ona
Mieszkała w małym domku na końcu ulicy z zamężną siostrą i czarnym kotem. Nie lubiła rozmawiać o rodzicach, którzy mieszkali po przeciwnej stronie morza. Twierdziła, że ludzie stamtąd mają serca skute lodem.
Codziennie rano jeździła na czerwonym rowerze do cukierni po świeże pieczywo. Zbierała polne kwiaty i mówiła dzień dobry nawet nieznajomym, częstując ich promiennym prawdziwym uśmiechem, jakim witała także mnie.
Uwielbiałem te leniwe poranki, kiedy chybotaliśmy się na jej rowerze, bo nie mogła utrzymać równowagi przez ciężar mojego ciała. Śmiała się przy tym dźwięcznie, jeżdżąc slalomem po dróżce, która mokra była od porannego deszczu.
Mgła powoli opuszczała dzikie łąki i pobliskie lasy, ukazując ich majestat. Napawała się wonią świeżego, rześkiego powietrza, przypominając statek, który brał wiatr w żagle, jakby rozpoczynał kolejną podróż w nieznane. Kiedy mijaliśmy stary, drewniany kościół, zawsze dzwoniła na dzwonek, prosząc, aby ten dany nam dzień był dobry. Jej włosy łaskotały mnie po twarzy, owijając słodkim zapachem, dużo słodszym niż aromat drożdżówek z jabłkiem i cynamonem, które leżały w koszyku.
- Kiedyś na tym rowerze zwiedzę część świata tylko po to, żeby tutaj wrócić – mówiła wesoło.
Momentami traciła równowagę. Czasami miałem wrażenie, że widziała odrobinę więcej i czuła intensywniej, dlatego śmiała się głośniej, ale też cierpiała dotkliwiej.
- Nie chcę myśleć o tym, że kiedyś nasze drogi mogłyby się rozejść – wyszeptała, smarując rumianą bułkę konfiturą malinową – ale trudno wierzyć, że takie uczucie przetrwa. Dla mnie ważne jest to, że teraz jest nasze. Należy do nas, tak jak my należymy do siebie.
Miała okruszki chleba na zielonej sukience i odrobinę dżemu w kącikach ust. Była odważna, zdobywając się na słowa, które ja w myślach taktycznie odpychałem, aż do momentu, w którym nie zachwiały moją rzeczywistością.
Podobne to było do spadania i deszczu, do stracenia równowagi na prostej drodze, ale rozpamiętywanie, chociaż koiło na jedną, drobną chwilkę, zostawiało ślad na sercu, który nie chciał się zabliźnić. Czy dla niej to było prostsze?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top