Rozdział 5
ꕥ ꕥ ꕥ
#glosnaPYP na tiktoku i X!
Hazel:
Siedziałam wciśnięta w drzwi, a klamka wbijała się w moje ramię. Dwóch barczystych chłopaków zajmowało zbyt wiele miejsca, bym mogła chociażby zasięgnąć powietrza. Nie przedstawili się, co od razu sprawiło, że poczułam się wręcz niechciana.
Ace siedział przede mną, na miejscu pasażera i jako jedyny wykazywał mi namiastkę zainteresowania, a krótko ścięty kierowca, z widoczną blizną na policzku był zbyt mocno pochłonięty piosenką, których słów nie potrafiłam w żadnym stopniu rozróżnić.
– Chyba go nie lubisz Hazel, co? – Zapytał, znając odpowiedź.
– Ja? Skąd. – Obruszyłam się, ale nawet nie zamierzałam udawać, że robiłam to na poważnie. – Ja lubię każdego, szczególnie takiego uroczego chłopca jakim jest nasz Harry.
Cicho prychnął pod nosem, czym zwrócił uwagę kierowcy, który skierował z lekka głowę w jego stronę, dzięki czemu blizna na jego policzku stała się dla mnie bardziej widoczna. Była już wygojona, ale przyglądając się jej mogłam jedynie snuć domysły, że musiał być to nóż.
– Pewnie wychodzicie na podwójne randki.
– Nie chodzę na randki.
Samochód zatrzymał się, a czerwone światło sygnalizujące ''stop'' rozświetliło wnętrze pojazdu i o ironio, albo to był jakiś znak i powinnam wyskoczyć z auta, albo jestem histeryczką, która zbyt wiele czasu spędza na oglądaniu Netflixa.
– Hazel Soeli nie chodzi na randki? A to ci nowiny. – Ace był uszczypliwy, ale chyba zapomniał, że chwilę temu widziałam się z Harrym i już dawno połknęłam truciznę w postaci durnych docinków.
– Jeszcze nie zjawił się taki, który skradłby moje serce. – Moja mina wyraźnie ukazywała zgryźliwość, zupełnie jak ton głosu, ale Ace był podobny do mnie – tyle, że bez obsesyjnej matki, bez ojca na ważnym stanowisku i w jego przypadku skłonności do sypiania z kim popadnie.
– Myślę, że to nie serce, a tatuś.
Kierowca obsunął szybę w dół, dzięki czemu chłodne powietrze zawitało do wnętrza samochodu. Poczułam gęsią skórkę, a kolczyk w pępku stał się w sekundę znacznie chłodniejszy. Zaczerpnęłam powietrza, chcąc się opanować, ale zostało ono momentalnie odcięte gdy kierujący odpalił papierosa.
Czego mogłam się spodziewać po jego znajomych? Miłego przyjęcia? Uśmiechów? A może dbania o płuca?
Uśmiechnęłam się, bo zawsze uderzano do mnie z tej strony. Mój tato był kompleksem większości ludzi z tego chorego miasta i zawsze chciano mi udowodnić, że w jakiś dziwny sposób jestem gorsza od nich. Wytykano mi przy tym również pieniądze, piękny dom i mój wygląd, ale zawsze wszyscy robili to poza moimi plecami. Na co dzień posyłali uśmiechy, komplementy, serca i komentarze pod zdjęciem na instagramie.
– Sugerujesz mi, że ludzie boją się mojego tatusia?
''Tatuś'' – to określenie uderzało w każdego ze zdwojoną irytacją, dzięki czemu wypowiadałam je bezskrupułów przy takich ludziach jakbym był Ace.
Zapaliło się pomarańczowe, a następnie zielone światło, ale nim ruszyliśmy niebieskie tęczówki chłopaka, który kierował spotkały się z moimi w odbiciu lusterka. Wyrażały rozbawienie, ale wyraz jego twarzy był czymś wręcz przeciwnym. Ruszył z piskiem opon, a ja powoli zaczynałam żałować, że nie wybiegłam gdy staliśmy.
– Sugeruję, że jest twoim odstraszaczem. – Ace nie zamierzał uciąc rozmowy, a ja nie zamierzałam dawać mu satysfakcji.
– Jeśli nic nie masz na sumieniu Ace, to nic ci nie grozi. – Uniosłam brew, patrząc się w zagłówek jego fotela.
