Lekcja 24

Mój długopis zawisł centymetr nad papierem.

- Ech, Deidara... - Choć właściciel tego znajomego głosu chyba starał się brzmieć wyrozumiale, średnio mu szło ukrycie irytacji. - Czytanie ze zrozumieniem było w podstawówce. Jakim cudem zdałeś te egzaminy? Spójrz jeszcze raz na polecenie.

Westchnąłem ciężko. Nie miałem do niego nawet wyrzutów o te nieco dokuczliwe teksty - zdawałem sobie sprawę z tego, jak durne błędy popełniałem i sam byłem na siebie zły. Sasori w zasadzie traktował mnie dziś naprawdę ulgowo - na początku naszej przygody z korkami chyba bym dostawał opierdol za każde wypowiedziane zdanie.

- Wyjaśnij, dlaczego w strukturze czwartorzędowej hemoglobiny płodowej...

- Ale czytaj w myślach, nie na głos, co? - westchnął Akasuna. - Ja wiem, co tam napisano.

Skinąłem łbem, niezbyt nawet mając siłę by się stawiać.

- Błagam, Deidara. Skup się na tym ostatnim zadaniu i zrobimy przerwę. Wyglądasz jakbyś miał spaść z tego krzesła i chociaż z pewnością byłby to zabawny widok, wolałbym tej sytuacji uniknąć.

Ciężko było mi się z tym kłócić. Zwłaszcza, że czułem się chyba nawet jeszcze gorzej, niż prezentowałem.

- Wybacz, Sasori. Naprawdę nie mogę się skupić, nie wiem czy jeszcze coś z siebie dziś wykrzesam.

Spodziewałem się przynajmniej złośliwego komentarza, ale o dziwo, jego spojrzenie złagodniało. Nieco przypominający troskę wyraz twarzy który przeleciał przez jego mimikę wręcz sprawił, że moje serce zgubiło rytm i by nadrobić stracony skurcz, przyspieszyło swoje bicie.

Oczywiście, nie miałem szansy się nim długo nacieszyć. Akasuna szybko się zreflektował, że nie wolno mu okazywać ludzkich emocji i na powrót założył swoją maskę.

- Przemęczenie się jest kontrproduktywne - oznajmił, wstając. Odruchowo poprawił koszulę, jak to często miał w zwyczaju. Ten zwyczaj oczywiście niezmiennie przyciągał moją uwagę do białego materiału, podkreślającego jego smukłą talię.

Ależ byłem żałosny. Nie miałem siły się skupić na nauce, ale na karmienie tego nieszczęsnego zauroczenia mój mózg zawsze potrafił znaleźć energię.

Czułem się winny. Jeśli to będzie przyczyna zawalenia testu wstępnego na studia, to naprawdę nie wiem, jak sobie potem spojrzę w oczy.

Sasori tylko obserwował z góry moje zmagania z egzystencją. Chyba sam coś rozważał, zanim przerwał ciszę spokojnym ,,pójdę zrobić kawę". Normalnie zapewne bym skomentował ten akt miłosierdzia z jego strony, lecz teraz niezbyt miałem siłę na sarkazm.

- Kawa? Myślałem, że skoro to koniec zajęć, to będziesz się zbierać?

- Zapłaciłeś mi za jeszcze... - Sprawdził godzinę na swym skromnym, lecz eleganckim zegarku. - Ponad dwadzieścia minut. Chciałem ci je poświęcić. No, chyba, że wolisz już nie niszczyć sobie tego uroczego wieczoru moją obecnością.

Nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu. Od kiedy nauczyłem się wykrywać jego kryjącą się pod kopułą ironii dobrą wolę, niezwykle urzekały mnie te jego żartobliwe teksty. Odnosiłem zresztą wrażenie, że gdy je odwzajemniałem, Akasuna bawił się równie dobrze.

Dziś jednak jakoś nie mogłem zebrać myśli by poskładać jakąś błyskotliwą odpowiedź.

- Ja... dziękuję za kawę, jeszcze mam trochę poprzedniej.

- W porządku. - Akasuna ponownie zasiadł za biurkiem. - Zajmijmy się więc częścią edukacji, którą tak często się zaniedbuje. I zdaje mi się, że mi również się to przydarzyło.

Zmarszczyłem brwi, niezbyt rozumiejąc, do czego zmierza.

