.:. Część Trzecia .:. ... cień płomienia pada na Liść...


Szarooka cofnęła się o krok, pociągając za sobą Uzumaki'ego. Dwójka oparła się plecami o ścianę za sobą. Szarooka wyjęła z ręki Naruto kulkę i rzuciła ją kilka metrów przed siebie. Przedmiot rozświecił się mocno tak, że mogli dostrzec, z iloma przeciwnikami przyszło im walczyć.

Człekokształtnych zwierząt była ponad dziesiątka. Każde szczerzyło wściekle kły, a z warg skapywała brudna, zapieniona ślina.

-Naruto... – szepnęła.

-Pokonam ich! – zawołał radośnie. – Technika Skomasowanego Podziału Cienia!

Nim Dealupus zdążyła zareagować, w jaskini zrobiło się aż tłoczno od klonów Uzumaki'ego. Chłopak szybko zaatakował zwierzęta, które z wrzaskiem rzuciły się na każde z cieni. Szarooka, zauważywszy, że blondyn doskonale sobie radzi, cofnęła się, by nie przeszkadzać w walce. W końcu po człekokształtnych istotach nie został ślad, a Uzumaki z radosnym uśmiechem tańczył wokół świetlistej kulki, rzucając na ściany fantastyczne cienie.

Dealupus uśmiechnęła się lekko pod nosem. Uzumaki, mimo że pochodził od Pierwszego Hokage, tak bardzo przypominał jej Tobiramę Senju. Przez krew swojej matki, Kushiny, która spokrewniona była z żoną Hashiramy, miał w sobie nieco krwi Senju. Jednak miast poważnego Hashiramy, Szarooka zobaczyła swojego wiecznie uśmiechniętego nauczyciela.

-Naruto... – zawołała.

Chłopak przestał tańczyć i podniósł kulkę z ziemi, po czym podszedł do blondynki.

-Ruszajmy – zarządziła. – Tego będzie jeszcze więcej. Nie powinniśmy marnować czasu.

Blondyn tylko skinął głową i ruszył wraz z dziewczyną, zostawiając za sobą okrwawione trupy.

Uchiha Itachi uniósł nieco głowę i zauważył złowrogie spojrzenie zielonych, mdłych w swym kolorze tęczówek. Nie zwrócił jednak nadmiernej uwagi na spojrzenia Haruno, tak samo jak i na wiele innych spraw dotyczących dwójki z Liścia.

Obok niego pojawił się Hidan i szepnąwszy mu kilka słów, zabrał kolejne oznaczone przez Uchihę kunai i ruszył, by oznakować domniemane wejścia do jaskiń, przez które Kat i Naruto mogliby wydostać się na powierzchnię. Tą samą pracą zajmował się Hatake, więc w niedużym obozie pozostawała tylko Haruno, a wraz z nią, pracujący nad ostrzami Itachi.

-Gdybym cię zabiła... –zaczęła cicho różowowłosa. – ...Sasuke wróciłby.

-Gdybyś... – zaczął,akcentując dokładnie słowo. – ...mnie zdołała zabić, Sasuke na pewno zabiłby ciebie.

-Nieprawda! – zaprzeczyła szybko.

-Jesteś tylko różową, rozwrzeszczaną lalą – powiedział spokojnie, nawet nie unosząc wzroku. – Hidan miał racje. Takie ja ty, są tandetne i do niczego niepotrzebne.

-Ty... – warknęła.

-Twoje groźby na mnie nie działają – zauważył. – Tym bardziej warczenie. Uwierz mi... wolałbym latać po tych jaskiniach niż siedzieć tu z tobą.

Dziewczyna zapewne chciała zaatakować, ale pojawienie się Hatake, który przyszedł po więcej oznakowanych kunai, skutecznie ją powstrzymało.

-Wszystko w porządku,Sakura? – zapytał ją.

-Tak, sensei –odpowiedziała.

Kakashi skinął głową i ruszył wykonać swoje zadanie.

-Jesteś do niego podobny –usłyszał po kilku minutach Itachi.

-Do kogo? – zapytał.

-Do Sasuke – szepnęła.

Itachi parsknął udawanym śmiechem.

-Sasuke... no był taki – mruknął.

Haruno uniosła zaskoczony wzrok.

-To twój brat –zaoponowała.

-Mój malutki, głupiutki braciszek – westchnął. – Pewnie nadal brak mu nienawiści. A co za tym idzie siły. Malutki, głupiutki braciszek.

