Piłeczka

  W środku nocy Sam nagle się budzi. Otwiera oczy, przeciąga dłonią po spoconym czole, zapala lampę. Cholera, przydarzyło mu się tyle paskudnych rzeczy, halucynacje, jazdy na demonicznej krwi, Lucyfer, opętanie za opętaniem, ale kiedy śni mu się mężczyzna w szarym płaszczu- to prawdziwy koszmar.

Mężczyzna wyglądał zwyczajnie. Normalnie. Był ubrany w popielaty garnitur, białą koszulę, czerwony krawat i szary płaszcz. Miał spokojną, pospolitą twarz i ciemne włosy.
Siedział na ławce przy niewielkim placu zabaw obok motelu i spokojnie przyglądał się Sammy'emu siedzącemu nieopodal.
Zwyczajności wyglądu mężczyzny przeczyła głowa klauna leżąca mu na kolanach.
Miała rozczochrane włosy, usta umalowane krwistą szminką i okrągłą, czerwoną piłeczkę na czubku nosa, bladą skórę pobrudzoną i pomazaną rdzawymi smużkami. Podmalowane oczy wpatrywały się w kilkuletniego chłopca siedzącego na ławce naprzeciwko, a zafascynowany Sammy wpatrywał się w głowę klauna.
" Gdzie reszta lalki...?" myślał.
Była sobota przed południem. Tata został w motelu bo spał, a on i Dean zostawili mu kartkę i wyszli niedaleko, na mały plac zabaw dla dzieci, który był w pobliżu.
Dla dziesięcioletniego Deana nie był żadną atrakcją- tak przynajmniej twierdził starszy brat- ale dla małego Sammy'ego zjeżdzalnia i huśtawka były czymś super i ekstra.
Zwłaszcza, że Dean obiecał rozhuśtać go wyyysoooko!
Ale starszy brat przyprowadził go tutaj, a potem powiedział, że musi gdzieś skoczyć na kilka minut, Sammy ma siedzieć na miejscu, nigdzie się nie ruszać, nie rozmawiać z obcymi, nie przyjmować od nikogo cukierków ani niczego innego, a gdyby coś się działo, ma w kieszeni numery telefonów... zresztą, Sammy wie, co i jak.
Sam wiedział, więc spokojnie siedział na ławce i lizał lizaka o smaku truskawkowym, patrząc na głowę klauna trzymaną na kolanach mężczyzny w szarym płaszczu.
Oczy klauna spojrzały prosto na niego i szybko zamrugały. Umalowane usta ściągnęły się w śmieszny ryjek, a potem głowa klauna pokazała mu język.
Sam zachichotał i też wystawił przed siebie język- normalka, zaczepka za zaczepkę , nie?
Mężczyzna w szarym płaszczu zerknął na niego uważniej, więc schował język i zaczął z powrotem cmoktać lizak- przesadnie głośno. Ale nie odrywał wzroku od głowy klauna, która właśnie zrobiła zeza. Najpierw zbieżnego, potem rozbieżnego. A potem jeszcze raz. Sammy nie wytrzymał, i spróbował tak samo.
Mężczyzna w szarym płaszczu rozpiął koszulę pod szyją i rozluźnił czerwony krawat, a później zdjął go i rzucił niedbale w trawę obok ławki.
"Przecież nie wolno śmiecić" odruchowo pomyślał Sam, ale zastygł z otwartymi ustami, kiedy mężczyzna nagle złapał się jedną ręką za podbródek, drugą za kark i zaczął skręcać i wyginać sobie głowę, wytrzeszczając nabiegłe krwią oczy, charcząc i trzaskając pękającymi kręgami kręgoslupa.
Jego dłonie zaciskały się coraz mocniej i szybciej. Sammmy zobaczył pękającą skórę, strumyki czerwieni barwiące biel koszuli i szarość ubrania i lizak o smaku truskawkowym wypadł mu ze zdrętwiałych palców.
Mężczyzna szarpnął ramionami ku górze, rozległ się głośny trzask, chlupot, mlaśnięcie, trysnęła krew i strzępy tkanek- tuż przed butami chłopca. Sam wrzasnął, ale jak zahipnotyzowany wpatrywal się w rozgrywający na jego oczach krwawy spektakl.
Mężczyzna, a raczej jego tułów, niezgrabnie odłożył dawną głowę na ławkę, wziął z kolan głowę klauna i położył ją sobie na miejscu poprzedniej.
I na oczach przerażonego Sama dokonała się metamorfoza.
Nie stał przed nim mężczyzna w szarym płaszczu. Teraz stał przed nim Klaun, prawdziwy i żywy. Uśmiechnięty.
Był wysoki, ubrany w zbyt duże połatane, granatowe spodnie ogrodniczki, bufiastą koszulę w kwiaty i czerwone, wielkie buciory. Włosy jaskrawo lśniły czerwienią i zielenią, a okrągły nos i wielkie usta były bardzo czewone.
Klaun klasnął ogromnymi dłońmi ubranymi w białe rękawiczki, z kieszeni ogrodniczek wyjął trzy czerwone piłeczki i zaczął nimi żonglować.
- Chłopczyku! - zawołał- Jak widzę, jesteś moją najwierniejszą publicznością. Dlatego mam dla ciebie nie tylko występ, mam dla ciebie prezent! No, powiedz chłopczyku, co chciałbyś dostać?
Klaun mrugnął do Sama z szerokim uśmiechem, a teraz kiedy jego głowa zyskała ciało, uśmiech nie był już uśmiechem lalki.
Chłopiec zamarł jak królik złapany w światła nadjeżdzającego auta.
-Mów!- nalegał Klaun.- Chcesz balonowego zwierzaczka, może pieska?
-Nowego lizaka? A może lepiej taki furkoczący wiatraczek, co?
Sam nie odpowiedzial, wpatrzony w czerwone piłeczki.
- Już wiem!- Klaun schował piłeczki do kieszeni.
- Taki duży chłopiec potrzebuje piłki! Chcesz nową piłeczkę, prawda, mały?
To mówiąc klaun wziął do ręki głowę, która jeszcze niedawno była głową mężczyzny w szarym płaszczu i zaczął podrzucać ją do góry. Ciemne włosy lekko zafalowały, a w powietrzu rozproszyły się gęste krople krwi i zrosiły ziemię i Klauna niczym czerwone conffetti.
- Rusz się, mały!- wrzasnął potwór- bo to był potwór, teraz Sam to wiedział, choć wciąż nie chciał wierzyć- przecież klauny nie mogły być potworami.
- Baw się! Łap, ŁAP !!!- i rzucił w stronę Sama, na jego ławkę, okrwawioną głowę.
Chłopiec wrzasnął, zerwał się i zaczął uciekać, nie oglądając się za siebie. Biegł, mając wrażenie, że słyszy za sobą szyderczy śmiech i tupot wielkich buciorów.
Wybiegł za róg motelu i nieomal wpadł na brata, stojącego przed automatami z piłeczkami. Rzucił się na niego i nieomal przewrócił na ziemię.
- Sammy- krzyknął Dean, momentalnie pełen poczucia winy, że zostawił brata samego. Na chwilę.
-Co się stało? Ktoś ci coś zrobił? Kto? Skopię mu tyłek!
- Klllaa...Klaun- wykrztusił Sammy- Miał głowę i mnie gonił. Tam!
- To chyba dobrze, że miał głowę - burknął uspokojony Dean. Z Samem przyklejonym do nóg wyjrzał za róg motelu by rozejrzeć się po pustym placu zabaw.
Mały musiał przestraszyć się klauna z McDonalda przy stacji benzynowej. Nic dziwnego, ten wyszczerzony uśmiech, jak rany! Trzeba go jakoś pocieszyć.
- Chcesz piłeczkę, Sammy?- spytał z powrotem odwracając się w kierunku automatów pod ścianą. - Te czerwone odbijają jak diabli.
Oczywiście, nie znaleźli Klauna. Ani głowy , ani kropli krwi. Byli jeszcze dzieciakami, więc przegapili porzucony w trawie, czerwony krawat...

