Rozdział 4
ꕥ ꕥ ꕥ
Dobry wieczór!
Hazel:
Zapach smażonych frytek, jak i burgerów roznosił się po całym lokalu, wraz z gwarem rozmów, które sprawiały, że ledwo słyszałam bełkot swojej przyjaciółki. Uśmiech Scarlett, komponował z oczami, które nieco przyćmił alkohol, a obok tego wszystkiego niezadowolona twarz, którą miałam ochotę poharatać. Harry siedział tuż obok niej, obejmując ją ramieniem - swoim łapczywym ramieniem, które nigdy nie powinno jej dotknąć.
Nie mogłam zrobić zbyt wiele. Wielokrotnie powtarzałam Scarlett, że ten facet to zły wybór, ale on zawsze potrafił ukręcić ją wokół palca, a moje słowa trafiły prosto do kosza - zupełnie jak obierki. W jedynej dostępnej dla mnie zemście zamówiłam największy zestaw i nie dlatego, że miałam na niego ochotę, ale świadomość, że obciążę tym kartę Harrego sprawiało, że żołądek powiększał się o dwa rozmiary. Blat stolika przy którym siedzieliśmy przypominał bardziej wieczerzę dla całej rodziny, niż przekąskę dla trzech osób.
— Wielka szkoda, że nie zostaliśmy dłużej. — Wymamrotała Scarlett, pomiędzy ogromnymi gryzami burgera. Sos zdołał skapać na nieco już wilgotną bluzę Harrego, którą ją okrył zanim wyszłyśmy z imprezy.
W jej oczach był dżentelmenem w złotej zbroi – w moich, zwykłym pozerem i do tego z uświnianą bluzą.
— Hazel była głodna. — Oczy Harrego spojrzały w moją stronę, na co włożyłam ostentacyjnie frytkę do buzi.
— A Harry bardzo chciał nas zabrać do Maka, a wiesz doskonale, że nigdy bym nie odmówiła.
Ciężko było nazwać to ciszą, pomiędzy gwarem rozmów, ale ani ja, ani Harry nie powiedzieliśmy nic więcej. Nasze milczenie, było lepsze niż kąśliwe zaczepki, a niczego nieświadoma Scarlett z każdą chwilą coraz bardziej była w swoim świecie. Powieki zaczynały jej ciążyć, wraz ze szczęką, która z trudem przeżuwała jedzenie.
Ja zdołałam nieco otrzeźwieć, ale gdybym wiedziała, że ze Scarlett będzie coraz gorzej, nigdy bym jej tu nie zaciągnęła i przełknęła z trudem chęć wyjęcia chociażby dolara z kieszeni Harrego.
— Zamówiłaś cały stół żarcia, a wpychasz w siebie same frytki?
— Lubię frytki. — Wzruszyłam ramionami. — Ale jeśli masz ochotę to śmiało, nie krępuj się. — Skinęłam głową na na blat, a w nagrodę jego twarz okazała dozę odrazy.
— Krępować się? Przypominam, że to ja za to wszystko zapłaciłem.
— Więc nie pozwól by cokolwiek się zmarnowało, Harry.
Głowa Scarlett opadła na jego ramię, wraz z burgerem, który wyleciał jej z rąk i wylądował na ziemi. W tym samym momencie w tyle lokalu wybrzmiał głośny śmiech, co zwróciło zarówno moją, jak i uwagę Harrego. Fiolet i logo drużyny Howling Bulldogs, przedstawiające wściekłego psa z kolczatką mogło oznaczać jedno - kłopoty.
W tym samym momencie spojrzenie moje, jak i Harrego znalazły się na tej samej linii, wyrażając równie to samo. Niepokój ocierał się o kości wywołując wręcz ból. Wiedziałam, że albo wyjdziemy niezauważeni, albo oboje, a raczej we troje skończymy w ich bagażnikach. Nasze szkoły zawsze były do siebie wrogo nastawione, a nienawiść jaką te drużyny się darzyły sprowadzały ich działania do najgorszych czynów. Nigdy nie rozumiałam tej złości, która się w nich gromadziła, ale też nie potrafiłam temu zaradzić - właściwie to nikt nie potrafił.
