Rozdział 18

~Rosalia~


Warczałam na wszystkich i na wszystko. Dawałam im jasno do zrozumienia, że ze mną się nie zadziera. I powinni to sobie zapamiętać, najlepiej do usranej śmierci!

Mój brat trząsł się z zimna. Rany, które mu zadałam były rozległe i poważne. Cierpiał przez swoją głupotę. Niepotrzebnie do tego wszystkiego doszło. Zła i wściekła na jego wilcze wcielenie, nie zwracałam uwagi na to co robię. Była taka chwila, że mogłam go zabić, czego bym nie zniosła.

Uniosłam dumnie głowę ku górze, patrząc na wszystkich ozięble, bez wyrazu.

~ Kto jest waszą Alfą?!

- Ty Luno!! - krzyknęli jak jeden mąż.

~ Ktoś jeszcze ma mi coś do powiedzenia?!

Cisza. I oto chodziło. Odeszłam od Morra, zmierzając w tłum ludzi. Stanęłam przed szatynem o ciemnych oczach. Odziany był w biały lekarski kitel. Najwyraźniej ktoś go wezwał. I dobrze.

- Mam go zabrać? - zapytał mnie nijako patrząc mi prosto w niebieskiego oczy. Warknęłam na niego znacząco.

~ Ratujcie go.

Lekarz uniósł sceptycznie brwi.

- Z tego co mi wiadomo, to teraz on nie jest nikim szczególny....

~ Powiedziałam, RATUJCIE GO! - uniosłam władczo ton głosu. Lekarz wzdrygnął się nerwowo. Nie odpowiadając podszedł szybko do zranionego basiora. Ja nie odwracając się za siebie, poszłam w stronę domu głównego. Nikt mnie nie zatrzymywał. Gdyby jednak ktoś się ośmielił, pożałowałby swojego czynu od razu. Nie byłabym litościwa. Ta era dobiegła końca.

Wchodząc po kilku schodkach, trąciłam zakrwawionym pyskiem drzwi. Otworzyły się szeroko, wpuszczając mnie. Pomieszczenie było czyste. Nic nie było w nim naruszone. Jedyne czego tutaj brakowało to nieprzytomnego cielska wilka.

- Nie ma go. - odpowiedziała kobieta o czarnych jak noc włosach i zielonych oczach, podchodząc do mnie szybkim krokiem. Przeniosłam na nią swoje lodowate spojrzenie.

- Kazał Ci przekazać, żebyś poszła do swojej prawej ręki, po czym udała się do swojego pokoju.

Zamroziłam ją lodowatym wzrokiem. Skuliłam troszkę uszy, ukazując swoje czerwone od krwi uzębienie.

~ Nie będę wysłuchiwać od jakiegoś zawszonego pchlarza rozkazów. - warknęłam zła.

- To nie jest rozkaz. Tylko prośba. A Tobie się to przyda.

Nie odpowiedziałam. Obeszłam Czester kierując się do pokoju Alicji. Jej sypialnia znajdowała się trochę daleko od mojej. Może nawet lepiej..?

Po kilku minutach marszu w wilczym wcieleniu, stoję naprzeciw dębowych drzwi. Podnoszę prawą łapę i drapię nią o drzwi. Po chwili się otwierają, a w progu staje moja kochana Alicja. Patrzymy na siebie w ciszy. Wpuszcza mnie bez słowa, a ja wchodzę posłusznie, a blond włosa wilkołaczyca zamyka za nami drzwi. Instynktownie wchodzę do łazienki, przemieniając się w człowieka. Było to bolesne. Rany które dostałam w prezencie od Venenora i Morreya były głębokie i wiedziałam, że zostaną mi po nich blizny. Krew wciąż spływała po moich kończynach. Odwróciłam się, zamykając na klucz drzwi od środka. Podeszłam do kabiny prysznicowej, wchodząc do niej, włączyłam, przekręcając kurek, wodę. Była wrząca. Dotykając moją skórę, syczała przy następnych spadających kropelkach wody. Odchyliłam głowę do tyłu, przymykając ociężałe powieki. Oddychałam ciężko. Skupiłam się na szumie wody. Pływających w niej rybach. Jak delikatny wiaterek porusza liśćmi w koronach drzew. Tak myśląc, uspokajałam się powoli.

