Groźba Elizabeth (V)

My pov.

Nie mogłaś zapomnieć co stało się ostatniej nocy, cały czas gdy tylko miałaś okazję odtwarzałaś sobie każdą sekundę jaka ci wtedy towarzyszyła, rozchyliłaś lekko powieki by przyzwyczaić się do światła dnia, i nawet dobrze nie otwierając oczu ujrzałaś zamazaną sylwetkę, otworzyłaś oczy całkowicie bo byłaś ciekawa kto cię odwiedził, okazało się że to był nie kto inny jak twój przyjaciel.

- Ciel? Powiedziałaś zaspanym głosem, a on tylko skinął głową na "tak", Uśmiechnął się promiennie.

-  Od kiedy tutaj jesteś.

- Teraz przyszedłem, chciałem zobaczyć jak się czujesz.

- Dobrze, Elizabeth dzisiaj przychodzi? 

- Tak, za jakąś godzinę. Ogarnął was ogromny szok, gdyż do twojego pokoju wpadła dziewczyna.

- CIEEEL!!!

- Elizabeth?! Miałaś przyjść za godzinę!!

- Rodzice przychodzą za godzinę, a ja przyszłam ci powiedzieć że ci wybaczam za wczoraj.

- Hę? Chłopak był z lekka zirytowany, zdezorientowany i w sumie tylko tyle mogłaś osądzić, dziewczyna podeszła bliżej i usiadła "przypadkowo" na twoich nogach które znajdowały się pod kołdrą, jęknęłaś cicho, a Elizabeth udawała że tego nie zauważyła.

- To nie twoja wina Ciel, tylko {T/I} prawda? To ona jest temu wszystkiemu winna, myślę że między nami chyba wszystko w porządku prawda. Miała już dotknąć jego ramienia przyjaźnie lecz on ją odtrącił.

- Ciel wszystko gra? Zapytała lekko rozżalona dziewczyna.

- Elizabeth zdajesz sobie sprawę, że {T/I} nie jest niczemu winna, jeśli masz kogoś winić to mnie! Po tym jak uderzyłaś {T/I} nie chcę cię znać, jak mogłaś coś takiego zrobić, i to dziewczynie?

- Uderzyłam bo zasłużyła.

- Nie Elizabeth! Nigdy ci tego nie wybaczę nie pozwolę żebyś krzywdziła osoby z mojego względu. ZRYWAM Z TOBĄ! 

- Ciel ty chyba żartujesz, jesteś moim narzeczonym!

- Nie, Elizabeth, właśnie nie jestem. Wyjdź!

- Ale...

- WYJDŹ! Wrzasnął, był już tak wkurzony że nie mogłaś patrzeć na tą całą sytuację, lecz widziałaś, że Elizabeth ani rusz, a Ciel był jeszcze bardziej zdenerwowany.

- Jesteśmy parą czy tego chcesz czy nie Ciel, to rodzice decydują. Ciel był bardziej czerwony niż kiedykolwiek zobaczyłaś że jego ręka unosiła się do góry, emocje mu ruszyły i już miał spoliczkować blondynkę, lecz do tego nie doszło, złapałaś go delikatnym ruchem za dłoń od tyłu, a on z emocji ścisnął cię mocno, i czułaś jak rozrywa paznokciami twą skórę, pisnęłaś cichutko i czekałaś aż ją puści. Z tej złej sytuacji uratowała cię Elizabeth która odeszła wściekła. W tej chwil przyszedł Sebastian.

- Paniczu, czas na lekcję francuskiego. Ciel podszedł do Sebastiana i poszedł za nim oglądając się za tobą. Kiedy zamknęły się drzwi złapałaś się za rękę i twoje oczy zrobiły się szklane. Poszłaś po pomoc do Mei Rin.

- O, panienka De Vilians, w czym mogę służyć?

- Cześć, masz chwilę może? Zapytałaś trzymając się cały czas za dłoń. Mei to zauważyła.

- Panienko, wszystko w porządku? Panienki ręka...ona krwawi.

- To przez Ciela, emocje mu puściły i chciał uderzyć Elizabeth lecz go powstrzymałam, a on z wielkiej wściekłości rozdarł mi skórę.

