Separation // Sequel



Ja i Chanyeol nie widzieliśmy się już jakiś czas. Było to jednak normalne. Cieszyłem się, z nowego bliźniaczego domu jaki kupiłem wraz z Luhanem. Przynajmniej byliśmy blisko siebie. Ja pomagałem mu przy dziecku, a w zamian nie siedziałem osamotniony wokół czterech, zwykłych ścian. Jednak pomimo towarzystwa Luhana i małego Sejoonga, czułem się samotny. Nawet praca nie pomagała mi zapomnieć o tym jak bardzo tęsknie za Chanyeolem. Zrezygnowany i zmęczony moją tęsknotą,  nie mogłem się nawet skupić na pracy. Luhan zaczął się niepokoić i nawet moje zapewnienia,  że wszystko jest w porządku, nic nie dały. Wcześniej jakoś znosiłem nasze rozłąki, jednak ostatni tydzień był katorgą. Do tego fakt, że zobaczę Chanyeola dopiero za cztery miesiące rujnowały cały mój światopogląd . Siedziałem zrezygnowany na fotelu, musiałem przejrzeć i podpisać masę papierów, a nie wykazywałem nimi chociażby krzty zainteresowania. Wciąż wgapiałem się w zdjęcia moje i Parka. Miałem ich mnóstwo na telefonie, więc przeglądanie ich zajęło mi wiele czasu.  Po pewnym czasie odważyłem się napisać wiadomość do Chanyeola.

Do: Channie

Jesteś zajęty?

Od: Channie

Akurat nie. Stało się coś? :)

Do: Channie

Nie, czemu miało się coś stać?

Od: Channie

Nigdy nie piszesz do mnie sam, tym bardziej kiedy jesteś w pracy.

Do: Channie

Skąd wiesz, że jestem w pracy?

Od: Channie

Znam każdy Twój rozkład dnia, kochanie :*

Do: Channie

Nie znasz dnia, ani godziny.

Rzuciłem telefon na biurko, byłem przerażony wiedzą własnego partnera. Tym bardziej, że on wiedział wszystko o mojej pracy i jego harmonogramie, natomiast ja nie wiedziałem nic o jego rozgrywkach. Wyszedłem szybko z biura kierując się do gabinetu Luhana. Chłopak w przeciwieństwie do mnie, pogrążony był w papierach i ledwo co, było go zza nich widać. 

-Lu, możemy pogadać?- zapytałem.

-Byle szybko, jest masa roboty.- powiedział, prostując się na krześle.

-Ja już nie mogę.

-Czego nie możesz?- zapytał przerażony.

-Wytrzymać tutaj.- odpowiedziałem.- Wali mnie po głowie, cholera jasna.

-Nie mów, że chcesz rzucić robotę!- krzyknął, wstając.

-Nie, oczywiście, że nie.- zaprzeczyłem szybko.- Tylko kiedy wydamy nowego Vogue'a, muszę wziąć sobie wolne. 

-Bo?

-Muszę zobaczyć Chanyeol'a.- powiedziałem cicho, spuszczając wzrok. Było mi wstyd, w końcu Luhan też pewnie tęsknił za Sehunem.

-Dlaczego akurat teraz?- zapytał zdziwiony.

-Nie wiem, nie mam pojęcia. Tak jak zawsze miałem w dupie naszą separację, tak teraz po prostu go potrzebuję.- powiedziałem bliski płaczu.- To takie dziwne.

-Racja, dziwne. Do tej pory obchodziła Cię kariera, a Chanyeol był na drugim planie.- zauważył.

-Nie wiem co się dzieję. Po prostu wiem, że go potrzebuje.- wytłumaczyłem.

-Baekhyun jesteś totalnym kretynem. Teraz dopiero zrozumiałeś, że Chan jest Ci potrzebny nie tylko na wasze spotkania co pół roku?- zapytał śmiejąc się cicho.

-Tak, okej. Wiem, że czasem bywałem zimną suką, ale Chanyeol to jednak mój facet i czasem tęsknie za nim.

-Czasem? Ja oddałbym wszystko, żeby Sehun był tutaj ze mną. Sejoong wciąż jest mały i gdyby nie Ty, nie dałbym sobie rady. 

-A może zrobimy im niespodziankę?- zapytałem z błyskiem w oku.

-Co masz na myśli?- zapytał.

-Lećmy ich odwiedzić.

