piruet baletnicy

U wujka dowiedziałam się kilku rzeczy, które mnie zszokowały, choćby tym, że przeprowadzam się do Zajców do Ljubljany. Ale fajnie, co nie?  Kurde bele, no nie wierze, że moja własna matka mnie wywaliła do Zajców. Przecież to jakaś porażka, bo ten gnojek jest zdolny do wszystkiego. A ja, zamiast na studia poszłam od razu w zawód, co teraz totalnie mnie śmieszy. Chociaż w sumie od zawsze byłam głupia. Nie ważne, bo najciekawsze przed wami, ale o tym może później.

Wchodząc do autobusu kadry Słoweńskiej nigdy w życiu nie czułam się takim clownem jak wtedy. Na początku siedziałam na samym początku, żeby skupić się głównie na obróbce i wstawieniu zdjęć, jednak potem zawołali mnie na tył pod pretekstem '' żeby nie było ci smutno'', a prawda była taka, że chcieli oglądać swoje zdjęcia. Pokazywałam im wszystkie zdjęcia, nawet te, na których wyszli jak jakieś bezmózgie yeti, poważnie. Siedziałam na samym tyle po środku (bez skojarzeń, proszę) z wyciągniętym laptopem na kolanach.

-O, patrz Peter, tu wyszedłeś, jakbyś był najebany- pokazał palcem Timi. Spojrzałam na niego w szoku, ponieważ ten padalec, jak już wcześniej mówiłam ma dopiero piętnaście lat. Jak te dzieci się zmieniają, hit.

-Zobaczymy, jak ty w końcu wejdziesz do kadry A i jakie tobie będą robić zdjęcia.- prychnął Jernej, przewijając dalej fotografie.

Szatyn nie odezwał się już do końca podróży, dopóki nie dojechaliśmy do hotelu. Na miejscu wyszłam jako pierwsza, ponieważ moje potrzeby fizjologiczne wołały mnie do toalety. W recepcji zabrałam kartę do pokoju oraz walizki i wręcz biegłam do windy. Zawsze się bałam jeździć windą, a co dopiero włożyć bagaże i później wejść samej, to dopiero jest wyzwanie. Po pięciu minutach dotarłam do swojego pokoju, który był na ostatnim piętrze, a mój lęk wysokości dał o sobie znak. Po wyjściu z toalety, wyszłam na przeciw mojemu strachowi, wyszłam na balkon z którego było widać skocznie. Oczywiście byłam i jestem nadal maniaczką zdjęć zachodów, a także kocham robić zdjęcia panoramy miasta nocą, a to jest po prostu idealna okazja, żeby właśnie to zrobić. Napawałam się pięknymi widokami, dopóki ktoś nie zapukał do mojego pokoju.

-Otwarte!

-Hej, eee. Tak, to ten.- jąkał się Peter na co w myślach się zaśmiałam, bo był całkowicie uroczy- za godzinę jest kolacja, tak jakby co- podrapał się po karku i chciał już wyjść z pokoju, jednak powstrzymałam go mówiąc:

-Chcesz ze mną posiedzieć? I tak nie mam co robić- wzruszyłam ramionami patrząc na niego pytającym wzrokiem.

-W sumie czemu nie.

Usiadłam na łóżku krzyżując nogi, a on na pufie, która była w rogu. Rozmawialiśmy przez prawie godzinę, dopóki nie stwierdził, że przed kolacją musi zrobić coś u siebie w pokoju. Oczywiście chwilę później znów zostałam sama, dlatego zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Mariji, która niestety mieszkała w Australii, ponieważ jej mąż tam mieszka. Czaicie, że ona ożeniła się w wieku dwudziestu dwóch lat, a ja jeszcze nigdy nie miałam chłopaka. Kurde bele, prawie zapomniałam o kolacji. Ubrałam na siebie sweter, który uwielbiałam, po czym zjechałam windą na sam dół do restauracji, gdzie powoli zbierali się skoczkowie. Usiadłam obok Timiego, który jadł już tosty z chyba masłem orzechowym, ale pewna to ja nie jestem, co do substancji znajdującej się na tych tostach. Spojrzałam na niego z rozśmieszonym wyrazem twarzy, ponieważ nadal nie nauczył się jeść po ludzku, tylko wpieprzał te kanapki jak prosiak. Kazałam mu zająć mi miejsce przy dużym stole, a następnie udałam się do miejsca, gdzie było dosłownie wszystko, ale moim celem na dzisiaj były naleśniki z twarożkiem waniliowym i truskawkami. Bez kitu, ja już myślałam nad tym, co zjem tutaj w drodze do hotelu. Po chwili usiadłam na swoim miejscu i powitałam resztę Słoweńców, ale i nie tylko, ponieważ obok Zigi, który jeździł sobie z nami po świecie siedział Piotrek Żyła i Maciek Kot, którzy śmiali się z żartu Jelara. Dziesięć minut później zjadłam tosty, podziękowałam za to pyszne danie bogów następnie kierując się do swojego pokoju by odpocząć.

Oczywiście nie trwało to długo, gdyż ponieważ stwierdziłam, że skoro tutaj jeszcze nie byłam, to wyjdę sobie na górkę za hotelem, aby popatrzeć na widoczki, jednak ku mojemu zdziwieniu zebrali się tam chyba wszyscy skoczkowie zjeżdżając i na sankach i na tyłkach z najbardziej stromej górki, ciesząc się przy tym jak dzieci. Jeszcze bardziej mnie zaskoczyło to, że skoczkowie przyjechali tu ze swoimi dziewczynami. Całkiem fajnie, ponieważ może się z nimi dogadam. Żartuje, nadal jestem aspołecznym dzikusem.

-Hej, Mina!- krzyknął Domen rzucając we mnie śniegiem

Strzeliłam w niego kulką białego puchu, ale oczywiście, że jestem taką łamagą, że nie trafiłam. Tak oto rozpętała się bitwa na śnieżki, w której udział brali wszyscy. Świetnie się bawiliśmy przez kolejną godzinę, dopóki porządnie nie zmarźliśmy. Mieliśmy iść już do domu, kiedy to Peter zrobił piruet baletnicy wywracając się na ziemie ciągnąc przy tym Wellingera, Leyhe, Kota, Tandego i mnie, przy czym ja byłam najbliżej niego i tak wylądowałam dosłownie połową ciała na nim.

-Nikomu nic nie jest?- spytał najstarszy Prevc pomagając mi wstać. Kiedy stałam na przeciwko niego spojrzeliśmy sobie w oczy, co trwało kilka sekund, dopóki reszta nas nie zawołała. Uśmiechnęłam się do niego odchodząc w stronę Słoweńców, którzy czekali na nas.

Kurde bele, co to było?






Dosłownie nie mam pojęcia, jakby tu rozkręcić akcję, ale niedługo powinienem coś wykminić. A tym czasem do następnego hihi


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top