xv. land of debauchery.
Z małą pomocą młodego mężczyzny, zsunęła się z czarnego Harley’a. Powoli, trochę nieumiejętnie zdjęła kask i potrząsnęła głową, zaciągając się świeżym, pachnącym lasem powietrzem. Gdy tylko dojrzała wielkie jezioro i piękną przyrodę, uśmiechnęła się pod nosem. Przeczesała włosy i odłożyła kask. Nie czekając na chłopaka, skierowała się na brzeg. Zdjęła kolorowe martensy i odrzucając je gdzieś w bok, powoli wkroczyła do zimnej wody.
Przyglądał się jej z dumnym uśmiechem. Przewiesił kask przez kierownicę maszyny i poprawiając kurtkę, ruszył w stronę dziewczyny. Gdy znalazł się tuż za nią, wiatr zawiał trochę mocniej. Tym samym sprawił, iż jego nozdrza zaatakował zapach jej owocowych perfum, zmieszany z zapachem lasu. Mieszanka doprowadzająca jego zmysły do szaleństwa. Potarł kciukiem dolną wargę, po czym skrzyżował ręce na torsie.
- I jak ci się podoba? – Odezwał się w końcu, lekko zachrypniętym głosem.
- Pięknie tu jest. – Odwróciła głowę, posyłając niebieskookiemu jeden ze swoich najpiękniejszych uśmiechów. Skinął głową z zadowoleniem i skierował wzrok na rozciągający się horyzont, za którym bardzo powoli chowało się słońce.
Usiedli na drewnianym, ledwo trzymającym się pomoście. Mężczyzna w końcu pozbył się swojej kurtki i ciężkich butów, by wspólnie z dziewczyną włożyć stopy do chłodnej wody. Nigdy wcześniej tak nie robił. Z żadną kobietą, którą tutaj przywoził. Nie musiał się starać, bo one i tak prędzej czy później zaczynały się do niego dobierać. W krainie rozpusty również, przekonywał się jak niezwykle inna i wyjątkowa jest Ever i jak cholernie go zmienia. Choć wciąż starał się nie dawać za wygraną i pozostawać tym samym, gburowatym, impertynenckim Louis’em.
I rozmawiali. O wszystkim i o niczym. Śmiejąc się, dyskutując poważnie. I zatapiali się w sobie. Każdym gestem, uśmiechem czy niechybnym muśnięciem. On wariował, ona zaczynała powoli tonąć. Choć broniła się z całych sił. Odpychała to uczucie rękami i nogami. Ale tę walkę wygrało Serce, z triumfalnym uśmiechem. Zatraciła się. W jego inteligencji, żartach, ciekawostkach, których miał miliony. Zatraciła się w jego ukrywanej troskliwości, zainteresowaniu jej osobą.
Bronił się do utraty tchu. Bronił się przed większym zainteresowaniem jej osobą. Przecież nigdy nie obchodził go charakter dziewczyny, którą za chwilę miał pieprzyć. Ale z nią nie było tak łatwo. I może właśnie dlatego zaczął pragnąć nie tylko jej ciała, ale i duszy. Zachowywał się idiotycznie, pozwalając uwolnić swoją opiekuńczą i miłą stronę. A przecież od samego początku chciał, by jedyne co ich łączyło to „zajebisty seks”.
*
Słońce już prawie zniknęło za horyzontem. Swoje miejsce znaleźli pod świetnie znanym mężczyźnie, drzewem. Ciemnowłosa podkuliła nogi pod brodę, czekając aż całkowicie wyschnął. Wpatrywała się w kolorowe niebo. Chłopa zaś wyciągnął z kieszeni małą tytkę i białą bibułkę. Zwinnym ruchem nasypał do papieru część zawartości folii i zwinął bibułkę. Spojrzała na niego ze zdziwieniem i poruszyła się niespokojnie.
- Chcesz to palić? – Uniosła brew, przyglądając się palcom chłopaka.
- Taki mam zamiar. – Odpowiedział, nie patrząc na dziewczynę.
- Przecież prowadzisz. Nie możesz..
- Cicho. – Podniósł wzrok, uśmiechając się cwaniacko, po czym zwilżył końcówkę blanta.
- Ale Louis, tak nie można. – Wydęła wargi, prostując się.
- Znam swoje siły. Nie musisz się martwić. – Wzruszył ramionami i z błyszczącymi oczami, wręczył dziewczynie jointa. Przez chwilę wpatrywała się w białą bibułkę i walczyła sama ze sobą. Nie była święta, bo już kiedyś próbowała. I nigdy nie ukrywała, że bardzo się jej to spodobało. Ale ta sytuacja była inna. Czuła to gdzieś w głębi.
