xxi. weird.

Wydmuchiwała leniwie dym, mrużąc oczy. Walcząc z coraz gorszymi myślami i słowami opisującymi jej własnego ojca. Choć czuła - i to coraz poważniej - że mężczyzna, który ją wychowywał, jest jej zupełnie obcy. I już wiedziała, że ten dzień nie będzie dobry. Gdzieś po drodze, czytając list, zgubiła swoją radość życia i opanowanie. A przecież to był dopiero początek. Początek dziwnego dnia. Choć może nic już nie powinno jej dziwić, kiedy za sąsiada ma młodego, tajemniczego Louis'a.

Los chyba polubił drwić sobie z ciemnookiej dziewczyny. w momencie, gdy odrzuciła niedopałek, usłyszała dzwonek do drzwi. Zaklęła pod nosem i skierowała się do przedpokoju. Ten dzień nie był dobrym czasem na jakiekolwiek odwiedziny. Nie miała ochoty widzieć się z kimkolwiek. Otworzyła zbyt gwałtownie, by dojrzeć w swoim progu młodego sąsiada.

- Co?! - Rzuciła, spoglądając na chłopaka ze skrzywioną miną.

- Kolejne, słodkie powitanie. - Wywrócił oczami. - Dlaczego uciekłaś?

- Nie uciekłam. - Odpowiedziała od razu, wzdychając ostentacyjnie. - Wyszłam, bo musiałam. I tyle. Czego chcesz? - Potarł wargę kciukiem i bez żadnego zaproszenia, wkroczył do jej mieszkania.

- Chcę pogadać. - Stwierdził, obkręcając się na pięcie i spoglądając na zdenerwowaną ciemnowłosą.

- Nie mam humoru na rozmowy. - Wywróciła oczami, zatrzaskując drzwi.

- Zły humorek? - Uniósł brew, krzyżując ręce na torsie.

- Louis, powiesz mi czego chcesz? Nie mam ochoty bawić się z tobą w jakieś głupie podchody. - Spojrzała ze złością na chłopaka. Przyglądał się jej z nieukrywanym zdziwieniem. Nigdy jeszcze nie widział zdenerwowanej Ever. Marszczyła nos, jej wargi tworzyły linię prostą, a małe pięści zaciskały się. Musiał to przyznać - wkurzona, wyglądała jeszcze lepiej. Oblizał wargę i zrobił krok w jej stronę.

- Dlaczego zachowujesz się tak, jakby nic się wczoraj nie stało? - Spytał niskim głosem.

- A dlaczego ty nie możesz dać mi w końcu spokoju?! - Wybuchła. Tak nagle i bez żadnego powodu, poczuła w sobie natłok złych emocji. Nie panowała już nad tym co i do kogo mówi. - Mam już dość, że ciągle za mną łazisz. Jesteś tak cholernie pewny siebie, bezpośredni. Wkurzasz mnie tym! Czego ty chcesz, co?! Już chyba dostałeś to, na co tak bardzo się napalałeś! Skończ mnie męczyć! Jeszcze dziś wlazłeś brudnymi buciorami do mojego mieszkania! Akurat dzisiaj, kiedy mam tak zajebiście zły humor! Wielki Louis musi dobić mnie jeszcze bardziej. Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?! - Wymachiwała rękami, czując piekące policzki. On wpatrywał się w nią z rosnącym szokiem.

Gdy zaczęła przeklinać, podszedł bliżej. Bez żadnego słowa złapał jej twarz w dłonie i przyciągając, ułożył swoje usta na jej wargach. Tak bezczelnie, bezceremonialnie i bez żadnego problemu. Poruszał wargami, pieszcząc tym samym rozgrzaną skórę jej policzków kciukami. Spuściła ręce wzdłuż ciała i zmrużyła oczy. Tak po prostu poddała się chwili. Słodkiej chwili o smaku niebezpieczeństwa, jakim Louis był sam w sobie.

Stali po środku jej salonu. On całował ją namiętnie, językiem zwilżając kąciki jej ust. Ona całkowicie mu poddana, czuła burze wzbierającą się leniwie w jej wnętrzu.

To był moment. Odepchnęła go od siebie, oddychając szybko i spojrzała zabójczym wzrokiem. Wytarła ostentacyjnie usta i wskazała na drzwi.

- Wyjdź. - Odezwała się opanowanym, ale pewnym głosem.

- Co jest maleńka? - Wydął wargi, uśmiechając się cwaniacko. Przeczesując włosy dłonią, zrobił krok w jej stronę.

- Powiedziałam, żebyś się wynosił! - Podniosła głos, wciąż wskazując na drzwi. - Wyjdź, bo nie ręczę za siebie! - Zacisnęła pięść. Zaśmiał się pod nosem i potrząsając głową, skierował się w stronę wyjścia.

- Kobiety. Chyba ci się okres zbliża. - Stwierdził, przekraczając próg.

- Idiota. - Wysyczała i zatrzasnęła za nim drzwi.

