Pick ups, czyli katastrofalnie złe (a jednak działające) teksty na podryw
Od wrześnie 1996 uczniowie Hogwartu zyskali całkiem nowe i dość ciekawe zajęcie. Zapoczątkowane ono zostało dokładnie pierwszego września o godzinie 18.12 w trakcie trwania Uczty Powitalnej w Wielkiej Sali przez Draco Malfoya. Owy blondyn odwrócił się przy ślizgońskim stole i jakby od niechcenia rzucił w kierunku sławnego Harry'ego Pottera:
– Hej Potter! Miałbyś coś przeciwko, jeśli wśliznąłbym się dzisiaj do twojego dormitorium? – Ślizgon poruszył sugestywnie brwiami.
I to zdanie zapoczątkowało prawdziwą lawinę zdarzeń. Kilku uczniów siedzących najbliżej sapnęło z zaskoczenia, ktoś jęknął zdegustowany, a jedna dziewczyna nawet pisnęła. Nikt jednak nie spodziewał się odpowiedzi Harry'ego, która przyszła wręcz błyskawicznie (nawet wyprzedzając przeróżne niezbyt przychylne epitety, którymi Ron uraczył później Malfoya).
– Cóż Malfoy – powiedział brunet odwracając się w kierunku Draco. – Mogę cię zapewnić, że gryfoni charakteryzują się nie tylko wielką odwagą – dodał kładąc nacisk na ostatni wyraz i taksująco przejeżdżając spojrzeniem po sylwetce Malfoya.
Wyzwanie zostało przyjęte, a lawina plotek ruszyła.
– Malfoy! – Rozległ się krzyk na korytarzu zaledwie następnego dnia po wydarzeniach w Wielkiej Sali. – Nie potrzebuję Aquamenti, żeby sprawić, że będziesz mokry - rzucił Harry przechodząc koło Draco.
– Staczasz się Potter, staczasz się. – Zacmokał blondyn, kręcąc głową z dezaprobatą. Jednak w jego oczach błysnęła nutka rozbawienia i determinacji.
Lekcja eliksirów z profesorem Slughornem przebywała, w niesamowitym wręcz, porządku. Draco Malfoy siedząc jedną ławkę za Złotym Chłopcem szepnął cicho:
– Potter jedna noc ze mną i będą nazywać cię Jęczącą Martą.
Harry upuścił trzymany w ręce nóż, a oczy traszki, które właśnie kroił potoczyły się po stole.
– Mam na imię Harry – warknął brunet starając się, żeby jego głos nie drżał. – Lepiej zapamiętaj to imię, bo będziesz je wykrzykiwał po nocach, Malfoy – odburknął jeszcze i powrócił to krojenia ingrediencji.
– Potter! - krzyknął Draco, kiedy pewnej środy mijali się na korytarzu. – Nie musiałbym rzucać Accio, żebyś doszedł dla mnie. – Ślizgon uśmiechnął się sugestywnie.
Harry przystanął w pół kroku i nawet nie odwracając się powiedział:
– Mam nadzieję, że mój bazyliszek nadal jest mile widziany w twojej Komnacie Tajemnic, Malfoy. – I odszedł jak gdyby nigdy nic. No dobrze uśmiechnął się od ucha do ucha i w duchu dodał sobie jeden punkt w tej ich dziwnej rozgrywce.
Draco natomiast nadal stał w miejscu nie wiedząc, co ma ze sobą zrobił. Uśmiechnął się lewym kącikiem ust i obserwował odchodzącego Harry'ego, aż do momentu, kiedy brunet zniknął z zasięgu jego wzroku.
Harry przemierzał właśnie korytarz na trzecim piętrze, kiedy zauważył Malfoya. A jebać to pomyślał Harry wierzmy w gryfońskie szczęście. I głupotę dodał sarkastyczny głosik w jego głowie. Potter przystanął i narzucił na siebie Pelerynę Niewidkę, którą od jakiegoś czasu stale przy sobie nosił. Zbliżył się powoli i jak najciszej potrafił do ślizgona, po czym złapał go gwałtownie za rękę i pociągnął do znajdującej się niedaleko, przykrytej kotarą, wnęki w ścianie. Draco szarpał się gwałtownie. Brunet ściągnął z siebie pelerynę, jednocześnie przypierając ślizgona do ściany. Zmniejszył odległość między nimi, tak że stała się ona minimalna.
– Masz w kieszenie różdżkę Malfoy czy aż tak cieszysz się na mój widok? – spytał Harry z rozbrajającym uśmiechem. Umyślnie i bardzo sugestywnie przesunął swoimi biodrami po biodrach Draco.
Źrenice ślizgona rozszerzyły się niekontrolowanie, jednak wyraz jego twarzy nie zmienił się ani o jotę. Jednak w następnej sekundzie Draco uśmiechnął się szelmowsko, a jego ręce powędrowały na biodra gryfona, przyciągając je jeszcze bliżej.
– Cóż może nie mam na imię Luna ale wiem jak kochać się dobrze* – mruknął blisko ucha Potter.
Harry uśmiechnął się iście ślizgońsko i ponownie otarł się o blondyna.Tym razem nie było to jednak tak niewinne jak wcześniej. Zbliżył swoją twarz bliżej oblicza Draco i szepnął:
– Mam nadzieję, że chciałbyś być moim horkruksem, ponieważ, kurwa, zabiłbym, żeby mieć kawałek siebie w tobie.
Pocałunki, które nastąpiły później były niezwykle mocne, żarliwe i wręcz brutalne. Ręce wędrujące po ciałach – niespokojne, niezaspokojone i pełne pożądania. A jęki wydobywające się z ust obu nastolatków – głośne i niepowstrzymywane.
Następnego dnia uczniowie całej szkoły zostali zszokowanie jak jeszcze nigdy. No może ich poziom szoku bliski był temu jaki panował w momencie, w którym Lily Evans i James Potter stali się parą, ale to nie o tym. Śniadanie trwało właśnie w najlepsze, kiedy do sali weszli Draco i Harry. Ramię w ramię. Trzymając się za ręce. Nie rzucając jeden w stronę drugiego obelg albo powszechnych w ostatnim czasie sugestywnych komentarzy. Na początku szok spowodował ciszę, jednak po chwili zastąpiona ona została przez powszechne poruszenie. W Sali stało się niezwykle gwarno, uczniowie przekrzykiwali się, śmiali i pokazywali na chłopców palcami.
Harry uśmiechnął się szelmowsko, a Draco odpowiedział mu uniesieniem lewego kącika ust. Obaj skierowali się do stołów swoich domów. W momencie, kiedy Harry usiadł do stołu Gryffindoru, a Draco zajął miejsce przy stole węży, gwar wydawał się jeszcze wzrosnąć.
Przy każdym stole magiczne monety zdawały się krążyć niezliczoną ilość razy, ponieważ jak się okazało, na początku roku szkolnego powstało wiele zakładów spekulujących o domniemanym związku Harry'ego i Draco.
Nikogo nie zdziwił fakt, że siedząca przy stole prezydialnym McGonnagal przesunęła po stole, z cichym prychnięciem, dwa galeony. Wylądowały one przy talerzu Dumbledore'a, który uśmiechał się promiennie, a w jego oczach tańczyły niezwykle wesołe ogniki. Kilka krzeseł dalej Severus Snape prychnął zirytowany całym tym niepotrzebnym zamieszaniem.
*nazwisko Luny to jak wiecie Lovegood, co w wolnym tłumaczeniu, znaczyć może właśnie ,,kochać dobrze" (prawdopodobnie jest to niepoprawne językowo ale musicie mi to wybaczyć).
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top