Sakura pokręciła głową, a w jej zielonych oczach zabłysły łzy.

-Przecież... – zaczęła.

-Posłuchaj, różowa lalo...– zaczął ponurym głosem, wlepiając w Haruno chłodne spojrzenie czarnych oczu. -...nic ci do mnie, a tym bardziej do Sasuke. Głupi przypadek sprawił, że musimy tu siedzieć, więc pozwól mi pracować, a własne istnienie ogranicz do minimum.

Różowowłosa zamarła, a po chwili zwiesiła głowę w milczeniu. Itachi westchnął tylko niezauważalnie i spojrzał w jasne niebo nad sobą – po bieli śnieżnych chmurek latały czarne ptaki.


Ciche, ale jednocześnie szybkie kroki pozwalały dwójce szybko przemieszczać się po jaskiniach. Trzymana w ręku Naruto kulka światła skutecznie wskazywała im drogę pomiędzy skałami.

-Gdzie teraz? – zapytał Naruto, gdy stanęli na rozwidleniu.

Szarooka nie odpowiedziała od razu, ale wyjęła z kieszeni płaszcza pudełko zapałek.

-A to po co? – zdziwił się Naruto.

-A bo ja wiem – szepnęła. –Ale zawsze nosiłam. Tak na wszelki wypadek. W gruncie rzeczy nigdy mi się nie przydały do niczego konkretnego.

-Acha... – Uzumaki zrobił zniechęconą minę. – ...ale po co teraz to?

-Och, wskaże nam drogę –powiedziała, zapalając jedną zapałkę.

Stanęła przed pierwszym korytarzem, ale płomień na małej drzazdze nie poruszył się. Lecz gdy tylko dziewczyna znalazła się przy kolejnym przejściu, płomień zadygotał i zgasł.

-Tędy – powiedziała.

-Skąd wiesz? – zapytał.

-Tutaj przepływa powietrze– powiedziała. – Więc tędy dostaniemy się do wyjścia. Chodź, Naruto.

Chłopak posłusznie ruszył za dziewczyną, która ostrożnie stąpając między skałami, rozglądała się po brudnych ścianach korytarza. Przejście zwężało się coraz bardziej, aż w końcu musieli iść na klęczkach.

-To na pewno tu? – jęknął Uzumaki, uderzając o strop.

-Tak, tu – szepnęła. – Nie jęcz, to nie jest ani godne ninja, ani zgodne z twoją drogą ninja.

Chłopak burknął coś pod nosem i ruszył za blondynką. Dziewczyna co rusz obcierała poparzony bark o niski strop, ale zaciskała zęby i milczała, dalej idąc ciasnym korytarzem. W końcu przejście stało się tak wąskie, że musiała niemal czołgać się po śliskich skałach.

-Ale masakra... – jęknął blondyn.

-Cii... – szepnęła.

Chłopak natychmiast zamilkł, a wtedy blondynka zdołała usłyszeć za sobą lekki szum. Odwróciła się z trudem i jęknęła.

-Ruchy, Naruto! – warknęła.

Chłopak zrobił głupią minę,ale obejrzał się za siebie i rozszerzył oczy. Za dwójką szedł człekopodobny, z lubością oblizując wargi. Dziewczyna tylko warknęła i wyciągnęła rękę, by po chwili wydostać się z ciasnego przejścia do dużej groty. Blondynka złapała za dłoń Uzumaki'ego i niemal w ostatniej chwili wyciągnęła go z tunelu. Z kieszeni płaszcza wyciągnęła kunai i okręciła go wokół ręki, wciskając w dłoń zwierzęcia, który chciał wyjść za blondynem. Istota zawyła i rozszarpując rękę, cofnęła się w tył.

-Cholerka... – szepnął Naruto. – Ale uparte.

Szarooka odetchnęła głęboko i przeszukała kieszenie płaszcza, po czym umieściła notkę wybuchową na ściance tunelu.

-Cofnij się, Naruto –szepnęła. – Zapal tę notkę, proszę.

Naruto skinął tylko głową i złożył odpowiednie pieczęci.

Kartka zapaliła się, a po chwili wybuchła, przez co przejście zawaliło się na stałe. Kurz opadł szybko i dziewczyna porozglądała się wokoło.

-O rany... – szepnęła.

Ponad nimi widniało wyjście– nieduże i trudno dostępne przejście na wyższy poziom jaskiń. Dziewczyna usiadła na ziemi i zmrużyła oczy, zastanawiając się, jak można by dostać się na powierzchnię.