-Baek jeśli chcesz to leć, ale po wydaniu nowego Vogue'a.

-A co z Tobą?

-Ktoś musi się zająć firmą kiedy Ty będziesz się obściskiwał ze swoim chłopakiem.- zażartował.

-Ale Ty też tęsknisz za Sehunem...- mruknąłem.

-Sejoong w zupełności mi wystarcza. Na razie.- zaznaczył.

-W sumie...jest taki sam jak Sehun.- powiedziałem, przerażony odkrytym faktem.

-Aż za bardzo.



Przez następny tydzień harowałem za czterech. Często brałem nadgodziny i nie wychodziłem z pracy przed godziną drugą, z powrotem wpadając do biura już po ósmej. Nie czułem zmęczenia, bo zwyczajnie nie miałem na to czasu. Od pamiętnej rozmowy z Chanyeolem, nie odezwałem się do niego. Nie odpowiadałem na jego telefony czy wiadomości. Wiem, że Chanyeol nie lubił być przeze mnie ignorowany, ale miałem nadzieję, że moim przyjazdem mu to wynagrodzę. Miałem wykupiony już bilet lotniczy na jutro, no i rozmawiałem z Tao o ich nadchodzącym meczu. Nie brałem wielu rzeczy, byłem pewny, że większość czasu spędzę w łóżku. Dzisiaj po południu nowe wydanie magazynu ruszyło do sklepów, więc wieczór mogłem zarezerwować dla Sejoonga, ewentualnie na spanie. Podpisałem ostatnie papiery, po czym skierowałem się do działu sprzedaży, zostawiając wykaz zużytego materiału. Potem już tylko czym prędzej udałem się do samochodu, obiecałem odebrać małego od niani. Luhan nie mógł tego zrobić, ponieważ był na ważnym spotkaniu. Byłem jego ojcem chrzestnym, więc opiekowanie się nim było dla mnie przyjemnością. Był oczkiem w głowie każdego. Nawet Chan, który stronił od dzieci, uwielbiał go. Będąc już w domu, uszykowałem sobie i małemu jedzenie. Wszędzie grały telewizory z najróżniejszymi bajkami. Mały siedział w swoim foteliku brudząc siebie jak i wszystko dookoła. Był słodkim brzdącem, chociaż bardziej był podobny do Oh'a, ale nawet pomimo tego, tą słodkość odziedziczył po Luhanie. Pozbierałem porozrzucane po podłodze jedzenie, a później wytarłem buźkę Se, aby maluch mógł od nowa zbierać na niej pozostałości z tego co nie trafi do jego jamy ustnej. Sam w międzyczasie zjadłem swój obiad i troszeczkę posprzątałem w kuchni. Kiedy maluch stwierdził, że się najadł zaczął rozrabiać, a ja tylko chodziłem grożąc mu palcem. Stwierdziłem, że nie które bajki naprawdę źle wpływają na psychikę małego, dlatego większość telewizorów została wyłączona. W salonie pozostał ostatni włączony i to właśnie na nim leciały ukochane kucyki Pony, Sejoonga. Westchnąłem kiedy maluch wydarł swoją słodką japkę i rzucił się do samego telewizora, pełzając w tę i z powrotem. Był bardzo ruchliwy, niczym połączenie jego rodziców. Zabrałem malca spod telewizora, aby nie popsuł sobie wzroku. Oczywiście przyzwyczajony do tego typu działań, nawet się nie zdenerwował, tylko grzecznie zajął miejsce na kanapie obok mnie. Gaworzył słodko z kucykami, a ja nie mogłem oderwać od niego wzroku. Był przeuroczy. Nagle usłyszałem dzwonek do drzwi, nie oczekiwałem gości, ani nic w tym stylu. Luhan miał klucze od mojego domu, więc od razu by wchodził. Wziąłem małego na ręce, nie chcąc zostawić go samego i skierowałem swoje kroki do drzwi. Otworzyłem je i moim oczom ukazał się listonosz. 

-Dzień Dobry. Przesyłka do Państwa Parków.- powiedział, kłaniając się lekko.

-Parków?- zapytałem zdziwiony, ale podpisałem mały kruczek i już po chwili trzymałem kopertę w dłoniach. 

-I czy mógłbym zostawić list dla Państwa Oh? To pańscy sąsiedzi.