Moje spojrzenie powędrowało na brudną bluzę Harrego, w którą została ubrana Scarlett. Niebieska barwa i charakterystyczny rekin. Przełknęłam z trudem, powodując tym samym, że niepokój skumulował się w przełyku. Jeśli my ich zauważyliśmy – oni w końcu zauważą też i nas.
– Myślę, że powinniśmy się zmyć. Najlepiej w tym momencie. – Powiedziałam. odsuwając od siebie tackę z jedzeniem.
– Mam uciekać jak jakiś wystraszony szczur? – Zapytał cicho, jakby obawiał się, że ktoś mógłby usłyszeć nas w tym gwarze.
– Tak, masz wiać jak szczur bo ja nie zamierzam skończyć jak Will którego wsadzili do bagażnika, a tym bardziej nie pozwolę zrobić niczego Scarlett.
– A gdzie w tym wszystkim ja? Mi też mogą coś zrobić.
– Jesteś ostatnim co zaprzątało by moją głowę, a teraz zdejmij to z niej i zabieraj ją do samochodu. – Wstałam i wyciągnęłam rękę w próbie sięgnięcia przez stół po kurtkę, ale Harry mi to utrudnił. Odchylił się w tym samym momencie, trzymając przy sobie śpiącą już Scarlett.
– Za to ja chętnie zaprzątałbym sobie głowę twoim widokiem, najlepiej gdybyś skończyła jak Will z obrożą i wymalowaną twarzą. Przysięgam, że zrobiłbym sobie z tym T-shirt i zagrał w tym mecz.
Zastygłam w miejscu przyglądając się jego zadowolonej minie. Próbowałam powstrzymać myśli, które skłaniały się do wydrapania mu oczu. Gorąc wytwarzał kropelki potu, które spływały po moich plecach. Gniew ugrzązł wewnątrz mnie i jeśli zaraz stąd nie wyjdziemy – to wszyscy będą nam się przyglądać.
– Nie skoczę ci do gardła, tylko dlatego, że kocham Scarlett jak siostrę i nie pozwolę by coś jej się stało przez twoje drune zagrywki.
– Nie udawaj, że masz serce.
– Mam mózg Harry. – Wycedziłam. – I z przykrością stwierdzam, że brakuje ci go, zupełnie jak tego pierwszego organu o którym wspomniałeś. Nie masz ani serca, ani mózgu i nie mam pojęcia jak funkcjonujesz.
Gęste brwi niemal się połączyły gdy zmarszczył czoło, co nieco wytrąciło mnie z rytmu mówienia mu wszystkiego co najgorsze. Liczyłam na to, że będzie zły, natomiast on wyglądał jakby nie potrafił zrozumieć tego, co powiedziałam.
– Niesamowite. – Pokręcił głową, przejeżdżając koniuszkiem języka po dolnej wardze. – Zastanawiasz się nad tym, a oboje wiemy, że funkcjonujemy podobnie Scarlett, tyle że ty lepiej grasz, mi nie zależy na serduszkach pod zdjęciami.
Prychnęłam.
To niesamowite jakie ludzie mają o mnie zdanie – choć tego człowieka przede mną totalnie się nie liczyło. Nie byłam tak lubiana jak Sky, która była kapitanką drużyny cheerleaderek, czy też Silver, która była jej najbliższa, byłam dość neutralna, choć byłam pewna, że mój nieco wyzywający wygląd przykuwał znacznie więcej uwagi, niż obrazy, które malowałam.
– Chce mi sie siku. – Wymamrotała ledwo zrozumiale Scarlett. Rude kosmyki jej włosów zasłoniły jej twarz, a głowa wciąż spoczywała na ramieniu Harrego.
Patrzyłam z odrazą jak zrzuca z niej bluzę drużyny, bierze na ręce i próbuje niepostrzeżenie wyjść z lokalu. Próbowałam patrzeć na tą dwójkę, ale hałas drużyny Buldogów był nie do zniesienia, przez co zerknęłam przez ramię.