W samochodzie z każdą sekundą tworzyła się gęsta atmosfera, a chłód docierający do nas z wciąż otwartego okna, jak i papieros, z którego wydobywał się dym zatruwający moje płuca w żadnym stopniu mi nie przeszkadzały.
Rozbawiłam naszą publiczność, a dokładnie jego kolegów, którzy siedzieli ze mną z tyłu wgniatając mnie jedynie w drzwiczki samochodu.
– Jestem czysty jak twoja łza Hazel.
– Rzucasz oksymoronami Ace, nawet pani Ruth, która kocha cyfry byłaby z ciebie dumna. – Moje rzęsy wysmarowane wodoodpornym tuszem nawet przez sekundę się zaśmiały.
– Uważaj, bo pomyślę że mi zazdrościsz. Wszyscy wiedzą, że to ciebie kocha najbardziej.
– Tak jak ty kochasz być fotografem niewinnych dziewczyn Ace.
Zamilkł, jakby nie wiedział o czym mówiłam. Wciąż miałam przed oczami zdjęcie, które dziewczyny mi pokazały, zupełnie tak samo, jak facetów w maskach.
– Koniec paplania Ace, wysiadamy. – Odezwał się jeden z chłopaków, siedzących przy drzwiach po przeciwnej stronie. Jego akcent sprawił, że wyjrzałam przez tego, który siedział po środku, ale nie zdążyłam zobaczyć jego twarzy, gdyż zdążył wysiąść już z pojazdu.
Każdy z nas opuścił samochód, ale Ace prócz pokazu w środku musiał go dać z zewnątrz. Trzasnął drzwiami, po czym podchodząc do mnie, przycisnął moje ciało mocno do samochodu. Jego charakterystyczne, dwukolorowe oczy ciskały we mnie złością i czymś pokroju dezorientacji.
– O czym ty pieprzysz Hazel?! – Wysyczał przez zęby.
– Nie udawaj, że nie wiesz. Zrobiłeś jej zdjęcie w tak osobistym momencie, a później je rozesłałeś. Przeżyje piekło w szkole po weekendzie, wiesz o tym, prawda? – Powiedziałam wszystko na jednym wydechu, z głosem mówiącym wyraźnie, że jestem wściekła, ale gdy zobaczyłam jego pogłębioną dezorientację, ja również zaczynałam wątpić w to, że mógł to zrobić.
– Hazel jakie do kurwy zdjęcie? I kto ci je pokazał?
Momentalnie zlustrowałam dookoła nas otoczenie. Zapach deszczu unosił się w powietrzu, ale żadna z kropel już się nie pojawiła. Stojący dom w zalesionej części ozdobiony był lampeczkami, a z jego wnętrza dobiegała głośna muzyka. Mimo, iż chłopaki z samochodu zdążyli ruszyć w jego stronę, tak nie brakowało nam widowni. Pojedynczy ludzie rzyjagący w krzaki, jak i pijane dziewczyny, zataczające się w stronę nieoświetlonej, ciemnej dróżki oraz gapie, stojący przy zaparkowanych samochodach.
– Sky mi je pokazała gdy jechałyśmy na imprezę.
– Masz te zdjęcie?
– Nawet gdybym je miała, nie mogłabym ci pokazać. Padła mi komórka.
Przez jego twarz przebrnął cień uśmiechu, a spomiędzy ust wydobyło się delikatnie prychnięcie.
– No tak, inaczej córeczka tatusia nie szłaby na autobus, tylko zadzwoniła po służbę.
Uniosłam brew, jakby jego przytyk naprawde mógł mnie zdziwić.
– Wystarczyłby mi Uber, nic więcej Ace. – Posłałam mu wymowny uśmiech, na co odsunął się ode mnie.
– Ale napatoczyłem się ja, gotów ci pomóc.
– Nie nazwałabym tego pomocą. Pomoc jest bezinteresowna, a ty czegoś oczekujesz w zamian.
Przeczesał wilgotne włosy, a następnie zmierzył mnie spojrzeniem z góry na dół.
– Masz rację Hazel, ja nie pomagam od tak, ale też nie jestem zboczeńcem.
– Mówisz mi to zaraz po tym, gdy wspomniałam o zdjęciu?
– Wiem to ja i wiesz to ty Hazel, że nie rozesłałem go, ale dowiem się kto to zrobił i lepiej, żeby dobrze się schował.
