Rozdział III
Nelly Furtado - I'm like a bird
Odstawiłam walizkę na bok i rozejrzałam się po mieszkaniu. Była to niewielka kawalerka urządzona w stylu retro. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to wielki regał z książkami babci, który stał pod ścianą pokrytą tapetą imitującą cegłę. W pobliżu znajdowała się duża, szara sofa, która miała mi posłużyć jako łóżko oraz szklany stolik kawowy. Obok regału ustawiono biurko wykonane z tego samego materiału co inne meble. Całość mieszkania pokryto dębowymi panelami i tylko na środku salonu leżał duży, puchaty, jasny dywan. Po mojej prawej rozciągała się kuchnia z drewnianymi blatami oraz wiszącymi, oszklonymi szafkami. Podeszłam bliżej, żeby przyjrzeć się czarnej lodówce oraz piekarnikowi wraz z płytą grzewczą w tym samym kolorze. Nie dostrzegłam nigdzie zmywarki, a jedynie ogromny, biały zlew ze srebrną armaturą. Za moimi plecami ustawiony był okrągły stół, wokoło którego stały cztery krzesła, okute śnieżnobiałym materiałem.
Zabrałam walizkę z przedpokoju i odłożyłam ją obok kanapy, nadal zachwycając się mieszkaniem. Podeszłam bliżej regału. Znajdowało się na nim wiele dzieł wybitnych autorów, takich jak William Szekspir, Fiodor Dostojewski, James Joyce, Marcel Proust, Dante, Virginia Woolf, Charles Dickens, Laurence Sterne oraz wielu innych. Najwidoczniej zainteresowanie czytaniem odziedziczyłam po babci.
Po lewej stronie, na ścianie rozciągała się pokaźnych rozmiarów, szafa z rozsuwanymi drzwiami, na których widniało lustro. Od razu po jej dostrzeżeniu, zabrałam się za wypakowywanie ubrań i układanie ich w nowym meblu. Zajęło mi to chwile, ale starałam się go umilić słuchając ostatniej płyty Red Hot Chili Peppers, która od pewnego czasu królowała w moim rankingu ulubionych krążków.
Kiedy zakończyłam mozolną czynność, stwierdziłam, że mam ochotę na gorącą kąpiel. Zabrałam jakieś luźne ubrania, które służyły jako piżamy i otworzyłam drobne, białe drzwi, które znajdowały się na ścianie naprzeciwko kuchni. Zapaliłam światło, dzięki czemu mogłam lepiej podziwiać to przyjemne pomieszczenie. Pomalowane na śnieżnobiały ściany idealnie komponowały się z czarno – białymi kafelkami. Na środku znajdował się dywan, który był podobny do tego w salonie, a jedyną różnicą był jego kruczoczarny kolor. Również w podobnej barwie utrzymano meble, które kontrastowały z białymi sanitariami. Do kompletu wybrano srebrną armaturę. Co mnie najbardziej zdziwiło to duże okno, które oplatały czarne, wzorzyste zasłony. Nie przyzwyczajona do czegoś takiego, od razu je zasłoniłam, przez co poczułam się bardziej komfortowo. Przed nim natomiast znajdowała się duża wanna z posrebrzanymi nóżkami.
Nie zastanawiając się ani chwili, odkręciłam kurek z ciepłą wodą i udałam się po moją kosmetyczką. Teraz zdecydowanie wolałam kąpiel z bąbelkami, jednak był mały problem. Nie miałam przy sobie płynu, a nie chciało mi się już wychodzić do sklepu.
Po chwili mogłam się relaksować w samotności, zajmując swoje myśli tylko przyjemnymi rzeczami. Przynajmniej do czasu. Po jakiś dziesięciu minutach usłyszałam mój ukochany dzwonek, którego nadal nie zmieniłam, ale obiecałam sobie, że po tym telefonie już na pewno to zrobię. Wytarłam dłonie w ręcznik i sięgnęłam po znajdujący się na parapecie smartfon. Swoją drogą, to okno wcale nie było takim złym pomysłem.
– Cassie, słucham?
– Witaj, siostrzyczko. Nie zgubiłaś się jeszcze w najmodniejszej stolicy Europy? – W słuchawce rozległ się przyjemny głos Diany, przez co na mojej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech.
– Nie jestem jeszcze taką kaleką – zaśmiałam się. – Fakt, jestem troszkę roztrzepana, ale tylko troszkę.
– Na pewno. A jak ci się podoba mieszkanie? – zapytała dosyć obojętnie, z czego wywnioskowałam, iż mogła prowadzić samochód.
– Jest naprawdę ekstra – odpowiedziałam, ukazując swój entuzjazm. – Ciekawi mnie tylko, skąd wzięłaś na to wszystko kasę.
