viii. little red dress .

         Uśmiechając się szeroko, podziwiała widoki, przesiadując na tarasie. Tego popołudnia pogoda dopisywała, pieszcząc wesoło jej zarumienione policzki. Oparła łokcie o szklany murek tarasu. Wychyliła się, wystawiając twarz na ciepły, przyjemny wiatr. Usłyszała dźwięk silnika. Świetnie jej znany dźwięk silnika. Spojrzała w dół, by w tym samym momencie tuż pod budynkiem zatrzymał się czarny Harley Davidson. Ciężkie buty opadły na płytę chodnikową. Zdjął z głowy czarny kask i jak gdyby od niechcenia, zmierzwił roztrzepane włosy dłonią. Wyjął kluczyki ze stacyjki i pewnym krokiem skierował się do drzwi wejściowych. Przez cały ten czas, ciemnowłosa obserwowała go z nieznikającym uśmiechem. Również zaczynała powoli żałować, że nie zgodziła się na żadną z jego propozycji wyjścia.

        Dogasiła papierosa i wrzuciła go do popielniczki. Wchodząc z powrotem do środka, potknęła się o próg i straciła kompletnie równowagę. Gdy znalazła się na podłodze, w ostatniej chwili podpierając się dłońmi, usłyszała dzwonek. Podniosła się momentalnie, odchrząknęła i przeczesując włosy, skierowała się ku drzwiom.

- Cześć. – Wyjątkowo zachrypnięty głos jej młodego sąsiada, wprawił dziewczynę o niezwykle delikatne ciarki.

- Hej. – Uniosła nieśmiało kąciki ust i sama nie rozumiała dlaczego tak nagle straciła swoją odwagę.

- Dzisiaj piątek. – Zaczął, lustrując ciemnowłosą. Nigdy nie potrafił się przed tym powstrzymać. Miała w sobie coś takiego, co już na odległość wołało o jego spragnione jej skóry usta.

- No i? – Uniosła brew, opierając dłoń na biodrze, drugą wciąż trzymając kurczowo klamki.

- Do trzech razy sztuka, pytam po raz ostatni. – Westchnął ostentacyjnie i spojrzał jej prosto w oczy.- Wyskoczysz gdzieś?

- Tak. – Odpowiedziała niemalże od razu, trochę zbyt entuzjastycznie. – To znaczy.. Niech ci będzie. – Odchrząknęła i poprawiła się, uciekając wzrokiem i wydymając usta. Zwilżył dolną wargę, po czym potarł ją leniwie kciukiem. Jego wzrok wciąż spoczywał na niskiej sylwetce dziewczyny.

- Świetnie. W takim razie wpadnę o dziewiętnastej. – Stwierdził, uśmiechając się cwaniacko.

- Jasne. – Skinęła głową i obdarzyła młodego mężczyznę spojrzeniem. Jego oczy zabłyszczały i spoglądając na ciemnowłosą po raz ostatni, wycofał się z jej progu, kierując do własnego mieszkania.

*

       Stała pomiędzy setką rozwalonych na podłodze ubrań. Żadne z nich nie było odpowiednie. Z jakichś powodów, czuła, że musi wyglądać dobrze. Naprawdę dobrze. Kolejny wieszak z sukienką znalazł się na podłodze. Gdy straciła już wszelką nadzieję, gdzieś w głębi ogromnej szafy zauważyła zapomnianą, niezakładaną sukienkę. Kupioną niegdyś za namową Key. Wyjęła ostrożnie odpowiedni wieszak i przyjrzała się jej dokładnie. Przygryzła wargę, ale jej wątpliwości odeszły równie szybko, co się pojawiły.

        Gdy wybiła dziewiętnasta, ciszę w jej mieszkaniu zakłócił donośny dzwonek. Podniosła się gwałtownie z kanapy, na której przesiadywała i ze zdenerwowaniem bawiła się palcami. Stukając obcasami skierowała się do drzwi. Otworzyła je powoli, a jej oczom ukazał się Louis. Jej policzki momentalnie oblał rumieniec nieznanego pochodzenia. Czarna koszula, rozpięte guziki i lekko widoczne skrawki tatuażu na torsie. Postawione włosy i ten cwaniacki, pewny siebie uśmieszek. Wszystko to składało się w cholernie pociągającego mężczyznę. Zwilżyła bezwiednie wargę i odważyła się spojrzeć w jego błyszczące, szaroniebieskie oczy.

