Poza wtajemniczeniem
Skrzywił się po entym pociągnięciu nosem.
Tam do diaska, ich kawałek globu zaszczyciła piękna pogoda, a on zdołał się rozchorować.
Nic groźnego, oczywiście, jednakże współczynnik zadowolenia ucierpiał.
Naparł barkiem na wrota prowadzące do szarawej restauracyjki. Po czym cofnął się i pociągnął je, jak to się zwykle robi z drzwiami otwieranymi na zewnątrz.
Nie zaszkodziłoby już pamiętać, po tylu latach uczęszczania do przybytku. Do znanego jak własna kieszeń kąta, gdzie przeważnie celebrował izolację. Ewentualnie - niekiedy, doprawdy rzadko - pocieszał się rozmową ze starszą panią prowadzącą ów biznes.
Przeważnie kobiecina nie była w nastroju. Zdarzało się, iż raczyła surowymi komentarzami. Innym razem wytykała swojemu stałemu klientowi, iż nie ma prawa do zwieszania nosa na kwintę, póki jest młody i zdrowy. Niechże się zlituje i przestanie użalać nad sobą.
- Staram się - odpowiadał drzewiej, nie mogąc się pozbyć wrażenia, że perfidnie kłamie.
Staram się. To było wówczas za dużo powiedziane.
xxx
Rozluźnił krawat pod szyją, rozpiął kołnierzyk, przysiadłszy przy swoim stałym stoliku, w rogu.
Zadał sobie pytanie, czy było inaczej. Czy było tak, jak zdążyła przy powitaniu nadmienić właścicielka lokalu - że wyglądał weselej, tak z twarzy.
Miewał wrażenie, iż to wchodzi w rachubę.
A przecież jak zwykle skierował twarz w stronę okna, ażeby zerkać na ludzi, pozbawionych w jego odbiorze cech charakterystycznych, jak na niezbyt ciekawy film.
Tak, jak zwykle, w tłumnie tym niemniej pojawiła się znajoma osoba. W krótkiej chwili Shigeru złamał wszystkie zasady dotyczące ceremoniału samotnego picia herbaty.
Zostawiając swoje rzeczy, gdzie były, wykaraskał się w pośpiechu na ulicę, by na dystansie kilku metrów dogonić spostrzeżonego blondyna.
Kentarou odwrócił się, gdy położono mu dłoń na ramieniu.
- Cześć - odparł, gdy tylko jego oczy skrzyżowały się z orzechem tęczówek Yahaby.
- Cześć - odpowiedział schematycznie rozgrywający, na początek, gładko jednak, z półuśmieszkiem przeszedł do tego, co naprawdę zaprzątało mu głowę. - Masz może wolną chwilę?
- Nie - wyraził się w pośpiechu Kyoutani.
A kiedy zabolało go patrzenie na zawiedzioną facjatę naprzeciw siebie, dodał jeszcze spóźnione "przepraszam, muszę już iść". Potem już się odwrócił.
A/N
Jeszcze się ze sobą kryzysuję i raczej jeszcze będę. Zdołałam jednakowoż przynajmniej napisać rozdział. Czyli... nieźle.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top