xiii. good morning.
Obudził go okropny ból głowy. Powinien być przyzwyczajony do wiecznego kaca. Powinien, ale za każdym razem uważał, ze nie wypił aż tak dużo. Podniósł się do pozycji siedzącej i od razu złapał się za głowę. Skrzywił się i ziewnął, rozglądając od niechcenia. To nie było jego mieszkanie. Podniósł się powoli i dopiero zorientował, że na sobie ma jedynie bokserki. Wydął usta i spojrzał przed siebie.
Przy aneksie kuchennym krzątała się Ever. W za dużej, białej koszuli, roztrzepanymi włosami. Nuciła coś pod nosem, poruszając nieznacznie biodrami. Uśmiechnął się pod nosem, czując jak jego mięśnie napinają się z zadowolenia. Gdy stanęła na palcach ,sięgając do jednej z górnych szafek, koszula podniosła się lekko, ukazując skrawek jej pośladków ubranych w czerwony, koronkowy materiał.
- Dzień dobry. – Odezwał się radośnie, pocierając kciukiem dolną wargę, wymijając stolik i krocząc pewnie w stronę dziewczyny.
- Dzień do.. – Odwróciła się z uśmiechem, ale zatrzymała w pół zdania widząc jak w jej stronę podąża półnagi młody mężczyzna. – Louis.. – Szepnęła, wskazując palcem na jego bokserki i czerwieniąc się ledwo widocznie.
- To aż tak zły widok? – Zaśmiał się, opierając łokcie na blacie, tuż przed dziewczyną i poruszył brwiami.
- Nie. – Odwróciła głowę, zajmując się robieniem kawy. – Masz ochotę? – Spytała unosząc kubek, wciąż nie patrząc na roześmianego chłopaka.
- Chętnie. – Skinął głową. – Możesz mi powiedzieć czy do czegoś miedzy nami doszło? Nie powiem, chciałbym to pamiętać. – Podrapał się po tyle głowy, nie odrywając wzroku od ciemnowłosej.
- Do niczego nie doszło.
- Dlaczego więc jestem w samych bokserkach? – Spytał dużo ciszej, modulując specjalnie swój głos i bawiąc się łyżeczką.
- Nie mam pojęcia co robiłeś w nocy. Jak cię zostawiałam, byłeś ubrany. – Wzruszyła ramionami, odkręcając powoli głowę w jego stronę. Uniósł szarmancko kącik ust, przejeżdżając językiem po wargach. Posłała mu krótki uśmiech i powróciła do czynności, która tak świetnie miała pomóc jej w nie przyglądaniu się młodemu sąsiadowi.
Rozmawiali. On nie pamiętał co dokładnie działo się w nocy. Ona próbowała o tym zapomnieć. Przecież wciąż chciała żyć w przekonaniu, że niebieskooki młodzieniec, pomimo swej tajemniczości, jest porządnym człowiekiem. Choć do swojego mieszkania miał zaledwie kilka kroków, zgodził się zostać na skromne śniadanie. Posiłek, do którego nie był przyzwyczajony. Po pierwsze dlatego, iż rzadko jadał śniadania. A po drugie dlatego, iż jeśli już coś jadł, było to coś więcej niż płatki na mleku i owocowa sałatka. Ale chciał zostać jak najdłużej. Jak najdłużej wpatrywać się w skąpo ubraną sylwetkę młodej dziewczyny.
Oparła dłoń o blat, drugą wyciągając do wiszącej szafki. Chciała wyciągnąć drugą miskę. Nie dosięgała i zaczęła zastanawiać się po jakie licho postanowiła powiesić i powkładać sprzęt tak wysoko. Uśmiechnął się pod nosem i kręcąc głową, podniósł się z długo zajmowanego krzesła. Stanął tuż za ciemnowłosą i wzrokiem podążając za jej ręką, sięgnął po odpowiednie naczynie. Jego naga klatka piersiowa, zetknęła się z jej plecami. Odwróciła się gwałtownie, wpadając na blat. Tylko kilka milimetrów dzieliło jej twarz od jego torsu. Przełknęła dyskretnie ślinę. Spojrzał w dół. Kąciki jego ust uniosły się nieznacznie. Ich spojrzenia spotkały się. Byli zbyt blisko. Jego zbyt mocno kusiło, a ona zbyt mocno się powstrzymywała. Uchyliła wargi, wydmuchując ciepłe powietrze na Jego ciało. Chyba po raz pierwszy od dawna, spotkało się to z taką reakcją z jego strony. Zadrżał. Poczuł się przez chwilę jak niedoświadczony nastolatek, przy którym po raz pierwszy znalazła się dziewczyna. W tak dwuznacznej sytuacji.
Odchrząknęła i odsunęła się na bezpieczną odległość. Wyjął porcelanową miskę i ustawił ją ostrożnie na blacie. Zapanowała cisza. W powietrzu unosiło się zakłopotanie, a serca obydwojga biły w nienaturalnym tempie.
*
Siedząc w kwiaciarni, jej myśli krążyły tylko wokół młodego sąsiada. Wciąż pamiętała jedną noc i to, co zauważyła. Układała bukiet róż, przyglądając się tępo czerwonym pączkom. Nagle poczuła ból. Przeklnęła, upuszczając kilka kwiatów na podłogę. Kolce wbiły się w jej palce, z których poleciała stróżka krwi. Wsunęła je do ust i kucnęła, by podnieść łodyżki.
Przechadzając się ulicami miasta, co chwilę podnosił do ust papierosa. Zaciągał się mocno i leniwie wydmuchiwał dym. Jego myśli wciąż krążyły wokół jego małej ofiary. Niewinnej i niczego nieświadomej dziewczyny, która miała być jego zdobyczą. Tymczasem czuł, jak gdyby to ona zaczynała go usidlać. Nigdy wcześniej nie zdarzyło mu się myśleć tak wiele i w taki sposób o jakiejkolwiek dziewczynie. Już od nastoletniego życia, kobiety były dla niego wyłącznie obiektami seksualnymi. Tylko raz jego serce biło szybciej, ale bardzo szybko zawiódł się na swej intuicji.
Spotkali się przy wejściu na klatkę. On jak zwykle zaszpanował swoim motorem, zatrzymując się z piskiem opon i głośnym burczeniem silnika. Ona jak zwykle spadła z roweru, łapiąc równowagę w ostatniej chwili. Powitali się uśmiechami. Milczeli, stojąc w windzie. On stukał niecierpliwie w kask palcami, ona udawała, że ogląda ramę swojego czerwonego roweru. Pożegnali się uśmiechami.
Gdy znalazła się w domu, odstawiła rower i opadła na kanapę. Westchnęła ciężko i odwróciła głowę w stronę ściany. Ściany, za którą znajdowało się mieszkanie jej sąsiada.
Gdy znalazł się w domu, odrzucił kask i opadł na skórzaną kanapę. Zwilżając wargę, westchnął głęboko. Odwrócił głowę w stronę ściany. Ściany, za którą znajdowało się mieszkanie jego sąsiadki.
Czasem nasze serce dopada pewne uczucie. I właśnie wtedy, często nie mamy pojęcia co zrobić z tym uczuciem. Bo chce się nam skakać i uśmiechać bez końca, czując jednocześnie obawę i niepewność.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top