Zgraja chłopaków mieniła mi się w oczach i to nie dlatego, że wcześniej piłam alkohol, a dlatego, że każdy z nich wyglądał jak przerośnięty mutant. Logo ich drużyny, fiolet i szerokie ramiona – tak byłam w stanie ich opisać. Wyrywkowo patrzyłam na twarze, zdając sobie sprawę, że jedne były nieco przystojniejsze, a drugie po prostu ciekawe. Nikogo nie potrafiłam określić jako mniej atrakcyjnego – ponieważ zawsze, próbowałam doszukać się piękna, nawet w smutnych oczach.
Usłyszałam warkot silnika, przez co momentalnie spojrzałam przez szybę. Auto Harrego właśnie odjeżdżało z piskiem opon, z pijaną Scarlett w środku. Rozchyliłam usta, będąc w wyraźnym szoku, że mógł zrobić coś takiego. Nie docierał do mnie fakt, że byli razem – nie ufałam temu popaprańcowi i nigdy nie zaakceptuje go w roli właściciela serca mojej przyjaciółki.
Pierwszy odruch jaki tylko się pojawił, gdy dostrzegłam odjeżdżające auto, to wybiegnięcie za nim, ale wiedziałam że nie zdołam do niego dobiec. Pełna obaw, ze strachem w oczach patrzyłam na tył samochodu, który niknął w rzędzie innych samochodów wyjeżdżających z parkingu.
Odetchnąwszy głęboko wstałam, a następnie skierowałam się do wyjścia. Pchnęłam drzwi, a chłód dmuchnął w moją skórę, powodując gęsią skórkę. Odruchowo zerknęłam na telefon, który miał jedynie dwa procent baterii, sprawdzając godzinę. Było po pierwszej w nocy. Odblokowując komórkę musnęłam opuszkiem palca ikonę aplikacji ubera, gdy nagle poczułam jak ktoś stuka mnie w ramię.
– Przepraszam. – Uniosłam głowę, a następnie odwróciłam się w stronę źródła pokrytego chrypką głosu. Mężczyzna w średnim wieku stał skulony w cienkiej i brudnej koszulce z krótkim rękawem. Jego spodnie również nie były pierwszej świeżości i z pewnością były o dwa rozmiary za duże. Trzymał je jedną dłonią, ze spojrzeniem, które na moment spuścił w dół.
– Tak?
– Czy mógłbym panią prosić o jedną kanapkę?
Coś wewnątrz mnie ścisnęło moje serce, próbując wycisnąć je jak gąbkę. Stałam między młotem a kowadłem. Mogłam zamówić ubera i gonić Harrego, albo wejść z powrotem do paszczy lwa, a dokładniej buldoga i kupić jedzenie bezdomnemu równocześnie próbując nie być pożartą i ogoloną na łyso przez przeciwną drużynę.
Każdy trybik w głowie pracował w przyspieszonym tempie. Nie miałam serca odmówić mężczyźnie, ale jeszcze bardziej nie chciałam zostawiać samej Scarlett. Odruchowo sięgnęłam do niewielkiej torebki, w której nie znalazłam ani centa. Cicho westchnęłam pod nosem, próbując rozwiązać to jak najlepiej.
– Nie mam przy sobie drobnych, ale kupię panu jedzenie. – Powiedziałam, a następnie z powrotem ruszyłam w stronę Mcdonalda. – Czy ma pan ochotę na coś konkretnego?
Wyraźnie zawstydzony uśmiechnął się nieśmiało, kręcąc przy tym głową.
– Nie, wystarczy kanapka. – Ruszył tuż za mną, ale nie powiedział już ani słowa więcej.
Teraz nie zimno, a zapach smażonych frytek uderzył prosto w nasze nozdrza. Ciepło w lokalu momentalnie ogrzało moje zmarznięte i nagie ramiona i z pewnością biedaka, który wszedł tu ze mną. W mgnieniu oka poczułam na sobie liczne spojrzenia, ale jak na mnie przystało zignorowałam to, prosząc pana by usiadł przy stoliku, przy którym wcześniej siedzieliśmy. Wciąż znajdowało się na nim ogrom jedzenia, przez co mężczyźnie zaświeciły się oczy.
