3; upiór tej opery

alexis każdy swój dzień rozpoczynała tak samo. budziła się, robiła szybki trening na bieżni i jadła śniadanie. później biegła na uczelnie, aby ciągle się dokształcać. popołudnia natomiast spędzała w teatrze. rola christine spadła jej przed nos, jak grom z jasnego nieba, a blondynka od razu skorzystała. mówiono jej, że nadaje się idealnie, a ona pchana do przodu poprzez komplementy i pokłady ambicji zakorzenione w sobie od dzieciństwa, przykładała się, jak tylko najlepiej potrafiła. 

- jak to cię nie ma? - zmarszczyła brwi, trzymając telefon przy uchu. szukała przy okazji kluczy od teatru w torebce. umówili się z jonah na jedną z wielu prób, które były dla niej wyjątkowo ważne. - nie rób sobie ze mnie żartów. znowu. - dodała, podkreślając dobitnie ostatnie słowo.

- jeszcze mnie nie ma - dźwiękowiec ją poprawił. - stoję w korku, nic nie poradzę na to, że wybrałaś sobie godzinę, w której wszyscy kończą pracę. 

- nie zaczynaj znowu - przewróciła oczami, chociaż tego nie widział. - to nie jest moja wina, że zaraz po nas mają próby do jeziora łabędziego. 

- moja tym bardziej - wyrzucił z siebie, a później jego usta opuściła wiązanka przekleństw, a dłoń uderzyła w klakson. alex zrobiła zniesmaczoną minę, bo sama próbowała się wyleczyć z nadużywania brzydkich słów, ale coś jej nie wychodziło. - nie irytuj się, zaraz przyjadę. możesz zaczynać się rozśpiewywać. dasz sobie radę bez mojej obecności - dodał, a ona tylko wymruczała coś pod nosem. 

- no dobra, ale błagam, przyjedz w miarę szybko. nie chce być tu za długo sama - westchnęła, przekręcając klucze w zamku. było ich jeszcze kilka, a ona jakoś specjalnie zwlekała z wejściem do środka po ostatnim razie. czy tego chciała, czy nie, jej umysł zapamiętał tamten dzień i wizytę na strychu i delikatnie zaczęła się obawiać, że jednak ktoś może się tam kręcić. 

- strach cię obleciał?

- może.

- ha, wiedziałem. 

- jonah - skarciła go, a potem pokręciła głową. - pośpiesz się - dodała tylko na pożegnanie i rozłączyła się. telefon wylądował w tylnej kieszeni spodni, po czym blondynka pchnęła całym swoim ciałem drzwi, a następnie wpadła do środka. uderzył w nią specyficzny dla teatru zapach, ale też ciepło. właściciel opłacał rachunki, więc w deszczowe dni ogrzewanie funkcjonowało dosyć dobrze. z resztą nie tylko, bo raczej wszystko było działało raczej bez zarzutu. alex wrzuciła klucze do torebki, po czym powędrowała do szatni. zostawiła tam kurtkę i wszystkie niepotrzebne jej rzeczy, a zabrała nuty i tekst do upiora. znała go już na pamięć, ale warto było wszystko przećwiczyć wszystko jeszcze raz. albo razy kilkanaście. 

zatrzymała się jednak wpół kroku słysząc, jak z wewnątrz dobiegają ją bliżej nieokreślone dźwięki i czyjś śpiew. barwa była zdecydowanie męska, ale blondynka nigdy przedtem jej nie słyszała. 