- O rety, proszę za mną opatrzę to. 

- Dziękuję. Po opatrzeniu, pomogła ci się ubrać i zeszłaś na śniadanie. Nie było Ciela, był na francuskim, więc udałaś się do swojego pokoju. Siedziałaś tam kilka minut czytając, jedną ze swoich ulubionych książek. Nagle drzwi się otworzyły przyszedł Ciel.

- O hej. Powiedziałaś zmieszana i odruchowo schowałaś zabandażowaną rękę za sukienkę.

- Wszystko w porządku?Zapytał podejrzliwie patrząc się w bok.

- W najlepszym porządku. Powiedziałaś tak by to wyglądało i brzmiało  wiarygodnie.

- Jak poszedł ci francuski? Zapytałaś, dodając szybko zanim chłopak by coś powiedział. Z tej okoliczności podniósł podejrzliwie lewą brew.

- Jak zwykle dobrze, chodź mam ci coś do powiedzenia. Odeszłaś od krzesła i poczułaś ulgę więc wzięłaś rękę na swoje miejsce a on podstępem złapał cię za rękę i uśmiechnął się zwycięsko. Potem jednak stopniowo posmutniał gdy zobaczył dłoń, z brudnym lekko bandażem od szkarłatnej cieczy.

- Kto ci to zrobił? Chyba nie Elizabeth?

- Nie, pamiętasz jak chciałeś ją uderzyć? Skinął głową i był coraz bardziej ciekawy dalszego ciągu wydarzenia.

- Powstrzymałam cię, złapałam cię za rękę a ty najprawdopodobniej by dać upust swym emocjom, ścisnąłeś  tak mocno że zdarłeś mi skórę. Chłopak popatrzył na ciebie, i zdał sobie sprawę z tego co zrobił przytulił cię mocno z łzami w oczach.

- Przepraszam. Szepnął, nie miał zamiaru cię skrzywdzić, czuł się okropnie na myśl temu że chciał dać do rozsądku Elizabeth.

- Nie sądziłem że jestem do tego zdolny. Widziałaś że chłopak żałował za swój czyn więc by go pocieszyć uśmiechnęłaś się ciepło, spojrzał ponownie na bandaż i odparł.

- Trzeba zmienić opatrunek...Poszedł po potrzebne rzeczy i wyjął je z jednej z szafek, wskazał na krzesło byś mogła usiąść. 

- Pozwolisz? Ty tylko skinęłaś głową a on wziął twą dłoń i powoli odwijał stary opatrunek. Obserwowałaś każdy jego ruch by być gotowa na każdy nie przewidywalny ruch, wiedział dobrze że najmniejsza ryska na twoim ciele wywoła u niego łzy a co dopiero taka rana...pisnęłaś gdy materiał przykleił się do rany. 

- Spokojnie...Odparł łagodnie, lubiłaś gdy cię tak uspokajał, jego głos był dla ciebie ukojeniem.

- Teraz tylko nowy i po krzyku. Wziął w tym czasie wodę utlenioną i miała jedna kropelka spłynąć na ranę gdy, odruchowo odsunęłaś przestraszona rękę, on zaś odłożył buteleczkę z wodą i ujął twoją dłoń i musnął wargami. Jego, usta były bardziej delikatne niż sam w sobie płyn.

- Lepiej prawda? Spytał po czym wydał z siebie stłumiony śmiech, no cóż, dla ciebie było lepiej, potem wziął wacik by dokładniej oczyścić ranę, miałaś zamiar znów cofnąć rękę, ale Ciel nie pozwolił ci na to, tylko odparł uspokajająco.

- Będę delikatny. Obiecuję. Jak powiedział tak i zrobił, po kilku minutach rana była całkiem zakryta nowym opatrunkiem. 

- Dziękuję. Odparłaś wdzięcznie przyglądając się ręce, odwracając ją z prawej na lewą.

- No, to chyba już przyszli rodzice dziewczyny, chodź ze mną, opowiesz co się stało i zwiekszy się szansa na zerwanie.

