12

Wyższy przeciągnął się i z błogim uśmiechem spojrzał w stronę okna, za którym gwiazdy błyszczały w całej swojej okazałości, a ich delikatna blada, srebrna poświata padała strumieniami na podłogę tuż pod niezasłoniętym oknem, z którego doskonale widać było całe pogrążone w głębokim śnie miasto. Jedynie nieliczni, których zmusiły do tego okoliczności opuszczali swoje domy o tak później porze. Brunet westchnął ciężko patrząc na nocne rozgwieżdżone niebo i uśmiechnął się lekko. Jak do tego doszło, że teraz leży zupełnie nagi w łóżku swojego największe utrapienia? Kiedy to się stało? Wszystko działo się tak szybko...Nawet nie zorientował się kiedy zaczęło mu zależeć na niższym od siebie kochanku. Miał nadzieję, że tym razem już wszystko ułoży się dobrze. Na prawdę nie chciał już dłużej być w oczach rudzielca nieczułym dupkiem, który umie tylko ranić. Z cichym westchnieniem wyciągnął dłoń w stronę siedzącego z podkulonymi nogami przyciągniętymi do kartki piersiowej Chuuyi. Po pokoju rozległ się głuchy plask. Dazai szybko zabrał brutalnie odtrąconą dłoń i objął ją drugą ręką po czym spojrzał w stronę nagiego skulonego mężczyzny. Jego długie ogniste włosy zasłaniały mu pole widzenia opadając kaskadami rudych fal na jego twarz. Wbijał swój opuszczony wzrok w obrączkę na swojej ręce, którą obejmował kolana. Pociągnął nosem próbując uspokoić nerwy i odgonić cisnące się do oczu łzy. Nawet nie spojrzał w stronę kochanka. Nie chciał patrząc mu w oczy, ani tym bardziej być przez niego w jakikolwiek sposób dotykany. Brunet uważnie przyjrzał się Nakaharze i delikatnie uśmiechnął się widząc swoje dzieło. Chuuya był przykryty kołdrą podobnie jak on tylko do pasa przez co na jego bladej skórze doskonale było widać krwiste i dość duże malinki. Dazai zmarszczył brwi widząc, że ciało męża drży. Jest mu zimno..? Nie wtedy po prostu by się przykrył. Jego kochanek nie drży, a raczej trzęsie się miarowo jakby... płakał... Ale dlaczego? Przecież nie ma powodu do płaczu...Prawda? Wyciągnął do niego rękę i delikatnie pogładził go po udzie

- Co się dzieje Chuu?- mruknął zauważając spływające po policzkach niższego łzy i słysząc cichy stłumiony przez dłoń przystawioną do ust szloch

-Nie dotykaj mnie- pisnął przez zaciśnięte gardło i odepchnął od siebie natarczywą dłoń bruneta z obrzydzeniem malującym się na jego twarzy. Skrzywił się widząc skrzywdzony i jednocześnie zdziwiony wyraz twarzy wyższego. To było dla niego zbyt dużo. Jeszcze kilka dni temu nie mieli ze sobą praktycznie nic wspólnego nie licząc pracy, którą mieli do wykonania, a teraz tak po prostu wylądowali razem w łóżku. Co ten cholerny Dazai sobie wyobrażał? Że po tym wszystkim przyjdzie powie "Nie chciałem żeby tak wyszło" i wszystko będzie cudownie? Nie! To co było kiedyś już nigdy nie wróci, a ich seks i wszytko co wydarzyło się od tamtej nocy było dużym błędem. Już jutro pójdzie do urzędu stanu cywilnego, w którym brali ten pożal się Boże ślub i zrobi wszystko żeby unieważnić te farsę.      -Brzydzę się tobą- mruknął kierując zapłakany wzrok na szafę z ogromnym lustrem stojącą tuż obok łóżka. "I sobą też"- dodał w myślach. Widział swoje odbicie lepiej niż by chciał mimo, iż jedynym źródłem światła oprócz gwiazd za oknem była mała lampka stojąca obok łóżka. Jego cały tors i szyja były pokryte malinkami. Na samą myśl, że tak bezmyślnie dał się ponieść emocjom i długo skrywanym pragnieniom robiło mu się niedobrze. Miał ochotę wyć i właśnie to robił szlochając pod nosem. Jak mógł oddać siebie, swoje serce i ciało takiemu komuś jak Osamu? Na pewno teraz znowu będzie cierpiał. Znają się już dość długo i nawet nie musiał patrząc na twarz wyższego aby wiedzieć na czym mu zależy. Dazai nie chciał stałej relacji, nie zależało mu na prawdziwym uczuciu tylko na uciechach cielesnych. Chuuya tak nie chciał. Nie miał zamiaru być zabawką w rękach tego maniaka samobójstw. Dazai miał bardzo zły zwyczaj wykorzystywania innych, ale rudzielec się tak łatwo nie da zmanipulować...Tylko, że właśnie dał się złapać w miłosne sidła zastawione przez bruneta. Jego uczucia znowu zostały wykorzystane, a on tak nie chciał. Nie chciał się bawić. Pragnął tylko spokojnie żyć u boku ukochanego. Czy to zbyt wiele?

- Ale Chuuya...- szepnął i usiadł patrząc na niższego unikającego zaciekle jego wzroku. Wyciągnął dłoń i pogładził delikatnie mokry od łez policzek kochanka

- Daj spokój Dazai...Ja tak nie mogę. To był błąd- szepnął choć tak na prawdę wcale nie żałował. W końcu pragnął tego od tak dawna - Ubierz się i wyjdź- westchnął naciągając na siebie kołdrę aby zasłonić swoje nagie ciało. Osamu widząc zachowanie kochanka postanowił się wycofać i już nie naciskać aby nie pogorszyć i tak nienajlepszej sytuacji. Szybko założył spodnie i pocałował rudzielca w czubek głowy po czym poszedł założyć leżącą na podłodze w przedpokoju koszule

- Chuuya- mruknął z delikatnym uśmiechem stojąc już ubrany w drzwiach sypialni załamanego mężczyzny - Byłeś cudowny moje słońce- szepnął i mrugnął do niego po czym wyszedł zostawiając zawstydzonego rudzielca samego.

Rozdział nie sprawdzony. Mam nadzieję, że się podobało

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top