Opowiadanie jest częścią prezentu urodzinowego dla mojej kochanej przyjaciółki. Jeszcze raz wszystkiego najlepszego, Ming!

Szedłem powolnym krokiem przez długi korytarz wiszących na ścianach zdjęć. Niektóre z nich przedstawiały będące od wielu lat w muzycznej branży zespoły, inne zaś zrobione zostały dopiero niedawno. Nawet soliści, mimo braku towarzystwa, uśmiechali się równie promiennie.

- Jung Hoseok! - usłyszałem nagle krzyk któregoś z trenerów. - Pośpiesz się!

Posłusznie przyśpieszyłem więc kroku aby jak najszybciej znaleźć się z powrotem w sali ćwiczeń. Kiedy to wszystko się skończy? Miesiące nieustannych przygotowań wciąż tylko zamieniały się w lata, a wraz z ich upływem traciłem nadzieję na to, że kiedykolwiek doczekam się swojego debiutu. Czy dotrwam w końcu do chwili, w której tak jak przedstawieni na fotografiach artyści, stanę na scenie? Niczego nie pragnąłem bardziej jak widoku moich własnych fanów z radością wykrzykujących moje imię czy też leżącej na sklepowej półce płyty, której tworzenia byłbym częścią.

Kiedy po upływie kilku sekund znalazłem się u celu, zacisnąłem kurczowo ręce na materiale swoich spodni i wziąłem kilka głębokich oddechów, zanim zdecydowałem się pociągnąć za klamkę. Lekcja wokalu zawsze przyprawiała mnie o gęsią skórkę. O wiele bardziej wolałem ćwiczyć swój taniec pod czujnym okiem pana Song niż zdzierać sobie gardło w obecności wszystkich uczniów wybranej przeze mnie agencji.

- Nareszcie jesteś - skomentowała moje wejście pani Park. - Możemy więc wznowić lekcję.

Kiwnąłem tylko głową i bez słowa zająłem miejsce pod ścianą. Po ponownym rozśpiewaniu naszych strun głosowych i ćwiczeniach grupy wokalnej, miała nastąpić także próba raperów, do których grona zaliczała się moja osoba. I to właśnie jej obawiałem się najbardziej.

Kiedy zostałem przyjęty, wszyscy członkowie mojej grupy byli już bardzo zdolnymi raperami. Wśród nich tylko ja byłem osobą, która specjalizowała się w tańcu. Czułem się w ich gronie niczym brzydkie kaczątko, nie potrafiłem się między nimi odnaleźć. Nigdy nie chciałem być lepszy niż oni, ale mimo wszystko bardzo starałem się im dorównać. Dawałem z siebie wszystko tylko po, aby się w nich wpasować. Jeśli bywały chwile, w których ćwiczyli swój freestyle, również próbowałem odnaleźć rytm i naśladować ich poczynania, nawet jeśli nie wychodziło mi to najlepiej. Bałem się przebywania wśród nich i martwiłem się za każdym razem, kiedy byłem do tego zmuszony. Jak mógłbym rapować tak jak oni? - zastanawiałem się.*

Teraz, po prawie dwóch latach ćwiczeń, niewiele się zmieniło. Nadal byłem tym, który odstawał, któremu wciąż wiele brakowało. Słysząc ich idealnie brzmiące głosy czułem się na tyle bezsilny, że w moich oczach gromadziły się łzy. Robiłem co w mojej mocy, aby stać się lepszym raperem, ale mimo postępów, nigdy nie były one zadawalające. Gdy tylko wokaliści skończyli swoje ćwiczenia i moja grupa zaczęła przygotowywać się do swoich, znowu stałem się niespokojny. Z całych sił starałem się opanować; nie chciałem aby ktokolwiek dowiedział się o zżerającym mnie od środka przerażeniu. Nigdy nie będę dobrym raperem, myślałem wtedy.

I wtedy pojawił się on. Chłopak, który ledwie kilka razy mignął mi przed oczami, teraz stał tuż obok, z zaciekawieniem przyglądając się mojej twarzy. Jego bystre, lisie oczy spoglądały na mnie przyjaźnie, a  szeroki i nad wyraz szczery uśmiech zdawał się dodawać mi otuchy. Mimo, że nawet nie znałem jego imienia, chwycił moje ramiona wypowiadając słowa, które na zawsze już miały pozostać w mojej pamięci.