- Co masz na myśli?

- Zdrowie psychiczne, wypoczynek i radzenie sobie ze stresem - oznajmił wprost, patrząc na mnie znad uniesionych brwi. Naprawdę nie przywykłem do tej jego lekko zmartwionej miny.

- Patrząc po tym, jak kiedyś zbierałem cię z podłogi po tym, jak dostałeś krwotoku z nosa na skutek przepracowania, to śmiem wątpić, że znasz się na którejkolwiek z tych rzeczy...

- Wypraszam sobie stwierdzenie ,,zbierałem z podłogi". Jest grubo przesadzone. - Na jego wargach krążył jednak ledwo zauważalny, mikro-uśmiech. - Widzę, że nic nie jest w stanie ci odebrać zdolności do rzucania bezczelnymi tekstami.

- Mam świetnego nauczyciela - zauważyłem. Jego uśmieszku tym razem nie dało się przeoczyć

- No dobrze. Zdarza mi się nie zwracać uwagi na własne zdrowie, ale to bynajmniej nie znaczy, że powinieneś mnie w tym aspekcie naśladować.

- To... co proponujesz? Bo nie do końca rozumiem cel tej rozmowy... - przyznałem szczerze. - Co to ma być, jakaś terapia?

- Pfft, nie - parsknął. - Brak mi kompetencji w tym zakresie. Możesz to potraktować jako radę od... jak to kiedyś określiłeś? A, tak. ,,Towarzysza niedoli".

Tym razem to ja nie mogłem ukryć wędrujących w górę kącików ust.

- No to słucham. Cóż byś mi radził, o ,,towarzyszu niedoli"?

- Odciąć się od myśli o testach przynajmniej na kilka dni. - Podkreślił  te słowa zebraniem leżących na biurku materiałów i wsunięciem ich do mojej teczki. - Pracowałeś regularnie i ciężko cały rok, plus masz jeszcze wystarczająco dużo czasu na powtórki. Teraz najlepiej zrobi ci skupienie się na własnych potrzebach.

- Własnych potrzebach...?

- Tak. - Sasori skinął potwierdzająco głową. - To element wypoczynku, wbrew pozorom. W trudnych okresach często ignorujemy część rzeczy, które nie są priorytetem w danej chwili. Co nie znaczy, że nasz umysł lub ciało tego nie potrzebują. Zdanie sobie sprawy z tego, co zaniedbujesz i nadrobienie tego pomogłoby ci poczuć się lepiej. Miałbyś więcej zasobów potem, przed egzaminem.

- Całkiem sensowne - przyznałem. - Aczkolwiek niezbyt wiem, co ostatnio zaniedbuję.

Bujda. Wiedziałem, że niczego tak ostatnio nie zaniedbuję jak życia romantycznego. Doskonale zdawałem sobie również sprawę z tego, że faktycznie nieco się to na mnie odbija.

Oczywiście, nie mogłem jednak mu tego powiedzieć. Czy ze wstydu, czy tego, że był pośrednią przyczyną tego stanu rzeczy - wszystko jedno. Z przeszłych doświadczeń wiedziałem, że rozmawianie z nim o tych sprawach zazwyczaj tylko pogarszało moje samopoczucie.

Sasori nawet jeśli czuł, że moja odpowiedź nie jest do końca szczera, nie dał tego po sobie poznać.

- Sam siebie znasz najlepiej. Odpowiedz sobie, czego ci ostatnio najbardziej brakowało?

Spuściłem głowę. Nie byłem pewien, jak odpowiedzieć na to pytanie.

- Cokolwiek ci przychodzi pierwsze do tego blond łba, prawdopodobnie jest prawidłowym rozwiązaniem - kontynuował Akasuna. - Zastanów się też, co pozwala ci naprawdę poczuć, że wypoczywasz? Musisz spojrzeć przez swój pryzmat. Niektórzy potrzebują cichego wieczoru w samotności, inni wyjścia ze znajomymi lub drugą połówką. Niektórzy potrzebują poćwiczyć, inni wreszcie się wyspać. Cały trik w tym, by świadomie się zdecydować na odpoczynek, bez wyrzutów sumienia, że odpoczywasz i wybrać formę, która z tobą rezonuje.

Na to odpowiedź była prostsza.

