Prolog
Przechadzałam się właśnie jednymi z piękniejszych ulic Londynu. Kamienne elewacje budynków idealnie nadawały się do uwiecznienia, a nawet do dołączenia do portfolio. No tak, typowe myślenie fotografa, czyli robienie zdjęć wszystkiemu, w czym widzi się piękno. Poza tym, na co dzień nie mogłam sobie pozwolić na podziwianie tego miasta, bowiem mieszkałam około sto pięćdziesiąt mil stąd, w Cardiff. W stolicy bywałam dosyć rzadko ze względu na ogromną ilość pracy, jaką miałam na głowie. Postanowiłam, że za wszelką cenę będę próbowała dostać się na Speos, czyli jedną z lepszych szkół fotografii, która mieściła się w bajkowym Paryżu. Niestety, dostawali się tam tylko nieliczni, którzy mieli ogromny talent albo całkiem niezłe znajomości. Mnie pozostawało jedynie liczyć na to pierwsze.
Właśnie z tego powodu zawitałam do Londynu. Dostałam ofertę pracy z profesjonalnym muzykiem, który potrzebował dobrego fotografa. Na początku długo się nad tym zastanawiałam, ponieważ owa osoba do tej pory nie podała swojej tożsamości. O tym, kim miał być mój pracodawca, miałam się dowiedzieć dopiero na spotkaniu. Pomimo licznych obaw zgodziłam się. Miałam bowiem nadzieję, że natrafię na kogoś rangi sir Paula McCartney'a albo Axla Rose'a. Niby wygórowane marzenia, jednak z niewielu maili, jakich udało mi się z nim wymienić, dowiedziałam się, iż kiedyś nie mógł narzekać na brak fanów.
Zerknęłam na zegarek na moim nadgarstku, który wskazywał czwartą. Pośpiesznie spakowałam sprzęt i udałam się w stronę malutkiej kawiarenki, która znajdowała się za rogiem. Oczywiście wcześniej dostałam dokładny adres tego miejsca, do którego podobno mało kto zaglądał. Tak też było. Weszłam do środka i zdziwiłam się, zastając pustkę, która ogarnęła niewielkie pomieszczenie. Przez to teraz tak jakby wydawało się być większym. Po chwili zobaczyłam młodą, jasnowłosą kelnerkę, która pogodnie się do mnie uśmiechała. Niepewnie założyłam kosmyk włosów za ucho, odwzajemniając ten gest, po czym usiadłam na czarnym fotelu, który znajdował się obok ogromnego okna, z którego rozciągał się widok na malowniczą uliczkę. Zamówiłam białą kawę, którą teraz spokojnie popijałam, wyczekując mojego gościa.
Spóźniał się, a tego najbardziej nie lubiłam. Bawiłam się palcami, wmawiając sobie, że na pewno mu coś wypadło i zaraz się pojawi. Zdążyłam już wypić kawę, która w sumie była całkiem dobra, oraz zamówić zieloną herbatę, chcąc nadal tutaj siedzieć. W międzyczasie w lokalu pojawiły się dwie starsze panie, które przyszły, aby napić się dobrej bawarki. Lekko zdenerwowana spojrzałam na zegarek. Powinien być już pół godziny temu. Zdecydowałam się, że posiedzę tutaj jeszcze tylko kilka minut. Czas to pieniądz, chociaż nie ukrywam, że to ja właśnie mogłam odnosić większe korzyści z tej współpracy.
Moja cierpliwość się skończyła. Zaczęłam pakować do mojej czarnej, skórzanej torebki mały kalendarzyk, który zdążyłam wyjąć, aby w wolnym czasie zaplanować najbliższy tydzień. Wtem drzwi delikatnie się uchyliły, a mój wzrok podniósł się i utkwił na zmierzającej w moim kierunku postaci. Był to młody, wysoki mężczyzna o dłuższych, zmierzwionych orzechowych włosach, które przykrywał słomiany kapelusz. Jego spojrzenie ukryte było za dosyć ciemnymi pilotkami. Posyłał mi delikatny uśmiech, którego jak na razie nie zamierzałam odwzajemniać. Skądś go kojarzyłam, jednak nie mogłam sobie przypomnieć skąd. Tymczasem chłopak zajął miejsce naprzeciwko mnie, ostrożnie zdejmując okulary i uważnie mi się przyglądając.
– Cassie Margulies? – zapytał, pogłębiając uśmiech, przez co uwidoczniły się dołeczki na jego policzkach.
– Tak... – odpowiedziałam, przedłużając samogłoskę, aby mieć więcej czasu na zastanowienie się, kim on, do cholery, był.
Poprawiłam włosy, delikatnie się uśmiechając, aby niczego po sobie nie pokazać. W międzyczasie do naszego stolika podeszła kelnerka, która zachowywała się, jakby dostała hiperwentylacji.
