xxxix. shame on me.
Obudził ją przyjemny dotyk. Delikatne muskanie uda. Uchyliła usta, lekko się uśmiechając. Zaraz potem usłyszała cichy, niski śmiech. Momentalnie otworzyła oczy, a jej serce zabiło szybciej. Nie było niczego dziwnego w tym, że leżała na Lou. Dziwne i trochę przerażające było jednak to, że zaraz obok siedział Harry. Uśmiechając się cwaniacko, wodził palcami po jej odkrytych udach. Podniosła się gwałtownie, w ostatniej chwili łapiąc równowagę. Budząc tym samym niebieskookiego, stanęła za kanapą, a jej klatka piersiowa unosiła się w nadzwyczaj szybkim tempie.
- Co jest.. – Burknął Louis, podnosząc się leniwie do pozycji siedzącej.
- Dlaczego.. – Dziewczyna zdołała wydusić z siebie tylko jedno słowo, patrząc znacząco na zielonookiego mężczyznę.
- Co cię tak dziwi? – Zaczął niskim głosem, podnosząc się powoli, obserwowany przez swego przyjaciela. – Po tym co się wydarzyło, to zwykłe, delikatne pieszczoty. Choć po tej nocy muszę przyznać, że nie spodziewałem się takiej dzikości z twojej strony.. – Kontynuował, stawiając małe kroki w stronę zdezorientowanej Ever.
- O czym ty gadasz? Jakiej nocy? – Wydęła wargi, nie odrywając wzroku od młodego mężczyzny.
- Nie pamiętasz? – Zaśmiał się, przeczesując włosy. To Louis, w tamtym momencie przywrócił w pamięci wydarzenia z poprzedniego, parnego wieczoru. Poczuł jak jego mięśnie napinają się w złości. Złości na siebie i swego przyjaciela. Podniósł się gwałtownie z kanapy i stanął tuż przed ciemnowłosą.
- O co chodzi? – Harry uniósł brew, spoglądając na niższego mężczyznę.
- Nawet o tym nie myśl. – Wysyczał przez zęby.
- Czy ktoś może mi wyjaśnić co się stało?! Dlaczego ja nic nie pamiętam!? – Dziewczyna podniosła głos, wyłaniając się zza pleców Louis'a. Z ust Harry'ego wydobył się gardłowy śmiech. Potarł palcami wargi i krzyżując ręce na torsie, wyjaśnił to, czego ciemnowłosa nie pamiętała. W bardzo krótki, dobitny sposób.
- Pieprzyliśmy się. Wszyscy. – Wzruszył ramionami, spoglądając na Ever błyszczącymi oczami.
- Nie.. – Pisnęła, kręcąc głową. Cofnęła się o dwa kroki, a jej serce waliło jak opętane.
- To był raz. – Odezwał się w końcu Louis, podchodząc pewnym krokiem do przyjaciela. – Pierwszy i ostatni raz. Byliśmy naćpani i pijani. Wiem o czym myślisz, Styles. To się nigdy więcej nie powtórzy. – Mówił coraz bardziej zdenerwowanym głosem, patrząc w zielone oczy drugiego mężczyzny.
- Och tak? W nocy nie miałeś nic przeciwko. A co z przyjacielskim dzieleniem się? – Harry wydął wargi, zerkając kątem oka na ciemnowłosą dziewczynę. Szybkie i mocne uderzenie w twarz pięścią. Może Louis nie grzeszył wzrostem, jednak siłę miał w sobie okrutną.
Po uderzeniu przyjaciela, złapał Ever za nadgarstek i pociągnął za sobą do jej sypialni. Niemalże wepchnął ją do środka i zatrzasnął drzwi. Opadła zrezygnowana na łóżko, chowając w dłoniach twarz. jeszcze nigdy wcześniej nie czuła takiego zażenowania. Nigdy wcześniej nie wstydziła się swojego zachowania jak w tamtym momencie. Jak mogła dopuścić do czegoś takiego? Jak mogła dać się upoić tak bardzo, by nic nie pamiętać? Jej oddech wciąż pozostawał przyśpieszony, gdy Louis powoli zajął miejsce obok niej. uchylił usta, wyciągając dłoń w jej stronę. Odtrąciła ją i podniosła się na równe nogi. Spojrzała na mężczyznę z wyrzutem. Miała ochotę krzyczeć i bić go za to, że pozwolił, by wydarzyło się to, co się wydarzyło. Zamiast tego, spiorunowała go wzrokiem, chwyciła swój telefon i wybiegła z pokoju.
- Chwileczkę! Gdzie się wybierasz?! – Krzyknął, wybiegając za ciemnowłosą. Złapał ją w ostatniej chwili, zanim jeszcze zdążyła otworzyć drzwi wyjściowe.
- Muszę stąd wyjść i to jak najszybciej. Bo oszaleje! Zostaw mnie. – Rzuciła wrogo, wyrywając rękę.
- Nie możesz iść nigdzie sama! – Louis przyglądał się dziewczynie ze zdenerwowaniem. Parsknęła śmiechem, chwyciła rewolwer leżący na szafce nieopodal i pomachała nim przed nosem niebieskookiego.
- Jestem bezpieczna! Chyba o to ci chodziło, nieprawdaż?! A teraz daj mi chociaż chwilę samotności! – Ostentacyjnie wsunęła broń do kieszeni i nie czekając już na odpowiedź, wybiegła z domu.