-Tak, pewnie.- odpowiedziałem, całkowicie pomijając tą część mówiącą, że Luhan zmienił nazwisko. Sejoong na odchodne pomachał wesoło Panu listonoszowi i za chwilę z ciekawością zabrał kopertę z moich rąk.- Sejoong nie zniszcz, bo to dla Twoich tatusiów.

Ciekawy zawartości sam czym prędzej rozerwałem kopertę tą należącą do nas. I kiedy tylko moim oczom ukazało się zaproszenie na ślub, moje oczy prawie wypadły z orbit. Kto do licha planował taki krok? Byłem święcie przekonany, że to na pewno nikt z mojej rodziny, zważając na to, że Lu i Sehun dostali identyczną niebieską kopertę. Otworzyłem zaproszenie i gdy tylko przeczytałem na czyj ślub zostałem zaproszony, wbiło mnie w ziemię. Nie mogłem uwierzyć temu co tam widziałem. W mgnieniu oka wziąłem telefonu i nie patrząc wybrałem numer Chanyeola, jednak szybko się zreflektowałem. Tym razem wybrałem numer Luhana, który powinien akurat być w drodze do domu. Odebrał już przy drugim sygnale. 

-Coś się stało małemu?- zapytał spanikowany.

-Co?- zapytał durnowato.- Nie, nie, ale nie uwierzysz co się stało!

-Dobra, zaczynam się bać Twojej ekscytacji. Gdzie Sejoong?- zapytał.

-Mam go na rękach, Sejoong powiedz coś do tatusia.- powiedziałem do małego, przystawiając mu telefon do ucha. Se wydarł się do słuchawki w tylko sobie znanym języku, kiedy tylko usłyszał głos swojego tatusia. Zaśmiałem się na to i po dłuższej chwili zabrałem telefon Sejoongowi i  przystawiłem sobie do ucha. Wszedłem do salonu i usiadłem na kanapie, wypuszczając z rąk chłopca, który szczęśliwy przykleił się do swojego ulubionego misia.- Wracając.- zacząłem.-Nie uwierzysz co przed chwilą przyniósł listonosz!

-No co takiego?- zapytał ciekawy.

-Zaproszenia na ślub.- powiedział krótko.

-Czyżby Twoja kuzynka planowała znowu wyjść za mąż?- zapytał sarkastycznie. Zaśmiałem się, w sumie też bym tak mógł pomyśleć. Moja kuzynka Suzy bardzo często zmieniała swoich mężów. Za często.

-Nie, tym razem to nie ona. 

-To kto wpadł na taki pomysł?- zapytał skonfundowany.

-Zgaduj!

-Baek, proszę Cię ile Ty masz lat?- zapytał.

-Dwadzieścia siedem. Ja pierdole, mam dwadzieścia siedem lat.- powiedziałem przerażony.

-Nie przejmuj się. Kris ma dwadzieścia osiem, jemu bliżej do trzydziestki.- zażartował.

-No właśnie!- podchwyciłem.

-Kris i Tao biorą ślub?- zapytał energicznie.

-Nie! Kto z naszej paczki był od nas jeszcze starszy?

-Xiumin? O mój boże! Nie mów, że to Xiu i Chen, bo Ci nie uwierzę.- powiedział.- Czekaj, jestem już pod domem.- powiedział jeszcze za nim, się rozłączył. Po chwili usłyszałem jak wbiega do domu i szybko zrzuca buty. Następnie przykleja się do swojego synka, siadając obok mnie. Trzymając na kolanach Sejoonga, wziął ode mnie kopertę. Rozdarł ją szybko i gdy tylko spostrzegł kto widnieję jako para młoda, gały wyszły mu z orbit zapewne tak jak i mi.- Na serio...? Chen robi sobie żarty. Jestem tego pewny.

-A ja sądzę, że to możliwe, tylko Xiumin się oświadczył, bo Chenowi zabrakło jaj.- zaśmiałem się.- W ogóle widziałeś jak zostaliśmy zaadresowani?

-Widziałem. Chyba mógłbym się do tego przyzwyczaić, wiesz?- zaśmiał się.

-Tak, ja chyba też.- powiedziałem dużo spokojniej.-Jestem ciekawy jakby wyglądał nasz ślub...

-Też chciałbym wiedzieć.- rozmarzył się blondyn.- W sumie już dawno mamy dziecko, więc ślub to kwestia czasu.

