7; niezwykły duet nasz

Blondynka odprowadziła wzrokiem dźwiękowca i westchnęła, gdy zniknął za ścianą. Nareszcie wybrał się do domu, a ona wymigała się od podwiezienia do siebie tym, że musiała jeszcze trochę poćwiczyć. Do premiery zostało niecałe trzy dni, więc naprawdę musiała się przyłożyć. Choć wszyscy powtarzali jej, że wypadnie perfekcyjnie, to ona jednak nie była co do tego przekonana. Miała dziwne wrażenie, że coś pójdzie nie tak. Nie miała pojęcia, czy to może wywołane czymś w rodzaju tremy, czy stresu, ale szlifowała każdy, nawet ten najmniejszy detal, by w końcu dopasował się do całokształtu jej ciężkiej pracy. Alex zerknęła następnie na karty scenariusza. Były już całe poniszczone i pozaginane, a także pokreślone kolorowymi długopisami. Znała go na pamięć, studiowała go już tyle razy, że była w stanie powiedzieć, gdzie znajduje się jeden konkretny przecinek, a gdzie go nie ma. Rozsiadła się wygodniej, omiatając wzrokiem całe wnętrze teatru od jednej strony widowni, aż po drugą. Uśmiech bezwiednie wpełznął na jej twarz, gdy wyobraziła sobie całe tłumy, które przyjdą na premierę, a potem zarumieniła się lekko, spoglądając na pianino. Dotknęła swojej wargi w miejscu, gdzie rana już się zagoiła, po czym założyła kosmyk włosów za ucho. Chciała zobaczyć się z Louisem, ale nie widziała go od pocałunku i szczerze mówiąc trochę za nim tęskniła. 

Zamyślona do tego stopnia, nawet nie zorientowała się, że ten sam Louis ją obserwuje. Nie miała jak, bo znowu robił to w tej niewidzialnej odsłonie, ale uśmiechnęła się znowu, co sprawiło, że jego zeschnięte serce wykonało potrójnego fikołka. Od dłuższego czasu już myślał nad tym, aby wyznać jej prawdę. Pomimo wszystko bał się jej reakcji, bo przecież to byłoby całkiem logiczne, że nie chciałaby już go znać. Przecież nikt nie chce zadawać się z wampirami. Nikt. A przynajmniej on nikogo takiego nie znał. Choć liczył na to, że jednak zaakceptuje jego "wadę" to całe to rozważanie za i przeciw wewnątrz niego samego trwało nawet wtedy, gdy wchodził na strych, chcąc tam zaciągnąć jakoś blondynkę. Czuł się tam o wiele bezpieczniej i pewniej siebie, bo w końcu było to jego miejsce od co najmniej kilkudziesięciu lat.

Blondynka zaaferowana hałasem, którego sprawdzą był szatyn jednak bała się przez dłuższy moment sprawdzić jego źródło. Chciała nawet skorzystać w pewnej chwili z wyjścia ewakuacyjnego, aby z bezpiecznego miejsca zadzwonić po odpowiednie służby. Pomyślała, że Louis to jakiś pospolity złodziej, a tak przecież nie było.

:::

– Już myślałam, że ktoś tu kogoś zabił – zachichotała, gdy pojawiła się na strychu. Karton, który spadł z hukiem na podłogę w garderobie zniszczył się i szukała jeszcze czegoś zastępczego na stare taśmy filmowe. Spojrzała na szatyna, który stał bezradnie nad resztą pudeł z lat czterdziestych. 

– Jeszcze nie – uśmiechnął się na jej widok, odwracając się w dodatku w jej kierunku. – Przepraszam, jeśli cię wystraszyłem.

– Nic się nie stało – wsunęła dłonie do tylnych kieszeni spodni. – Przeżyłam, to najważniejsze – dodała, puszczając mu oczko. – Ktoś ci kazał zrobić jakieś porządki, czy coś w tym rodzaju?

– Tak, ale zupełnie nie wiem od czego mam zacząć – westchnął, wdzięcznie kłamiąc. Spojrzał przy okazji na blondynkę, podgryzając wargę. Nie potrafił nawet opisać tego, jak bardzo chciał ją znowu pocałować, a najlepiej posiąść już na wieki wieków. 