- Siłownia to ostatnio moja ulubiona forma odstresowania. Może bym też zabrał Hidana? Brak mi trochę jego głupich tekstów.

Sama myśl o perspektywie tego wyjścia wprawiła mnie w lepszy nastrój.

- Dobry plan. - Zaakceptował Sasori. - Możesz go wprowadzić w życie. Aczkolwiek, coś mi mówi, że nie pozwoli ci poczuć się lepiej na dłuższą metę. Dopiero co miałeś urodziny, więc spotkań towarzystkich chyba ci nie brakuje. A sądząc po sylwetce, sportu też raczej nie zaniedbujesz.

Moje policzki rozgrzały się lekko. Nie miałem pojęcia, że student zwrócił uwagę na mój wzrost formy.

- Umm... - Cokolwiek chciałem powiedzieć, uleciało mi z głowy.

Zastanawiałem się, czy może by jednak nie poruszyć tego tematu. Sasori mimo nieco autystycznego podejścia do spraw, był w nich również nieoceniający i obiektywny. Potrzeba bliskości i akceptacji drugiej osoby była może dla nas, jako dwóch chłopów, nieco wstydliwa do przyznania, lecz przecież to uczucie było zwyczajnie ludzkie. Wątpiłem, by ją wyśmiał lub znegował.

Nie byłem też pewien na czym stanęła nasza relacja. Sasori wiedział, że mi się podoba - utrzymywał dystans, lecz coraz gorzej mu szło ukrywanie, że go nie obchodzę. Wybuch zazdrości po urodzinach, czy obecna troska o moje zdrowie psychiczne - nawet jeśli zrzuciłby to na jakieś oficjalne przyczyny, takie jak ,,romanse cię będą tylko rozpraszać" czy ,,to moja rola jako nauczyciela, by cię mentalnie przygotować do egzaminu", to już dawno przestawałem kupować te jego teksty.

A obecnie nie licząc sukcesów egzaminacyjnych, niczego nie chciałem tak bardzo, by wreszcie pozwolił mi się do siebie zbliżyć. Z jednej strony była w tym zwykła, relatywnie niewinna chęć tego, by odwzajemniał moje uczucia. Z drugiej... wspomnienia naszej noworocznej rozmowy telefonicznej co jakiś czas do mnie wracały. I gdyby nie fakt że moje libido mocno ucierpiało przez ciągły stres, byłyby potężnie... rozpraszające.

- W zasadzie... - zacząłem ostrożnie. - Nie miałbym nic przeciwko spędzeniu z tobą większej ilości czasu.

Rude brwi powędrowały do góry. Ich właściciel powoli mrugnął, jakby upewniał się, że się nie przesłyszał. Chociaż jego czoło zmarszczyło ostrzegawczo, ton głosu pozostał spokojny.

- Właśnie to robimy - zauważył.

- Nie w ramach korków. W końcu mam się skupić na wypoczynku, nie nauce - przypomniałem.

Jeśli maskował niezręczność humorem, wyszło mu to naprawdę nieźle. Chociaż nie była to raczej ,,chęć by się spotkać", to przynajmniej był to ,,brak niechęci". Czyli ukazane okrężnie i nie wprost, ale pozwolenie.

- Czy to oznacza, że byłem niewystarczająco wredny? Cholera, a tak się starałem. Wszystko po to by mieć święty spokój, a teraz ty deklarujesz, że będziesz mi zawracać dupę nawet po pracy...?

Widząc, że na jego ustach kryje się cień uśmiechu, postanowiłem dołączeć do tej gierki.

- Wybacz, po prostu uwielbiam być mieszany z błotem. A ty robisz to najlepiej.

- Mam specjalny dar, trzeba przyznać. - Skinął głową. - Dobra. Pozwolę sobie teraz zatrzymać tę karuzelę śmiechu. Widzisz, tak się składa, że i tak miałem dla ciebie propozycję.

- Zamieniam się w słuch! - Serce znów biło mi mocniej. Czyżby...?

- Przyjaciel Konan wreszcie opuścił szpital. Planujemy się spotkać, by to uczcić. Ja, Kisame, Kakuzu, no i oczywiście Konan wraz z Nagato. - Sasori sięgnął po jedną z karteczek samoprzylepnych, walających się po moim biurku. - Zapiszę ci datę i godzinę, byś nie zapomniał. Odbędzie się u mnie w mieszkaniu. Możesz też zabrać tego swojego inteligentnego inaczej kumpla.

