xxvi. escape the city.

              Spod łózka wyciągnęła najmniejszą walizkę jaką miała. Przekręciła się na piętach ,robiąc kółko i lustrując wszystko, co miała w sypialni. Wzięła głęboki oddech i zaczęła pakowanie. Do brązowej, trochę wytartej torby wrzucała to, co uznała za najważniejsze. Kilka ubrań, kilka ulubionych książek. Kosmetyki, ładowarki, ulubionego miśka. Dokumenty, komórka i skórzana torba ledwo się dopinała. Ever wciąż miała wrażenie, że zapomniała o czymś ważnym. Ale powtarzała sobie, że na pewno będzie miała czas, by wrócić na stare śmiecie i wszystko odpowiednio uporządkować. Och, jakże się myliła.

         Niechętnie opuściła swą dotychczasową sypialnie i stanęła w progu, z ciężką torbą w dłoniach. Stał przy oknie. Trzymając w dłoni broń, opierał czoło o lufę. Oddychał głęboko i mrużył oczy. Widać było, że zastanawia się nad czymś poważnie. Założyła kosmyk włosów za ucho i cicho, niczym kot, podeszła do chłopaka.

- Jestem gotowa. – Wyszeptała. Odwrócił się gwałtownie i zlustrował jej wciąż przestraszoną twarz. schował Colt'a do kabury i skinął głową. Chwytając jej torbę w dłonie, od razu skierował się do drzwi.

- Gdzie idziemy? – Spytała, gdy znaleźli się w windzie. Nie odpowiedział. Był okropnie milczący, jego mięsnie napięte a mina poważna. Przerażająco poważna.

        Stając przed drzwiami wyjściowymi z budynku, chwycił ciemnowłosą za dłoń i pociągnął za sobą. nie miała żadnej możliwości na dyskusje. Wpakował ją do czarnego Lexusa, nieznanego jej pochodzenia i odjechał z piskiem opon. I wtedy po raz ostatni widziała budynek, w którym mieszkała kilka lat. Odjechała bez żadnego pożegnania ani czasu na jakiekolwiek sentymenty.

*

       Podróż mijała im w milczeniu. Co prawda, ciemnowłosa na początku próbowała dowiedzieć się skąd ma samochód i gdzie jadą. Jednak po kilku próbach i żadnej odpowiedzi, odpuściła. Wyjechali z miasta i asfaltową drogę oświetlały jedynie rzadko pojawiające się latarnie. Poczuła senność. Od kilkunastu dobrych godzin nie zmrużyła oczu. Westchnęła dyskretnie i spoglądając po raz ostatni na niewzruszoną minę mężczyzny, ułożyła głowę na oknie, zamykając oczy.

       Obudził ją dopiero delikatnym muskaniem ramienia. Leniwie uniosła powieki, zakrywając usta. podniosła głowę i rozejrzała się dookoła. Wąski podjazd przed nieznanym jej, małym budynkiem.

- Powiesz mi w końcu gdzie jesteśmy? – Wyszeptała, wciąż jeszcze zaspanym głosem.

- Dwadzieścia kilometrów od miasta. Uznałem, że ten motel będzie najlepszym rozwiązaniem. Chodź. – Uśmiechnął się lekko, unosząc jej dłoń w górę. Gdy ucałował jej zewnętrzną stronę, poczuła jak przyjemna fala ciepła ogarnia jej ciało. kolejny, mały, aczkolwiek łapiący za serce gest wielkiego gangstera.

     Gdy młody mężczyzna załatwiał pokój ze starszą, znudzoną recepcjonistką, Ever rozglądała się po pomieszczeniu. Motel odbiegał znacznie od statusu tego ekskluzywnego. Obdrapane ściany, ledwo trzymające się meble. Dziwny zapach i podejrzany ochroniarz. Poczuła się nieswojo. I nagle, jej biodra oplotła para rąk, by mogła w końcu czuć się bezpiecznie.

- Louis. – Zaczęła, odwracając się powoli. Wpatrywał się w jej oczy, bez żadnego mrugnięcia. Wpatrywał i coraz bardziej czuł, że ona jest warta każdej ceny. Nawet jeśli ta cena okaże się ostateczna.

- Tak? – Przesunął dłonią po jej zaróżowionym policzku i założył kosmyk ciemnych włosów dziewczyny, za ucho.

- Muszę zadzwonić.

- Gdzie i po co?

- Do Key. Nie mogę tak wyjechać bez słowa. To moja przyjaciółka. – Spuściła wzrok, bawiąc się palcami.

- No dobra. – Westchnął i rozejrzał się. – Ale z tamtego telefonu. – Wskazał na budkę telefoniczną, stojącą przy wejściu.

- Serio? – Skrzywiła się. ale jego mina była okrutnie poważna. Westchnęła więc i dostając od chłopaka drobniaki, skierowała się do lekko zniszczonej budki.

      Kiedy rozmawiała, on stał niedaleko. Opierając się o ścianę i paląc, obserwował każdy jej ruch. Rozglądał się nerwowo i co chwilę unosił filtr do ust.

        W końcu znaleźli się w pokoju. Ciemnowłosa nie spodziewała się cudów, toteż wystrój i wielkość pomieszczenia nie zdziwiły jej. Jedno wielkie łózko na samym środku, dwie, ledwo sklecone szafki po obu jego stronach. Naprzeciwko stary telewizor i duża, ciemna szafa obok.

       Opadła na wielkie łóże małżeńskie i zmrużyła oczy. Nie chciało jej się nawet dyskutować, dlaczego Louis wynajął właśnie taki pokój. Chłopak przechadzał się po pomieszczeniu i wyglądając przez okna, zasuwał je wyblakłymi zasłonkami. W końcu znalazł się obok ciemnowłosej i ułożył dłoń na jej głowie. Momentalnie uchyliła powieki i spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.

- Idź się wykąpać i się prześpisz. – Odezwał się w końcu.

- To nie jest zły pomysł. – Stwierdziła, lekko zachrypniętym głosem.

- Wzięłaś laptopa? – Spytał, zanim jeszcze zniknęła w obskurnej łazience.

- Tak, jest w torbie. – Wskazała swój bagaż, przyglądając się mężczyźnie pytająco.

- Już wiem co zrobimy. Muszę załatwić formalności. – Odpowiedział na nieme pytanie, układając komputer na swoich kolanach. Skinęła jedynie głową i wzdychając ciężko, zamknęła za sobą drzwi łazienki.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top