– Mogę ci pomóc – zaoferowała, zakładając kosmyk włosów za ucho. – W prawdzie miałam poćwiczyć wokalizę, ale muszę dać gardłu odpocząć po wczoraj.

– Naprawdę? – uniósł brwi, uśmiechając się jednocześnie. – To bardzo miło z twojej strony, dziękuje – przyznał, gdy schylili się, aby przejrzeć tytuły na taśmach.

– Nie masz za co – zerknęła na niego. – To ja powinnam. Ten słonecznik był piękny. W prawdzie nie jest ze mnie żadna ogrodniczka i długo nie wytrzymał, ale karteczkę nadal mam – dodała, rumieniąc się bezwiednie. 

– Cieszę się, że ci się spodobało – puścił jej oczko. – Wyglądasz uroczo, gdy się rumienisz, słońce. 

– D-dziękuje – wymamrotała, patrząc się na taśmy, które poustawiała w kategorii roku produkcji. Wszystkie tytuły były jej znane, ale wielu też nie znała i nie miała pojęcia. 

– Nie musisz mi za nic dziękować – niby przypadkowo dotknął jej dłoni, kiedy te znajdowały się w pudełku. – Naprawdę, Alex. To była dla mnie sama przyjemność. Z resztą stwierdziłem tylko fakty i nic więcej.

– Ale chce – odparła, siadając na zakurzonej podłodze. Skrzyżowała pod sobą nogi, nie przejmując się tym, że pewnie później jej czarne spodnie zmienią barwę na szarą. 

– W takim razie nie ma za co – zajął miejsce obok niej.

Rozmawiali później jeszcze sporo, nawet na te najgłupsze tematy, które dla nich samych były chyba jednymi z najważniejszych. Louis ❝badał❞ grunt i starał się wyczuć odpowiedni moment na wyznanie swojego sekretu. Blondynka była zaaferowana nim samym do tego stopnia, że nie niczego nie zauważyła. Czasem po prostu wyłączał się, ale gładkie wytłumaczenie, jakie podsuwał sprawiało, że nawet nie miała ochoty się na niego złościć za to, że nie uważa i jest jakoś dziwnie rozkojarzony.  

W końcu jednak szatyn spojrzał prosto w jej oczy, szukając czegoś, co pomogłoby mu podjąć decyzję. Nic takiego jednak się nie stało, a wszystko chyba skomplikowało się jeszcze bardziej. Jej piękne, niebieskie oczy potrafiły go dosyć mocno zahipnotyzować i nie mógł nic na to poradzić, że mógłby już tonąć w nich do końca, jeśli nie dalej - a przed nim końca raczej nie było. A przynajmniej nie takiego szybkiego, jak to było w przypadku zwykłych śmiertelników. 

– Nie zastanawiało cię, skąd to mam? – zaczął w pewnym momencie, unosząc brew. Zeszli już na dół i siedzieli znowu na scenie. Światło reflektorów oświetlało ich twarze, a najmniejsze palce ich dłoni się stykały. Blondynka zerknęła najpierw jego oczy, potem na dłonie i dopiero po tym miała zamiar odpowiedzieć.

– Zastanawiało – zgodziła się, zakładając drugą dłonią kosmyk włosów za ucho. – Ale uznałam, że to twoja prywatna sprawa i nie będę na tyle wścibska, aby to bezczelnie z ciebie wyciągać – dodała, wzruszając niewinnie ramionami.

– Chyba już nie będziesz musiała – odwrócił się bardziej w jej stronę. – To długa historia, nie wiem, czy będziesz chciała jej wysłuchać.

– Będę chciała – przerwała mu z uroczym uśmiechem.

– A nie uciekniesz później ode mnie?

– Zobaczymy – odpowiedziała ciekawa tego, co ma do powiedzenia, a on tylko westchnął i zamilknął na chwilę, aby potem podjąć głos. 

~*~

jeszcze tylko trzy rozdziały do końca, kochani! co sądzicie o siódemce?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top