-Chyba tak. Muszę się postarać, aby w ogóle ktokolwiek mógł się starać o moją rękę.- zażartowałem.

-A więc gotowy na Amerykę?- zapytał z błyskiem w oku.

-Gotowy.



Cholera jasna! Nie, nie byłem gotowy. Stojąc na pieprzonym lotnisku Chicago O'Hare miałem ochotę zawrócić i wsiąść do pierwszego, lepszego samolotu do Korei. Nie byłem chyba przygotowany na wtargnięcie do obcego kraju w tak protekcjonalny sposób jak mój. Była godzina piętnasta, więc za niecałe dwie godziny rozpoczynał się mecz. Wzrokiem wyszukałem chłopaka, który miał mnie odebrać z lotniska i zawieźć najpierw do domu w którym mieszkali Tao, Kris, Sehun i mój Chanyeol, a później na mecz. Był pomocnikiem drużyny, dlatego miał dostęp do domów zawodników i przede wszystkim wiedział gdzie one się znajdują. Przywitałem się z nim po angielsku i już po chwili jechaliśmy zawieźć moje rzeczy. Byłem cholernie zestresowany, w szczególności, że byłem z obcym facetem, co prawda miłym, ale nadal obcym, w samochodzie. Do tego miałem nadzieję, że Chanyeol nie będzie na mnie zły, za mój pochopny przyjazd. Teraz dopiero zaczęło dochodzić do mnie co tak naprawdę robię. 

-Stresujesz się?- zapytał mnie Danny.

-Tak.- odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- Mam nadzieję, że Chanyeol nie będzie na mnie zły.

-Wątpię. Jesteś jego oczkiem w oku. Tylko chyba ostatnio wam się coś nie układało...- mruknął, skupiając się na drodze.

-Może, troszkę.- odpowiedział, wiedząc, że to wszystko moja wina. Mogłem chociaż raz odebrać ten pieprzony telefon. 

-Jesteśmy. Chodź pokaże Ci pokój Chana.- powiedział, wychodząc z samochodu i wchodząc do domku jednorodzinnego. Była to dla mnie naprawdę bardzo dziwna sytuacja, bo w końcu Chanyeol był moim facetem od dobrych sześciu lat, a pomimo tego nie widziałem go w tym życiu. To tak jakbym tutaj nie należał. Nie miał prawa istnienia. Wszedłem do pokazanego przez Dannego pokoju. Rozglądnąłem się uważnie, nie omijając szczegółów. Pomieszczenie wyglądało podobnie do pokoju w bractwie jakie miał Chanyeol za czasów studenckich. To przywoływało wspomnienia. Uśmiechnąłem się pod nosem, zostawiając obok szafy swoje ubrania. 

-Zaczekam w samochodzie, tylko byle szybko, bo mecz zaczyna się za nie długo.- powiedział przyjaźnie.

-Okej.

Wyciągnąłem szybko świeże ubrania i przebrałem się w nie. Chciałem wyglądać ślicznie dla niego. Łapiąc za kosmetyczkę skierowałem się do łazienki. Tutaj też było wszystko w nieładzie. Widać, że Chan tutaj przebywał. Wszystko tak doskonale mi go przypominało i do niego pasowało, że w końcu poczułem się tutaj dobrze. Szybko pomalowałem swoje oczy i przejechałem balsamem usta. Przejrzałem się i stwierdziłem, że jest naprawdę dobrze jak na trzynaście godzin podróży. Ogarnąłem jeszcze tylko łóżko Chanyeola i już po wzięciu telefonu udałem się do samochodu.

-Chanyeol nie żartował kiedy mówił, że jesteś śliczny.- zaśmiał się Danny, ruszając.

-Dziękuje.- powiedziałem zawstydzony.- Ten idiota dużo o mnie mówił?

-Nawet nie wiesz ile, ale w sumie to i tak nie przebije Sehuna, który non stop mówi o swoim dziecku.- zażartował.

-Tak, ten to ma prawdziwego świra.- potwierdziłem.

