6; w harmonii splata się i głos, i myśl

– Dzisiaj mnie w ogóle nie słuchasz – zaczął Jonah, gdy kolejny raz przyłapał Alex na tym, że nie uważała. Przewrócił oczami, nie wiedząc nawet, co takiego, albo przez kogo panuje u niej taki rozkojarzony stan. Znaczy miał, co do tego pewne podejrzenia, ale wolał nie pytać. Nie chciał zostać zbyty i opieprzony za wnikanie w nieswoje sprawy, ale jednocześnie zżerała go ludzka ciekawość. - W ogóle - powtórzył, ale blondynka zareagowała dopiero wtedy, gdy pstryknął jej palcami przed nosem.

– C-co?

– Mówię, że w ogóle mnie dzisiaj nie słuchasz. Miałaś pomóc mi sprawdzić, czy mikrofony działają i czy nigdzie nie ma żadnych spięć - powiedział, zakładając dłonie na biodra.

– Skoro się tym zajmujesz, to logiczne, że nie ma, tak? – poprawiła się na krześle, na którym siedziała i posłała mu lekki uśmiech. – No przepraszam, Jonah. Dzisiaj w nocy źle spałam – dodała, wzdychając. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się lekko.

– Ja ci zawsze wybaczam, jestem dla ciebie zbyt dobry – skomentował tylko, zabierając później jakieś kable, które przerzucił sobie przez ramię. – A ty masz mnie gdzieś. Nadal nie powiedziałaś mi, co to był za jeden, z którym się miziałaś we wtorek. 

– Jonah! – pisnęła zaskoczona, nie spodziewając się, że znowu zacznie temat. Dobrze, że nikogo nie było, bo mogłoby się to źle dla niego skończyć. 

– No co? – rozłożył ramiona. – Jestem uszami tego teatru, dzieciaku. Dużo już wiem. Poza tym uciekł od ciebie jak oparzony, resztę dopowiedziałem sobie sam – dodał, śmiejąc się pod nosem. Widok zawstydzonej Alex był tym, co tak właśnie chciał osiągnąć. 

– Ugh, dlaczego ja się z tobą zadaję? - jęknęła, kręcąc głową. – Jesteś niemożliwy. 

– Bo mnie lubisz, proste – odrzucił teatralnie włosy, których tak naprawdę nie miał i roześmiał się. – Ale tak serio, to kto to? – dodał, unosząc brew. – Długo z nim jesteś? – oparł się o stojące skrzynki na inne rzeczy związane z nagłośnieniem, które właśnie sprzątał.

– Z nikim nie jestem, człowieku, zejdź ze mnie! – spojrzała na niego z ochotą zamordowania, ale jedyne, co otrzymała to całus w powietrzu. - Nazywa się Louis, pracuje tu.

– Nie znam takiego – odpowiedział po chwili ciszy. – A przystojny chociaż?

– Tak – rozmarzyła się, nie mając nawet pojęcia, jak bardzo czerwona się zrobiła. Oraz, że Louis ich podsłuchuje. Kręcił się po scenie w niewidzialnej postaci, słuchając tego, co mówi blondynka i o co pyta dźwiękowiec. – Ma szramę na policzku, ale to seksowne. 

– Jesteś dziwna – stwierdził Jonah, po tym, co usłyszał. – Wiesz w ogóle skąd się mu to wzięło? – dodał, zakładając dłonie na biodra.

– Nie – pokręciła głową, przyłapując się na tym, że niewiele wiedziała. I nawet nie miała pojęcia, ile z tego, co wiedziała to prawda. – Ale proszę, nie mów o tym nikomu. Zachowaj to dla siebie, dobrze?

– No nie wiem, nie wiem – pokręcił głowę. – Taki sekret kosztuje.

– Ile chcesz za to pizz? – jęknęła, kręcąc głową. Nawet wolała już go nie przekonywać i po prostu od razu przeszła do sedna.