Po kilku minutach, wyszłam z kabiny prysznicowej, sięgając po puchaty szmaragdowy ręcznik, wycierałam się ostrożnie, żeby zbytnio nie zadać sobie zbędnego bólu. Zauważyłam na pralce kupkę ubrań. Podeszłam do nich. Z zainteresowaniem wymalowanym w oczach, wybrałam ciemny T-shirt, ciemne, przylegające dżinsy i trampki. Oczywiście ubierając na początek czarną koronkową bieliznę.

Wysuszyłam włosy i nie malując się, wyszłam z pomieszczenia, otwiczając drzwi.

Na jasnym fotelu siedziała Alicja z głową ciemno szarego wilka, trzymając papierosa w ręku. Wiedziałam, że lubi momentami sobie zapalić. Ale nigdy nie robiła tego przy mnie. Na kolanach miała jedną ze swoich ulubionych książek. Była gruba o ciemnej okładce.

Spojrzała na mnie swoimi wilczymi oczami, które emanowały bielą. Była chłodna i stanowcza. Dlatego była moją prawą ręką i wierną przyjaciółką. Stałam tak chwilę w progu, aż nie zamknęłam za sobą drzwi i szybkim krokiem usiadłam na duże łóżko przyjaciółki. Alicja nie spuszczała przy tym ze mnie swoim wrogich oczy. Najwyraźniej musiała wszystko widzieć i nie jest tym faktem zadowolona.

- Musisz iść. - odpowiedziała poruszając przy tym wilczą szczęką. Skinęłam delikatnie głową.

- Jednak, chcę, żebyś później do mnie przyszła. Musimy porozmawiać. - mówiła rzeczowo, nie owijają przy tym w bawełnę. Jeszcze raz przytaknęłam i wyszłam z jej pokoju, nie odzywając się, zamknęłam za sobą drzwi i niechętnie szłam w kierunku mojego pokoju. Pokoju Alfy. Coś ewidentnie nie dawała mi spokoju. Coś mnie tak rozpraszało, że nie byłam w stanie myśleć o niczym innym.

~ Obie jesteśmy... dziwne... - skarżyła się nie chętnie Ahira. Prychnęłam cicho pod nosem.

~ Szybko się budzisz. - odpowiedziałam sztywno.

~ Masz coś do mnie?! - zakołysała mentalnie swoim dużym ogonem w mojej głowie, ukazując mi przy tym swoje wielkie niezadowolenie.

~ Tak.

Ucięłam tą rozmowę, bo nie widziałam sensu, żeby ją dalej ciągnąć. Byłam coraz bliżej owego spotkania, bo tak przynajmniej sądziłam. Musiał tam czekać. Nie było innej opcji. Przynajmniej ja takiej nie widziałam.

~ Zdajesz sobie...

~ Nie mam ochoty, ani czasu z Tobą rozmawiać. - wtrąciłam się, dając jej jasno do zrozumienia, że nie chcę z nią rozmawiać.

Zamilkła tak jak powiedziałam swoje ostatnie mentalne słowa.

Po chwili stałam przy swoich drzwiach. Nie bałam się tam wejść. Po prostu miałam złe przeczucia, że może się coś wydarzyć, a tego bym nie chciała.

Odetchnęłam raz i drugi, żeby się uspokoić, po czym chwyciłam za klamkę i weszłam do pokoju z trzaskiem zamykając za sobą drzwi. Przede mną stał, do połowy goły Venenor. Jego tors zdobiły rozmaite cienkie i grube blizny. Był dobrze umięśniony, a w dłoniach trzymał mój czerwony ręcznik. Skanowałam go obojętnym wzrokiem, rozważając, co powinnam zrobić w tej chwili.


~Venenor~


Wyszedłem szybko z łazienki, ocierając się czerwonym, miękkim ręcznikiem. Tors miałem obnażony. Na sobie miałem Jednynie ciemne przylegające spodnie, które troszkę zwisały mi z bioder. Stanąłem pośrodku pokoju, trzymając w dłoniach czerwony materiał, aż drzwi, przed którymi stałem, się nie otworzyły, po czym zamknęły się równie szybko. Przede mną stała Rosalia. Ubrana była w ciemne ciuchy, dobrze opinające jej ciało. Włosy koloru ciemnego kasztanu miała jeszcze lekko wilgotne, jednak i tak trochę się jej falowały. Oczy miała stanowcze, bezwzględne i wyprane ze wszelkich uczuć. Patrzyła się na mnie tak lodowato, że sam poczułem się dziwnie.