- szefuncio kogoś zatrudnił? - zapytała samej siebie, zerkając na swoje odbicie w lustrze. w razie czego poprawiła włosy i popsikała się swoimi perfumami, aby jakoś się prezentować. wygładziła koszulę, po czym podreptała do głównej sali, gdzie na scenie znalazła siedzącego przy fortepianie młodego mężczyznę. ukryła się za jednym z filarów, aby móc go nieco bezczelnie podejrzeć, a raczej jego wspaniałą grę. nigdy jeszcze czegoś takiego nie widziała. 

tym kimś był oczywiście louis. ostatnimi czasy polubił schodzenie na dół, poza tym cholernie mocno brakowało mu jego ukochanego instrumentu. kiedy już grał, to robił to do późnych godzin nocnych. chyba, że pochłonęło go do tego stopnia, że potrafił ocknąć się dopiero następnego dnia przy otwieraniu i budzeniu całego budynku po nocy do życia. oczywiście nie zauważył, że ktoś mu się przygląda, a ośmielona alex zaczęła powoli stawiać małe kroki w jego kierunku. grzecznie poczekała, aż skończy grać jej ulubioną piosenkę i nieśmiało się uśmiechnęła.

- pięknie grasz - powiedziała, układając dłonie na pianinie. zmierzyła wzrokiem nowego i bezwiednie podgryzła wargę, bo był bardzo przystojny. nawet początkowo nie zwróciła uwagi na szramę na jego policzku, bo pierwszą rzeczą, jaka przykuła jej uwagę były oczy mężczyzny. piękne i błękitnie, trochę, jak ocean, w którym chyba mogłaby utonąć. szatyn odchrząknął, a później ich spojrzenia się skrzyżowały. 

- dziękuje - odpowiedział gładko. - a ty pięknie śpiewasz. ostatnio słyszałem. - dodał, wyjaśniając w ten sam sposób. nie dał się ani zaskoczyć, ani wyprowadzić z równowagi. 

- słyszałeś? - zainteresowała się i uniosła brew. zaczynała robić się ciekawa jego osoby. - nie widziałam cię tu nigdy wcześniej - dodała, wzruszając ramionami.

- bo od niedawna tutaj pracuje - wyjaśnił, a raczej skłamał, ale wiedział, że w to uwierzy. - muszę przyznać, że masz wielki talent. a twój głos jest cudowny. - dodał, tym samym ją komplementując.

- um, dziękuje - wymamrotała zakłopotana i zarumieniła się lekko. otrzymywać komplementy, to nie było dla niej nic specjalnego, ale dostawać komplementy od tak przystojnego mężczyzny to już było jednak, co innego. - naprawdę. dużo to dla mnie znaczy. wiele osób odradzało mi śpiew i aktorstwo. - dodała, powtarzając to, co już sobie wypracowała i uznała za stosowane, jeśli chodziło się o dzielenie się informacjami. 

- domyślam się, też przez to przechodziłem - wstał i posłał jej uśmiech, a później poprawił marynarkę. alex nawet nie zaświeciła się jakakolwiek lampka, była zaaferowana samą jego osobą. poza tym ubranie dodawało mu tylko tajemniczości, a także sprawiło, że zalała ja fala gorąca. - nie będę ci przeszkadzał, wiem, że chcesz poćwiczyć - posłał jej uśmiech, który specjalnie wyszukał, po czym zniknął za kotarą.

- poczekaj! - ocknęła się dopiero parę chwil później i pobiegła w tamto miejsce, ale louisa już nie było. - nawet nie wiem, jak się nazywasz... - dopowiedziała już sama sobie nieco rozczarowana. nie miała też pojęcia, czy jeszcze będzie miała okazję go spotkać. 

w tej samej chwili przyszedł jonah i pomimo tego, że wylewnie się z nią przywitał, blondynka nadal miała przed oczami tajemniczego szatyna. było w nim coś, co sprawiło, że nie potrafiła zając myśli tym, na czym powinna naprawdę się skupić. ponadto te jego oczy wciąż sprawiały, że po jej kręgosłupie biegał dreszcz. alex nie wiedziała dokładnie, co to wszystko znaczy, ani dlaczego się pojawiła. ale jedno już sobie postanowiła i była tego pewna: musi znów go spotkać. cokolwiek by się nie działo. 

~*~

musicie wybaczyć mi moją nieobecność, ale po koncertach ciężko mi wrócić do życia + planuje sobie coś nowego, a nawet kilka nowych cosi i samo to tak jakoś wychodzi

co sądzicie o rozdziale?

komentarze i gwiazdki mile widziane:)

red x


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top