- Wiesz co, hyung? - jego głos, mimo niskiej tonacji, brzmiał nadzwyczaj łagodnie. - Piotruś Pan zaczął latać dopiero wtedy, kiedy uwierzył, że potrafi to zrobić.

~×××~

Słońce, które jeszcze przed paroma godzinami towarzyszyło nam podczas powrotu do hotelowych pokoi, od dawna nie rozjaśniało już iście granatowego w tej chwili nieba. Księżyc z kolei, zajmując dumnie jego miejsce, raz po raz wychylał się zza otaczających go chmur rysując tym samym na naszych ścianach długie, bezkształtne i przyprawiające mnie o dreszcze cienie. Dopóki jednak silne dłonie leżącej obok mnie postaci czule obejmowały moją pierś, czułem się w tym miejscu nadzwyczaj bezpiecznie.

Zniżyłem nieco swój wzrok aby po raz tysięczny tej nocy ujrzeć jego pogrążoną we śnie twarz. Zamknięte oczy o wciąż lisich kształtach wydawały się uśmiechać się do mnie równie pięknie co wiecznie rozgadane usta, a ja mogłem mieć tylko nadzieję, że jest to zasługą wyjątkowo przyjemnego snu, który po dzisiejszym niezwykle męczącym dniu, z pewnością mu się należał.

Ze względu na to, że nie mieliśmy jakiegokolwiek wpływu na rodzaj przydzielanych nam jeszcze wczorajszego popołudnia pokoi, oboje ściskaliśmy się teraz na wąskim, jednoosobowym łóżku, zbyt niechętni do spania osobno. Patrząc na pozbawione ubrań ciało, które tuliło się do mnie w każdy możliwy sposób, okryłem nas leżącą do tej pory niemal na podłodze kołdrą.

Po złożeniu delikatnego pocałunku na czubku głowy młodszego chłopaka, i ja postanowiłem odnaleźć drogę do krainy snów. Zanim jednak mi się to udało, do mojej głowy niespodziewanie zawitało jedno z nielicznych wspomnień, do których zawsze chętnie powracały moje myśli. Przed oczami pojawiła mi się nagle moja własna, mająca zaledwie osiemnaście lat, postać. I tym razem widziałem swoje wypełnione przerażeniem spojrzenie, którym darzyłem pozostałych chłopaków, i tym razem czując się niepewnie pod względem swoich możliwości. Słowa, które tamtego dnia podarował mi nieznajomy mi jeszcze wtedy wokalista, zmieniły moje dotychczasowe nastawienie.

Postanowiłem uwierzyć w to, że mogę stać się dobrym raperem. Ćwiczenia, do których od tamtej pory żywiłem coraz mniej strachu, przynosiły coraz większe korzyści, sprawiając, że po wielu miesiącach ciężkiej pracy, wreszcie poczułem się równie zdolny, co pozostali członkowie mojej grupy.

Uśmiechając się szeroko na widok nawet nie siedemnastoletniego wtedy Taehyung'a, ponownie otworzyłem swoje oczy, tylko po to, aby przekonać się jak bardzo zmienił się od tamtej pory. Wciąż jednak był przy mnie, gotowy podnieść mnie na duchu w przypadkach, w których na nowo traciłem wiarę w siebie.

Przejechałem dłonią między wciąż  wilgotnymi od wieczornej kąpieli kosmykami jego miękkich włosów, z dumą stwierdzając, że jestem najszczęśliwszym człowiekiem na naszym żałosnym, pełnym chorób i innych trosk świecie. Dopóki trzymałem w ramionach mój  najcenniejszy skarb, byłem w stanie stawić czoła wszystkim niesprawiedliwościom. Chciałem aby było tak już zawsze.

Wraz z cichym, rozmarzonym westchnięciem, które niekontrolowanie wypuściło moje usta, dałem upust także nadziei gromadzącej się w moim sercu. Jeśli sama wiara w to, że stanę się dobrym raperem uczyniła cuda, to czy jeśli wciąż będę wierzył, że zostaniemy razem już do końca naszych dni, czy tak właśnie będzie? Moje bijące jedynie na twój widok tak szalonym tempem serce zapewniało mnie o tym, że chcę spędzić u twojego boku całe swoje życie.

K O N I E C

_____

* Akapit zaznaczony gwiazdką stanowią samodzielnie przetłumaczone przeze mnie na język polski słowa Hoseok'a. Wypowiedział je w czasie nagrywania programu w USA w 2014 roku i to właśnie na nich postanowiłam oprzeć swoje opowiadanie ;)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top