*
Szybkim krokiem pokonywała uliczki Barcelony. Krokiem, który w krótkim czasie przerodził się w bieg. Podążała przed siebie, nie zważając nawet na to, gdzie właściwie się znajduje. Ale nie obchodziło jej to. Nawet jeśli, by się zgubiła – chciała być sama.
Jak się okazało, jej krótkie nogi zawiodły ją na plaże. Dziwnym trafem, na rozłożystej przestrzeni leniło się bardzo mało ludzi. Wzdychając z ulgą, zajęła miejsce gdzieś na uboczu. Zsunęła buty i zakopała stopy w przyjemnie ciepłym, złotym piasku.
W jej głowie krążyły setki myśli, a większość z nich – niecenzuralna – dotyczyła tylko i wyłącznie jej osoby. Jak bardzo przewrócił się jej świat, od poznania bliżej sąsiada? Tego ciepłego wieczoru, tam na plaży, świetnie czuła, że nie ma odwrotu. Jej życie odmieniło się nieodwracalnie, już dawno wpadła w bagno w jakim żył niebieskooki mężczyzna. Wszystko biegło ku jednemu. Ku destrukcji. Była na siebie zła, była wściekła. Czuła tak zwanego moralniaka. Czuła, że stacza się bardzo powoli, ale wcale nie wyciąga rąk ku górze i nie woła o pomoc. Dlaczego? Bo zaczynało jej się to podobać? Tak bardzo bała się do tego przyznać. Było jej cholernie wstyd. Chciała obwiniać wszystkich, za to co się stało. Harry'ego, że w ogóle miał czelność jej dotknąć, Louis'a za to, że jej nie obronił, hektolitry wypitej wódki, opary papierosowe, atmosferę tamtego klubu. Wszystko prócz siebie. Przecież tak trudno jest się nam przyznać przed samymi sobą do błędu, który popełniliśmy. Tak trudno jest nam być szczerymi ze sobą.
Już sama nie wiedziała, co tak naprawdę czuję. Która, rodząca się w niej emocja, jest prawdziwa. Jest szczera. Wsłuchując się w tańczące fale, próbowała zrozumieć samą siebie. Próbowała z marnym skutkiem. Ponieważ wciąż wypierała ze świadomości potrzeby, pragnienia i tęsknoty, które mogły zagrozić jej dobremu sercu, jej pacyfistycznemu podejściu do świata i ludzi.
*
Weszła do domu niepostrzeżenie. Harry, na całkowitym luzie, oglądał telewizję i objadał się jakimiś suszonymi owocami. Kierując się do swojej sypialni, zauważyła jedynie plecy Louis'a, który nerwowo palił w ogrodzie. Wpadła do pomieszczenia i zatrzasnęła za sobą drzwi. Od razu opadła na łózko, układając wygodnie głowę na poduszce. Z kieszeni szortów wyjęła broń i przesunęła ją ostrożnie pomiędzy palcami.
Jej oddech bardzo leniwie uspokajał się, a powieki powoli opadały ze zmęczenia. Mimo wszystko, nie miała ochoty na sen. Wpatrywała się przenikliwie rewolwerowi, który wciąż trzymała. Przesuwała koniuszkiem palca po czarnej lufie, magazynku, spuście. I tylko przez sekundę przemknął jej pomysł naciśnięcia na spust. Wsunięcia lufy do ust i skończenia z tym wszystkim.
Nagle, drzwi sypialni otworzyły się. Nie musiała się odwracać, by wiedzieć kto wtargnął do pokoju. Usłyszała głębokie westchnięcie i brzdęk odkładania czegoś ciężkiego na szafkę nocną. Zaraz potem miejsce za nią, ugięło się, a ciepła dłoń dotknęła jej odkrytego ramienia.
- Martwiłem się. – Wyszeptał niebieskooki.
- Z pewnością. – Burknęła jeszcze ciszej, nie odrywając wzroku od broni.
- Przepraszam. – Zatrzymała powietrze w policzkach i uniosła wzrok, kierując go w stronę uchylonego okna. Nie odwróciła się. – Nie powinienem był do tego dopuścić. To było chore. – Kontynuował spokojnym głosem.
- Nie tłumacz się. – Odezwała się po dłuższej chwili. – Stało się, to się stało. Nie zachowujmy się, jak gdyby to był wielki grzech. – Dodała przez zaciśnięte zęby.
- Ever.. – Przysunął się bliżej, stykając swą klatkę piersiową z jej plecami. Poruszyła się niespokojnie, gdy przyjemne uczucie ogarnęło jej ciało. Ułożył usta na karku dziewczyny i przesunął je nieco niżej.
- Nic też nie zmieni faktu, że czuję się jak szmata. Przez waszą męską solidarność i moja głupotę. Jeśli myślicie, że to się kiedykolwiek..
- Nie powtórzy się. – Przerwał jej lekko zachrypniętym głosem, nosem muskając płatek jej ucha. – Nie pozwolę na to. Sam mam wyrzuty sumienia. A ty jesteś tylko moja. – Jego głos stawał się coraz niższy, ledwo słyszalny. Dłoń mężczyzny znalazła się na jej biodrze, przesuwając się na udo. Jego dotyk, który przyprawiał ją o gęsią skórkę. Tylko jego dotyk. – Moja. – Dodał niezwykle niskim, zachrypniętym głosem, odsuwając drugą ręką ciemne włosy dziewczyny. „I nie tylko Twoje ciało należy do mnie."
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top