11. Stęskniłaś się za mną?

Siedzę na dywanie przy kominku i staram się nie skupiać na mijającym czasie. Patrzę w ogień i po prostu czekam. Minęło wiele godzin, odkąd po raz pierwszy sama zainicjowałam kontakt.

Zaciskając zęby przedarłam się przez martwą barierę, która narasta na naszej więzi i zawołałam do niego. Jednak nie otrzymałam odpowiedzi.

Co takiego może robić?- myślę zirytowana. Dotąd skrzętnie wykorzystywał każdy moment, w którym mógł się do mnie dostać. Zaczynam podejrzewać, że jednak rozmyślił się i nie ma zamiaru pozwolić mi na przerwanie więzi.

Mimo takiej możliwości jestem pewna, że nie miałby oporów by powiedzieć mi to prosto w twarz. Znam go na tyle by wiedzieć, że jest mężczyzną, który w ogóle nie przejmuje się tym, co inni o nim myślą. Był.

Podciągam kolana pod brodę i okrywam się szczelniej kocem. Jest mi ciepło i dobrze. To przyjemna sceneria na moją melancholię.

Przypominam sobie jego gęstą energię, pełną agresji i siły, którą emanował gdy zobaczyłam go w wizji na Takodanie. Był wszystkim, czego należałoby się bać. Nieprzewidywalny, arogancki i potężny. Wtedy - w lesie - potrzebowałam zaledwie jednego spojrzenia by zrozumieć, że jeżeli mam trochę oleju w głowie, powinnam uciekać.

Uśmiecham się pod nosem na tą konkluzję.

Jestem pewna, że gdyby tamten potwór w masce, który przypiął mnie do krzesła, nie pokazał mi swoich pięknych, smutnych oczu, nie byłabym tam gdzie jestem teraz. Wszystko, co wydarzyło się potem wyglądałoby inaczej. Może zabiłabym go na Starkiller, a Najwyższy Porządek by upadł o wiele wcześniej?

Wzdrygam się na samą myśl, że mogłabym nigdy naprawdę go nie poznać.
Nie dotknąć.
Nie zrozumieć.

Przypominam sobie jak irracjonalnie wierzyłam, że jestem w stanie uleczyć jego rany po prostu z nim rozmawiając. Myślałam, że więź ułatwi wszystko. Nie wiedziałam jaki jest uparty. Tamten dotyk dłoni na Ahch-To, który tak bardzo nas połączył i tak tragicznie rozdzielił, był najpiękniejszą obietnicą przyszłości jaką widziałam. Pierwszą w moim całym życiu, w którą chciałam wierzyć.

Po mojej skórze przebiega dreszcz na samo wspomnienie.
Chciałabym znów zobaczyć przyszłość, w której czuję się jak w domu.

***

Podnoszę głowę z dywanu. Coś odnośnie huknęło w głębi holu, budząc moją czujność. To drzwi - uświadamiam sobie w panice.

Czy to wiatr?

Ogień dogasa i rzuca długie czerwone cienie na podłogę i ściany. Bebeate gdzieś przepadł. Wstaję powoli, nie spuszczając oczu z czarnego wnętrza korytarza.

Coś pod skórą mówi mi, że ktoś wszedł do środka, choć nikogo nie widzę, nie słyszę i nie czuję.

Powoli zbliżam się do progu salonu, by zajrzeć za róg. Nagle dostrzegam płynny ruch w głębi. Przez sekundę w mroku błyska fragment czarnego metalu. Wyłapuję ruch peleryny.

Oddech zamiera mi w piersi, gdy z ciemności wyłania się wysoka postać w czerni.

W znajomej masce.

Zasłaniam usta w szoku. Nie mogę się ruszyć. Nie mogę uwierzyć. Mój mózg nie działa na pełnych obrotach. Wiem, że coś w tym widoku się nie zgadza, ale nie potrafię określić co dokładnie. Strach odbiera mi resztki skupienia, gdy postać schyla głowę by przejść przez próg i staje w blasku czerwonego ognia zaledwie dwa kroki ode mnie. Płomienie tańczą na połyskliwej powierzchni hełmu.

Nagle jego dłonie sięgają do nasady szyi i wprawnym ruchem zdejmują maskę. Odrzuca ją w bok, jakby była tylko tanią zabawką. Metal brzęczy odnośnie na kamiennej podłodze.

Ja nie zwracam na to uwagi, nawet nie podskakuję na ten dźwięk bo stoję nieruchomo, zupełnie zahipnotyzowana jego spojrzeniem.

Świeża blizna ciągnie się od jego oka, przez policzek aż do szczęki i znika pod kołnierzem czarnej grubej koszuli. Dobrze wiem skąd ją ma. Patrzę mu hardo w oczy.

Te mroczne, przepastne oczy... One mówią do mnie słowa, których powstydziły by się jego lekko rozchylone usta. Ten wzrok wyżyna się we mnie, wypala na mojej duszy jakiś tajemniczy znak.

- Stęskniłaś się za mną? - pyta tonem, który nie zdradza nic. Jedynie bada i zwodzi.

Mam ochotę sięgnąć po mój miecz w pierwotnym odruchu, jednak on tego nie robi. Stoimy w dziwnym milczeniu i odrętwieniu.

O moją czaszkę coraz silniej uderza jakaś ważna myśl, ale nie potrafię jej złapać i ciągle mi umyka.