- Wow. - Wyrwało mi się. - Znaczy, oczywiście. Chętnie przyjdę.

Nie było to... dokładnie to, na co miałem nadzieję. Przez chwilę naprawdę myślałem, że mężczyzna zaoferuje wspólne wyjście tylko we dwójkę... Cóż, nie mniej jednak perspektywa takiego ,,studenckiego" spotkania też była ekscytująca. A idea randki z Sasorim Akasuną chyba jeszcze długo pozostanie tylko w sferze mojej fantazji.

- Konan naciskała, by nie robić tego spotkania zbyt blisko twojego testu, byś mógł przyjść. Myślę, że wypadałoby docenić jej wyrozumiałość. - Dodał Sasori. - W każdym razie, tu masz datę. Przemyśl jeszcze raz to o czym rozmawialiśmy i spróbuj trochę stanąć na nogi. - Znów zerknął na zegarek. - Trochę się zagadaliśmy.  Mam dziś jeszcze kilka obowiązków do wykonania, więc  będę się zbierać.

- Jasne. - Kiwnąłem łbem potakująco. - Sasori?

- Słucham? - przerwał pakowanie materiałów i przeniósł spojrzenie orzechowych tęczówek na mnie.

- Dziękuję za dziś. Za... rozmowę.

- W porządku.

I chociaż starał się wyglądać obojętnie, coś mi mówiło, że on również odebrał to pozytywnie.


***


Ostatnie trzy dni przebiegły w atmosferze wyczekiwania.

Skłamałbym mówiąc, że nie byłem cholernie podekscytowany ideą tej studenckiej domówki. Hidanowi również gęba się nie zamykała - od kiedy poinformowałem go o tym spotkaniu w czasie wspólnego treningu siłowego, na zmianę wyrażał swój zachwyt perspektywą chlania ze mną i Kakuzu, oraz ból dupy że jego chłopak sam go nie zaprosił. Ostatecznie jednak, bez względu na to czyją osobą towarzyszącą był, Hidan od samego początku planował przyleźć i się świetnie bawić.

Gdy więc wysiedliśmy wspólnie z miejskiego autobusu niedaleko mieszkania gospodarza imprezy, absolutnie mnie nie dziwiło, że jego plecak podejrzanie pobrzękiwał przy każdym kroku.

- Ale wiesz, Dei? Wystroiłeś się nieźle - skomentował siwus, bezczelnie gapiąc się na moją klatę. - Nawet nie wiedziałem, że masz takie wdzianko.

Poprawiłem kurtkę, czując lekkie ukłucie samozadowolenia. Owszem, nieco wymieszanego ze wstydem, bo założona pod krótki czarny top przylegająca bluzka z czarnej siatki była nie dość że nowa, to jeszcze bardziej odsłaniająca niż większość innych moich ubrań.

- Uznałem, że może warto by po prostu wreszcie pokazać światu tę moją ,,letnią formę". - Wzruszyłem ramionami.

Gówno prawda. Miałem prymitywną potrzebę zwrócenia na siebie uwagi  Sasoriego Akasuny.

- Gówno prawda. Chcesz zabłysnąć tą zgrabną jak u lalki talią przed rudym.

- Ej, łapska przy sobie! - Odskoczyłem od przyjaciela, który spróbował mnie za wspomnianą talię złapać. W cholera wie jakim celu.

- Ale musisz popracować nad masą, chłopie. - Hidan absolutnie się nie przejął moim unikiem, w zamian tykając mnie palcem w biceps. - Jesteś chudy, więc ci mięśnie widać, ale żresz za mało, by one dobrze rosły. A rosnąć muszą! - Naprężył ramiona, bez krępacji pokazując swoje, dobrze widoczne dzięki koszulce bez rękawów rezultaty. - Siła! Potęga! Duże cyfry na sztandze!

- Ciekawe czy umiesz policzyć do tylu, ile wyciskasz - mruknąłem pod nosem.

W takiej atmosferze dotarliśmy pod blok i klatkę Sasoriego. Kojarzyłem już tę okolicę, więc mimo tego, że zaczynało się ściemniać, nie miałem większego problemu ze znalezieniem drogi.

