xxiv. pull the trigger.

Po wyczerpującym dniu, jedyne o czym marzyła to długa, gorąca kąpiel i wygodne łózko. Wykończona, wsunęła leniwie klucz do zamka i przekręciła go powoli, nieświadoma tego, co czeka ją we własnym mieszkaniu.

Odrzuciła gdzieś niedbale torebkę i ziewając, wyszukała dłonią włącznika. Gdy zapaliła światło w salonie, poczuła jak wielka gula podchodzi do gardła.

Louis stał tuż przed nią. Z wycelowaną w jej czoło lufą i błyszczącymi oczami. Z napiętymi mięśniami i jedną myślą, która owładnęła jego zatrute kokainą ciało. Bo po raz pierwszy odczuł prawdziwy, niepohamowany strach przed wykonaniem zadania. Po raz pierwszy złamać musiał swoją zasadę. Tylko przez pierwsze sekundy zachowywał w sobie zimną krew. Tylko przez pierwsze sekundy czuł się jak podczas jednego z banalnych zadań.

W jego krwi krążyły składniki narkotyku, jego płytki oddech zdradzał jego emocje. Emocje, z którymi wciąż walczył. Wpatrywał się w jej brązowe oczy, a jego dłoń zadrżała. Zacisnął palce wokół broni i nie spuszczał Colt'a. wycelowanego idealnie miedzy oczy niewinnej dziewczyny.

Napięte mięśnie, powolne ruchy, szybkie bicie serca i oddechy. Strach ogarniający całe ciało i swego rodzaju pewność. Świadomość, że nie można się wycofać. Wykonać kroku w tył. Czy to nie zabawne, że obydwoje czuli się dokładnie tak samo?

Poczuła uścisk w klatce piersiowej. Zbyt długo utrzymywał broń w górze, by mógłby to być żart. Gdy sobie to uświadomiła, zadrżała. Był zimny. Niezłomny, pewny siebie, bezuczuciowy mężczyzna. I wtedy zrozumiała. Zrozumiała kim jest.

Odetchnęła głęboko i zmrużyła oczy. Uchylając je, uchyliła również wargi. Zrobiła krok w przód, a lufa jego rewolweru zetknęła się z jej czołem. Była przerażona, ale pewna. Po raz pierwszy w życiu odczuwała w sobie taką mieszankę. Trochę masochistyczną.

- Powiedz mi chociaż dlaczego to robisz. - Pisnęła. Nie uzyskała żadnej odpowiedzi. Ciszę jaką panowała, przerywały jedynie ich głośne, głębokie oddechy.

- No dalej. - Wyszeptała po dłuższej chwili, tym samym wprawiając mężczyznę o szybsze bicie serca. - Naciśnij na spust. - Dodała równie cicho. Jej serce biło tak szybko i mocno, jak gdyby chciało wyrwać się z piersi. Poczuła chłód. Nie przez wiatr, wpadający do pokoju przez uchylone okno. Poczuła chłód, jakim emanował niebieskooki chłopak.

Tak cholernie dla niej ważny mężczyzna, którego dzieliło kilka milimetrów od naciśnięcia na spust.

- Jesteś zwykłą bestią. - Kontynuowała, zbliżając się jeszcze bardziej. Czując jak lufa wbija się niemalże w jej czoło, nie dorywała wzroku od ciemniejących oczu chłopaka. Ułożyła dłoń na piersi i zacisnęła palce. - Ale zanim to zrobisz, wiedz, że nie jesteś mi obojętny. Już nigdy nie będziesz. - Dodała ledwo słyszalnie, przełykając mocno ślinę. Zacisnęła powieki i zaczęła powoli odliczać w myślach.

I coś pękło. Ciepło rozlało się po całym jego ciele. Napiętym i przygotowanym do jednego, ciele. Wciąż nie spuścił ręki, ale zrobił krok w stronę przygotowanej na wszystko dziewczyny. Lufa jego Colt'a wciąż stykała się z rozgrzanym z przerażenia, ciałem dziewczyny. wystarczyła tylko jedna sekundą. Tylko jedna sekunda dzieliła go od wypełnienia zadania. Gdzie więc podziała się jego pewność i odwaga? Gdzie podziała się ta ekscytacja i niewinny uśmiech?

Zniknęły. Zniknęły, gdy wypowiedziała o te kilka słów za dużo. Poczuł ukłucie w klatce piersiowej. W tamtym momencie, to Bestia była bardziej przerażona. Bo patrząc w oczy swojej ofiary, po raz pierwszy poczuł jak obrzydliwym jest człowiekiem.

Przecież te oczy były najpiękniejszymi jakie kiedykolwiek widział. Ta twarz była najpiękniejszą, jaką kiedykolwiek widział. Te ciało, było najdelikatniejszym jakiego kiedykolwiek dotykał. Nie odzywał się. Odkąd pojawiła się w mieszkaniu i wycelował w jej głowę, nie był w stanie wypowiedzieć ani jednego słowa. Kokaina, która miała mu pomóc, tylko pogarszała sprawę. I wiedział, że to test. Test, który przygotowało dla niego złośliwe życie. test na to, czy ma w sobie strzępki serca.

I właśnie wtedy, przeleciała mu przez głowę myśl. Myśl, która go przeraziła. Myśl, której pewien był tak jak jeszcze niczego wcześniej. Wolałby wycelować sobie w skroń i całując po raz ostatni jej usta, nacisnąć na spust.

Ich twarze dzieliły milimetry. Zimna lufa wciąż dotykała jej rozgrzanej skóry. Ułożył dłoń na policzku ciemnowłosej. Zadrżała. Po raz pierwszy jego dotyk zaczął boleć ją tak bardzo. Wstrzymał powietrze i przygryzł wargę do krwi.

Jedna sekunda, jeden impuls i jego usta znalazły się na jej wargach a czarny rewolwer gdzieś na podłodze. Chwycił jej twarz w dłonie i całował ją. Całował tak jak jeszcze nie miał odwagi całować jakiejkolwiek kobiety. Z początku była wystraszona, trochę ogłupiała. Wciąż jeszcze czuła zimny metal na swoim czole. Chciała go odepchnąć, ale jakaś wewnętrzna siła kazała przyciągnąć go jeszcze bliżej.

- Po raz pierwszy nie potrafię wypełnić swojego zadania. Przez ciebie staję się słaby.. - Wyszeptał, gdy wtulił twarz w pachnące malinami włosy dziewczyny. Zaraz potem odsunął się i schyliwszy, chwycił w dłoń Colt'a. Przełknął ślinę i ponownie ułożył palec na spuście.

Nigdy nie pudłował i nigdy się nie poddawał. Nigdy nie okazywał ani krzty współczucia. Dla niego nie istniały wyrzuty sumienia, ani coś takiego jak moralność. Nie było miłości, nie było przywiązania. Były jedynie same kłamstwa i mroczne tajemnice. Spojrzał jej w oczy, poprawiając palec na trzymanej dłoni i zwilżył wargę.

Jeden obrót magazynkiem rewolweru. Drżenie skóry i naparcie palca na spust. Odgłos wystrzału.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top