12. Będziesz jeszcze za nią tęsknić.
Nocy z czwartku na piątek, w bunkrze nie przespał nikt. Co rusz na korytarzu słychać było kroki, tych, którzy z nerwów, smutku i innych napęczniałych emocji, spacerowali z pokoju do kuchni, z kuchni do łazienki albo do innego pokoju zupełnie bez celu. Elena również nie zmrużyła oka. Przez niemal całą noc leżała zwrócona do ściany, wylewając łzy smutku i umierając samotnie z tęsknoty za domem. Nie chciała już tu siedzieć. Na prawdę, miała już serdecznie dosyć tego miejsca i była gotowa zebrać wszystkie swoje rzeczy, po czym wyjść, nawet w nocy, byleby być jak najdalej bunkra i wszystkich, którzy tam przebywali.
Jak czuje się człowiek, który przeżywa tyle emocji na raz? Zapewnie fatalnie. Jedynym ukojeniem od tych cierpień bywał jedynie sen, ale i on czasem dobijał zamiast pomagać. Sny o słonecznej Szczyrbie i Elena biegająca po polu w białej zwiewnej sukience pośród kwiatów, a potem pobudka w ciemnym, zimnym, śmierdzącym pokoju, dołowały jeszcze bardziej:
- Spacerowicze zasrani - powarczał cicho Borys, przekładając niewygodną poduszkę na drugą stronę.
Dla niego ta sytuacja też nie była najlepszą. Wiedział, że niebawem będzie posądzany o śmierć, że będzie oskarżany, i słusznie, jednak wypierał te myśli ze swojej głowy, tłumacząc, że przecież często bił i w ogóle nie czuł sumienia. Dlaczego więc miał je czuć względem tego, co zrobił Buremu? Dlaczego miałby się przejmować oskarżeniami? To, że obaj byli kolegami w świecie gangsterów i przekrętów, którymi zajmowali się na codzień, nie miało żadnego znaczenia. Jeśli była potrzeba, zabijali. Nie ważne kogo i w jaki sposób:
- Wypadałoby coś powiedzieć... - napomniała Julka stojąc nad wykopanym dołem, przy którym stała metalowa trumna.
Wokół panował półmrok. Słońce powoli wschodziło do góry, budząc ptaki, a chłód otulał każdego, kto stał drżąc i tępo patrzył na średnio zaspawaną trumnę. Elena również tam była.
Zniesmaczona całym rytuałem oraz tym jak został on przygotowany, wpatrywała się z obrzydzeniem i złością w Borysa, stojącego gdzieś dalej, jakby zupełnie nie interesującego się tym, co się za chwilę stanie. Miała za sobą nieprzespaną noc pełną łez. Póki co, zwyczajnie nie dotarło do niej, że Bury nie żyje i już go więcej nie zobaczy. Smutek przeszedł jakby w stan spoczynku, a ponownie zaatakować miał dopiero później:
- Żegnamy dzisiaj naszego kolegę, przyjaciela i brata, który odszedł w tragiczny sposób. Wszyscy wiemy jak to się odbywało i wszyscy wiemy, że nikt nie mógł tego powstrzymać. Nie ma leku na ten ból, na to cierpienie i na to, co przeżywał - zaczęła Magda - Erwin był dobrym człowiekiem...
- Nikt stąd nie jest dobrym człowiekiem... - Elena wtrąciła się w zdanie bez jakichkolwiek emocji na twarzy i odeszła w głąb lasu, kierując się do samej bazy.
Nie chodziło o to, że Bury, nawet nie chodziło o to, że ten pogrzeb wyglądał jak wyglądał, ale o to, że Borys miał to kompletnie w dupie. Zabił człowieka, który był w stanie ogrzać jej serce, a potem się tego wypierał. Nie słownie, ale zachowaniem. Odszedł na bok, jakby mieli zakopywać psa, a przecież się przyjaźnili i chociaż w chwili ostatniego pożegnania mógł okazać jakiekolwiek uczucia. To nie świadczyło o nim dobrze. Elenę natomiast mocno rozzłościło:
- Gdzie ty idziesz? - zapytał przedzierając się przez mokre gałęzie owite rosą, zaraz za nią.
- A dokąd mogę iść?
- O co ci chodzi? Kumam, że nie żyje, pogrzeb, wczoraj trochę tobą wstrząsnęło, ale bez przesady. Nie wyżywaj się nade mną.