        Kiedy tylko mu otworzyła, miał wrażenie, że jego szczęka bardzo szybko opada na podłogę. Wyglądała zjawiskowo. Ciemną koszulę i krótkie szorty zastąpiła czerwona sukienka przed kolano. Kolorowe martensy zastąpiły czarne szpilki. Wyglądała zupełnie inaczej. Dokładnie tak jak widywał ją w swoich fantazjach. Jego mięśnie napięły się, a na twarzy pojawił się uśmiech. Uśmiech zadowolenia i pierwszego, małego zwycięstwa. Bo to już coś, gdy kobieta stroi się specjalnie na spotkanie z tobą, nieprawdaż?

- Wyglądasz zajebiście. – Odezwał się w końcu, pocierając wargę.

- Mało wyszukany komplement, ale dzięki. – Wywróciła oczami i chwyciła za torebkę. – Idziemy?

- Zapraszam. – Cofnął się, rozkładając ramiona.

          Gdy weszli do klubu wybranego przez młodego mężczyznę, przywitała ich głośna muzyka. Woń alkoholu i drogich perfum niosła się po całym, wielkim pomieszczeniu. Zaprowadził ciemnowłosą do jednego z oddalonych od parkietu stolików.

- Czego się napijesz? – Spytał, gdy zajęła już miejsce na czarnej kanapie.

- Wódki. – Odpowiedziała od razu. Uniósł kącik ust z zadowolenia. Tak banalna odpowiedź, a on już wiedział, że ją lubi. Kobiety, z którymi umawiał się zazwyczaj zaczynały delikatnie, od wyszukanych drinków, a w końcu i tak kończył z nimi w jednej z kabin w klubowej toalecie. Ale ona była inna. Choć nie zmieniało to faktu, iż liczył na zasmakowanie jej ciała już tego samego wieczoru. Jednak najdziwniejsza myśl, jaka przyszła mu do głowy, to fakt, iż on wcale nie chce wylądować z ciemnowłosą w jakiejś brudnej toalecie. Chce rozkoszować się jej ciałem w wygodnym łóżku, pośród ich zmieszanych zapachów, a nie woni jednej z knajp.

        Skinął głową i skierował się do baru. Gdy wrócił, młoda dziewczyna rozglądała się z zaciekawieniem, co chwilę przygryzając wargę. Już wiedział, że jest to jej nawyk. Już wiedział, że nawyk ten działa widocznie na jego ciało i mięśnie. Ustawił na stoliku osiem szotów. Obdarowała go promiennym uśmiechem i przysunęła się bliżej blatu. Zajął miejsce tuż obok ciemnowłosej. Ich kolana zetknęły się. Gdy to poczuła, odsunęła się gwałtownie, chwytając za jeden z małych kieliszków z niebieskim płynem. Bez żadnego słowa uniosła go i wypiła duszkiem całą zawartość. Zaśmiał się pod nosem, robiąc chwilę potem dokładnie to samo.

- Szybka jesteś. – Stwierdził, oblizując się i patrząc prosto w jej ciemnobrązowe oczy. Dziewczyna wzruszyła jedynie ramionami, przeczesując zmierzwione włosy.

      I gdy tak się uśmiechał. Gdy się odzywał i śmiał, ona drżała. Choć może nie wszystko jeszcze do końca rozumiała. Nie, to nie była miłość. Ona uważała, że nie można tak szybko w to wpaść. Ale to nie było również coś, w co powinna brnąć. Ale pragnęła tego. Chciała go poznawać. Przyciągał ją. Przyciągał swoją tajemniczością. Impertynencki dżentelmen o wiecznie błyszczących oczach i cholernie intensywnym zapachu perfum. I choć udawała kompletny brak zainteresowania, choć udawała, że jego żarty jej nie śmieszą – polubiła go. W ciągu tych kilku, przypadkowych, aczkolwiek częstych spotkań. Nie wiedziała tylko, że ten mężczyzna był najmniej odpowiednim jakiego kiedykolwiek powinna była spotkać.*

*J.L Wiśniewski.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top