– Lub schowała, w końcu nie jednej zalazłeś za skórę.
Ace nieco zmrużył oczy. Nawet z takiej odległości byłam w stanie dostrzec jego tęczówki, które tak się od siebie różniły. Jedna była w kolorze niebieskim, natomiast druga w odcieniu ciemnego brązu. Zawsze gdy go widziaam, dostrzegałam w nich jego dwie skrajności. Ciemną jak noc duszę, ale i również coś na wzór jego humoru, który nie raz potrafił rozluźnić grobową atmosferę, ale momentami bywał też wręcz nieodpowiedni. Atmosfera momentalnie zgęstniała, wiedział, że miałam pojęcie o rzeczach, które działy się w szkole, ale i również poza nią, tym bardziej będąc w zespole cheerleaderek, które nie potrafiły trzymać języka za zębami.
Z domku zaczęły dobiegać głośne krzyki i wiwaty, przez co oboje spojrzeliśmy w jego kierunku. Gdy tylko tu podjechaliśmy czułam, że Ace nie przywiózł mnie do Scarlett, a w tym momencie zaczynałam w to szczerze wątpić.
– Na pewno oni tu są? – Ace nie spojrzał w moim kierunku. Nie odpowiadając mi ruszył w ciszy w stronę domku.
Jeszcze przez chwilę wpatrywałam się w jego masywne plecy, by następnie ruszyć za nim. Wiedziałam, że jest pieprzonym gnojkiem, ale nie mógłby mnie aż tak okłamac, tym bardziej, że ewidentnie czegoś ode mnie chciał.
Szliśmy wygniecioną ścieżką w stronę masywnych, drewnianych drzwi wymijając przy okazji liczne nietrzeźwe osoby, które bełkotały coś nawzajem do siebie, bądź śpiewały piosenki dochodzące z wnętrza domku.
Wystarczyło, że Ace otworzył drzwi, a nawet jego postura nie ochroniła mnie przed ogromną chmurą dymu. Zapach alkoholu mieszał się z innymi zapachami, takimi jak perfumy, alkohol jak i rzygowiny.
Hałas zaczął powoli przyćmiewać muzykę, która z zewnątrz zdawała się być bardziej zrozumiała. Z zewnątrz dom wyglądał niepozornie, ale środek był nieco kontrowersyjny w moim mniemaniu. Rozglądałam się dookoła, nie tracąc Ace z pola widzenia. Trzymałam się go jakby był tu jedyną, normalną osobą.
Drewniany dom totalnie nie pasował do stołów w czarno-złotą szachownicę, do kubków które były w kształcie czaszek, oraz do tego na czym leżało jedzenie. Nie były to zwyczajne salaterki, a szalkowe wagi, co wzbudziło moje zainteresowanie.
– Ace?!
Zamiast z odpowiedzią, spotkałam się z jego plecami na które wpadłam, gdy zagapiłam się na stół, na którym rozwścieczony chłopak z logo przeciwnej drużyny, przedstawiającej psa zaczął rozrzucać szachy, krzycząc do drugiego że oszukiwał.
Ktoś krzyknął coś niewyraźnego z przodu, a słowa poniosły się tłumem, które każdy powtarzał. ''Zamknąć się, losowanie''.
Pociągnęłam Ace za koszulkę, na co ten w końcu się odwrócił. Jego spojrzenie pytało o co mi chodzi, a ja nie czekałam ani chwili dłużej i stając na palcach, krzyknęłam;
– Co tu do cholery się dzieje i gdzie jest Scarlett?!
– Nie panikuj Hazel, wyluzuj się, za chwilę po nią pójdziemy.
Niepokój ścisnął mój żołądek po słowach, które wypowiedział. Nie byłam typem osoby, której padały ''baterie społeczne'' jak Scarlett. Nie przeszkadzał mi tłum, ani spojrzenia gapiów, coś innego zagnieździło się wewnątrz mnie, a podświadomość kazała się wycofać – jedyne co mnie trzymało to, to że gdzieś tutaj Harry zaciągnął nieświadomą Scarlett.
Tłum zamilkł, a w oddali pomieszczenia można było usłyszeć głośne i liczne kroki. Nie byłam w stanie dostrzec co się dzieje z powodu gromady ludzi, którzy stali przede mną. Próbowałam wyjrzeć zza Ace to stając na palcach, to lekko podskakując, ale było to na równi, z muśnięciem słońca, którą zasłaniała góra.