– Za dobrze mnie znasz – powiedział, śmiejąc się pod nosem. – Ale tak naprawdę to kup dużą hawajską i zjedz ze mną, a będę siedział cicho, jak nagrobki na cmentarzu.

– Mam taką nadzieje – spojrzała na niego całkiem poważnie, a on wykonał jej jeszcze jakąś przysięgę, która była dla niego cenna i wrócił do pracy.

Młodą aktorkę natomiast czekało jeszcze rozgrzanie głosu i przećwiczenie piosenek, bo z pozostałymi kwestiami już się uporała. Podobno niektóre mówiła nawet przez sen, ale nie wiedziała ile w tym prawdy i wolała tego nie sprawdzać. Reżyser jak zwykle się spóźniał, ale ludzie powoli się schodzili, więc nie miała zbyt wiele czasu. Poza tym później musiała jeszcze pozałatwiać kilka spraw na mieście, więc wieczór w teatrze odpada. Niestety. No i jeszcze ta pizza dla Jonah. Przewróciła na to oczami, wstając, aby było jej wygodniej. 

Rozłożyła na fortepianie kartki, dogrywając sobie czasem, ale nie zdarzało się to za często. Tamtego dnia jednak szybko zaschło jej w gardle i postanowiła odnaleźć jakąś butelkę wody w garderobie. Albo przynajmniej swoją torebkę, którą tam zostawiła tamtego dnia. Zawsze miała ze sobą coś do picia, ale nie zawsze pod ręką i teraz zaczynała być na siebie zła, bo traciła tylko niepotrzebnie czas. Westchnęła ciężko, schodząc po schodkach i następnie skręcając w lewo. Dookoła było cicho, bo Jonah gdzieś się ulotnił, nie hałasując przy tym, więc niepewnie rozejrzała się dookoła, licząc na to, że gdzieś może pojawi się Louis, ale jego nigdzie nie było. Nieco ją to rozczarowało, bo chciała go jeszcze zobaczyć i porozmawiać o tym, co się stało. W prawdzie warga już się zagoiła i aż tak bardzo ją to nie bolało, ale uciekł na tyle szybko i niespodziewanie, że nie miała okazji, aby jakoś zaryzykować, czy cokolwiek zrobić, by go za sobie zatrzymać. A później po prostu przyszedł Jonah i zepsuł wszystko do końca. 

Blondynka zajrzała do pomieszczenia z nadzieją, że znajdzie to czego szukała, ale nikt nie zatroszczył się o aktorów i nie miała na co liczyć. Przewróciła na to oczami, a później zabrała swoją torebkę. Opadła na kanapę, która była skryta pod wieloma strojami, jakie miały zostać wysłane do prali, ale wciąż się to nie stało. Alex westchnęła ciężko, przypuszczając, że jeśli ona sama się o to nie zatroszczy i tego nie dopilnuje, to nikt tego nie zrobi. Rozsunęła torebkę, szukając w niej butelki z wodą, ale jak na złość tej też nigdzie nie było. W końcu zirytowana odrzuciła torebkę i wstała, aby wyjść z powrotem na korytarz. Postanowiła, że poprosi Jonah, aby jej coś zorganizował, albo ewentualnie skoczy do automatu przy wyjściu. Kiedyś były w nim butelki z wodą niegazowaną i liczyła na to, że się nie zmieniło.

- Jonah! - krzyknęła głośniej, gdy pojawiła się na scenie, aby zlokalizować dźwiękowca.

- Co?! - odkrzyknął z przeciwległego końca, trzymając w dłoniach jakieś pudło. Alex jednak nie zapytała, o to co chciała, bo zauważyła kwiat słonecznika leżący przy jej scenariuszu na fortepianie i zaaferowana podeszła bliżej do instrumentu. Do słonecznika ktoś dołączył karteczkę i napisanych na niej kilka wyrazów.

Ty też jesteś seksowna

~*~

jak się wam podoba 6? 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top