– Czy mogę sobie zrobić z tobą zdjęcie? – wydusiła z siebie z trudem, cały czas nie spuszczając z niego spojrzenia.
Chłopak zaśmiał się i przepraszając mnie, wstał od stołu, aby zrobić sobie pamiątkowe selfie z fanką. Wykorzystując chwilę, dyskretnie wyciągnęłam telefon w celu sprawdzenia, kim w ogóle był ten facet. Kojarzyłam go z jakiegoś pisma plotkarskiego i wiedziałam tylko tyle, że parę lat temu był idolem nastolatek. Tylko jak on się nazywał. Sprawdziłam część Internetu, ale w końcu się dowiedziałam. Miałam przyjemność rozmawiać z niejakim Jakiem Harrisem.
– Czyżby kolejna propozycja pracy? – zapytał, z powrotem siadając na fotelu.
Łapczywie schowałam telefon do kieszeni. Nie chciałam mu pokazać, że tak naprawdę musiałam wygooglować, jak on się nazywa.
– Nie – zaśmiałam się. – To tylko SMS od siostry – powiedziałam. Upiłam łyk letniej już herbaty.
– Przepraszam za spóźnienie, ale miałem urwanie głowy – tłumaczył się. – Nawet nie zdążyłem się przedstawić. Mam nadzieję, że mnie kojarzysz – dodał.
– Oczywiście – skłamałam. – Przechodząc do rzeczy, chciałabym poznać szczegóły naszej współpracy.
– No widzisz – zaczął, ale po chwili zrobił małą przerwę, ponieważ kelnerka przyniosła zamówione przez niego espresso. – Całe życie to samo – powiedział nieco ciszej, chowając do kieszeni małą karteczkę, która znajdowała się na porcelanowym talerzyku. Podejrzewałam, że dziewczyna po prostu chciała się z nim umówić i zostawiła swój numer. – Wracając do tematu, chciałbym wrócić do branży i w tym celu potrzebuję fotografa.
– Nie rozumiem – powiedziałam, marszcząc czoło i delikatnie pokręciłam głową.
– No bo widzisz. – Zrobił przerwę na łyk kawy, po czym lekko się krzywił. – Najpierw nagram jakąś płytę, no a potem pojadę w trasę. Wtedy będę potrzebował jakichś profesjonalnych zdjęć i do akcji wkroczysz ty. – Wskazał palcem na moją osobę.
Zaśmiałam się. Jego pomysł był co najmniej irracjonalny, o ile nie powiedzieć, że głupi. Przez chwilę zastawiałam się, czy aby na pewno mówił poważnie. Jego wyraz twarzy pokazywał, że oczekuje jakiejś odpowiedzi z mojej strony. Wypuściłam powietrze i zebrałam myśli, żeby jakoś ubrać w słowa to, co chciałam mu przekazać.
– Przepraszam, ale to chyba nie jest dobry pomysł... – mruknęłam. Mimo to usłyszał moją wypowiedź i zmarszczył czoło.
– Dlaczego? – zapytał, oczekując wyjaśnień.
– Po pierwsze, nie jestem profesjonalnym fotografem. Po prostu od czasu do czasu wrzucam zdjęcia na bloga. Po drugie, sądziłam, że będziesz oczekiwał ode mnie czegoś w rodzaju zrób zdjęcie moim kotom. Po trzecie, nie mam bladego pojęcia, dlaczego akurat mnie wybrałeś, ponieważ jestem totalnym amatorem.
Po czwarte, oczekiwałam kogoś fajnego, ale tego już nie powiedziałam. Nic mi nie zrobił, więc nie miałam powodu do bycia niemiłą.
– Bo jesteś dobra – odpowiedział, intonując bardziej jako pytanie.
– To jest absurdalne – rzuciłam cicho, wyjmując z portfela osiem funtów.
– Zapłacę – oznajmił i złapał mnie za nadgarstek, którym gwałtownie szarpnęłam, wydostając się z jego uścisku.
– Nie trzeba – powiedziałam. Zabrałam swoje rzeczy, udałam się w stronę wyjścia.
Nie zwracałam uwagi na jego wołanie, abym wróciła. Zachowanie chłopaka wydawało mi się podejrzane. Postanowiłam, że zapomnę o tej całej sytuacji i będę dalej żyła, jakby nic się nie stało.
Zamknęłam delikatnie drzwi i włożyłam słuchawki do uszu, puszczając dosyć głośno jedną z moich ulubionych piosenek Three Days Grace. Powoli zmierzałam w stronę dworca, z którego miałam wracać do domu. Swoje myśli skupiłam na solidnej pracy, którą musiałam wykonać wciągu tego roku, chcąc dostać się na Speos. Na szczęście, już nigdy więcej nie miałam spotkać Jake'a.
Tak mi się tylko wydawało...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top