-Technika Skomasowanego Podziału Cienia!

Wokoło zaroiło się od klonów Naruto. Cienie podzieliły się na małe grupki i zajęły się budową wieży z własnych ciał.

-Naruto... – szepnęła blondynka.

-To głupie, ale nie zostawię cię tu po tym, co zrobiłaś – powiedział z niechęcią. – Więc razem się stąd wydostaniemy, ok.?

Dziewczyna skinęła głową i wstała, po czym razem z Naruto zgrabnie wspięła się po cieniach. Po kilku minutach dwójka znalazła się na wyższym poziomie, a wszystkie klony Uzumaki'ego zniknęły w kłębach biało-szarego dymu.

-Nie spodziewałam się tego po tobie, Naruto – szepnęła. – Stawiałabym, że zostawisz mnie tam, na dole. W końcu jesteśmy wrogami.

-I kto to mówi – sapnął z niechęcią. – Sama uratowałaś mi życie. I to nie raz dziś.

-Odruch – powtórzyła już drugi raz tego samego dnia tę samą wymówkę. – Martwy mi się nie przydasz.

-Czasami mam wrażenie, że bardzo chcesz wyglądać na złą – zaśmiał się Uzumaki.

-Co masz na myśli? –zapytała, ściągając z siebie płaszcz.

-Cały czas mówisz, że jestem tylko sakryfikantem i po to jedynie jestem ci potrzebny – zauważył. –Ale... chyba jako jednak z nielicznych osób zdołałaś ze mną normalnie porozmawiać. I tak wiele razy zachowałaś się... po prostu po ludzku. Mimo że starasz się sprawiać wrażenie złej, gdy cię bliżej poznać, jesteś naprawdę fajna.

Szarooka zamrugała kilka razy oczyma, rozchylając nieco usta. Słowa Uzumaki'ego wydawały jej się bynajmniej dziwne, a jednak... było w nich coś takiego, było coś takiego w samym chłopaku, że blondynka bez wahania mogła uwierzyć Naruto.

-Wielu ludzi nazywa mnie Pożogą i Zemstą – szepnęła. – Złem. A ty... ty mówisz, że sprawiam tylko wrażenie nikczemnej?

-Nie określa nas imię, ale czyny – zauważył Naruto. – Ty... chyba nie jesteś taka zła, jakby się wydawało.Nawet biorąc pod uwagę to, co trzymasz teraz w ręku.

Dziewczyna zerknęła na swój płaszcz. Na czarnym materiale widniały czerwone chmurki z białymi obwódkami –znak Brzasku, symbol tego, czego obawiał się cały świat ninja. Jej własna organizacja uważana była za bandę zdemoralizowanych przestępców, gwałcicieli, kanibali i maniaków. Ale tyko oni sami, cała jedenastka, mogła powiedzieć prawdę o sobie nawzajem.

Oficjalny Lider Brzasku,Nagato. Przybrał imię Pein i takie też imię nadał swoim sześciu ciałom. Nie wahał się zabić Hanzou Traszki oraz całej jego rodziny, by jedynie przejąć władzę w Deszczu. Ha! Nie bał się zabić własnego przyjaciela i przerobić go na jedno ze swoich ciał. A jednak... jako jeden z niewielu znanych Kat osób potrafił obrócić niemal wszystko w żart, a jego kawały, które co prawda ograniczał niemal do minimum, były tak niesamowite, że Szarooka nie raz dziwiła się, jak z takim mózgiem do żartów Nagato zdołał się uchować i otoczyć przekonaniami, że jest jedynie nadpobudliwym, rozkrzyczanym Liderem o ciągotach do herbatek ziołowych.

Konan. Druga kobieta w Brzasku. Zimna i chłodna, w czym niemal dorównywała Itachi'emu. Jej wzrok mógł zmrozić nawet wrzątek, a każdy mężczyzna czuł się przy niej jak marna replika niedorozwiniętego chłopca. Zimna i wyniosła, sprawiała, że wielu miało przy niej wrażenie bycia malutkim. Kobiety, które ją spotykały, wydawały się być blade i niepozorne w stosunku do niebieskowłosej. A jednak... Konan miała też w sobie tyle kobiecych uczuć, o których Dealupus mogła tylko pomarzyć. Gdy tylko chciała, niebieskooka była niemal tak czuła, że aż gromadami garnęły do niej dzieci, które Brzask przygarniał do swojej nowo tworzącej się wioski. Konan jako jedyna potrafiła dotrzeć do najbardziej zamkniętych w sobie i odnaleźć w każdym choć iskrę wiary, nadziei i dobra.