Reszta drogi minęła nam na bezsensownym gadaniu. Moje poczucie winy i wszystkie negatywne uczucia zmieniły się. Teraz jedynie chciałem jak najszybciej znaleźć się w ramionach mężczyzny mojego życia. I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od seksu. Wszedłem bocznym wejściem, zaraz za Dannym. Kierowaliśmy swoje kroki do szatni, zważając na układ korytarzy. Byłem naprawdę bardziej niż podekscytowany. W moim brzuchu latało stado żywych motyli. Nie pierwszy raz oglądałem jak Chanyeol gra, jednak to była inna sytuacja, tutaj był profesjonalistą. Danny bez pukania wszedł do środka, ja zatrzymałem się na chwilę słysząc gwar w środku. Słyszałem głośne rozmowy zawodników, ale w momencie kiedy usłyszałem ten charakterystyczny śmiech nie czekałem więcej. Wszedłem do środka, rozglądając się dookoła. Pierwszy zobaczył mnie Sehun, widocznie szukał Luhana, który być może przybył tu ze mną, jednak go nie dojrzał. Szturchnął Chanyeola, aby ten w końcu dojrzał kto go odwiedził, ale ten był zajęty ubieraniem się i nawet nie spojrzał w jego czy moją stronę. Widziałem jak wyciąga telefon, przypatrując mu się w ciszy i w tym samym momencie słyszę krzyk swojego drugiego przyjaciela.

-Baekhyun!- krzyknął Tao, który po chwili mocno przyciskał mnie do siebie. Tak, ja też się za nim stęskniłem. Ostatni raz widziałem go dwa lata temu. Kiedy tylko uwolniłem się z jego objęć, spojrzałem w stronę gdzie stał Chanyeol. Patrzył na mnie oniemiały, nie wydając z siebie ani jednego słowa. Przywitałem się ze wszystkimi zawodnikami, przytulając do Krisa i Sehuna, aż w końcu stanąłem przed Chanyeolem, który nie wiedząc co ma zrobić po prostu się we mnie wgapiał.

-Czemu nie odbierałeś pieprzonych telefonów?- zapytał cicho.

-Nie miałem czasu, musiałem ciężko pracować, aby tu przylecieć.- odpowiedziałem.- No i wiedziałem, że się wygadam jeśli tylko usłyszę Twój głos.
Chanyeol zaśmiał się na moje stwierdzenie. Wyprowadził mnie z szatni na korytarz, abyśmy mogli porozmawiać na spokojnie. Kiedy znaleźliśmy się na odosobnieniu, chwilę jeszcze staliśmy w ciszy, którą przerwał cichy, głęboki głos mojego partnera.

-Nie wierzę, że tutaj jesteś.- wyszeptał, przyciskając swoje usta do moich. Odpowiedziałem na pocałunek równie żarliwie co on. Brakowało mi jego ust. Pogłębiłem pocałunek, zawieszając ręce na Chanyeola szyi. Miałem ochotę się rozpłakać. Niby dwa miesiące, ale to tak cholernie długi czas bez osoby, którą się kocha. Kiedy w końcu się od siebie oderwaliśmy, Chanyeol musiał iść. Zrobił to naprawdę bardzo niechętnie. Ja wraz z Dannym skierowaliśmy się na trybuny, siadając praktycznie przed samym polem do gry. Byłem gotowy dopingować Chana mocniej i bardziej, niż te pseudo cheelederki. Musiałem pokazać do kogo należał Park Chanyeol z numerem sześćdziesiąt jeden. Może mi się wydawało, albo i nie, ale Chanyeol grał dzisiaj zdecydowanie lepiej. Często oglądałem jego mecze w telewizji, jednak zawsze grał spokojniej. Teraz biegał po boisku niczym wariat. Popisywał się tak jak za czasów studenckich. Podczas szkolnych rozgrywek, gdy tylko zasiadałem na trybunach, Chanyeol popisywał się jak głupi. Każdy kosz dedykował mi, na co zawstydzony za każdym razem rumieniłem się. Kiedy mecz się zakończył wygraną drużyny Chanyeola, mężczyzna podbiegł do mnie przytulając mnie do swojego spoconego ciała. Byłem skłonny wybaczyć mu to, ale tylko w tym wypadku. Nienawidziłem kiedy spocony lepił się do mnie domagając pieszczot, ale chyba w końcu tęskniłem za tym. Tęskniłem za całym światem studenckim. Dałbym wszystko, aby cofnąć się znowu te sześć lat. 