- Ciekawe, czy Kakuzu już jest... - Hidan wyglądał, jakby powstrzymywał się przed podskakiwaniem z ekscytacji.

- Zaraz się przekonamy. - Kliknąłem przycisk wzywający windę.

- Nie no, chyba sobie kpisz?! Dawaj schodami!

- Co...? - wydusiłem. - Na ósme piętro?

- Dawaj, rzeźbimy to dupsko i uda! - Zachęcił siwus, odciągając mnie od szybu.

Zaczynałem żałować, że jest w swojej bodybuilding fazie. Z każdym pokonanym piętrem coraz bardziej.

- Ja pierdole... - stęknąłem na ostatnim schodku, z niezadowoleniem poprawiając włosy. Klatka schodowa była duszna i wąska, więc czułem zbierajaca się na czole wilgoć. - Nie po to się stroiłem, by się spocić jeszcze przed wejściem na imprezę...

- Nie marudź. Rudy musi mieć za co złapać.

- Huh?! - Cudem uniknąłem otwartej dłoni, lecącej w kierunku moich pośladków. - Hidan, kurwa...

Jedne z drzwi otworzyły się na oścież, prezentując stojącą w nich znajomą sylwetkę.

- Słychać was chyba w całym bloku - skomentował Sasori, krzywiąc się.

Oczywiście, byłem zbyt zajęty podziwianiem aparycji studenta, by się przejąć tą uwagą. Bo chociaż jak na jego standardy nie zapierała tchu w piersi - zdarzały mu się bardziej zjawiskowe outfity, niemalże wyjęte z okładek magazynów modowych - to to, jak czarna, doskonale dopasowana koszulka podkreślała jego szczupły  tors i ramiona, było zwyczajnym wystawianiem mojej samokontroli na próbę. Idealnie balansowała na granicy elegancji i wygody, zwłaszcza dzięki podwiniętym do połowy przedramion długim rękawom, a szeroki dekolt odkrywał jasną skórę szyi i okolic obojczyków. Jasne spodnie i delikatny wisiorek dopełniały looku, który dzięki swojej odmienności od codziennych koszul, był niesamowicie przyciągający uwagę.

- W-wow... - wydusiłem cicho, zanim zdążyłem się opamiętać.

Orzechowe tęczówki spoczęły na mnie i mógłbym przysiąc, że ze szczerym zainteresowaniem przejechały po całej sylwetce, od zebranych w luźny kucyk włosów, aż do świeżo wypastowanych glanów. Niby o to mi chodziło, lecz zacząłem się zastanawiać, czy to by aby na pewno był dobry pomysł.

- Żaden z was nie potrafi się przywitać zwykłym ,,dzień dobry", co? - Zaśmiał się Kisame, wychylajac swój krótko obcięty łeb zza akasunowego ramienia. - Dobrze was widzieć.

- Ekhm. Zapraszam do środka. - Gospodarz odsunął się, robiąc przejście w drzwiach. - Jeszcze tego brakuje, byście mi wstydu przed sąsiadami narobili.

- Milutki jak zwykle - zarechotał Hidan, skwapliwie korzystając z zaproszenia. Poszedłem w jego ślady, z nieukrywanym uśmiechem ponownie obczajając widocznym w stronę salonu. Konan właśnie pouczała nieznanego mi, blado wyglądającego chłopaka by nie wstawał z fotela, zanim podłapała mój wzrok. Lekki uśmiech zakwitł na jej wargach.

- Miło was widzieć. - Dołączyła do zebranej w holu grupy. - Dobrze wyglądasz, Deidara.

Nie mogłem powstrzymać wyszczerzu.

- Dzięki. Ty również, zjawiskowa jak zwykle. - Skomentowałem całkowicie szczerze. Biała sukienka z kwiatowym motywem była miłą odmianą od jej zazwyczaj ciemnej garderoby. Wraz z fiołkowym, chyba niedawno odświeżanym kolorem włosów i delikatniejszą niż zazwyczaj biżuterią, wyglądała niemalże jak wyjęta z bajki wróżka.

- Gdy chcesz potrafisz być całkiem czarujacy - zaśmiała się lekko. - Sasori, może dla odmiany ty byś się czegoś od niego nauczył?

Akasuna skomentował to lekkim prychnięciem.