Deidara. Wygnaniec ze swojej wioski, terrorysta z Iwa. Uważany za maniaka, artystę-wariata. Potrafił w ciągu jednej sekundy zniszczyć niedużą wioskę, a dźwięk wybuchu i smród palących się ciał był dla niego niczym poezja. Był gwałtowny i porywczy, uwielbiał się pojedynkować, by tylko pokazywać swoim przyszłym ofiarom czym jest jego niezwykła w swoim wybuchu sztuka. Był zdolny wysadzić wszystko, co przejawiało choć odrobinę czynności życiowych. A jednak... jednocześnie potrafił wydobyć z kawałka nie uformowanej gliny kształty tak piękne, że mamiły oczy wielu, wydobywając z nich uczucia, o które by się nigdy nie posądzali. Potrafił być oddany za sprawę, którą wybrał sobie dla swoich własnych celów, czy przekonań. Jego radość i afirmacja życia wnosiły do Brzasku jasny promień.

Sasori. Czerwony Piach z pustynnych części świata ninja. Jego chłód i opanowanie były szeroko znane. Chłopak rzadko okazywał swoje uczucia, często chodził rozdrażniony i łatwo było go obrazić. Własne ciało przerobił na jedno ze swoich dzieł, by zyskać nieśmiertelność i wieczność dla swojej ponadczasowej sztuki. Lubował się w zadawaniu bólu swoim ofiarom poprzez wprowadzenie w ich ciało zabójczych trucizn. Pokonanych nigdy nie wahał się przerabiać na kolejne ze swoich dzieł do szeregu Maszyn Przedstawienia. A jednak... był niezastąpionym lekarzem i medykiem, gotowym przesiadywać godzinami nad tabelą z wynikami pomiarów, byle tylko wszyscy członkowie Brzasku wyzbyli się swoich chorób. Opiekował się nie tylko swoimi kamratami. Z niechęcią, choć i dziwną radością, którą jednak skrzętnie ukrywał, potrafił przez wiele dni z rzędu siedzieć wraz z dziećmi w nowo założonej wiosce i razem z Konan zajmować się ich problemami. Do Sasori'ego Szarooka przychodziła po braterską poradę, a lalkarz jeszcze nigdy nie odmówił jej części swojego doświadczenia.

Zetsu. Nie wiadomo tak do końca skąd pochodząca roślinka o miłym, ludzkim usposobieniu kanibala ze skłonnościami do pożerania martwych, ludzkich ciał. A! No nie zapomnijmy o dręczącej go od dzieciństwa niemal schizofrenii. Zetsu był typem człowieka, o ile tak można było mówić, który uwielbiał babrać się w ludzkich tkankach i krwi, co było niemało odpychające. A jednak... był też niezastąpiony w fakcie umiejętności ziołolecznictwa i zielarstwa. Każda roślina otwierała przed nim swoje tajemnice. Ponad to zielonowłosy był idealnym szpiegiem – szybkim i niewykrywalnym. Informacje przez niego zdobywane sprawiały, że Brzask był najlepiej poinformowaną jednostką ninja na świecie.

Kakuzu. Zielonooki ninja Wodospadu, żyjący dłużej niż sama Dealupus. Jego pięć serc, z których każde władało innym żywiołem, odebrał siłą od starszyzny swojej wioski, a gdy przypadkiem na jakiejś misji tracił którekolwiek, nie wahał się zabrać najważniejszego z organów przypadkowo spotkanej sobie. Był sknerą, pieniądze traktował niemal jak własnego boga. Niewiele go obchodziło i niewielu sprawom poświęcał czas. A jednak... był niezastąpionym do planowania taktyk, a przede wszystkim do prowadzenia zagmatwanej papierkowej roboty oraz finansów. Ponadto jego ironiczne żarty wobec Hidana nadawały uroku ciemności w Brzasku. Kakuzu potrafił dla głupiego kaprysu Dealupus zmienić całą, doskonale zaplanowaną trasę i pójść po coś, co tylko dziewczynie mogłoby się zaledwie raz do czegoś niezrozumiałego dla reszty przydać.