Wyraźnie chciał o coś zapytać, ale zamiast tego rozglądał się po stole, lustrując zamówienie, którego nie dokończyłam wraz z Harrym. Skrzywił się z lekka, gdy nadepnął na burgera, który wypadł wcześniej Scarlett z dłoni. Nie wyglądał na obrzydzonego, a jak na kogoś, kto miałby się za chwilę rozpłakać. Z drobnym zawahaniem schylił się po niego, a następnie podniósł, odkładając go na tackę.
Mimo tego, że był głodny a przy stoliku nikogo nie było, nie tknął nawet jednego frytka, przez co ponownie moje serce wyciskały potężne dłonie.
Na panelu wstukałam zamówienie, a następnie zapłaciłam. Wraz z drukującym się paragonem, mój telefon zgasł i już wiedziałam, że mam przechlapane. Z suchym sercem jak wiór i masą podejrzliwości co do Harrego podeszłam do stolika podając panu paragon z uśmiechem.
– To pana zamówienie. Ktoś do pana przyjdzie i przyniesie zamówienie.
– Bardzo dziękuję. – Odchrząknął, zerkając na stół. – Nie chciałbym wyjść na nachalnego, a przede wszystkim nie chciałbym pani przestraszyć, ale bardzo często tutaj jestem i widziałem jak pani z kimś tu siedzi. – Podrapał się niezręcznie po głowie, przeczesując poczochrane włosy, które sięgały mu za ucho.
Teraz na myśl przychodził każdy podcast przesłuchany do robienia makijażu, czy też obejrzane horrory o psychopatach, ale przecież nie zaczepiłby mnie tak po prostu w miejscu publicznym, prawda?
Czy ja właśnie zrezygnowałam z pomocy przyjaciółce, na poczet kupienia jedzenia psychopacie?
– Widziałem po prostu jak pani to wszystko zamawia, a później zostawia i.. chciałem zapytać, czy mogę to wziąć na później?
Rozchyliłam w zaskoczeniu usta, próbując nie uderzyć się w czoło. Paranoja była czymś, czego musiałam się wyzbyć i to właśnie tym zaraziła mnie własna matka.
– Oczywiście. – Uśmiechnęłam się ponownie. – Ale zimne frytki nie są tak samo smaczne, jak ciepłe.
Teraz ktoś powinien uderzyć mnie w tył głowy, aby wybić mi to o czym pomyślałam. Chwilowe zwątpienie, zastąpiło współczucie, względem mężczyzny, który miał najwidoczniej pecha w życiu.
– Muszę lecieć, ale mam nadzieje że będzie panu wszystko smakować.
– Na pewno będzie. – Po raz pierwszy uniósł głowę i uśmiechnął się w moją stronę. Zaszklone niebieskie tęczówki, pokryte smutkiem, zupełnie jak uśmiech.
– Powodzenia i smacznego.
Wyszłam z lokalu spotykając się ponwonie z chłodem i świadomością, że czeka mnie butowanie na przystanek autobusowy. Nie było szans abym podarowała Harremu, ale największą przeszkodą w tym wszystkim nie było to, że nie wiedziałam gdzie jest i będę musiała ich szukać – był to czas, który mnie gonił i podrzucał kłody pod nogi. Zza pleców dotarł do mnie ten sam głos, który słyszałam chwilę temu.
– Proszę pani! Zapomniała pani kurtki! – Mężczyzna biegł w moją stronę z niebieskim okryciem z logiem rekina.
Serce które zostało wyciśnięte na każdy możliwy sposób, właśnie się rozkruszało. Miałam wrażenie że chłopaki z Howling Bulldogs wszystko słyszą. Ponownie stanęłam między młotem a kowadłem. Mogłam przyjąć kurtkę, tym samym pokazując kim jestem, albo oddać mu i skazać go na oczywisty los.
Kolejna kłoda pod nogami.
– Bardzo dziękuję, ale jeśli jest panu zimno, może pan ją śmiało wziąć. Tyle, że nie radzę zakładać jej przy gościach, którzy są najgłośniejsi w lokalu, mogą ugryźć.
Mężczyzna spojrzał wpierw na mnie, następnie na kurtkę, a później na lokal za nim.