– Myślisz, że tym razem cię wybiorą? – Usłyszałam tuż za sobą, jednak nie odwróciłam się, przysłuchując się dalszej rozmowie.
– Mam taką nadzieję, to mój trzeci raz.
– A ja uważam, że to bez sensu. – Usłyszałam kolejny głos. – Nikt tak naprawde nie wie o co gra, skąd wiecie, że nie stanie się komuś krzywda? Albo, że na koniec ktoś zrobi z was po prostu klauna?
Ktoś prychnął, ale nie potrafiłam ocenić czy była to kobieta, czy też mężczyzna.
– Każdego roku nagroda jest inna, najczęściej są to pieniądze, więc raczej grają w to biedne dzieciaki.
– Bogate gnojki też. Nudzi im się z rodzicami srającymi pieniędzmi. Dla nich to rozrywka, a dla innych wybawienie.
– Raz ktoś wygrał świetne auto. – Rozmawiała ze sobą cała czwórka. Próbowałam wyłapać następne słowa, ale w tłumie wypatrzyłam jedyny, rudy czubek głowy, który odwrócił uwagę od dyskusji za mną.
– Tam – Pociągnęłam Ace za rękaw. – Widze Scarlett!
Nie zważając na Ace, ruszyłam do przodu, przeciskając się przez ludzi. Wpuszczając jednym uchem obelgi, na temat tego, że się pcham, wypuszczałam wszystko drugim, mając w polu widzenia tylko rudy czubek głowy.
W między czasie usłyszałam kilka westchnień po wyczytaniu imienia wraz z nazwiskiem, ale w końcu przystanęłam gdy usłyszałam swoje.
– Hazel Soeli. – Wypowiedział niski głos. Przez moment miałam wrażenie, że zapanowała jeszcze większa cisza. Wciągnęłam głośno powietrze, patrząc tym razem nie głowę Scarlett, a w zupełnie przeciwną stronę.
Na scenę, gdzie stało osiem złotych masek, tyle że zupełnie nie podobnych do tych, które widziałam wcześniej, ani do tych, które opisywali inni ludzie – łącznie z fotografiami w gazetach.
Rozchyliłam usta, czując jak górna warga sklejona błyszczykiem odkleja mi się od dolnej. Miałam wrażenie, że przez moment zapomniałam o tak podstawowej czynności, jaką jest mruganie.
Wtem moją szyję owiał delikatny oddech, a przy uchu wybrzmiał znajomy głos;
– To jest to co dasz mi w zamian Hazel.
Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc jego słów, równocześnie przyglądając się zdezorientowanym ludziom dookoła, którzy mnie wypatrywali.
– Scarlett, nigdzie jej nie ma.
– Znaleźliśmy Scarlett, siedzi bezpiecznie w samochodzie.
Ace wyciągnął telefon i pokazał zdjęcie, na którym widać kierowcę z blizną, jak i śpiącą Scarlett, owinięta bluzą naszej drużyny, ale nawet to nie pomagało całej sprawie. W obecności Harry'ego z pewnością nie była bezpieczna, ale w obecności obcych chłopaków tym bardziej.
– Nie znam twoich kolegów Ace. Nie zostawię jej samej do tego pijanej.
– Nikt nie zrobi jej krzywdy.
– Hazel Soeli. – Powtórzył chłopak w masce, przez co dreszcz przebiegł po moich plecach.
Może i w pewnym sensie spowodował to jego głos,, ale bardziej przerażało mnie to, co miałam właśnie przed swoimi oczami. Wszystko co nieznane, złote maski i do tego wszystkiego po głowie chodziła mi... Scarlett.
– Nie mogę... – Powiedziałam cicho.
– Jeśli nie ruszysz tyłka, to Fico wywiezie ją, a chyba tego nie chcesz, prawda?
Odwróciłam się w jego stronę, z szeroko otwartymi oczami. Wtedy z boku usłyszałam dźwięk aparatu, jednak nie spojrzałam w tą stronę, Wciąż patrzyłam na dwie różne tęczówki Ace, nie mogąc uwierzyć w to co powiedział.
– A teraz idź do przodu i daj z siebie wszystko Hazel. – Uśmiechnął się, jakby czuł, że właśnie wygrał.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top