Czarne włosy okalają jego bladą twarz, dłonie ubrane w rękawice wiszą nieruchomo przy jego bokach. Czas staje w miejscu, gdy on jednym niespiesznym krokiem pokonuje dzielącą nas odległość. Pochyla lekko głowę, omiatając moje ubrane jedynie w cienką koszulę nocną ciało wzrokiem. O dziwo nie boję się i nie drżę. Szukam odpowiedzi na moje pytania w jego oczach, gdy wreszcie znów łapiemy kontakt wzrokowy.

Szybko zapominam czego szukam, pod wpływem tego spojrzenia.

Drżę. Patrzy na mnie z mieszanką nieufności i obezwładniającego głodu. Tak. Jego oczy są głodne. Władzy nade mną. Zrozumienia. Bliskości. Mnie.

Jest tak blisko i tak prawdziwy...

Palcem dłoni unosi mój podbródek. Pochylam się delikatnie w jego stronę i zadzieram podbródek by mógł lepiej zobaczyć moją twarz w blasku ognia.

Bierze szybki, urywany oddech i lekko zaciska usta. Chcę wiedzieć jakie słowa się w nich czają.

Teraz widzę wyraźnie różowe brzegi jego świeżej blizny. Nie myśląc za wiele, wyciągam dłoń i najdelikatniejszym z gestów, przesuwam czubkami palców po nierównej powierzchni.

Żałuję, że zadałam mu tą ranę.

Żadna potworna szrama i żadne ostre słowa nie potrafią mnie już przekonać, że oto stoi przede mną potwór. Dziś widzę w nim tylko przerażające zagubienie.

Dłoń podtrzymująca moją brodę przesuwa się na moją szyję. Dotyk sztywnej skóry materiału jego rękawicy na moim karku wywołuje ciarki. Lewą dłonią odsuwa mi włosy z twarzy. Drugą łapie moje palce gładzące jego policzek i prowadzi je by spoczęły na środku jego klatki piersiowej, tuż nad bijącym szybko sercem.

- Tęsknisz za mną czasami, Rey? - pyta tonem delikatnym i nienachalnym. Tak innym od tego, do którego przywykłam. Moje imię brzmi tak prawdziwie, gdy on je wypowiada.

Następnym co widzę jest jego gorące spojrzenie utkwione we mnie gdy jego usta powoli zbliżają się do moich. Dzielą nas zaledwie centymetry, czas płynie wolniej.

***

Kylo patrzy ze znudzeniem, jak Ben nerwowo przechadza się w tą i z powrotem. Ręce ma splecione za plecami i patrzy groźnie w podłogę.

- To co robisz jest złe! - krzyczy, cały wzburzony.

- Co masz na myśli? - pyta Kylo, jednocześnie niedbale wygładzając swoje ubranie. Lubił korzystać z obecności Bena do przyjrzenia się swojej prezencji. Szczególnie teraz, gdy zaczął znów ją widywać.

- Jak to co mam na myśli!? - krzyczy Solo zmienionym z wściekłości głosem - Nie możesz jej nachodzić i straszyć w jej własnych snach!

- Och, zapewniam cię, nie wyglądała na przestraszoną - odpowiada ze znaczącym uśmiechem. - Raczej coś przeciwnego.

- Nie chcę tego słuchać. Po prostu nie rób tego. To ją rani!

- Bardziej niż izolacja? Bardziej niż samotność? - pyta, wstając i podchodząc do Bena. Ten zatrzymuje się wpół kroku i mierzy Rena wzrokiem.

- Skąd możesz wiedzieć? - niemal wypluwa te słowa. Pogarda i obrzydzenie w jego oczach.

- Racja, przyjacielu - przyznaje i odchodzi w bok, uśmiechając się do siebie do nosem. - Ale wiem jedno. Ona nas przyciąga, a my nie jesteśmy w stanie się jej oprzeć - mówi. Wie, że te słowa rezonują w Benie.

- Nie możemy jej skrzywdzić - szepcze cicho, jakby do siebie. Jego emocje, głęboki żal i współczucie wypisane na jego twarzy. Kylo patrzy na to zainteresowany.

- A możemy oglądać jak pilot, albo ktoś inny zajmuje nasze miejsce? Czy możemy to znieść?

- Co mam teraz zrobić? - pyta rozgoryczony.

- Idź do niej

***

Ciężar tej świadomości spada na moja ramiona.

Nagle kątem oka dostrzegam zarys sylwetki. Stoi tam w szarej koszuli i szarych spodniach. Jego twarz gładka i wyraźnie skupiona na obserwowaniu mnie. Jego przezroczyste oczy patrzą na mnie jakby mogły zobaczyć moje myśli.

Budzę się z podskokiem. Mój wzrok natychmiast omiata pusty salon. Nie słyszę nic i nie widzę nikogo. Wtedy zauważam Bebeate uśpionego w stacji ładującej, w rogu pomieszczenia.

Poczucie straty oblewa mnie natychmiast zimnym wiadrem rzeczywistości.
To czego nie mogłam sobie przypomnieć we śnie to kilka znaczących szczegółów.
On nie żyje.
Nie powinnam całować Kylo Rena.
Nawet we śnie. 

//////////////////////////////////

Jak tam, trzymacie się jeszcze w fotelach? 
Ja uwielbiam te rozmowy Kylo-Ben...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top