- No dalej. – Zaśmiał się, podsuwając zapalniczkę. Odetchnęła głęboko o wsunęła papierosa do ust. Zaciągnęła się porządnie, mrużąc oczy. Odsunęła białą bibułkę od warg i zatrzymała cały dym w płucach. Poczuła jak przyjemne uczucie ogarnia jej ciało. Nie sądziła, iż tak bardzo stęskniła się za tym rodzajem palenia.
Przeczesał włosy i z nieukrywanym zachwytem obserwował poczynania ciemnookiej. Odchyliła głowę i ze zmrużonymi oczami, wypuściła dym z ust. Oblizała je i uśmiechnęła się pod nosem. To jak wyglądała właśnie w tamtym momencie, wprawiło jego ciało o przyjemne ciarki. Po ponownym zaciągnięciu się, oddała chłopakowi blanta i bezwiednie przygryzła wargę. Przesunął go pomiędzy palcami i wpatrując się w jej ciemniejące oczy, wsunął bibułkę do ust.
Wsłuchując się w odgłosy przyrody i wpatrując w nieśmiało pojawiające się na niebie gwiazdy, śmiali się i palili. Czuła, że coraz szybciej traci zdrowy rozum. Jak niepozorne składniki ich papierosa, rozchodzą się po jej ciele. Nagle poczuła, że jej głowa zrobiła się dziwnie ciężka. Ułożyła ją więc na jego ramieniu, a jej dłoń bezwiednie opadła na jego udo. Poczuła jak mięśnie chłopaka napinają się powoli. Przygryzła wargę i uśmiechnęła się pod nosem. Nagle jego dłoń znalazła się na jej odsłoniętym kolanie. Na krótką chwilę wstrzymała powietrze, po czym wypuściła je, gdy czuła jak ręka chłopaka przesuwa się wyżej.
- Zabierz tę rękę. – Odezwała się. Zaraz potem obydwoje wybuchli śmiechem.
- Przecież nic nie robię. – Uniósł dłonie i zrobił niewinną minę. Podniosła głowę, a ich spojrzenia spotkały się.
I to był moment. Chwila słabości spowodowana tańczącymi w ich oczach, iskrami. Kilka sekund, które bezpowrotnie zmieniło wszystko. Ich twarze zbliżały się do siebie bardzo powoli. Czuli, że ten moment cholernie się przedłuża. Ale tego właśnie chcieli. Lustrował jej usta. Piękne wargi, na zasmakowanie, których miał ochotę już od tak dawna. Coś w jego spojrzeniu przyciągało ją coraz bardziej. Zaczynała uwielbiać tę skrywaną tajemnicę. Tajemnice, która stawała się coraz bardziej pociągająca.
Sekunda i ich usta zetknęły się ze sobą w nieśmiałym, delikatnym pocałunku. Ale niewinność nie trwała nawet pół minuty. Znowu poczuł w sobie skrywaną dzikość. Swoje stare, prawdziwe ja. Chwycił ją za ręce i szybkim ruchem usadził na sobie. Zaraz potem jego dłonie znalazły się na jej rozgrzanych policzkach. Ich pocałunki stawały się coraz zachłanniejsze. Jej ręce oplotły jego szyję, a palce znalazły się pomiędzy kosmykami jego włosów. Setki myśli i tysiące emocji przepływało przez ich żyły, przez jeden pocałunek – tak spragniony i wytęskniony. Triumf Bestii napawał w dumę. Pozorny triumf. Bo w tej bitwie, żadne z nich nie mogło znaleźć się na pozycji wygranej.
Ze zwierzęcą dzikością podgryzał jej wargi. Językiem przejeżdżał po podniebieniu. Jego dłonie błądziły po jej odkrytych plecach, muskając chłodną i drżącą skórę. Wczuwała się w każdą sekundę, spędzoną na smakowaniu jego ust. Smakowaniu, którego podświadomie cholernie mocno pragnęła. Był dla niej trochę jak zakazany owoc. Wiedziała, ze jest niebezpieczny. Czuła to. Ale jednocześnie pragnęła zachłannie i nieodparcie jego bliskości. Od tamtego momentu jej żądze nabrały zupełnie innego koloru i smaku.
Pochłonięci w niebezpiecznym tańcu zmysłów, uczuć i pragnień, w krainie rozpusty, nadawali im nowego znaczenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top