*

Leżała na łóżku bez ruchu już kolejną godzinę. Już dawno uspokoiła myśli i opanowała emocje. Czuła okropne zmęczenie i zażenowanie. Chyba jeszcze nigdy nie zachowywała się w ten sposób.

Przyglądając się jasnemu sufitowi zaczynała mieć wyrzuty sumienia. Nie powinna była tak naskakiwać na sąsiada. On tak naprawdę nie był niczemu winien. Po prostu pojawił się w nieodpowiedniej chwili i to na niego wylała wszystkie, negatywne emocje.

Piękna była zbyt dobrą osobą, by zostawić to bez wyjaśnienia. Nie wybaczyłaby sobie, gdyby nie przeprosiła Louis'a. Podniosła się więc z kanapy i poprawiając koszulkę, ruszyła w nieznane.

Stanęła przed jego drzwiami po nabraniu powietrza do płuc i zatrzymania go w policzkach, nacisnęła na biały guzik, przy framudze. Czekała kilka sekund, ale nie doczekała się żadnego odzewu. Dokładniej przyjrzała się drzwiom i coś ją zaniepokoiło. Uniosła dłoń i zapukała w płaską powierzchnię, tym samym popychając otwarte drzwi. Przygryzła wargę w zdziwieniu. Co prawda Louis był dziwnym i nietypowym człowiekiem, ale to do niego nie pasowało. Zostawiać tak całkowicie otwarte mieszkanie?

Ciekawość pchnęła ją w głąb mieszkania. Gdy wkroczyła do środka, zastała totalny bałagan. Powywracane szafy, rozwalone na całej podłodze płyty i ubrania. Otwarte na oścież okno, przewrócone głośniki. Nieprzyjemna fala gorąca ogarnęła jej wnętrze, gdy tak przechadzała się po mieszkaniu sąsiada i czuła coraz większy strach.

- Co tu się do cholery stało? - Szeptała do siebie, rozglądając się po salonie.

Jego oczy powiększyły się do wielkości monet, gdy stając przed mieszkaniem, zobaczył uchylone drzwi. Przecież świetnie pamiętał, że je zamykał. Mając złe przeczucia, wyjął broń i przeładował ją, wkraczając po cichu do środka. Czuł czyjąś obecność. Wyciągnął Colt'a przed siebie i stawiał małe kroki, wyostrzając każdy swój zmysł.

Cichy szelest i niepozorne kroki. Odwróciła się gwałtownie i przez ułamek sekundy poczuła jak dostaje małego zawału serca. Serca, które zaczęło bić jak oszalałe. Odetchnęła głęboko, czując jak fala gorąca ogarnia jej ciało. tuż przed nią stał Louis. Louis, który celował w nią bronią. Spojrzała z przerażeniem w jego ciemniejące oczy. Spuścił ręce, wzdychając.

- Co ty tu robisz? - Odezwał się w końcu, zabezpieczając Colt'a i wsuwając go do kabury.

- Chciałam pogadać.. Nie było cię i.. ja.. - Zaczęła się jąkać. Wciąż jeszcze czuła szalejące serce i tysiące sprzecznych emocji.

- Spoko. - Rozejrzał się po mieszkaniu z niezadowoloną miną i przeczesał włosy.

- Wiesz kto mógł to zrobić? - Pisnęła, wciąż pozostając w tym samym miejscu, gdy młody mężczyzna okrążał jej sylwetkę, zbierając rzeczy z podłogi.

- Świat jest pełen nienawiści i zawiści. - Wzruszył ramionami, odpowiadając wymijająco. - To o czym chciałaś pogadać? - Odrzucił zebrane ubrania na kanapę i stanął przed dziewczyną. Przełknęła ślinę i tak nagle poczuła jak trudna jest sztuka mówienia.

- Chciałam cię przeprosić. - Szepnęła, uciekając wzrokiem. - Nie powinnam była tak wybuchać. Miałam ciężki poranek i.. Sam rozumiesz. - Przygryzła wargę ze zdenerwowania. Skrzyżował ręce na klatce piersiowej i przejechał językiem po dolnej wardze, przyglądając się ciemnowłosej.

- Jestem głodny. - Odezwał się po dłuższej chwili, zmieniając całkowicie temat. Spojrzała na niebieskookiego, uchylając wargi ale nie do końca wiedząc co powiedzieć. - Chodźmy na pizzę. - Złapał za wątły nadgarstek dziewczyny i pociągnął za sobą.

- Ale co z tym wszystkim? - Pisnęła, próbując nadążyć za młodym sąsiadem.

- Ogarnie się potem. No chodź. - Zwilżył wargę, zaciskając palce na jej nadgarstku.

Bo nie potrafiła być długo zła. A on nie potrafił odpuścić. Nie potrafiła przestać wpatrywać się w jego hipnotyzujące oczy. A on nie potrafił przestać wpatrywać się w jej kuszące wargi. I tak zatapiali się w sobie nieświadomie, a los ostrzył szpony, by przeszkodzić w tym, co rodziło się pomiędzy Piękną i Bestią.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top