– Nie martw się, znalazłam odpowiednie środki, nikogo nie okradłam.
– Mimo wszystko tak łatwo nie odpuszczę. – Odpowiedziała mi chwilowa cisza. – Znowu dostaniesz mandat za rozmowę przez telefon podczas jazdy.
– Już nie. Wreszcie kupiłam adapter do radia samochodowego. Poza tym, jak coś to pokryjesz to ze swoich oszczędności, nie? – zaśmiała się.
– Oczywiście – przytaknęłam, używając sarkazmu, który bez problemu wyczuła.
– Słuchaj, muszę kończyć. Wpadnę do ciebie za niedługo. Trzymaj się, młoda.
– Na razie – mruknęłam, następnie kończąc połączenie i odkładając telefon na miejsce.
Po całym dniu pełnym wrażeń kompletnie nie miałam na nic siły. Ustawiłam tylko budzik i położyłam się spać.
Specjalnie wstałam rano dosyć wcześnie, żeby nie spóźnić się po raz kolejny. Nie należałam do tych osób, które poświęcały nie wiadomo ile czasu, aby wyglądać perfekcyjnie. Zdecydowanie wolałam dłużej poleżeć w łóżku niż stać godzinę przed lustrem. Mój wygląd odbiegał od ideału, lecz w niczym mi to nie przeszkadzało. Nawet zdążyłam się już przyzwyczaić do licznych piegów na twarzy, włosów, które rano były wywinięte we wszystkie strony, przez co często decydowałam się na użycie prostownicy.
Spakowawszy najpotrzebniejsze rzeczy, wyszłam, aby zakupić jakieś śniadanie. Nie znałam jeszcze zbytnio miasta, więc udałam się do pierwszego lepszego sklepu spożywczego, gdzie zakupiłam jogurt truskawkowy, który zjadłam w drodze. Na szczęście na czas znalazłam stację metra, z której udałam się na miejsce znajdujące się jakieś pół mili od mojej uczelni. Wciąż nie mogłam się przyzwyczaić, że tutaj używają innych jednostek. Co gorsze, mieli inne gniazdka, przez co zmuszona byłam do zakupu przejściówki, która w sumie nie była nie wiadomo jak droga, ale na pewno nieporęczna.
Będąc już w Spéos, udałam się prosto do sali, w której miały się odbywać pierwsze zajęcia. Z uśmiechem na ustach przyjęłam fakt, iż byłam przed wykładowcą. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, dostrzegając lustrującego mnie wzrokiem Jake'a. Nie zwracając na niego uwagi, zajęłam pierwsze miejsce z brzegu obok drobnej, rudowłosej dziewczyny o pełnych, rubinowych ustach, które z daleka rzucały się w oczy.
– Cześć – przywitałam się niemrawo, praktycznie nie zwracając na siebie uwagi. – Jestem Cassie, a ty?
Dziewczyna podniosła wzrok znad zeszytu, w którym coś pisała i uśmiechnęła się do mnie. Wątpiłam w szczerość tego gestu. Mimo to zobaczyłam przyjemny blask w jej orzechowych oczach, przez co nie wykluczałam, iż mogłybyśmy się zaprzyjaźnić.
– Frances Hepburn, miło mi. Widzę, że nie tylko ja nie jestem z Francji.
– No nie. Pochodzę z Cardiff, a ty? – zapytałam, starając się być miła.
– Z Nowego Jorku. Pierwszy raz spotykam kogoś z Walii – stwierdziła, mimowolnie się uśmiechając.
Zszokowała mnie nieco. Przemierzyła sporo mil, żeby móc tutaj studiować, podczas gdy w Stanach też mieli wybitne szkoły. Wyglądała na gotową do wielu poświęceń, żeby zostać najlepszą. Założyłam włosy za ucho, w międzyczasie układając w głowie odpowiedź.
– No widzisz. W ogóle jestem pod wrażeniem, że przyleciałaś tutaj aż ze Stanów.
– Po prostu chcę być najlepsza – odpowiedziała z pewnością, uśmiechając się szeroko i powracając do poprzedniej czynności.
Wywarła na mnie wrażenie. Była cholernie pewna siebie i wcale nie zamierzała tego ukrywać.
Kątem oka zerknęłam na jej zeszyt, w którym drobnym, ale starannym pismem notowała jakieś rzeczy lub być może tworzyła coś nowego.
Po chwili do sali wszedł wykładowca, przez co całą moją uwagę musiałam skupić na jego słowach. Mówił dosyć monotonnie, jednak momentami nawet ciekawie.