~ Nie, nie dziwnie. - sprostował mnie Hades.

Zignorowałem go na tyle, na ile umiałem. Przypatrywałem się kobiecie, która skanowała mnie swoimi ciemnymi oczami od góry do dołu, trochę zbyt długo, zatrzymując się na moim nagim torsie. Zauważyłem w jej oczach delikatną zmianę. Wydawała się zainteresowana. Choć wydawała się zniesmaczona tym wszystkim. Oboje staliśmy w ciszy, patrząc na siebie czujnie, spodziewając się wszystkiego i niczego.

~ Powiesz coś wreszcie? - wysyczał czerwonooki.

- Usiądziesz? - zapytałem wskazując jej obszerne łóżko. Bez odpowiedzi, podeszła w jego stronę i usiadła na jego skraju, mocno zaciskając palce na kolanach. Nie odwracałem od niej rozpalonego wzroku.

Dziwnie się czułem, tak o niej myśląc. To wszystko wydawało się nieprzyjemne i krępujące dla nas dwojga. Nie patrzyła się na mnie. Oczy miała wlepione w swoje smukłe, długie palce.

~ Jeżeli chcesz coś osiągnąć, to teraz masz szansę, drugiej takiej mieć nie będziesz. - wtrącił się. Miał rację. To co przy niej odczuwałem było dziwne. Pierwszy raz czułem coś do kobiety, która budziła we mnie takie, a nie inne emocje.

Podszedłem do niej, lekko dotykając jej ramienia. Spięła się. Przymknęła powieki, oddychając ciężko. Nic nie powiedziała. Uznałem to za pozwolenie. Odrzuciłem od siebie czerwony ręcznik, dotykając drugiego ramienia Rosali.

Nie opierała się. Dotykałem jej ramion tak delikatnie, na ile było to z mojej strony możliwe.

~ Cackasz się...

~ Stul pysk! - warknąłem na niego, tak że ucichł.

Zauważyłem na pełnych ustach Rosali szyderczy, delikatny uśmiech. Podniosłem wysoko jej podbródek, całując namiętnie jej usta. Odwzajemniła moje pocałunki, bardziej je pogłębiając, dotykając mojej szyi i ciemnych włosów. Muskała mnie swoimi palcami, pieszcząc przy tym moją okaleczoną skórę.

Naparłem na nią, pozwalając by opadła na materac. Pogłębiłem kolejny pocałunek, dotykając jej talii, biodra i piersi. Zawarłem w nim swoją gorycz, agresję i namiętność. Ona jednak nie chciała na tym pozostać. Oparła się łokciami o łóżko i zaczęła szaleńczo całować. Walczyć o dominację...
Była głodna. Nie chodzi mi o głód, gdy się nie je. Całowała z takim głodem, który zapierał dech w piersiach. Już prawie siedziała, nadal nie otwierając powiek. Była pewna siebie, zbyt pewna. I to mogło ją zgubić. Pozwoliłem by moje dłonie porosły długie pazury, które następnie delikatnie robiły szlaczki na jej skurze delikatnie ją podrażniając. Była bardzo skupiona. Swoje dłonie oparła na mojej klatce piersiowej, badając pewnie bicie mojego oszalałego serca. Prychnęła cicho, unosząc się do klęczek. Patrzyłem na to co zamierza ze mną zrobić z delikatnym niepokojem.

~ Z tego co mi wiadome, to ty jesteś facetem, ty powinieneś tutaj dominować...

Zignorowałem go. Łaknąłem jej dotyku na sobie. Jej ust na moich. Żeby otworzyła swoje piękne oczy.