W domku znaleźliśmy się dopiero sześć godzin później, kiedy koszykarze w końcu najedli się i oblali wygraną. Ja sam byłem skłonny leciutko się upić, w końcu dawno tego nie robiłem. Wraz z Chanyeolem prowadziłem nawalonego w trzy dupy Sehuna, który upił się ze wszystkich najbardziej. Chyba zrobił to z tęsknoty za swoją rodziną. Oczywiście kiedy tylko pokazałem chłopakom od kogo dostaliśmy zaproszenia na ślub to padli trupem ze śmiechu, jednak ucieszyli się na tą wspaniałą nowinę. Kiedy ułożyliśmy blondyna do snu, sami skierowaliśmy się do pokoju Parka, który z grubsza uprzątnął, kiedy ja brałem prysznic. Z ręcznikiem przepasanym na biodrach, podszedłem do stojącego tyłem mężczyzny. Objąłem go w pasie i przytuliłem do jego pleców. 

-Tak bardzo za Tobą tęskniłem.- wyznałem.

-To dlatego zachowałeś się tak pochopnie, przylatując tutaj?- zapytał.

-Źle zrobiłem?- odpowiedziałem pytaniem, na pytanie.

-Nie, wręcz przeciwnie. Cieszę się, że tu jesteś, ale na litość boską, odbieraj jebane telefony. Umierałem z niepokoju.- powiedział, odwracając się i patrząc mi uważnie w oczy.

-Zastanowię się nad tym.- zaśmiałem się, ale Chanyeol już przerzucił mnie sobie przez kolano, siadając na łóżku. Odkrył mój tyłek i wymierzył mi cztery soczyste klapsy. Z jękiem przymknąłem swoje oczy i wypuściłem głośno powietrze.

-Mam nadzieję, że ta lekcja przemówi Ci do rozsądku.- powiedział, rozmasowując moje pośladki.

-W takim wypadku muszę być bardziej niegrzeczny.- mruknąłem zadowolony.

-A więc po to tu przyjechałeś?- zapytał z błyskiem w oku.- Liczyłeś na seks?

-Chanyeol.- zacząłem, siadając na jego biodrach okrakiem. Ręcznik całkowicie już ze mnie spadł i pokazywał mój rosnący wciąż problem.- Kiedy tylko mnie tutaj zobaczyłeś miałeś ochotę zerwać ze mnie ubrania i pieprzyć mnie do utraty tchu.

-A co jeśli było na odwrót?- zapytał, łapiąc moją wargę w swoje zęby. Wyrwałem się leciutko, przejeżdżając swoimi kciukami, jego idealne wargi. 

-Nie musisz okłamywać samego siebie, ja doskonale znam każde Twoje spojrzenie. Nawet teraz czuje i widzę Twoje podniecenie.- mruknąłem, zsuwając jedną dłoń do jego krocza. Zwinnymi palcami odpiąłem jego spodnie i wsunąłem dłoń pod bokserki. Stopniowo zacząłem ugniatać mojego giganta. Byłem niesamowicie spragniony jego wielkości. 

-Baekhyun jesteś dzisiaj naprawdę inny.- przyznał Chanyeol.

-Wiem.