Zostawiwszy zbędne ubrania i buty w przeznaczonym do tego celu genkan, przeszliśmy do salonu. Nieznajomy chłopak przypatrywał się nam, najwyraźniej zaciekawiony.

- Wybaczcie, że nie wstałem, by się przywitać - zaczął. Choć wyglądał na zmęczonego, jego głos był pewny siebie i głęboki. Jego brązowy kolor włosów wpadał w rude odcienie, a przez kontrast z bladą skórą twarzy wydawał się wręcz bordowy. - Jestem Nagato. Konan mi sporo o was opowiadała. To przyjemność w końcu spotkać was osobiście.

- Ale oficjalnie - rzucił mój przyjaciel, zanim zdążyłem się odezwać. - Ale wzajemnie, wzajemnie. Jestem Hidan, a ta emo królewna to Deidara.

- Grabisz sobie dziś od samego początku - ostrzegłem siwusa, zakładając ramiona na piersi. - Sorry za tego dzbana. Miło cię poznać, Nagato.

- Ostrzegłem go wcześniej, że Hidan jest... wyjątkowy. - Kukuzu, który sądząc po tym, z której części mieszkania wyszedł, prawdopodobnie przegapił nasze przyjście siedząc w łazience, teraz dołączył do ekipy.

- Kuzu! - wyszczerzył się wspomniany ,,wyjątkowy" osobnik. - Dawnośmy się nie widzieli!

- Całe... - Mężczyzna zerknął na zegarek. - Szesnaście godzin.

- No właśnie! Zdążyłem się stęsknić za twoimi gburowatymi tekstami.

- Ja za twoją głupotą niezbyt.

Wszyscy już zdążyli zauważyć, że to ich forma wyrażania wzajemnej sympatii, więc nikt się nie przejął tą wymianą zdań.

- Dobra. Skoro ostatni spóźnialscy dotarli na miejsce, możemy zacząć - oznajmił Sasori. - Witam w moich skromnych progach. Czujcie się jak u siebie, ale bez przesady, zwłaszcza ty, Hidan.

- Dobrze jest się spotkać całą ekipą. - Kisame zajął miejsce na kanapie, zgarniając ze stojącej na stoliku przed nią miski garść chipsów. - Od kiedy Nagato trafił do szpitala, nie było za wielu okazji, nie?

- Wybaczcie. - Wciąż siedzący na fotelu chłopak posłał mu przepraszający uśmiech. - Mimo wszystko dobrze jest wreszcie opuścić oddział. To spotkanie przywołuje na myśl szkolne czasy.

- Prawda. - Konan dosiadła się do Hoshigakiego, zgarniając po drodze swoją szklankę z sokiem. - Jak za dawnych lat. Z tym, że team nam się rozrósł.

Domyśliłem się, że chodzi jej między innymi o mnie, więc postanowiłem dołączyć do rozmowy.

- Skąd się znacie? - spytałem.

- Nie stójcie tak, zajmijcie miejsca! - Zachęcił Kisame, klepiąc oparcie kanapy. Nie potrzebowałem dalszych zachęt.

- Co do pytania. - Sasori zajął miejsce koło swojej przyjaciółki, więc ja rozsiadłem się na szerokim podłokietniku mebla, obok nich. - Nie ma prostej odpowiedzi. Ja i Konan byliśmy razem w podstawówce, lecz poznaliśmy się blizej już na studiach.

Dziewczyna przytaknęła.

- Byliśmy fanami tej samej części biblioteki.

- Najcichszego, najbardziej oddalonego od punktu wypożyczeń zakątka - przyznał Akasuna. - Z Kakuzu byłem z kolei w kółku naukowym w liceum. Chociaż, przyznam szczerze że nie przychodził tam by się uczyć, tylko odsypiać.

- Miałem wówczas dwie prace dorywcze - przyznał mężczyzna. Zdawał się celowo ignorować Hidana, który wgramolił mu się na kolana mimo wolnego krzesła obok. - W jednej z nich poznałem Kisame.

- Był ochroniarzem w oceanarium, do którego przychodziłem w ramach wolontariatu.

- Zawsze cię interesowała biologia oceanów? - spytałem Hoshigakiego. Usta mężczyzny w odpowiedzi rozciągnęły się w jego charakterystycznym, rybim uśmiechu.