Również zrobiłem to co ona. Nieświadomie. Powaliłem ją swoim ciężarem na łóżko, szybko ściągając z niej bluzkę wraz z biustonoszem, który tan seksownie opinał jej piersi, że w spodniach zrobiło mi się ciasno. Sapnąłem kiedy ona jedną ręką rozpięła mój zamek od spodnie, odpinając guzik zsunęła mi je wraz z bokserkami na dół. Swoją wilczą siłą przewróciła mnie na plecy, a ona usiała na mnie okrakiem, ujmując w swoją smukłą dłoń mój członek. Wstrzymałem powietrze kiedy zaczęła nią powoli, ale boleśnie poruszać. Jęknąłem przeciągle, unosząc biodra ku górze. Chciałem aby to zakończyła, abym teraz ja mógł się pobawić, jednak nie zamierzała na tym poprzestać. Zniżyła swoją cudną głowę na dół, otwierając w końcu swoje oczy. Był iście błękitne. Tak błękitne, że niemal się w nich zatraciłem. Uśmiechnęła się do mnie szyderczo ze złowieszczym błyskiem w tych jakże urzekających oczach. Polizała go od dołu, aż po samą główkę. Stęknąłem odrzucając głowę do tyłu. Nie mogłem racjonalnie myśleć. Ta kobieta odbierała mi wszystkie zmysły pozostawiając po sobie jedynie chaos.

Nadal mnie dręcząc, lizała go tak powoli i złowieszczo, że czułem jak się uśmiecha, następnie wkłada go do ust, a ja zasysam powietrze przez zaciśnięte zęby. Porusza głową rytmicznie. Ja wychodzę biodrami jej na przeciw. Jedną dłoń kładę na jej głowie, żeby móc poczuć większe, bardziej erotyczne doznania. I to czułem. Jej usta są do tego stworzone. Co jakiś czas mnie kąsało, lizała i ssała. Nie! Nie dojdę tak. Wstałem gwałtownie, podnosząc ją tak, żeby dosłownie ściągnąć, a raczej rozerwać to co miała na sobie. Położyłem ją brutalnie na plecach, pozbawiając spodni i koronkowych, smacznych majtek. Swoimi ustami lizałem jej piersi, a prawą ugniatałem drugą. Kąsałem i całowałem ją, aż przyszła na zjazd ku podbrzuszami. Nie zważałem na jej ciche jęki protestu. Moje usta teraz nie znały litości. Językiem pieściłem jej lewe biodra, po czym przeszedłem do drugiego. Swoimi dłońmi rozchyliłem jej uda, doznając dumy. Była tata mokra i gorąca. Czekała aż dam jej chwilę spełnienia. Posłałem jej długie, złowrogie, erotyczne spojrzenie z pod rzęs. Następnie moje usta zaatakowały jej kobiecość tak brutalnie, że ona sama sapnęła przerażona. Włożyłem w nią dwa palce i robiłem to, co chciałem osiągnąć. Całowałem ją, i masowałem od środka. Rosalia wygięła się w łuk, przyciskając swoimi rękoma moją głowę do siebie. Podgryzałem, lizałem i całowałem, potęgując tym wszystkim jej doznania.

Nie chciałem, żeby tak dochodziła, dlatego szybko przerwałem swoje tortury i wszedłem w nią tak gwałtownie, że sama krzyknęła z bólu. Nie zwracałem na to uwagi. Była moja. Zniżyłem swoją głowę do jej prawego ramienia. Lizałem to miejsce. Nie przestając się szybko poruszać. Czułem jak Rosalia sztywnieje pode mną, a ja zaraz za nią. Wgryzłem się w nią tak brutalnie, że krzyknęła tak głośno, aż zabolały mnie uszy. Oddychała spazmatycznie. A chwilę później wbiła mi swoje pazury w plecy dochodząc krzycząc moje imię, a ja eksplodowałem w niej sekundę później potęgujące wszystkie doznania.

Rosalia i ja poruszaliśmy się w sobie, po czym zepchnęła mnie z siebie i z wściekłym, ale kokieteryjnym spojrzeniem zaczęła mnie ujeżdżać. Oddychałem ciężko. Moja klatka piersiowa unosiła się zbyt szybko. Teraz to moja dziewczynka pochyliła się nade mną całując namiętnie  prawe ramię, po czym wgryzała się brutalnie, ale ja momentalnie podskoczyłem biodrami wpychając się w nią głębiej i głębiej, aż oboje w tym samym czasie nie doznaliśmy strasznie mocnego doznania.

Ros opadła na moją klatkę piersiową zapadając w sen, a chwilę po tym wszystkim zasnąłem śniąc o tym co zaszło.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top