xxxvii. shoot.

Stanął w ogrodzie. Na samym środku. Oddychał spokojnie, wpatrując się w punkt sporo od niego oddalony. Jego serce biło w naturalnym tempie. Uchylił wargi i dyskretnie nabrał powietrza. Leniwym ruchem wyciągnął broń i oparł lufę o czoło. Zwilżył wargi, przeładował magazynek i wyciągnął rękę w stronę wypatrzonego wcześniej punktu.

„Chyba się w tobie zakochuje..."

Te kilka słów nieustanie krążyło w jego głowie. Nieustannie od dwóch dni, nie dawały mu spokoju myśli i emocje. Nie pamiętała. Ever nawet nie pamiętała co mu powiedziała, gdy dzień wcześniej, przy śniadaniu spytała czy wszystko w porządku. tabletka, którą ją nakarmił, musiała być cholernie mocna.

Zmrużył oczy w skupieniu, przesunął dłonią po czole, odsuwając niesforne kosmyki włosów i naparł palcem na spust. Swój wzrok skupiał na danym punkcie, nie zauważając niczyjej obecności. I właśnie, gdy przeładowywał magazynek po raz kolejny, tuż za jego plecami pojawiła się ciemnowłosa. Stawiając nieśmiałe, ciche kroki. Założyła włosy za ucho i odetchnęła głęboko nim w ogóle się odezwała. Miała dziwne wrażenie, że tego dnia drażnienie niebieskookiego jest bardzo złym pomysłem.

- Louis.. - Wyszeptała.

- Co? - Odezwał się dalekim od miłego tonem, wciąż nie odrywając wzroku od punktu, który przyciągał całą jego uwagę.

- Na pewno wszystko okej? - Spytała niepewnie. Zakręcił Colt'a wokół palca i bardzo powoli odwrócił się w stronę speszonej lekko dziewczyny. potarł kciukiem dolną wargę, lustrując ciemnowłosą od góry do dołu.

- Chodź. - Pociągnął dziewczynę za sobą. Gdy stanęli w odpowiedniej odległości od jednego z drzew, puścił jej rękę i ponownie spojrzał jej w oczy. - Musisz się czegoś nauczyć.

- Co masz na myśli? - Uniosła brew, krzyżując ręce na piersiach.

- Czas byś nauczyła się choć trochę dbać o siebie samą. - Stwierdził wyciągając w jej stronę broń.

- Słucham? - Pisnęła, cofając się o krok.

- Weź go. - Rzucił niskim głosem, nie odrywając wzroku od coraz bardziej przerażonej dziewczyny. Nabrała powietrza i zatrzymała je w policzkach, drżącą dłonią chwyciła rewolwer i momentalnie poczuła jeszcze większy niepokój.

- Dziś nauczysz się posługiwać bronią. - Zaczął, zbliżając się do Ever powoli. - Musisz być bezpieczna. A w twojej sytuacji, tylko to może ci pomóc. - Wyszeptał do jej ucha, stając z tyłu. Podszedł jeszcze bliżej, tak by jego klatka piersiowa i jej plecy, stykały się.

- Ale ja nie potrafię.. - Szepnęła, przyglądając się broni.

- Właśnie dlatego chcę cię nauczyć. Nie bój się. ze mną nic ci nie grozi. - Mówił cicho, łapiąc jej dłoń. Ułożył w niej rewolwer i uniósł, celując w stronę drzewa. - Nie zawsze będę mógł być przy tobie. Jeśli się tego nauczysz, będę spokojniejszy. - Dodał po chwili, niezwykle łagodnym głosem. Ułożył palec na jej palcu i pomógł przy naciśnięciu spustu.

Kiedy broń wystrzeliła, Ever zadrżała. Ze strachu i swego rodzaju podekscytowania. To była dla niej nowość. Zupełna nowość. To był spory krok w stronę ich destrukcji.

Ever od zawsze była pojętną uczennicą. Właśnie dlatego tak szybko nauczyła się celowania, naciskania na spust i braku wyrzutów, gdy to robi. Nie uczyła się oczywiście celowania do żywego człowieka. Ale brak skrupułów w strzelaniu do drzewa, czy innego punktu jest już małym kroczkiem w stronę bezwzględności. Przecież Louis zaczynał dokładnie tak samo, by kilka lat później z zimną krwią zabijać nieznajomych. Ale czy Ever byłaby do tego zdolna? Czy byłaby zdolna do zabicia człowieka? Zanurzenia się w tym samym bagnie, w którym tonął bezwiednie jej ukochany mężczyzna?


W jaki sposób można się zakochać? W osobie całkowicie do tego nieodpowiedniej? Życie, książki i filmy uświadamiają nam, że w takich osobach zakochać się jest najłatwiej. Ogromna liczba ludzi ma w sobie nutkę masochisty. Wystarczy kilka uroczych gestów, kilka słów, trochę kultury, szarmanckości. Ukazanie małego skrawka tej lepszej, dobrej strony.

Ciemnowłosa dziewczyna wiedziała już kim jest wybranek jej serca. Wiedziała jak się zachowuje, jakie ma podejście do życia. Wiedziała, że nie jest zwykłym człowiekiem. Bo miał w sobie wszystko to, czego się bała i wszystko to, w czym zakochiwała się z każdym dniem. Była masochistką, miała autodestrukcyjne zapędy. Była naiwna i zbyt dobra. Właśnie dlatego tak cholernie ciągnęło ją do tego mężczyzny. Bo wierzyła, że może - swoim dobrym sercem - odmienić jego życie. Zabawić się w anioła stróża i pomóc mu odnaleźć prawdziwe „ja". Ale stało się zupełnie co innego. Była w niego tak beznadziejnie zapatrzona, że to ona zaczęła się zmieniać. A przecież każdy z nas zna zakończenie tej pięknej bajki, gdzie to Bestia zmienia się pod wpływem dobroci Pięknej. Ale prawdziwe życie nie jest bajką, a oni żyli w okrutnym świecie.

*

Mijały dni, a Louis wraz ze swym przyjacielem, zaczynali zachowywać się coraz dziwniej. Konspiracje, tajemnice, znikanie na całe dnie. To stało się standardem. Ever traktowali jak małe dziecko, jak wyjątkowego ptaka, który musiał być zamykany w klatce. Na całe dnie. Nie pozwalali dziewczynie wyjść, nie pozwalali iść samej do sklepu. Przed swoim wyjściem, zawsze przypominali gdzie znajdzie broń. Tak na wszelki wypadek. Brali swoje sprzęty i znikali gdzieś, pozostawiając ją ogłupiałą i zdenerwowaną.

Ale zmiany miały dopiero nadejść. Wraz z wykonaniem zadania, miały przyjść wydarzenia, które zmieniły wielkie, dobre serce Pięknej. Bo Bestia miała pomocnika, który mącił w życiu dziewczyny. Choć może tak bardzo niepozornego i przyjaznego.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top