9. Mianownik życia
Stoję jeszcze chwilę w miejscu patrząc tam gdzie na niebie zniknęła sylwetka jego statku. Dziwnie się czuję. Zastanawiam się dlaczego Poe tak bardzo się mną przejmuje.
Przecież jestem na swoim miejscu. Prawda?
Nagle czuję za sobą obecność. Znajome zabójcze sensacje w całym moim ciele, oznajmiają mi jego przybycie jak posłańcy. Odwracam się by spojrzeć na prześwitującą postać. Widzę jego przystojną twarz spowitą w blask i nagle czuję się odległa o lata świetlne od tej dziewczyny, która żegnała przyjaciela z ciepłym uśmiechem.
Nienawidzę tego jak tragicznie nie potrafię oddzielić wspomnień od emocji.
Stoi i patrzy na mnie jakby tym wzrokiem coś chciał mi powiedzieć. Jakby o coś chciał zapytać albo o coś mnie oskarżyć.
- Długo czekałem - wyraźnie czuję wyrzut.
- To mój przyjaciel, dawno się nie widzieliśmy - mówię, mijając go i idąc w stronę budynku.
- Dawno? Dłużej niż pięć lat? - jego podejrzliwy głos podąża za mną.
- Nie... - odwracam się patrząc na niego z powagą. Widzę zafalowanie jego świetlistej energii. Po chwili ruszam do domu, próbując nie pozwolić poczuciu winy mnie dosięgnąć. Wtedy bolało i teraz boli. Pięć lat nic nie zmieniło.
Wchodząc zostawiam za sobą otwarte drzwi, choć on ich nie potrzebuje. Nie potrafię przestać myśleć o tym czy naprawdę możemy zerwać to co nas łączy. Czuję się pijana.
BB8 wjeżdża z impetem do środka.
- Rozgość się, mały.
Zdejmuję ciężki płaszcz i wieszam na haku, po czym idę kamiennymi schodami w górę, w stronę biblioteki.
On podąża za mną w ciszy. Czuję na sobie jego wzrok.
Zamykam drzwi, aby droid nam nie przeszkadzał. Obawiam się, że gdyby zobaczył mnie mówiącą do siebie, od razu wezwałby Poego na ratunek mojej psychice.
Patrzymy na siebie. Jego oczy jasne i intensywne mimo bladości. Wzdycham głęboko, starając się nie myśleć o tej rozmowie jak o konfrontacji.
- Więc rozmawiajmy - zaczynam siadając przy stole, na którym leży rozkręcony droid.
Grzebanie w mechanizmach mnie uspokaja. Wieloletnia wprawa i odrobina talentu czynią ze mnie zdolnego mechanika. To wdzięczne zajęcie. Jeżeli masz dość cierpliwości i dokładności, naprawa nawet najbardziej zepsutych części to tylko kwestia czasu. Gdyby tylko na wszystko działała taka recepta...
Patrzę na niego z nagłym smutkiem. On odwzajemnia spojrzenie jakby czytał mi w myślach.
- Powiedziałeś, że nie jesteś... że... - nie dokańczam, uświadamiając sobie, że nigdy dotąd nie mieliśmy prawdziwej rozmowy - bez pośpiechu, bez wojny.
- Powiedziałem, że nie umarłem. W każdym razie nie do końca - wyjaśnia, znikając i pojawiając się nagle tuż za mną. Kątem oka widzę jak obserwuje pracę moich rąk, które nerwowo skubią kabelki wychodzące z ramienia droida. - Nie mogłem umrzeć w pełni - nieruchomieję.
- Dlaczego? - pytam cicho. Jego bezcielesna dłoń przesuwa się po krzywiźnie mojego policzka i w dół szyi. Czuję jak jego energia plącze się z moją - jak witają się po latach odseparowania. Dystans, który nas dzieli nieznacznie się przesuwa i przez ten moment irracjonalnie myślę o złapaniu go za rękę. Wyobrażam sobie jaki byłby jego dotyk, gdybym mogła go poczuć i przechodzi mnie dreszcz.
- Nie potrafiłem z ciebie zrezygnować - szepcze na wydechu i cofa dłoń. Odwracam się w jego stronę i zadzieram głowę patrząc na niego. Pozwalam ciężarowi tych słów wybrzmieć. Teraz widzę wyraźnie, jak wiele bólu ukrywa się za tą spokojną fasadą.
On mnie odsuwa od życia, a ja go od śmierci. Wisimy pośrodku niczego.
- Więc czym jesteś? - widzę, że nie chce mi odpowiedzieć. Prostuje się i cofa o krok, odwracając dotąd wlepiony we mnie wzrok.
- Jedyne co wiem, to tyle, że nie ma już dla mnie czasu, ani konkretnej przestrzeni. Mogę podróżować w dowolne miejsca, ale nigdzie nie jestem na długo. Mogę wracać do ciebie, choć to akurat sprawia mi trudność... - mówi łagodnie.
- Wiem - mówię marszcząc brwi. - Nasza więź się zmieniła - dodaję gorzko.
- W istocie - potwierdza, przechodząc po pomieszczeniu, wzdłuż regałów załadowanych księgami o skrzyniami z woluminami. Niemal widzę w nim chęć zajrzenia do nich, poznania ukrytej w nich wiedzy.
- Gromadzisz wiedzę - mówi cicho pod nosem.
- Czyli utknąłeś - powtarzam na głos swoje myśli, współczując. Potwierdza kiwnięciem. - Myślisz, że to się zmieni gdy umrę? - nagle jego oczy strzelają we mnie i posyłają mi niemal zabójcze spojrzenie. Mija długa chwila zanim odpowiada. Widzę jak realność mojego pytania powoli do niego dociera. Zaciska pięści opuszczonych po bokach dłoni. - Wiesz, że ja kiedyś... - mówię czując się z jakiegoś powodu winna tej prawdzie. Przecież pewnego dnia umrę. To jedno jest pewne.
- Nie umrzesz, Rey. Nie dopóki... - niespodziewanie ucina tą pełną ekspresji wypowiedź. - Nawet nie wiesz jak bardzo cieszę się, gdy widzę w tobie życie - dodaje posyłając mi żarliwe spojrzenie, które ogarnia mnie i sprawia, że na chwilę zapominam o temacie naszej rozmowy. Moje emocje - jak zwykle przy nim - są wypisane na mojej twarzy i nie potrafię nic ukryć.
- Nie żałujesz? - pytam, a moje słowa wiszą przez moment w ciszy między nami. Jego oczy rozświetla niesamowite światło, jego sylwetka prostuje się. "Nie" - mówi całym sobą.
- Rey - zaczyna, zbliżając się do mnie. Klęka obok mnie, patrząc mi uważnie w oczy. - Jesteś dla mnie wszystkim. - Jego dłoń sięga do mojej, ale przenika przez nią. Moje serce ściska się boleśnie, gdy cofa ją, rezygnując z gestu. - Jesteś mianownikiem mojego dziwnego życia.
//////////////////////////////
Będzie więcej - obiecała autorka.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top