- Nie Borys, wczoraj mną nie wstrząsnęło. Wiesz kiedy mną wstrząsnęło? - obróciła się w jego stronę. - Wtedy, kiedy dowiedziałam się co zrobiłeś i dziś, kiedy odszedłeś na bok, nie interesując się tym wszystkim. To jest złe, a ja nie pasuje do tego miejsca. Ja nie pasuje do ciebie, nie mogłabym być z tobą i nie wiem jakim cudem przyszło ci do głowy to, że kiedykolwiek mogłabym być. Nie mogłabym się zakochać w kimś takim, jak ty - oznajmiła wbijajac słowny nóż w brzuch Borysa i odwróciła się na prędce uciekając w głąb puszczy.
Ten nawet nie drgnął i sam nie mógł zdecydować czy to, co usłyszał bardziej go zraniło czy może zdenerwowało. Słowa dziewczyny były dosyć mocne i szczere, ale to było chyba jedyne wyjście, by coś do niego dotarło.
Po chwili bezradnego stania w miejscu, ruszył pędem za Eleną:
- Zaczekaj chwilę! Nie mam piętnastu lat, nie nadążę za tobą! - krzyczał przedzierając się przez gałęzie.
- Nie uciekam przed tobą. - Zatrzymała się.
Borys westchnął:
- Wiem, że zachowuje się chujowo, ale inaczej nie umiem. Nie rozumiesz naszego życia. U nas takie działania są normalne.
- Wiem, i właśnie dlatego powiedziałam, że nie chcę być z kimś takim, jak ty.
- No dobra, ale dlaczego nie chcesz dać mi nawet szansy? - wzruszył ramionami bezsilnie.
- Chcę wrócić do domu i być jak najdalej tego miejsca. Chce zapomnieć o Warszawie, o Burym, o chorobie popromiennej, a skoro chcę zapomnieć, to jaki sens miałoby wiązanie się z tobą? Jesteś jedyną osobą, która najbardziej kojarzy mi się z tym miejscem. - Rzuciła.
Borys pokręcił głową, podrapał się po długiej brodzie i odparł:
- Więc idź się spakować...
- ...Mówisz serio? - zapytała.
- Idź już.
Ta pobiegła więc pędem do bazy i jak najszybciej pakowała wszystkie rzeczy do tej samej walizki, którą przytargała jadąc w to miejsce. Była przeszczęśliwa, że w końcu wróci do domu, pozwalając sobie tym samym całkowicie zapomnieć o wszystkim, co wydarzyło się w bazie. Już następnego dnia obudzi się we własnym łóżku, wyjdzie na własne podwórko w spokojnej wsi, zje porzeczki z własnego krzaka, który rośnie we własnym ogrodzie. Nie mogła się tego doczekać i niemal ze łzami w oczach dziękowała Bogu. Wrzuciła do walizki ostatnie drobiazgi i wytoczyła ją na zewnątrz, trafiając na Borysa, który załatwiał już bilety powrotne:
- Jadę po kasę i bilety na pociąg. - Oznajmił wybiegając pędem z bazy, a potem nagle się zatrzymał - Napewno chcesz jechać?
- Napewno... - uśmiechnęła się.
I zniknął, a nim minęło pół minuty, do bazy weszła Magda zaciekawiona wydarzeniem, które miało miejsce na polanie. Podeszła pędem do Eleny i zawiesiła wzrok na walizce:
- A ty co? Wracasz do domu? - zapytała.
- Tak. Borys pojechał po kasę i bilety na pociąg.
- Już? Myślałam, że jeszcze zostaniesz...
Magda nie bardzo podzielała entuzjazm Eleny. Była przygnębiona nie tylko przez pseudo pogrzeb, ale i sam fakt, że jej najlepsza koleżanka zniknie niebawem i już nie pojawi się w bazie. Nie przyjdzie na śniadanie, obiad i kolację, nie połazi z nią po korytarzu i nie podzieli się ploteczkami ze swojego życia miłosnego, bo z dniem jej wyjazdu, to życie miłosne przestanie istnieć.
- Nie mogę tu zostać, przecież wiesz. Muszę wrócić do mamy, do swoich obowiązków, a jeszcze trochę tu i zapomnę Słowackiego - zażartowała. - Wrócę do życia, znajdę robotę w szpitalu albo nawet w domu spokojnej starości i... I będę żyć jak dawniej.
