23
Kobieta z delikatnym uśmiechem zrzuciła ze stóp brązowe buty, które nijak nie pasowały do tradycyjnego kimono, ani tym bardziej do jasnego płaszcza narzuconego na ramiona. Powiesiła okrycie na jednym z wolnych haczyków i zmierzyła zdenerwowanego mężczyznę wzrokiem. Chuuya dziękował w duchu wyższemu iż tym razem przyszedł do niego bez swojego płaszcza. Gdyby przyjaciółka zobaczyła to charakterystyczne ubranie od razu wiedziała by kto jest tym tajemniczym znajomym, którego przedstawienia jej tak bardzo boi się rudzielec. Na usta niższego wkradł się zaniepokojony nerwowy uśmiech, który trochę nieudolnie miał ukrywać jego zdenerwowanie. Nigdy wcześniej nie bał się relacji kogokolwiek aż tak bardzo jak teraz. Co ma zrobić? Wyprosić ją? Wtedy na pewno zrobiła by się podejrzliwa i jeszcze bardziej ciekawa. Jeśli już zobaczy u niego Osamu, a to stanie się prędzej czy później, jak to wytłumaczy? Powie, że musieli coś omówić w kwestii ich współpracy? Nie uwierzy w taką głupotę... Nakahara nawet gdyby od tego miało zależeć jego życie i praca nie zaprosił by do siebie bruneta, a przynajmniej wszyscy tak myślą... Może powinien udawać głupiego..? Nie... To tym bardziej nie przejdzie. Jednym rozwiązaniem jest powiedzenie jej wszystkiego. Chyba spali się ze wstydu jeśli będzie musiał wytłumaczyć, że wziął z nim ślub do tego pod wpływem alkoholu. Pozostaje mu liczyć tylko na to, iż Dazai zorientował się kto go odwiedził, w co rudzielec szczerze wątpił, i gdzieś się ukrył. Ozaki roztaczająca wokół siebie swoją zwyczajową aurę pewności siebie ruszyła w stronę salonu połączonego z kuchnią dzierżąc w dłoni małą parasolkę kryjącą w sobie katanę, z którą nigdy się nie rozstawała. Na jej ustach gościł filuterny uśmiech pełen wyższości. Czuła się jakby odniosła mały triumf nad przyjacielem. Oboje byli bardzo uparci jednak zazwyczaj to ona była na wygranej pozycji. Chuuya był do niej na tyle przywiązany, że nie umiał znieść jej wyzywającego spojrzenia przez dłużej niż minutę przez co szybko się poddawał. Była jedyną osobą w całej Portowej Mafii, która miała na niego tak duży wpływ... oczywiście nie licząc przeklętego Dazaia, który już na szczęście nie należał do tej samej organizacji co ona dzięki czemu nie musiała ukrywać swojej jawnej niechęci do niego i żądzy mordu, która w niej rosła. Osamu zawsze ją irytował. Był dużo młodszy, a nie wyrażał się z szacunkiem, wywyższał się i do tego był jej równy stanowiskiem. Nigdy nie mogła znieść tego smarkacza, a kiedy przyłapała go razem ze swoim podopiecznym w niedwuznacznej sytuacji musiała się na prawdę powstrzymywać żeby nie zrobić mu krzywdy. Przez wystarczająco długi czas ukrywała swoje prawdzie odczucia pod płaszczykiem przyjaźni i chęci współpracy. Teraz już nie musi się powstrzymywać dlatego gdy tylko nadąży się po temu okazja dopilnuje aby brunet zapłacił za to wszystko czego przez niego doświadczył rudzielec. To, że ją irytuje jeszcze by zniosła bo wbrew pozorom wyprowadzenie jej z równowagi nie jest wcale takie trudne, jednakże nigdy nie wybaczy mu łez niższego, które przez wystarczająco długi czas plamiły jej ramię. Egzekutor niepewnie podążył za przyjaciółką będąc już w pełni przygotowanym na ewentualną ingerencję pomiędzy tą dwójkę. Nigdy nawet w tych najbardziej absurdalnych snach nie przypuszczał, że nastąpi dzień w którym będzie podtrzymywał Kouyou przed zabiciem lub nawet zranieniem tego cholernego samobójcy. W większości snów to on był tym, który musiał być powstrzymywany, nigdy natomiast nie powstrzymującym. Zatrzymał się z cichym jękiem gdy świdrując wzrokiem podłogę wpadł na plecy przyjaciółki, która zatrzymała się bez słowa tuż przed kuchnią.
- Zaraz się zacznie...- szepnął pod nosem gotowy żeby w razie potrzeby użyć nawet zdolności. Minęła minuta, jedna, druga, trzecia... Zamiast wybuchu gniewu, krzyku czy też dobycia miecza była tylko cisza przerywana jego niespokojnym oddechem i miarowym tykaniem zegara. - "Co jest?!"- warknął w myślach i podniósł wzrok na kuchnię wchodząc bardziej do salonu. Jego błękitne oczy otworzyły się w ogromnym szoku. Głośno przełknął ślinę nie widząc nigdzie Dazaia. Świetnie. Co teraz powie? Że jego tajemniczy przyjaciel znikną? A może poszedł do łazienki? Ozaki nastawiła się na poznanie jego potencjalnej nowej miłości, która w rzeczywistości jest miłością z odzysku. Westchnął ciężko i zerknął kątem oka na milcząca rudowłosą
- No i gdzie ten twój znajomy?- zaczęła opierając parasolkę o wyspę kuchenną i po chwili siadając na jednym z krzeseł. Chuuya z niedowierzaniem patrzył to na pustą kuchnię, to na moszczącą się na krześle kobietę, która nerwowymi ruchami poprawiała sobie fałdy kimona najprawdopodobniej na wypadek gdyby tajemniczy gość jednak się skądś pojawił - Rany... Mówiłam ci żebyś załatwił tu jakieś wygodniejsze siedzenie...- westchnęła i złożyła mocno zarysowaną brodę na dłoni opartej łokciem o blat - Skoro nikogo tutaj nie ma to wypije herbatę i ucieknę...- mruknęła zawiedziona i nieco zmartwiona.
Jak zwykle mam nadzieję, że się podobało. Nie sprawdzony. Do następnego
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top