– I do tego na pewno mają pchły. – Po raz pierwszy uśmiechnął się, jakby otrzymał znak z nieba, bądź nagrodę o której marzył.
A ja z dumą mogłam powiedzieć, że nie nadziałam się na tą cholerną belkę.
– To na pewno.
– Ale ja szczęście jestem rekinem. – Facet bez zawahania narzucił na siebie kurtkę, a następnie dziękując mi, wrócił z powrotem do lokalu.
Słyszałam szczęk zębów, gdy dolny rząd uderzał o górny. Było mi cholernie zimno, ale nawet przez myśl nie przeszło mi, że niepotrzebnie oddałam kurtkę bezdomnemu mężczyźnie. Nawet fantazja o uduszeniu Harrego nie zdołała mnie rozgrzać. Próbując odciągnąć świadomość, że za chwile zamarznę nuciłam w głowie piosenkę, gdyż przez rozładowany telefon nie było możliwym słuchać muzyki.
Wiatr poruszał drzewami, rozdmuchując moje włosy. Brązowe kosmyki z blond pasemkami fruwały dookoła mojej głowy, momentami zasłaniając mi widoczność. Do przystanku zostało mi zaledwie trzysta metrów, ale nawet to okazało się być zbyt długą trasą. Czarny samochód podjechał pod krawężnik znajdujący się kilka kroków przede mną. Pierwszym odruchem było cofnięcie się, ale zamiast tego zwolniłam. Obserwowałam jak szyba w ciemnym samochodzie powoli schodzi w dół, a moim oczom ukazała się głowa Ace.
– Gdzie tak drepczesz Hazel?! – Krzyknął w moją stronę, z tym swoim charakterystycznym uśmiechem. – Myślałem, że jesteś na imprezie Willa.
Niemal moją twarz wykrzywił grymas odrazy gdy przypomniałam sobie co zrobił, a głównie zdjęcie, które trafiło do całej szkoły. Nie przepadałam za nim, ale era dobrego serca właśnie się skończyła, teraz musiałam zagrać na swoją korzyść.
– Cóż, Harry lubi porywać Scarlett, więc...
– Więc ich szukasz? – Dokończył.
Jego ciemne włosy również rozwiewał wiatr, ale on w przeciwieństwie do mnie nie wyglądał jak zmarznięty szczur.
– Zgadza się.
– A co jeśli powiem, że wiem gdzie oni są?
Próbowałam nie okazywać zaciekawienia, ale było za późno. Cwaniacki błysk w jego oku wiedział, że mnie ma.
– Wsiadaj. – Skinął w stronę auta, na które niepewnie spojrzałam.
– Jutro mam trening, więc muszę wrócić przed trzecią... – Postanowiłam, że w ten sposób spróbuję się zabezpieczyć.
Chciałam wierzyć w to, że wszystko co powiedziałam zdołało do niego dotrzeć. Ponownie się uśmiechnął, a tylne drzwi zostały przez kogoś otwarte.
– Obiecuję, że wrócisz. – Zapewniał, ale ja mimo to nie zdołałam powierzyć mu mojego zaufania w jego brudne ręce. – Gwarantuje ci, że autobusem będziesz się tłukła dłużej, poza tym nie wiesz gdzie są.
– Możesz mi powiedzieć.
– Wsiadaj Hazel, albo będziesz szukać ich sama.
Zrobiłam kilka kroków w przód, sprawiając tym samym, że znacznie wyraźniej widziałam jego twarz.
– Nie robisz niczego za darmo.
– Zgadza się.
– Więc.. jaka jest cena? – Uniosłam brew, na co kącik jego ust uniósł się ku górze.
– Że po prostu wsiądziesz do środka Hazel.
Gdyby nie Scarlett i jej stan, nigdy nie zgodziłabym się na siedzenie w jednym samochodzie z Acem, ale wiedziałam, że nie powie mi nawet gdyby go o to poprosiła.
Odetchnąwszy głęboko zajrzałam do środka, orientując się, że nie jest tam sam.
Tu próbuję dawać wiecej kąsków;
Twitter (X) : glosnosza
Insta: glosnosza
tiktok: glosnosza
BUZIOLE
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top