akceptowali jej, ponieważ była dziewczyną. Jej jedynym przyjacielem był więc ojciec, a przyjaciółką matka. Od czasu do czasu spędzała czas z księżniczką, gdy król i jego wierny rycerz uznali to za dobry pomysł. Bellatrix nigdy jednak nie narzekała na ten stan rzeczy.

Wkrótce dotarli do ich niewielkiej posiadłości. Mimo iż ród Olenkin był stary i wpływowy, głowa rodu wybrał raczej skromne życie, co jego małżonka w pełni akceptowała. Nadal żyli wygodnie, jednak nie opływali w luksusach. Gdy weszli do głównej izby, powitał ich zapach właśnie przygotowywanego przez panią domu późnego śniadania. Enor Olenkin uśmiechnęła się do męża i córki, nie odrywała się jednak od pracy.

– Jak minęły wam ćwiczenia?

– Doskonale mamo. Dostaliśmy też pyszny podarunek od księżniczki.

– Och to słodko z jej strony.

Bellatrix odstawiła ciasto na stół i podeszła do matki, by przywitać się z nią, jak należy. Ucałowała ją w policzek, a po chwili to samo zrobił jej małżonek.

– Umyję się nieco i zaraz ci pomogę mamo.

– Bardzo dziękuję. Już prawie skończyłam, ale we dwójkę będzie szybciej.

Dziewczyna natychmiastudała się do swojego pokoju, by znaleźć czyste ubranie. Jej ojciec musiałniedługo wracać do swoich obowiązków. Zawsze jednak najpierw jedli wspólneśniadania. Bellatrix uwielbiała te wspólne posiłki. Był to czas, gdy moglipobyć jedynie w swoim towarzystwie, a nie było wielu takich chwil.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top