- Jest zajebiście ciekawa. Od dzieciaka chciałem się tym zajmować.

- Ja z Konan znamy się od piaskownicy - wtrącił Nagato. - Kisame poznałem właśnie w tym oceanarium. Byliśmy tam kiedyś zobaczyć rekiny i przypadkowo natrafiliśmy na bardzo... zaangażowanego darmowego przewodnika.

Jego przyjaciółka potwierdziła skinieniem głowy. Wspomnienia tamtych czasów ewidentnie były dla niej miłe.

- Gdy zdałem sobie sprawę z tego, że sporo z nas się wzajemnie kojarzy, zaprosiłem całą wymienioną ekipę do siebie - kontynuował czerwonowłosy. - Jakiś czas widywaliśmy się regularnie, gdy Konan i Sasori byli na pierwszym i drugim roku studiów. Wiadomo, z przerwami na sesje egzaminacyjne i nie zawsze w pełnym składzie, ale jakoś się udawało. Dopiero potem moja choroba się pogorszyła. W zasadzie, przeniosłem się na stałe na oddział.

- Wtedy przestaliśmy się tak często widywać - rzucił Sasori, patrząc się w swoją puszkę.

- To nie do końca prawda - zauważył Nagato. - Bardzo doceniam, że tak często mnie odwiedzaliście. Zwłaszcza ty i Konan.

- Było nam łatwiej. Wiele zajęć akademickich odbywało się w twoim szpitalu. - Zauważyła studentka. - Nie mniej jednak nie dało się tam na spokojnie usiąść i spędzić razem czasu, tak jak robimy to teraz. To nie było to samo.

- Nie da się ukryć - przytaknął Akasuna.

- Nie masz pojęcia jak się cieszę, że cię wreszcie wypuścili, chłopie - westchnął Kisame. - Dobra, rudy. Daj coś by wznieść toast za tę okazję. Nie będziemy tu siedzieć o suchym pysku.

- Dobrze prawi! - odpalił się Hidan, zawsze gotowy do karmienia swojego nałogu.

- Ja zostanę przy soku. - Od razu poinformowała Konan. - Jestem autem. Musimy jakoś z Nagato wrócić do domu.

- Masz prawko? - spytałem jej, szczerze pod wrażeniem.

- Dłużej od Sasoriego. - Uśmiechnęła się.

Pokiwałem łbem z uznaniem. Mój korepetytor doszedł do wniosku, że powstrzyma się od komentowania, pomimo tego, że w czasie tej wymiany zdań siedział dosłownie pomiędzy nami.

- Jestem motorem, więc też spasuję. Ale gdybyś znalazł jakieś piwsko zero procent, byłoby świetnie - rzucił Kakuzu do gospodarza. - Tylko piwsko, nie oranżadka.

- Ja dziś chleję. Skorzystam z przywilejów prywatnego szofera - oznajmił Hidan, bezczelnie uderzając udo swojego chłopaka. Zupełnie jakby wszyscy się nie domyślili, jakie ma plany odnośnie dzisiejszego spotkania.

- Ja też zostanę przy czymś bez procentów. - Nagato uniósł do góry swoją szklankę z sokiem.

- Tobie bym nie dał - skwitował Akasuna, wstając, by uczynić swe obowiązki gospodarza. - Przy tym koktajlu z pigułek które bierzesz? Dziwne, że jeszcze masz wątrobę.

- Cóż, biorę na nią leki osłonowe - uśmiechnął się lekko czerwonowłosy.

- Czyli kolejne piguły do kolekcji - uciął student. - Wybacz, dziś robię za Sasoriego, nie Doktora Akasunę. Nie mam zamiaru nawet próbować rozkminiania interakcji międzylekowych w tym twoim smoothie z tabletek.

Nagato bynajmniej nie próbował się sprzeczać.

- Grzecznie posłucham lekarskich zaleceń.

Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Normalnie bym powiedział, że ludzie z tak różnych środowisk, o tak odmiennych, mocnych charakterach będący w stanie stworzyć środowisko z komfortową atmosferą zakładało na cud. A jednak, właśnie tego cudu doświadczałem na własnej skórze.

Rozsiadłem się wygodniej na zaskakująco wygodnym podłokietniku. Naprawdę się cieszyłem, że trafiłem na tych ludzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top