4

Dazai nie bardzo spieszył się do mieszkania rudzielca. Właściwie to najchętniej wcale by tam nie szedł, ale...No właśnie "ale". Nie miał wyjścia. Wolał załatwić tą sprawę szybko, a potem mieć już spokój. Tym bardziej, że znając Nakahare, mężczyzna mógłby stwierdzić, że Dazai celowo zabrał mu telefon, lub cokolwiek równie niedorzecznego. Z każdym krokiem stawianym na chodniku jednej z uliczek Jokohamy Osamu czuł narastającą w nim niechęć. Niechęć zarówno do niższego i odwiedzania go w domu, ale także niechęć do siebie. W końcu na własne życzenie wpakował się w teki bagno. To, że był pijany na pierwszy rzut oka jest świetnym usprawiedliwieniem, ale w gruncie rzeczy nie wyjaśnia niczego. Skoro wzięli ślub to znaczy że musieli tego chcieć. Gdyby było inaczej nawet ilość wypitego alkoholu i jego zawartość procentowa niczego by nie zmieniła i nie byłaby w stanie popchnąć ich do takiej decyzji. Z resztą do cholery kto normalny udziela ślubu dwóm pijanym mężczyznom?! Do tego tak z marszu bez żadnego przygotowania i ustalenia terminów. Miał szczerą nadzieję, że to tylko jakiś głupi żart albo zemsta za te wszystkie sytuacje kiedy współpracownicy mieli go dość. Jednak pieczątka na akcie ślubu jak i sam akt były w stu procentach prawdziwe i nic nie mógł na to poradzić nawet jeśli bardzo by chciał. Pozostaje mu spróbować unieważnić tą farsę jaka było ich pseudo małżeństwo. Brunet ciężko westchnął. Normalnie cieszył by się że ma okazję do zdenerwowania niższego sama swoją obecnością, jednak tego dnia nie miał ochoty dosłownie na nic a już na pewno nie na spotkanie z tą chodzącą nienawiścią do niego. Z każdym krokiem Dazai rozważał wycofanie się. Może lepiej byłoby wrzucić mu telefon do skrzynki pocztowej licząc, że się zmieści, a sam Chuuya wreszcie sprawdzi pocztę mimo, iż nigdy tego nie robi. Mógłby też wysłać mu komórkę pocztą, jednak tu pojawia się ten sam problem: rudzielec nie zagląda do skrzynki pocztowej. Tłumaczy to tym ,że zwykle nie ma na to czasu albo mu się nie chce, choć prawda jest taka, że najzwyczajniej w świecie zgubił kluczyk. Osamu mógłby też przekazać urządzenie komuś z mafii aby ten ktoś przekazał je Nakaharze tylko, że wtedy mógłby pójść najprawdopodobniej do budynku, w którym przesiaduje Mori, a chwilowe zawieszenie broni pomiędzy mafią portową, a zbrojną agencją skończyło się poprzedniego wieczora więc już na starcie mógłby wpakować się w ogromne tarapaty. Ostatnią opcją na jaką mógł wpaść jego skacowany mózg było to, aby przekazać telefon, którejś z sąsiadek, jednak nie miał pewności, że na kogokolwiek trafi. Warknął pod nosem i zatrzymał się przed drzwiami do klatki schodowej. No cóż nie będzie dzwonił domofonem aby nie rozzłościć swojego mężusia. Trudno musi wrócić do swojego kochanego domu i poczekać na lepszą okazję do oddania telefonu niższemu. Jak na złość akurat w trakcie jego rozmyślań z klatki wyszła starsza pani, której brunet (jako, że jest miłym i pomocnym młodym mężczyzną) przytrzymał drzwi i wśliznął się do środka po czym ruszył na górę skacząc po stopniach schodów w głębi duszy licząc, że może spadnie i nie tylko zrobi sobie krzywdę, ale też nie będzie musiał odwiedzać Chuuyi w jego mieszkaniu. Oczywiście wygodnie byłoby wziąć windę, ale to byłby szybszy sposób, a on chce jak najbardziej wydłużyć czas do ich nieuniknionego spotkania. Gdy wreszcie po dłuższej chwili wchodzenia po schodach i kilku przystankach ponieważ "bardzo się zmęczył" (co było oczywistą nieprawdą ponieważ jego kondycja była świetna) zatrzymał się przed jasnymi drzwiami apartamentu na szczęście już byłego współpracownika i wiedząc jak rudzielec tego nie lubi zadzwonił dzwonkiem. Zza drzwi dało się słyszeć soczystą wiązankę bluzgów i stuknięcie kieliszka odkładanego z impetem na stolik. Po chwili rozległy się głośne kroki i szczęk zamka

-Do cholery kogo tam niesie?!- warknął Chuuya, który pojawił się w uchylonych drzwiach. Na pierwszy rzut oka dało się zauważyć, że troszeczkę za bardzo rozluźnił się winem. Niższy gdy tylko zauważył kto jest jego gościem prychnął i zmierzył go morderczym wzrokiem - Czego tu chcesz idioto?- zimne spojrzenie rudzielca spotkało się z pobłażliwym wzrokiem brązowych tęczówek wyższego

-Przyniosłem ci twoją zgubę- mruknął cicho Dazai nie dając się wytrącić z równowagi przez złośliwe komentarze po czym wyjął z kieszeni komórkę męża. Niebieskooki wyrwał mu urządzenie i warcząc pod nosem ciche "dzięki" co było do niego zupełnie niepodobne zatrzasnął drzwi swojego mieszkania, a raczej spróbował zatrzasnąć. W szparze pomiędzy drzwiami, a futryną utkwiła uniemożliwiająca zamknięcie mieszkania stopa bruneta, który postanowił wykorzystać okazję i trochę zdenerwować tego uroczego karzełka -Co jest Chuu? Nie wpuścisz swojego męża do środka?- zapytał posłając mu złośliwy uśmiech i aż zanadto akcentując słowo mąż. Jakież było jego zdziwienie gdy drzwi z cichym westchnieniem niższego ustąpiły, a on został wpuszczony do środka.

Mam nadzieję, że rozdział się podobał. Za wszystkie błędy przepraszam, ale jestem leniwa i nie chciało mi się sprawdzać

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top