Po skończonych zajęciach byłam nieco wykończona. W końcu siedziałam tutaj od rana, a teraz dobiegała czwarta. Szybko zebrałam swoje rzeczy i skierowałam się do wyjścia, kiedy niespodziewanie wpadłam na kogoś, wytrącając mu z rąk stos książek.
– Bardzo przepraszam – odparłam i kucnęłam, aby zebrać strącone rzeczy.
– Nic się nie stało. – Usłyszałam przyjemny dla ucha kobiecy głos. Brzmiała na rodzimą Francuzkę.
Spojrzałam na moją towarzyszkę, aby dowiedzieć się, jak wygląda. Była to blondynka o włosach do ramion, z widocznymi odrostami. Błękitne oczy podkreśliła czarną kredką, przez co stały się wyraźniejsze. Była raczej szczupła, ale z niewielkimi krągłościami.
Miała na sobie przewiewną, krwistoczerwoną sukienkę i dosyć wysokie, czarne szpilki, przez co nawet nie próbowała się schylać. Podniosłam wszystkie książki, które upadły i podałam jej, posyłając przy tym pogodny uśmiech.
– Jeszcze raz bardzo cię przepraszam.
– Drobiazg. Zapomnijmy o tym. – Machnęła ręką. – Tak w ogóle to jestem Virginie, Virginie Laurent, ale możesz mi mówić Gigi – powiedziała i wyciągnęła w moim kierunku dłoń, którą następnie serdecznie uścisnęłam.
– Cassie Margulies, miło mi.
– Mnie też – odparła, szczerząc się od ucha do ucha. – Widzę, że już zdążyłaś poznać Frances. Co powiesz na małe wyjście na miasto na kebab?
– Z przyjemnością – odparowałam. – Już trochę umieram z głodu – zaśmiałam się, kładąc rękę na brzuchu.
– Ja też. Nie ma na co czekać, chodźmy!
Podążyłyśmy razem w stronę wyjścia, przy okazji próbując się poznać. Okazało się, że Gigi pochodziła z Marsylii i podążając za marzeniami znalazła się w Paryżu. Wydawała się być naprawdę wesołą i sympatyczną osobą. Tryskała z niej energia i entuzjazm oraz motywacja do dalszego działania. Wyjątkowa osoba, z którą chciał się zaprzyjaźnić każdy, kto mógł ją lepiej poznać.
Przed budynkiem już czekała na nas Frances, która chyba na początku nie była zbytnio zadowolona z mojej obecności, aczkolwiek starała się tego nie pokazywać. Poprawiła swoje płomienne włosy i przywitała nas z uśmiechem na twarzy.
– To co, idziemy? – zapytała, będąc nienaturalnie miłą, co okazało się jej charakterystyczną cechą.
– Jasne – odarła Gigi. – Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko temu, że Cassie z nami pójdzie?
– Oczywiście, że nie.
Uśmiechnęłam się, pomimo że w środku czułam się dosyć dziwnie. Dziewczyny, jak się okazało, zdążyły się już wczoraj dość dobrze poznać. Byłam nowa, a przynajmniej tak zostałam odebrana, przez co przez całą drogę do małej tureckiej knajpki opowiadałam im o sobie.
– Naprawdę odniosłaś taki sukces na blogu? – zapytała z niedowierzaniem Gigi.
– Daj spokój, to tylko paru stałych czytelników – odparłam, machając przy tym ręką. – Są ludzie, którzy odnoszą większe sukcesy.
– Na przykład jak nasz kolega z roku, który wykupił sobie miejsce, podczas gdy inni ciężko na to pracowali? – zapytała retorycznie Frances, nawet nie próbując ukryć oburzenia w głosie.
No cóż, nie od dziś wszyscy wiedzieli, że gwiazdy zarabiały dosyć sporo, więc Jake z łatwością mógł się dostać na Spéos poprzez znajomości. Jednak nie wydawało mi się, żeby studiował jedynie z nudów, dla zabicia czasu.
– A właśnie, Cassie, słyszałam, że podobno robisz projekt z Jakiem. Jaki on jest? – próbował się dowiedzieć zafascynowana tym tematem Laurent.
Hepburn tylko przewróciła oczami. Widać było, że na temat Harrisa reagowała tak samo jak ja. Czuła przesyt jego osobą, a zarazem pewną niesprawiedliwość.
– Nie wiem, nie znam go – skłamałam.
– Niby nie jestem jego fanką ani nic, ale to jest takie fajne, kiedy możesz poznać kogoś sławnego i mówić, że jesteście razem na roku, nie?
Popatrzyłyśmy po sobie z Frances, po czym obie pokręciłyśmy głowami. Chyba nie mieliśmy kompleksu zachwytu nad idolami nastolatek. Na całe szczęście przynajmniej w tej kwestii zawsze mogłyśmy dojść do porozumienia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top