- Ty chyba na prawdę jej nienawidzisz. Ciel popatrzył na ciebie z politowaniem.

- Na prawdę sądzisz, że ożeniłbym się z dziewczyną, która mnie wkurza a na dodatek jest nie miła w stosunku do moich przyjaciół?? Zdałaś sobie sprawę, że po tym wszystkim będzie już tylko lepiej, chciałabyś to ty być narzeczoną Ciela Phantomhive'a i mieć go tylko dla siebie, w głębi serca wierzyłaś że to się kiedyś wydarzy. 

- Masz rację. A on tylko pocałował cię w policzek a ty potraktowałaś to jaki figlarny całus i zrobiłaś to samo, taka dziecinna tradycja. Gdy znajdowaliście się w salonie, waszym oczom ukazały się trzy niezbyt zadowolone osoby.

- Dzień dobry paniczu Phantomhive.

- Dzień dobry Pani i Panie Midford, możemy spocząć. Usiedliście wszyscy w piątkę na wygodnych fotelach po czym zaczęliście rozmowę.

- Moja córka opowiedziała mi wszystko, że panicz źle ją potraktował, chyba panicz nie mówił na serio z tym zerwaniem.

- Owszem panie Midford mówiłem to całkiem na serio, państwa córka, Elizabeth źle potraktowała moją przyjaciółkę {T/I} podczas wczorajszej nocy gdy ja i ona byliśmy na tarasie, ona wpierw nakrzyczała na mnie a potem zamachnęła się na {T/I} i uderzyła w policzek zostawiając czerwony ślad. Widać że rodzice dziewczyny byli oburzeni jej zachowaniem więc oboje spojrzeli na córkę.

- Elizabeth dlaczego uderzyłaś tę nie winną dziewczynę i to z rodu De Villians, ja i matka jesteśmy zawiedzeni twoim zachowaniem.

- Ale tato, ta dziewczyna przyczepiła się do Ciela, założę się że to ona zaprowadziła go na ten taras.

- Kolejny raz powtarzam ci to Elizabeth, ona nie jest niczemu winna, to ja zaprowadziłem ją na ten taras i to ja zaprosiłem ją do tańca, i to ja zaproponowałem jej by odwiedziła na miesiąc moją rezydencję, a ty tylko wpadasz do niej i bez pozwolenia organizujesz wszystkie przyjęcia bez mej wiedzy, czuję się przez ciebie osaczony i nie wytrzymam dłużej. Rodzice spojżeli po sobie a potem odezwała się pani Midford.

- Paniczu, ja i mój mąż stwierdziliśmy że związek staje się nie ważny, i z góry przepraszamy za zachowanie naszej córki, dopilnujemy by taka akcja się nie powtórzyła, a teraz Elizabeth, chyba masz coś do powiedzenia panience De Vilians. Elizabeth spojrzała na ciebie cała czerwona ze smutnym a zarazem morderczym wyrazem twarzy.

- Przepraszam. Gdy państwo Midford odchodziło, dziewczyna nie zwlekając podeszła do ciebie tak blisko że oparłaś się o ścianę tak bez drogi ucieczki.

- Słuchaj mnie suko! Wiedz że zniszczyłaś mi związek z moim ukochanym i jeśli myślisz że ci tak wszystko odpuszczę to się grubo mylisz. Niby Ciel ci pewnie powiedział że ci zawsze pomoże, że uratuje i usłyszy cię nawet na końcu świata, ja wiem że pewnie narobiłaś sobie dużo nadziei co do tego i nadejdzie taki moment że po prostu z jego powodu zginiesz, a jeśli śmiesz się powiedzieć mu o tej rozmowie, to obiecuję ci to że kiedyś tu przyjdę i uduszę własnymi rękoma więc miej się na baczności...

- Elizabeth masz tu natychmiast przyjść! 

- Już idę! Powiedziała słodkim nie winnym głosikiem jakby nigdy nic i posłała ci wzrok mordercy. Tym razem na prawdę się przestraszyłaś i bałaś się już komukolwiek o tym powiedzieć. Stłumiłaś w sobie wszystkie głosy i poszłaś dalej do swojego pokoju. 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top