Hidan. Wyznający Jashina maniak religijny ze swoją kosą o potrójnym ostrzu. Był równie zabawny, co i krwawy. Jego rytuały dla tyranicznego boga ociekały okrucieństwem, brutalnością i krwawą posoką. Był ponad to gwałcicielem, nie pogardzającym żadną okazją do przeżycia chwili rozkoszy nawet z przypadkowo spotkaną i całkowicie niewinną dziewczyną. A jednak... to chyba w nim, jako w jedynym mogłaby się zakochać Dealupus, gdyby nie pewne fakty z jej przeszłości. Hidan był twardy, wytrzymały i potrafił wiele poświęcić dla Brzasku. Do niego dziewczyna chodziła po porady w czasie trudnych, pełnych koszmarnych snów nocy. Jemu jednemu pozwalała na trochę więcej czułości względem siebie. Wykorzystywał to na każdym niemal kroku, przeistaczając uczucie, o którym doskonale wiedział, iż nie ma szans bytu, w czystą energię dla celów Brzasku.

Kisame. Hoshigaki, jeden z Siedmiu Mistrzów Miecza Mgły. Swoim krwawym charakterem dorównywał niemal Hidanowi. Mimo że zazwyczaj grzeczny, w walce potrafił pokazać swoją brutalną stronę natury. Przypominał Kat zawsze psychopatycznego mordercę do dobrych manierach i ukrytych skłonnościach do sadyzmu i okrucieństwa. Zawsze miał uczucia za nic i nigdy nie przepuścił okazji by pobawić się odczuwaniem ich u Itachi'ego. A jednak... był kolejnym członkiem Brzasku, który potrafił bawić się bez żadnego konkretnego celu, wnosił humor i urok do siedziby. Po pewnym czasie stał się także swego rodzaju chodzącym sumieniem członków Brzasku, potrafił poruszyć tematy trudne i rozpocząć nawet najtrudniejsze rozmowy.

Itachi. Członek klanu Uchiha, niegdyś pławiącego się w chwale, teraz porzuconego i pogardzanego. Posiadacz kopiujących oczu oraz ich doskonalszej formy – Kalejdoskopu. Zimny i oschły, okazywał uczucia równie często, jak przegrywał swoje walki – czyli bardzo rzadko. Doskonały w walce, znał wartość siebie, jak i swoich umiejętności. Jak każdy Uchiha był często wyniosłym dupkiem i zimnym draniem. A jednak... Dealupus nie znała na świecie człowieka, który bardziej ukochałby własny kraj i swojego braciszka. Dla Sasuke Itachi poświęcił wszystko. Honor, dobre imię, swoją miłość. Z dnia na dzień budziły w nim się także nowe uczucia względem organizacji, w której przebywał. Uchiha zdawał sobie sprawę, że chce poświecić się dla Brzasku równie mocno jak dla swojego brata.

I Tobi. Uchiha Tobirama,syn Madary Uchihy i Hiabi Hyuuga. Po rodzicach odziedziczył wzrokowe techniki, których połączenie dało nową Linię Krwi, niezwykle potężną i jako jedyną, jeszcze nie skopiowaną przez Dealupus. Chłopak był porywczy i gwałtowny, miał krew swojego ojca – niewiele trzeba my było, by rozpocząć walkę. Bywał mściwy i pamiętny krzywd. A jednak... potrafił każdego dnia wybaczać na nowo swojemu ojcu, którego tak na dobrą sprawę nigdy nie widział. Miał w sobie tyle życia i radości, że wręcz zarażał optymizmem i dobrym humorem. Dziewczyna, żyjąca z nim niemal od jego najmłodszych lat, nie wyobrażała sobie już życia bez niego. To on utrzymywał ją na świecie w trudnych dla niej momentach, w chwilach załamania. Mimo że mówił do niej „siostrzyczko", tak naprawdę traktował ją jak matkę,osobę, która go wychowała i poświęciła mu się bezgranicznie.

Brzask. Składanka ludzi tak pokręconych i względnie złych, że aż strach było wchodzić za mury siedziby. A jednak okazuje się, że to tak Dealupus znalazła dom, do którego co dzień chciała wracać. Tak byli ludzie, z którymi była gotowa spędzić tę resztę życia, którą przygotował jej kapryśny los.

-Jesteśmy mordercami... –szepnęła sprzecznie ze swoimi wcześniejszymi myślami, spoglądając na Naruto. -...i przestępcami. Dlaczego mówisz, że jest w nas dobro?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top