Już nic więcej do siebie nie wypowiedzieliśmy. Ściągałem ubrania z Chanyeola, uważnie przyglądając się jego ciału. Pomimo iż znałem je na pamięć to i tak chłonąłem każdą cząstkę jego skóry. Był najprzystojniejszy ze wszystkich moich partnerów. I chociaż każda laska go chciała, żadna nie mogła go mieć, ponieważ był mój. Pocałowałem swojego mężczyznę, mocno, pewnie i dogłębnie. Sam byłem zadziwiony swoją wysuniętą inicjatywą i o dziwo Park pozwalał mi na wszystko. Nigdy nie pozwalał mi dominować. Uważał, że to jest robota dla niego. W końcu ja dominowałem w wielu innych kwestiach, zaś on mógł to robić tylko w łóżku. Pociągnąłem kosmyki jego włosów tak, aby odchylił dla mnie swoją głowę. Przejechałem językiem po jego seksownej szyi i zassałem się w okolicy obojczyka. Jedną dłonią przetarłem jego sutka, na co zdegustowany odchylił się ode mnie. Zaśmiałem się głośno i tym razem całkowicie swoją uwagę poświęciłem jego członkowi, który prężył się bardziej niż zwykle. Wziąłem w usta główkę i zassałem się na niej, chcąc dać Chanyeolowi jak najwięcej przyjemności. Z reguły nie robiłem lodów, jednak po dłuższym namawianiu Chanyeola byłem skłonny co jakiś czas sprawić mu tą przyjemność. Niespecjalnie to lubiłem, jednak wiedziałem, że mężczyzna uwielbiał mój język w tamtym miejscu. Pogłębiłem daną mu przyjemność, nie myśląc o odruchu wymiotnym, który uporczywie dawał o sobie znać. Widzicie co ja robię, aby ten kutas był szczęśliwy? Czułem pulsowanie jego członka i wiedziałem, że lada moment dojdzie, jednak ja nie pozwoliłem mu na to. Złapałem palcem żyłę, która przyhamowała jego wytrysk. Usłyszałem warknięcie ze strony Chanyeola, na to działanie. Jednak mój pocałunek, całkowicie go pocieszył. Szybko zabrałem lubrykant ze swojej torby podróżnej i po chwili pozwalałem Chanowi mnie rozciągać. Oddałem mu się posłusznie, wiedząc, że nie pozwoliłby mi samemu się rozciągać. To było jego ulubione zajęcie, zaraz po penetracji własnym penisem. Jęknąłem głośno, kiedy poczułem jak jego palce idealnie trafiły w mój punkt. Dłużej już nie mogłem wytrzymać. Szarpnąłem Chanyeola, aby ten w końcu we mnie wszedł. Nie obchodziło mnie też to, że nie byłem w pełni rozciągnięty. Chciałem czuć jego pożądanie mocno. Na drugi dzień pewnie nie będę mógł chodzić, ale nie obchodziło mnie to, bo w końcu musiałem jakoś zapamiętać jego dotyk. Park nieprzekonany moim wyborem chwilę się wahał, ale kiedy w końcu sam wziąłem sprawy w swoje ręce i nadziałem się na niego, postanowił robić to co chciałem. Bolało, nawet można powiedzieć, że mnie rozrywało, ale nie dałem tego po sobie poznać. Z wciąż zamkniętymi oczami i głową przyciśniętą do włosów Parka, opadałem na niego z pomocą jego wielkich dłoni. Z każdym mocniejszym pchnięciem zapominałem o bólu. W moim podbrzuszu rodził się prawdziwy wulkan. Jęczałem i krzyczałem na przemian, nie chcąc się już powstrzymywać. Przestało mnie obchodzić to, że nasi przyjaciele znajdują się w tym samym domu. To nie pierwszy raz jak słyszą nasze ekscesy łóżkowe. Pewnie przygotowali się na to i zakupili zatyczki do uszu. Miałem taką nadzieję, bo kiedy w końcu osiągnąłem szczyt już w ogóle nie kontrolowałem swojego krzyku. Jęknąłem ponownie czując jak Chanyeol spuszcza się głęboko we mnie. 

-Miałeś we mnie nie dochodzić.- przypomniałem mu.-Wiem, ale nie mogłem się powstrzymać. 

-Będziesz to czyścił.

-Z wielką przyjemnością. Ale to po rundzie drugiej.- powiedział, zabierając się znowu za mnie. Zdążyłem tylko się głośno zaśmiać, a po chwili jego usta, miażdżyły te moje. A nie mówiłem, że cały wyjazd spędzę na seksie z facetem mojego życia? Separacje czasem są dobre, pokazując nam ile znaczą dla nas pewne osoby i przede wszystkim utwierdzają nas w naszych skomplikowanych uczuciach. 


A/N

Upragniony CHANBAEK!!! Jesteście zadowoleni z Sequela? Bardzo chciałabym zobaczyć wasze opinie, bo kiedy nie komentujecie tak naprawdę nie wiem czy wam się to podobało. Nawet najkrótszy komentarz motywuje do pisania, chociaż tymi dłuższymi nie pogardzę :3 Jest to najdłuższy sequel jak do tej pory, może dlatego, że kocham ten pairing ponad życie? XD Nowy rozdział Vogue też powinien pojawić się na dniach. :) Nie wiem dokładnie w który, bo muszę go jeszcze trochę dopracować. 

INFORMACJA: Postanowiłam stworzyć osobną historię dla Libster Awards. Jeśli chcecie możecie tam przeczytać najnowsze libster awards, które postaram się wstawić jeszcze dzisiaj. I przypominam, że nie zawsze mogę zauważyć, że ktoś mnie nominował, dlatego prosiłabym o jakieś przypomnienie, bądź krótką wiadomość o tym fakcie :) Dziękuje :D

KOSIAM WAS :D


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top