- A co z nami?
- Wymienimy się numerami, tylko ja dam ci domowy i będziemy do siebie dzwonić. Jeśli Borys cię wypuści, to wpadaj. Moje drzwi zawsze są dla ciebie otwarte. - uśmiechnęła się.
- Jeśli Borys się zgodzi, to wrócisz tu? Chociaż na jakiś czas...
- Wątpie, że się zgodzi, ale nawet jeśli to nie wiem. Na chwilę obecną nie myślę o powrotach, o tym co będzie jeśli Borys się zgodzi. Teraz myślę tylko o tym, żeby wsiąść do pociągu i wysiąść w Szczyrbie.
- Będziemy za tobą w chuj tęsknić... - powiedziała obwieszając się na szyi Eleny.
- Nie wszyscy. Już widzę radość Julki, kiedy dowiaduje się, że pinda od Borysa wraca do domu.
Obie głosno się zaśmiały:
- Tylko ona będzie się cieszyć, ale reszta będzie tęsknić.
- Ciekawe kogo weźmiecie na moje miejsce.
- Nie wiem, ale oby nie Rosjanina. Po ostatnim mam już dosyć chlania - i znów obie zarechotały.
Po piętnastu minutach gadania przy ścianie, obie poszły do kuchni, by napić się wspólnie ostatniej herbaty. Nim Borys wrócił, minęła godzina. Wszedł do kuchni z białą teczką w dłoni i położył ją na starym stole:
- Konto z waszymi pieniędzmi. W dokumentach macie wszystkie potrzebne dane. Idziesz do banku, podajesz numer konta i wybierasz pieniądze w PLN-ach. Więcej wam wyjdzie, jeśli wymienicie w kantorze, a to bilety na piątą - położył dwa papierowe bilety na stole.
- Dlaczego nie w gotówce?
- W razie kontroli nie chciałabyś mieć tych pieniędzy przy sobie, a po drugie to zbyt ryzykowne żebyś wiozła taką sumke w banknotach.
- A... - zawachała się - Ile? - zapytała niezręcznie.
- Zobaczysz jak pojedziesz do banku. Napewno wam wystarczy.
Borys wrócił do swojego gabinetu i tam, w ciszy przeglądał nawigację. W zasadzie do tamtego momentu nie miał pojęcia gdzie leży Szczyrba. Wydawało mu się, że to jakiaś wioska w głębi Słowacji, ale miło się zdziwił, gdy zobaczył, że leży bliżej niż mu się wydaje. Co prawda prawie pięćset kilometrów to nie tak mało, ale napewno mniej niż, jakby miała mieszkać po drugiej stronie kraju.
- Czy mnie słuchy nie mylą? Wracasz do siebie? - zapytała Julia, wchodząc do kuchni.
- Bo co? Kupiłaś już szampana?
- Wypiję go z Borysem - uśmiechnęła się - Mam zajebiście ogromną nadzieję, że już tu nie wrócisz.
- Ja też mam taką nadzieję, ale nie martw się - Elena mrugnęła okiem - Na moje miejsce może przyjść cycata blondyneczka ze zrobionymi ustami, ogromną dupą i ogromną chęcią na twojego Borysa. Napewno sobie z nią poradzisz.
- Będziesz jeszcze za nią tęsknić - zaśmiała się Magda.
W ten właśnie sposób zakończyła się dziwna i straszna historia bunkra. Mimo, iż Elena lubiła Magdę, nie bardzo chciała specjalnie dla niej przyjeżdżać do miejsca, które napawało ją złymi emocjami i przykrymi wspomnieniami, wywołującymi łzy. Miała nadzieję, że nie będzie musiała już przyjeżdżać do Polski. Nie ważne czy do Warszawy czy Zakopanego albo Szczecina, po prostu miała nadzieję nigdy nie przekroczyć granicy. To doświadczenie wiele ją nauczyło, a przedewszystkim bardzo ją zmieniło, z czego niestety nie zdawała sobie jeszcze sprawy. Dzięki Borysowi, wykiełkowało w niej niezauważenie nasionko, które z dnia na dzień, rosnąc, robiło z niej prawdziwą, pewną siebie i silną kobietę.
To nie zmieniło faktu, że nadal była zagubiona, ale o tym miała się jeszcze przekonać.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top