W czasie, kiedy Dean i Sam przeszukiwali plac zabaw, w głębokich i mrocznych komnatach Piekła zmaterializował się Klaun i lekko skłonił przed swoim zwierzchnikiem.
-No, i jak tam?- spytał Azazel- Co słychać u moich dzieci? Zdały test?
- Max wpadł w histerię. Kiedy urwałem sobie głowę, posikał się.
- A ten młodszy Winchester- Azazel zawiesił na Klaunie przenikliwe spojrzenie żóltych oczu.
-Hmm...wytrzymał całkiem długo, ale on jest jakiś taki...hmm...zbyt miły. Ten starszy Winchester robi wrażenie. Szkoda go dla naczynie dla Michała... Byłby lepszy dla naszego Pana...- Klaun westchnął.
-Spokojnie, będzie dobrze- Azazel uśmiechnął się protekcjonalnie.
- Sammy jest moim faworytem, to moja krew, mój chłopak! Jeszcze trochę popracuję nad nim i Lucyfer będzie z nas dumny...!

Przebudzony z koszmaru Sam zapala lampę przy łóżku. Gdyby palił, z chęcią zapaliłby papierosa. Gdyby pił- ale to zostawia bratu.
Po latach, niechętnie wraca wspomnieniami do Klauna. Nigdy więcej nie spotkał podobnego potwora, a Dean nie skojarzył jego fobiii z tamtym wydarzeniem z dzieciństwa. Może i dobrze. Jeśli Klaun kiedyś przed nim stanie, Sam zabije go, ale prawdę powiedziawszy, nie ma wielkiej ochoty na to spotkanie.
A i za kauczukowymi piłeczkami jakoś też nie przepada.
----------------------------------------------------------------------------------------

Impala 1533- Maire.  

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top

Tags: